Red Faction: Armageddon - pierwsze wrażenia

Patryk Purczyński
2011/02/07 14:00
5
0

Red Faction: Armageddon to odsłona co najmniej dwóch powrotów: na Marsa i do podziemnych tuneli. Połączenie oryginalnej koncepcji z lokacją z Guerrilli musi wyjść okazale. Zwłaszcza, gdy dysponuje się nietuzinkowym arsenałem.

Red Faction: Armageddon to odsłona co najmniej dwóch powrotów: na Marsa i do podziemnych tuneli. Połączenie oryginalnej koncepcji z lokacją z Guerrilli musi wyjść okazale. Zwłaszcza, gdy dysponuje się nietuzinkowym arsenałem. Red Faction: Armageddon - pierwsze wrażenia

Seria Red Faction lubi szafować głównymi bohaterami. Tradycji stanie się zadość w Armageddonie, choć tym razem wszystko zostanie w rodzinie. Gracz przejmie kontrolę nad Dariusem Masonem, wnukiem Aleca i Samanyi, znanych z Guerrilli. Jesteśmy zatem świadkami wydarzeń rozgrywających się dwa pokolenia po opowieści przedstawionej w poprzedniej części. Mason przybywa na Marsa, jednak to, co zastaje na jego powierzchni, nie napawa - najłagodniej mówiąc - optymizmem. Obecni tam ludzie zostali zmuszeni do zejścia pod ziemię po tym, jak w planetę uderzył meteoryt, niszcząc przy okazji systemy podtrzymujące warunki niezbędne do egzystencji. Tak jest, nasz sąsiad w układzie słonecznym został podpiwniczony tunelami i pomieszczeniami. W zasadzie całe życie toczy się tam piętro niżej... Bo któż by chciał podziwiać kosmiczne burze i tornada (czy raczej: któż by chciał narażać się na ich skutki)?

Darius próbuje się zaadaptować do zastanej sytuacji. Podczas jednej z misji jego względny spokój zostaje jednak całkowicie zrujnowany. Ktoś próbuje go bowiem wrobić w otwarcie wrót, przez które na powierzchnię i pod ziemię przedostają się nieznane ludzkości potwory. Porywają kolonistów, więżą ich w kokonach, słowem: zagrażają całej populacji. Głównym celem Masona (oprócz przeżycia, z czym związane jest wyrzynanie hord pojawiających się znikąd kreatur) jest wyjaśnienie, kto stoi za inwazją. Z zarzutów trzeba się przecież oczyścić, a że przy okazji można się rozprawić z jakimś nieznanym z początku geniuszem zła i ocalić cywilizację pomieszkującą Marsa, to tym lepiej.

Wygląda zatem na to, że w kwestii fabuły zmieni się niewiele. Znów otrzymamy historię, która nie ma wybijać się na pierwszy plan, a jedynie wprowadzać w świat przedstawiony i dawać dobry powód do opróżniania magazynków. Twórcy zaznaczają jedynie, że na potrzeby przedstawienia scenariusza w pożądanej formie uczyniono go liniowym (choć nie zabraknie misji pobocznych). Zupełnie inaczej ma się za to prezentować konstrukcja poszczególnych misji. Nie będzie już poszukiwania po planszy małych ikonek, za pośrednictwem których przydzielane są nam nowe, niewielkie zadania. Tym razem postawiono na różnorodność. - To element, z którego jesteśmy najbardziej dumni. Jeśli spojrzeć na wszystkie zadania w Armageddonie, w niemal każdym można znaleźć coś wyróżniającego i zarazem znaczącego. Sądzimy, że fani będą naprawdę zadowoleni ze zróżnicowania, które otrzymają przechodząc z jednej z misji do kolejnej - mówi starszy producent, Jim Boone. Nie czarujmy się - ani fabuła, ani misje, ani nawet ich różnorodność nigdy nie były i prawdopodobnie nigdy nie będą składowymi, które sprawiają, że seria Red Faction ma bezpieczne miejsce w sercach wielu graczy. Od samego początku tym elementem jest możliwość siania zniszczenia - wszędzie. Nie inaczej jest w Armageddonie. Ba, producenci wracają do korzeni, prowadząc nas przez ciasne tunele i zamknięte pomieszczenia. W takich lokacjach to dopiero można zdziałać cuda! Zwłaszcza, jeśli ma się na wyposażeniu cudotwórcze narzędzia. Twórcy nie oszczędzali swoich szarych komórek, dzięki czemu w ręce głównego bohatera trafią prawdziwe cacuszka - najwyraźniej zdolność odnajdywania takowych Darius odziedziczył po swoim dziadku.

Analizę arsenału zacznijmy od dania głównego, czyli Magnet Guna. Budzące respekt już samym swym wyglądem działko zmienia cały świat w broń. Zaznaczamy wybrany element konstrukcji, a następnie miejsce, w które ma polecieć i... tak zaczyna się zabawa. Można w ten sposób przemieścić przeciwnika i rozbić go w pył o okoliczne zabudowania, jak też owe zabudowania rozbić o tegoż przeciwnika - efekt będzie ten sam. Widok 20-metrowego komina pędzącego ruchem jednostajnie przyspieszonym w stronę końca alienowego żywota to coś, co z łatwością wydusza uśmiech na facjacie. A to wcale nie koniec: można przecież zaznaczyć jednego kosmitę na jednym końcu mapy i drugiego po przeciwnej stronie lokacji i popatrzeć z radością, jak pędzą w swoją stronę, taranując po drodze wszystko, co popadnie i wybijając łbami dziury w ścianach. Niszczenie otoczenia za pomocą tego cacuszka nie wygląda może nazbyt efektownie, ale zapewnia oryginalne rozwiązania w starciu z napastnikiem.

