Drakensang: Phileasson’s Secret - recenzja

Michał Myszasty Nowicki
2011/04/06 16:22
7
0

Drakensang: Rzeka czasu przywrócił mi jakiś czas temu wiarę w to, że wciąż można zrobić naprawdę niezłą grę cRPG ze skomplikowaną mechaniką, mnóstwem klasycznych rozwiązań i bez obowiązkowego, fabularnego patosu. Zgodnie z obietnicami, ekipa Radon Labs przygotowała również dla fanów rozszerzenie, dodające nowe przygody dla bohaterów podstawowej części gry. Niestety, wbrew nadziejom i oczekiwaniom, dodatek zatytułowany Drakensang: Phileasson’s Secret zawodzi pod każdym niemalże względem.

Drakensang: Rzeka czasu przywrócił mi jakiś czas temu wiarę w to, że wciąż można zrobić naprawdę niezłą grę cRPG ze skomplikowaną mechaniką, mnóstwem klasycznych rozwiązań i bez obowiązkowego, fabularnego patosu. Zgodnie z obietnicami, ekipa Radon Labs przygotowała również dla fanów rozszerzenie, dodające nowe przygody dla bohaterów podstawowej części gry. Niestety, wbrew nadziejom i oczekiwaniom, dodatek zatytułowany Drakensang: Phileasson’s Secret zawodzi pod każdym niemalże względem.

Jego największa wadą jest to, że twórcom nie udało się zupełnie wykorzystać olbrzymiego potencjału, jaki tkwił w opowiadanej historii. Niech bowiem nie zmyli was dumnie brzmiące słowo „dodatek”; Drakensang: Phileasson’s Secret bardziej kojarzy mi się z typowym DLC. Oczywiście nie ma go co porównywać do kiepskawych historyjek, którymi uraczyli nas twórcy DLC do Dragon Age: Początek, jednak po ekipie Radon Labs spodziewałem się czegoś więcej.Drakensang: Phileasson’s Secret - recenzja

W pakiecie dostajemy de facto dwie misje. Pierwsza z nich, stanowiąca główne danie, koncentruje się wokół postaci tytułowego Phileassona, jarla przypominających Wikingów bukanierów. Druga, to luźno związana z członkami jego załogi historyjka o wydartym Rzecznemu Ojcu skarbie i nie mogących zaznać spokoju duchach. Co najważniejsze, obydwie opowieści nie kolidują, ani nie zazębiają się w żaden sposób z głównym wątkiem fabularnym, stanowiąc zupełnie odrębne zadania.

Nie mamy więc czegoś, na co liczyłem najbardziej, czyli dalszego ciągu historii. Co więcej, Phileasson’s Secret możemy rozegrać w niemalże dowolnym momencie, wymagane jest jedynie dotarcie do jednego z „kamieni milowych” głównej fabuły. Wtedy to Asleif "Foggwulf" Phileasson wraz z załogą wpływają na Wielką Rzekę, sprowadzeni dziwnymi snami i wizjami jednego z członków załogi. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by cieszyć się zawartością dodatku po ukończeniu kampanii. Wystarczy odegrać stan gry po finałowej walce i wrócić do Nadoret, by wziąć udział w nowej przygodzie.

Przygodzie, która zapowiada się niezwykle smakowicie. Nie chcę tu oczywiście zdradzać szczegółów fabuły, jednak musze w kilku słowach wspomnieć o tym, co czeka nas w Drakensang: Phileasson’s Secret. Otóż tytułowy bohater uwikłany został w historię, której finałem jest konieczność odwiedzenia zamkniętego w magicznym „bąblu”, starożytnego miasta wysokich elfów, Tie'Shianna. W tym też momencie wkracza do akcji nasza drużyna.

Samo miasto jest zdecydowanie jedną z najlepiej wykonanych lokacji w całej serii, urzeka swym rozmachem i wzorowaną na egipskiej tudzież sumeryjskiej, architekturą. Szybko jednak orientujemy się, że większość „balkonów” jest jedynie tłem, a my sami eksplorować możemy jedynie niewielki fragment złotego miasta.

Sama historia wydaje się być od początku ciekawa i interesująca. Szybko zauważamy, że jesteśmy wraz z Phileassonem manipulowani przez nieznanych nam początkowo graczy, domyślamy się, że intryga ma podwójne dno, co wciąga nas skutecznie w opowieść. Niestety, twórcy scenariusza Phileasson’s Secret nie potrafili odpowiednio rozegrać tej intrygi. Przez cały czas jesteśmy skazani na bierne śledzenie fabuły, nie podejmujemy praktycznie żadnych ważnych decyzji i w efekcie jedynie efektowna końcówka pozostaje nam w pamięci po zakończeniu przygody.

