Vanquish - betatest

Rafał Dziduch
2010/09/12 18:00
0
0

Vanquish - betatest

Graczom zorientowanym w branżowym światku nazwiska Shinji Mikamiego nie trzeba pewnie przedstawiać. A jednak przypomnijmy, że twórca ten pracował choćby przy serii Resident Evil, Dino Crisis, czy Okami, a potem stworzył Mad World, Infinite Space i Bayonettę. Wszystkie tytuły mają co najmniej jeden wspólny mianownik. Są znakomite i na swój sposób oryginalne. Z tym większą niecierpliwością gracze wyczekują na Vanquish, którego wersję developerską miałem okazję niedawno przetestować. I – żeby nie utrzymywać Was już dłużej w niepewności – powiem otwarcie: dawajcie mi tu pełniaka!

Augmented Reality Suit (ARS)

 Augmented Reality Suit (ARS) , Vanquish - betatest

Kod preview, który wylądował w napędzie X360-ki zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Gra, której europejska data premiery przypada na 22 października, wydaje się być już ukończona i dopieszczona w najmniejszym calu. Naprawdę! Gdybym patrzył, jak ktoś gra, pomyślałbym, że łomocze w pełną, sklepową wersję. Nie kuleje żaden, najdrobniejszy element gameplaya. Filmiki mają rewelacyjny kinowy sznyt. Animacje zachwycają – mógłbym tak wymieniać jeszcze długo. Czy Vanquish zapowiada się na hit? Zaryzykuję stwierdzenie, że po tym, co widziałem, najwyraźniej tak!

Oszczędzę Wam tzw. szerszego rysu tła fabularnego, pozostawiając go dla osoby piszącej recenzję. Zresztą część informacji możecie także znaleźć w zapowiedzi Vanquish. Tu przypomnę jedynie, że w grze wskakujemy w buty amerykańskiego inżyniera Sama Gideona, który dysponuje specjalnym prototypowym kombinezonem zwanym Augmented Reality Suit (ARS). Nie da się ukryć, że zarówno wspomniany kombinezon, dostępne w czasie gry bronie, jak i bossowie wyrastają na największe atuty najnowszego projektu Mikamiego i pracującego pod jego okiem zespołu.

Wersja beta pozwoliła mi rozegrać pięć misji pierwszego aktu w singlu. Były to misje wyrwane ze środka, więc nie mam pojęcia, jak cała historia się rozpoczyna i czy np. Sam dysponuje kombinezonem ARS od samego początku gry. W każdym razie jednak ja go ogrywałem, a najważniejszą jego funkcją jest szybki ślizg, który może trwać nawet kilkadziesiąt sekund.

Nieważne jest podłoże. Ślizgamy się wszędzie tam, gdzie możemy chodzić (a więc np. także po schodach) i robimy to piekielnie szybko. Uwierzcie mi – całe Vanquish do wolnych nie należy, ale prędkość ślizgu jest zawrotna. Oczywiście da się go w pełni kontrolować. Możemy więc skręcać i ślizgać się w zamierzonym kierunku. Druga właściwości ARS to specjalny bullet time, który aktywuje się wówczas, gdy... ciężko oberwiemy. Wtedy przez kilka sekund wszystko wokół zwalnia, dając nam czas na ucieczkę, czy ostateczne wykończenie przeciwników.

Broni dostatek

Broni dostatek, Vanquish - betatest

W Vanquish, akcja nie zwalnia nawet na sekundę. Niemal bezustannie prujemy do nadciągających hord przeciwników. Naboje z broni sypią się w ekspresowym tempie, a same modele giwer też są niczego sobie. Przede wszystkim można nieść trzy dowolne pukawki i dwa rodzaje granatów. Wśród wojskowego żelastwa znalazły się: strzelby, karabiny maszynowe, ciężkie karabiny, snajperka, a także kilka futurystycznych dziwactw. Najbardziej podobały mi się: LFE Gun (wysyła w kierunku przeciwników ogromne kule energii) oraz Lock On Laser (ustrojstwo, które zaznacza kilka celów, a potem posyła w ich kierunku całkiem duże pociski). Zwłaszcza zabawa z Lock On Laser jest radosna, bo trafić można nawet wrogów, którzy stoją za przeszkodami. Pociski znajdą ich od góry. Poezja!