GramTV przedstawia:

Magnet Gun to tylko jeden przedstawiciel szerszego grona działek, a już zapewnia masę zabawy. Trudno się jednak dziwić, skoro sami producenci określają go mianem "flagowej broni" swego nowego dzieła. A co poza tym? Plasma Beam topi wszelkie zaznaczone obiekty. Singularity Gun wytwarza czarną dziurę, która, jak na czarną dziurę przystało, wsysa wszystko, co ją otacza. Efekt odkurzacza kończy wybuch o umiarkowanej sile rażenia. W Red Faction: Armageddon zasiądziemy też za sterami czegoś na wzór mecha. Nie dość, że urządzenie ma sporą siłę rażenia, to jeszcze potrafi zburzyć to i owo z naszego otoczenia. Co ciekawe, główny bohater dysponuje urządzeniem, które jest w stanie odbudować każdą zniszczoną konstrukcję (czy tylko mi przypomina się Singularity?). Najwyraźniej twórcy zamierzają dać nam nieograniczone zasoby obiektów podlegających destrukcji i, co za tym idzie, nieograniczone pokłady zabawy. Rozgrywkę urozmaicą z pewnością pojazdy, którym przyjdzie nam sterować. Volition nie jest skore do ujawniania zbyt wielu szczegółów w tej kwestii. Producent zostawia nas jedynie z zapewnieniami, że wykorzystują one zdobycze technologii na przestrzeni kilkudziesięciu lat, jakie minęły od czasu wydarzeń zaprezentowanych w Guerrilli. Twórcy Red Faction: Armageddon wystrzegają się ponadto monotonii w serwowanych graczom lokacjach. Tradycyjnie urządzone wnętrza pomieszczeń w podziemiach Marsa przeplatane będą poziomami skutymi lodem, pojawi się nawet etap z lawą. Darius zostanie również zmuszony do wyjścia na powierzchnię. Wielkie czyny z reguły wymagają desperatów, którzy rzucają sobie wręcz niemożliwe wyzwania, jak np. przetrwanie w towarzystwie kosmicznych tornad. Wnuk Aleca i Samanyi jest takim właśnie desperatem.

Wiemy już, że będziemy niszczyć, co będziemy niszczyć i czym będziemy niszczyć. Teraz czas odpowiedzieć sobie na pytanie: jak to wszystko wygląda? Producenci nie ukrywają, że dużym ułatwieniem było dla nich posiadanie już gotowego silnika Geo-Mod 2.0., który powstawał w bólach przy okazji tworzenia Red Faction: Guerrilla, a teraz został jedynie podrasowany do wersji 2.5. Narzędzie sprawdza się w zamkniętych przestrzeniach i pozwala na dokonywanie demolek, których nie powstydziłby się nawet Ty Pennington ze swoją ekipą z Extreme Makeover: Home Edition. Gwarantuje to co prawda sporo uciechy, ale wizualnie nie przedstawia się już tak efektownie, jak można by to sobie wyobrazić (lub zażyczyć). Nie oznacza to bynajmniej, że Red Faction: Armageddon wygląda brzydko. Wyświetlanym efektom brakuje po prostu tego ostatniego szlifu.

Volition zabiera serię Red Faction w słusznym kierunku. Sianie w chaosu w ciasnych pomieszczeniach to coś, z czego zasłynęła pierwsza odsłona i dobrze się stało, że po zdecydowanie otwartej Guerrilli twórcy wracają do macierzy. Tym bardziej, że środowisko, w jakim przyjdzie przebywać Dariusowi Masonowi w naprawdę znacznej mierze podlega zniszczeniom. Jeżeli producenci jako wizytówkę obierają takie cudo jak Magnet Gun, to musi być dobrze. Fani tradycyjnego wypluwania ołowiu też nie muszą się martwić, bo oprócz futurystycznych spluw o nietuzinkowym działaniu w arsenale nie zabraknie bardziej szablonowych argumentów do walki z wrogiem. Jeśli do tego dodać szczyptę cięższego klimatu, ot, rodem z takiego Dead Space'a, to THQ może doczekać się naprawdę mocnej pozycji wśród strzelanin. O tym, czy Red Faction: Armageddon gwarantuje tyle zabawy, na ile to wygląda na przedpremierowych prezentacjach, dowiemy się w maju, gdy ostateczna wersja wyląduje na półkach sklepowych.

Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
09/02/2011 14:44

Na pewno zagram. Jest demolka, jest zabawa!

Usunięty
Usunięty
07/02/2011 22:14
Dnia 07.02.2011 o 16:12, sesseseri napisał:

Poprzednie Red Faction było beznadziejne, głównie przez monotonność. Mam nadzieję, że ta odsłona będzie na wyższym poziomie.

Bedzie taka sama jak poprzednie.

sesseseri
Gramowicz
07/02/2011 16:12

Poprzednie Red Faction było beznadziejne, głównie przez monotonność. Mam nadzieję, że ta odsłona będzie na wyższym poziomie.




Trwa Wczytywanie