GramTV przedstawia:

Zawodzi również tytułowy bohater. Asleif "Foggwulf" Phileasson i jego „wilki”, to klasyczna banda twardych zakapiorów, jednak autorzy gry nie wykorzystali tego zupełnie. Sam Foggwulf sprawia wrażenie grzecznego chłopczyka, który z przesadną dbałością o słowa, sztywno i bez polotu wygłasza swoje patetyczne kwestie. Zupełnie zabrakło w tej postaci ognia i tego czegoś, co sprawiałoby, że każdy z nim kontakt i rozmowa zapadałyby na dłużej w pamięć. Był pomysł, położono jednak wykonanie.

W Phileasson’s Secret zabrakło również praktycznie całkowicie tego, co stanowiło wyróżnik serii – zagadek logicznych wplecionych w opowieść. Pełne tajemnic starożytne miasto elfów aż prosiło się o tego typu elementy, tymczasem w całym dodatku trafimy na jedną zaledwie, dość prostą zagadkę. Zamiast tego otrzymujemy grindfest, podczas którego przez większość czasu walczymy ze skarabeuszami i przypominającymi... mroczne pomioty siłami Bezimiennego.

Struktura dodatku, który tak naprawdę jest po prosty pakietem dwóch dodatkowych przygód nie pozwoliła też na wprowadzenie do gry jakichkolwiek nowości. Oczywiście trudno oczekiwać od twórców jakichś drastycznych zmian w opartej sztywno na „papierowym” pierwowzorze mechanice gry, jednak Phileasson’s Secret nie wnosi zupełnie nic do rozgrywki. A przecież kontakt ze wysokimi elfami aż prosił się o jakieś unikalne zdolności, czy choćby kilka rzemieślniczych przepisów i wzorów, pozwalających wykonać jakieś ciekawe przedmioty. Jedna, dostępna w grze mikstura, to chyba troszkę za mało.

Podobnie jest z nowymi zabawkami. Poza jednym elfiej proweniencji pancerzem – całkiem niezłym zresztą – nie znajdziemy tu zbyt wielu ciekawych i unikalnych przedmiotów. Czy naprawdę tak trudno było wzbogacić grę o paru bohaterów niezależnych, kilka zadań pobocznych, wymagających zagadek i ciekawych nagród? Z pewnością uczyniłoby to dodatek znacznie atrakcyjniejszym i dało odskocznię od liniowego do bólu, głównego wątku.

Dodatek nie poprawia też żadnych błędów i niedoróbek, które dało się zauważyć w podstawowej wersji gry. Wydajność silnika na otwartych przestrzeniach wciąż jest mało zadowalająca, angielskie głosy aktorów nadal brzmią wyjątkowo nieprzekonująco i nijako, zarządzanie ekwipunkiem wymaga anielskiej cierpliwości, a dziwne glitche, znikanie modeli i praca kamery nie uległy żadnym zmianom.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Drakensang: Phileasson’s Secret jest dodatkiem, który powstał trochę na siłę. Przeżywające spore kłopoty studio najwyraźniej miało pomysł, jednak – być może z powodów finansowych – nie miało środków lub entuzjazmu, by wykrzesać z niego coś naprawdę ciekawego i wartego zakupu. Stworzone na jego potrzeby miasto i historia mogły stać się podwalinami pod naprawdę niesamowitą miniaturkę, swoistą opowieść w opowieści, której centralną postacią jest przecież jeden z największych bohaterów świata Aventurii.

Niestety, nie udało się. Opowieść nie jest zła, zabawy wystarcza na 6-7 godzin, jednak już w połowie zaczynamy się po prostu nudzić, wiedząc, że przed nami czeka jedynie kilka kolejnych najeżonych pułapkami podziemnych korytarzy, następne fale wrogów i być może jedna, czy dwie spektakularne sceny. Które tak naprawdę ratują Phileasson’s Secret przed całkowitym odejściem w niepamięć kilka minut po ukończeniu zabawy. To jednak zbyt mało, bym mógł ten dodatek polecić komukolwiek, poza najbardziej zagorzałymi fanami serii.

5,5
Jeśli już musicie kupić, to poczekajcie do przeceny
Plusy
  • Miasto TieShianna
  • ciekawe tło opowieści
Minusy
  • Zupełnie niewykorzystany potencjał
  • nudny tytułowy bohater
  • schematyczna misja
  • za dużo walk, za mało zagadek
  • brak jakichkolwiek nowości
Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
16/04/2011 18:29

Dragon Age dwa zawiodła mnie całkowicie. Widzę jak największe studio tworzące dotychczas dobre gry RPG upada idąc na masowość:( Nie wierzę, aby ten dodatek był gorszy od Dragon Age 2 więc i tak zagram. Na bezrybiu i rak ryba...Wiedźmin jedyną nadzieją na dobre RPG. A co do DA, to nie umiem zrozumieć skąd tak dobre oceny w sieci...chyba musieli nieźle sponsorować recenzentów.

Sanders-sama
Gramowicz
07/04/2011 21:19

Skoro tak to nie gram w to a 1 i 2 ukończyłem i mi się bardzo podobały...

Usunięty
Usunięty
07/04/2011 10:30

Oby nie było tak, że kłopoty Radon Labs zakończą serię.




Trwa Wczytywanie