Tron: Evolution - zapowiedź

Patryk Purczyński
2010/09/21 19:00
0
0

W gustownym, świecącym kostiumie przemierzamy mroczne lokacje rozprawiając się z wirusem, który niszczy system. Dosiadamy też słynnego motoru, zostawiającego za sobą świetlną smugę. O czym mowa? O Tron: Evolution, rzecz jasna.

W gustownym, świecącym kostiumie przemierzamy mroczne lokacje rozprawiając się z wirusem, który niszczy system. Dosiadamy też słynnego motoru, zostawiającego za sobą świetlną smugę. O czym mowa? O Tron: Evolution, rzecz jasna.

Tron: Evolution - zapowiedź

Nietrudno było zgadnąć, prawda? W dwóch zdaniach zawarliśmy kluczowe dla marki elementy: wirus, walka i motocykle to znaki rozpoznawcze Tron. Propaganda Games szykuje nam powrót do prawdziwie wirtualnego świata, przede wszystkim z okazji nadchodzącej premiery filmu Tron: Legacy. Gra nie będzie jednak ściśle powiązana z tym obrazem, choć oczywiście pewne rzeczy da się wrzucić we wspólny mianownik.

Tron: Evolution zapewni szerokie spojrzenie na uniwersum. Akcja skupiona bowiem będzie na najważniejszych wydarzeniach, jakie rozegrały się na przestrzeni ostatnich 18 lat. Tak, tak - opowieść płynnie podąży do współczesności od roku 1982, w którym toczyła się przecież akcja niezapomnianego filmu Tron. W ten sposób osoby, które wybierają się na grudniowy seans Legacy, jak na tacy dostaną pigułkę tego, co w tym niezwykłym świecie działo się przez blisko dwie dekady.

Głównym bohaterem jest Anon (skrót od Anonymous, ang. anonimowy), program stworzony przez Kevina Flynna (w obrazie Josepha Kosinskiego wcieli się w niego Jeff Bridges), którego zadaniem jest oczywiście powstrzymanie wirusa, siejącego pustoszenie w systemie. Akcję obserwujemy z trzeciej osoby. A mówiąc "akcję", mamy na myśli taką przez duże "A". W Tron: Evolution postawiono na trzy elementy: skakanie po lokacjach w stylu parkour, bijatyki z niszczycielskimi wirusami-humanoidami oraz, rzecz jasna, jazda na motocyklu. Z całego tercetu ten ostatni przedstawia się w dotychczas opublikowanych materiałach najgorzej, ale o tym niebawem.

Nie da się nie zauważyć podobieństw Tron: Evolution do Mirror's Edge'a. Dzięki rozmieszczonym w stosownych miejscach światło-wspomagaczom wspinamy się na z pozoru niedostępne poziomy, skaczemy po ścianach i przemieszczamy się na spore odległości. Różnica jest taka, że wszystkich tych, niewyobrażalnych dla zwykłego zjadacza chleba, wyczynów nie obserwujemy z oczu głównego bohatera, a zza jego pleców. Takie ustawienie kamery bez wątpienia jest bardziej praktyczne i pozwala na lepsze sterowanie postacią. Zwłaszcza, że parkour wymaga niemałej zręczności, a stężenie dynamiki jest tylko odrobinkę mniejsze od tej ze wspomnianego tytułu EA DICE.

Jak to w zręcznościowych grach akcji bywa, przeciwnik będzie przybierał na sile wraz z rozwojem fabuły. Jednocześnie coraz mocniejszy będzie Anon. Wszystko dzięki punktom doświadczenia, zdobywanym za pokonywanie wroga. Walka w Tron: Evolution jest bardzo bezpośrednia. Nie ma mowy o żadnych osłonach, podkradaniu czy czekaniu na odpowiedni moment do wyprowadzenia ataku. W starciu z przeważającym liczebnie wrogiem wykorzystamy przede wszystkim dysk w kształcie ringo. Oponent padnie dopiero po kilku celnych rzutach, posyłając wcześniej w naszą stronę podobne krążki świetlne. Nie można zatem skupić się jedynie na ataku. Równie ważnym elementem starć będzie bowiem próba uniknięcia trafienia wrażym dyskiem.

Umiejętne łączenie ofensywy i defensywy wprowadza do rozgrywki niesamowity dynamizm. Nie ma czasu na zastanowienie - wybijamy się w powietrze, skaczemy odbijając się od ścian, a w dogodnym momencie rzucamy dyskiem w przeciwnika. Tron: Evolution to niemal nieustanny ruch. Starcia prezentują się tym efektowniej, że rozgrywane są w zamkniętych, dość ciasnych pomieszczeniach.

Dzięki rozmieszczonym na planszach bonusom uzyskujemy dla naszej broni rzucanej dodatkowe efekty. Heavy Disc zadaje większe obrażenia, a Bomb Disc, jak sama nazwa wskazuje, łączy się z wybuchem, który odrzuca wrogów na pewną odległość, lub po prostu ich unicestwia. Szczególnie skuteczne, gdy zwala nam się na kark cała wirusowa kompania. Zaznaczmy przy tym, że musimy uporać się nie tylko z wirusami, ale również z już zainfekowanymi jednostkami.

GramTV przedstawia:

Jest też opcja bezpośredniego rozprawienia się z wrogiem. Najlepiej sprawdza się atak łączony: najpierw rzucamy dyskiem, a następnie poprawiamy efektownym kopem czy piąchą. Combosom towarzyszy szaleńcza dynamika, zatem nie ma za dużo czasu, by nacieszyć się spektaularną akcją ofensywną. Wydaje się, że tak zaprojektowana walka w Tron: Evolution nie znudzi się zbyt prędko. Zwłaszcza, jeśli wraz z rozwojem postaci, otrzymamy nowe umiejętności. Tego jednak na razie producenci nie potwierdzili.