Vanquish z pewnością pozamiata też w kwestii bossów. Oczywiście tak jak w całej grze, także i w tym względzie króluje futurystyczna estetyka. Tak naprawdę ciężko tych bossów porównać do jakichkolwiek z innych gier, bo są tak oryginalni. Żeby nie psuć zabawy, postaram się opisać tylko jednego. To ogromny, metalowy robot, który przypomina kraba, na gigantycznych odnóżach. Najpierw prujemy mu w zaznaczone na pomarańczowo elementy nóg. Gdy padnie, na głowie ukazuje się wrażliwe na pociski miejsce, które znowu trzeba do oporu traktować ołowiem. Tę zabawę powtarza się kilka razy. Z grubsza mamy więc standard.

GramTV przedstawia:

W końcu bestia pada. A w zasadzie eksploduje i wylatują z niej setki, jeśli nie tysiące pocisków, które rażą nas i naszych kumpli. Na planszy jest w tym momencie prawdziwe piekło, bo pociski lecą w nieregularny sposób, bardzo szybko, ze wszystkich stron i nie ma się za bardzo gdzie przed nimi schronić. W końcu ta megaeksplozja osiągnęła swój finał. I kiedy wydawało mi się, że to koniec, ten mechaniczny krab przeszedł... metamorfozę. Bestia zamieniła się w coś na kształt Transformersa. Wyższy od wcześniejszego kraba, na dwóch ogromnych nogach i z długimi ramionami robot siał pożogę i zniszczenie przy pomocy laserów i rakiet.

Ponownie jak poprzednio, trzeba było go osłabić (nogi i ręce), by ukazał się centralny punkt, w który trzeba było grzać ze wszystkiego, co znalazło się pod ręką. Na koniec odpaliła się krótka sekwencja QTE, którą – tak, nie przesadzam – spokojnie porównałbym z tymi z God of War. Kilka razy pokręciłem gałkami, bo nie była ona trudna, a Sam zatopił w rdzeniu potwora jakiś pocisk. To doprowadziło do drugiej, efektownej eksplozji w błyskach błękitnych wyładowań elektrycznych. Boss padł!

Czekam na wersję full

Czekam na wersję full, Vanquish - betatest

To, co zobaczyłem w becie Vanquish zadowala mnie również pod względem graficznym. Choć początkowo trzeba przyzwyczaić się do tej zmechanizowanej, futurystycznej i industrialnej estetyki. Jednak widać, że autorzy zadbali o detale. Kombinezon ARS na filmikach prezentuje się bosko. Nawet w akcji, kiedy np. przeciążymy ślizg i na kilka chwil otwiera się na plecach specjalny zawór, wygląda to fachowo.

Projekty poziomów nie są jakieś wyrafinowane. Nie ma wielu dróg do celu, widać, że Vanquish będzie liniowy. Nieco przeszkadzały mi również barierki, których nie dało się przeskoczyć. Ale generalnie w grze zastosowano system osłon, za którymi można się schować i ich przeskakiwanie nie nastręcza już problemów. Na planszach tego typu elementów jest sporo, co daje możliwość podchodzenia przeciwników na wiele sposobów (z wykorzystaniem ślizgu, rzecz jasna).

A co w becie Vanquish nie za bardzo mi podpasowało? Poza wspomnianymi barierkami detal tak mało istotny, że aż śmiech wspominać. Otóż nie potrafię zrozumieć, dlaczego w niemal każdym filmiku, zakutany w kombinezon ARS Sam nagle opuszcza osłonę z twarzy i widać wtedy, że pali wąskiego i długiego papierosa. Takiego z rodzaju „kobiecych”. Psuje to efekt „twardziela”, który robi piekło z giwerą i przerabia na pasztet roboty. Ale sami widzicie, że to nic istotnego. Tak jak napisałem we wstępie, pełnej wersji Vanquish nie mogę się już doczekać. Wygląda mi bowiem na to, że będzie to najszybsza i najdynamiczniejszą wygrzewnia z użyciem broni różnego kalibru w historii elektronicznej rozgrywki.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!