Wiadomo natomiast, że Anon może stawiać czoła wirusowi w trzech modułach: sprinterskim, umożliwiającym szybsze poruszanie się po planszy, nastawionym na wykonywanie ciosów łączonych normalnym, a także defensywnym, którego główną zaletą jest zdolność odbijania lecących w nas krążków. Walka z kilkoma przeciwnikami naraz to nie kilka sekund kopaniny i rzucania świetlnymi kręgami. Wróg potrafi napsuć dużo krwi i musimy się nieźle napocić, zanim wykończymy wszystkie szkodniki. Na szczęście po takich starciach gra oferuje moment wytchnienia, który możemy wykorzystać chociażby na podreperowanie zdrowia dzięki punktom leczniczym rozstawionym na planszy.

Teraz garstka krytyki, czyli nudnawo prezentujące się etapy z jazdą na świetlnym motocyklu. Owszem, na planszy wiele się dzieje - towarzyszą nam wybuchy, zmiany w konstrukcji planszy, zmuszające do obrania innego toru jazdy, zakręty, czy zostawiający śmiercionośną smugę przeciwnik. Trasę przemierzamy jednak w żółwim tempie, przez co wszystkie te efekty towarzyszące prezentują się skromniej. Zupełnie inaczej wyglądałoby to w sytuacji, w której rozwinęlibyśmy ścigacz do słusznej prędkości. W Tron: Evolution poruszamy się rzecz jasna nie tylko w linii prostej (jak w pamiętnym oryginale), ale w dowolnie wybranym kierunku.

Moduł jazdy lepiej przedstawia się w zapowiedziach samych twórców, którzy obiecują różnorodność (w zależności od podłapanych bonusów), a także przejażdżki rozmaitymi typami ścigaczy. Podstawowym jest Light Cycle, ale w grze pojawi się również Light Tank. Dynamiki powinny dodać również sceny, w których wyskakujemy z pędzącego motocykla. Mamy nadzieję, że twórcy dadzą nam taką możliwość, nie ograniczając się jedynie do pokazania ich w przerywnikach filmowych.

Ponarzekaliśmy, to teraz czas się trochę pozachwycać. A jest nad czym. Świat gry jest niezwykły. Mroczny, a zarazem rozświetlony. Tajemniczy, głęboki i zaprojektowany z wyrazistym pomysłem. Takie uniwersum aż chce się odkrywać. Plansze prezentują się co prawda jednorodnie, ale na razie ekipa Propaganda Games pokazała tylko mały wycinek Tron: Evolution. Liczymy zatem na większe urozmaicenie w całej kampanii, na którą złoży się 16 poziomów.

Żwawej rozgrywce towarzyszą płynne animacje, a gdy definitywnie rozprawiamy się z wrogiem, tempo na ułamek sekundy zwalnia, byśmy choć przez chwilę mogli ponapawać się z udanej batalii. Pod względem graficznym produkcja ta nie prezentuje się może zabójczo, ale na pewno jest czym nacieszyć oko. Pytanie tylko, czy w czasie rozgrywki będzie w ogóle na to czas. Podkreślmy bowiem jeszcze raz: twórcy chcą nam zaserwować naprawdę spore zagęszczenie akcji.

Oprócz wspomnianego scenariusza dla pojedynczego użytkownika, Tron: Evolution zagwarantuje również możliwość gry w sieci. Na razie zbyt wielu szczegółów na temat tego modułu nie podano do wiadomości. Wiemy, że maksymalnie będzie można bawić się w dziesięcioosobowych grupach (konfrontacja 5 na 5). Rywalizować można zarówno na pieszo, jak i przy użyciu motocykli: Light Cycle i Light Tank. Co ciekawe, multiplayer będzie w pewien sposób połączony z singlem. Do sieci przenosimy bowiem postać z nabitym w kampanii doświadczeniem. W zabawie sieciowej również zdobywamy punkty, a potem wracamy do gry offline z bardziej napakowaną postacią. Dzięki takiemu rozwiązaniu możemy najpierw spędzić wiele godzin na potyczkach z innymi graczami, a potem rozpocząć kampanię mocarnym bohaterem.

O Tron: Evolution jedno możemy powiedzieć na pewno. Nie będzie to megahit, który dla miłośników zręcznościowych gier akcji stanie się tegoroczną pozycją obowiązkową. Gra zapowiada się jednak - co najmniej - na mocną siódemkę i na pewno nie można o niej powiedzieć, że to tylko nędzne uzupełnienie filmu, przywracającego na ekrany kin jeden z najbardziej charakterystycznych światów. Dlatego też warto mimo wszystko odnotować w kalendarzu 9 grudnia. Właśnie wtedy pojawi się bowiem ona w sklepach.

Choć na razie żaden polski wydawca nie umieścił produkcji Propaganda Games w swojej ofercie, nie wyobrażamy sobie, by tytuł ten ominął rodzimy rynek. Szkoda tylko, że bodaj najbardziej charakterystyczny element growej serii Tron, jazda motocyklami świetlnymi, zapowiada się na jeden ze słabszych motywów Evolution. Zaznaczmy jednak, że twórcy pokazali do tej pory fragment tylko jednej misji ze słynnymi ścigaczami. Pozostaje zatem nadzieja, że kolejne przyniosą spodziewane emocje.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!