Wolfenstein - recenzja

Adam Woźny
2009/08/26 20:30

Falstart

Pojedziesz tu, tam, tu i jeszcze tam, a w drodze powrotnej zahacz o... OMG!

Falstart

Falstart, Wolfenstein - recenzja

Gdy niespełna rok po wydaniu Return to Castle Wolfenstein pojawiła się oficjalna zapowiedź dodatku do tej produkcji, byłem wniebowzięty. Wszak uważam wspomniane dzieło studia Gray Matter za istny majstersztyk i godnego następcę pierwowzoru, czyli Wolfensteina 3D. Return to Castle Wolfenstein: Enemy Territory w pierwotnym założeniu miało posiadać zarówno tryb rozgrywki dla pojedynczego gracza, jak również wariant zabawy wieloosobowej. Niestety, jak wiadomo, ET zostało wydane jako darmowy produkt, oferujący wyłącznie rozgrywkę z żywymi przeciwnikami.

Ściągnij kompletny poradnik do gry Wolfenstein w formacie PDF

Dopiero ubiegłoroczny QuakeCon przyniósł pierwsze konkretne informacje na temat nowej gry z cyklu, zatytułowanej po prostu Wolfenstein. Z wytęsknieniem oczekiwałem pojawienia się tego tytułu na sklepowych półkach i wiązałem z nim ogromne nadzieję: Jak nowe przygody B.J. Blazkowicza wypadają na tle RtCW? Czy nowy Wolf jest godnym następcą poprzednika? Co nowego wprowadzili twórcy w tej odsłonie? Co zmienili? Odpowiedź na te, jak i wiele innych pytań, znajdziecie w niniejszej recenzji. Zapraszam.

Zabawę rozpoczynamy od mocnego uderzenia – filmiku wprowadzającego w fabułę, który mieliśmy okazję zobaczyć już jakiś czas przed premierą. Tym razem B.J. Blazkowicz w roli szpiega trafia na statek, w którym aż roi się od Niemców. Jednak szybko demaskuje się, rozpoczyna masową eksterminację przeciwników i ucieczkę, której nie powstydziłby się żaden bohater wysokobudżetowych amerykańskich filmów akcji. Celem podróży Blazkowicza jest fikcyjne miasto o nazwie Isenstadt. Zadanie bohatera jest wyjątkowo mało skomplikowane – musi poznać plany tajnej broni wroga, tzw. Czarnego Słońca (z ang. Black Sun).

Inspiracje Już od samego początku można dostrzec, że Wolfenstein czerpie to, co najlepsze ze wszystkich głośnych strzelanin, wydanych na przestrzeni ostatnich kilku lat, dodając od siebie wiele elementów. Kontrolę nad bohaterem obejmujemy w pociągu, niczym w Half–Life 2, lecz w odróżnieniu od dzieła Valve, nie czeka nas nudna wyprawa bez broni, lecz od razu zostajemy rzuceni na głęboką wodę. Rozpoczyna się walka o przetrwanie na stacji kolejowej. B.J. Blazkowicz jest również świadkiem tajemniczych wybuchów, w wyniku których przeciwnicy, zamiast pożegnać się ze światem żywych, stają się bezwładni i latają pod sufitem. Po wybiciu wszystkich nazistów, trafia do serca nowego Wolfensteina, wspomnianego Isenstadt.

Po kilkudziesięciu minutach rozgrywki i wykonaniu powierzonego nam zadania, otrzymujemy dostęp do medalionu o nazwie Woal (z ang. Veil) – kluczowej nowości w serii Wolfenstein. W jego skład wchodzą cztery umiejętności bohatera, które otrzymujemy sukcesywnie, wykonując kolejne misje. Na samym początku mamy wyłącznie dostęp do równoległego świata – wówczas na właściwe tekstury w grze nałożona jest zielona barwa. Podświetlone zostają sekrety oraz przeciwnicy, których nie dostrzeżemy w tradycyjny sposób. Możemy także likwidować latające istoty, tym samym pozbawiając życia nazistów – o ile te pierwsze znajdują się nieopodal drugich. Musimy jednak liczyć się z konsekwencjami – owe wytwory Woalu nierzadko atakują również Blazkowicza. Ostatnią możliwością jest przechodzenie przez ściany. Oczywiście nie wszystkie, lecz wyłącznie oznaczone grafiką słońca. Warto także dodać, że w Woalu niektórzy przeciwnicy (głównie bossowie) przybierają zupełnie inną postać. Poza tym tryb ów zaznacza słabe punkty przeciwników (z wyłączeniem żołnierzy, których pokonanie jest dziecinnie proste). Woal w późniejszym czasie rozgrywki oferuje także dostęp do innych właściwości. Gracz może korzystać z tarczy (wówczas przez kilkanaście sekund jest kuloodporny), spowalniacza czasu oraz zwiększenia siły rażenia pocisków.

Pozory Autorzy oddali do dyspozycji gracza wrażenie otwartego świata. W istocie można podążać wyznaczoną przez siebie drogą i zwiedzać kolejne ulice, eliminując napotkanych wrogów, lecz takie działanie, niestety, nie ma większego sensu, gdyż nie prowadzi do żadnych korzyści. Ponadto trzeba się liczyć z bardzo częstymi loadingami kolejnych lokacji, gdyż Isenstadt został podzielonych na kilka dzielnic o małej powierzchni – np. Wschodnie Śródmieście, Zachodnie Śródmieście, etc. Generalnie po wykonaniu kilku zadań, wędrówka po mieście ogranicza się wyłącznie do znalezienia kryjówki, w której czekają zleceniodawcy. Można ich podzielić na dwie grupy – jedni są związani bezpośrednio z opowiadaną historią, natomiast drudzy oferują misje poboczne, których wykonywanie wiąże się z zarobieniem pieniędzy. Generalnie autorzy przygotowali osiemnaście etapów (13 + 5).

Posiadanie odpowiedniej ilości złota ma olbrzymie znaczenie w Wolfensteinie i znacznie ułatwia rozgrywkę, albowiem można z niego skorzystać na czarnym rynku, zakupując ulepszenia do posiadanych rodzajów broni (tłumik, hamowanie odrzutu, amunicję) oraz Woalu (o którym za chwilę). Upgrade poszczególnych giwer ma wpływ na zadawanie obrażeń oraz nierzadko umożliwia rozwiązywanie zadań na dwa sposoby – nie tylko tradycyjnie, wystrzeliwując wszystkich z bezpiecznej odległości, lecz również w sposób dyskretny, zakradając się do przeciwnika i unieszkodliwiając go kolbą broni.

Rozgrywka jest zaskakująca długa – od dłuższego czasu entuzjaści pierwszoosobowych strzelanin muszą liczyć się z tym, że ujrzą napisy końcowe nawet po 5 godzinach zabawy. Standardowo jednak gra FPP trwa 7-8 godzin. Wolfensteina na średnim poziomie trudności można ukończyć w 10 – 12 godzin. Od razu zaznaczam, że nie jest to czas wydłużony na siłę, gdyż twórcy nie dają graczowi ani chwili wytchnienia. Na każdym kroku spotykamy przeciwników – w większości są to nazistowscy żołnierze, lecz nie tylko – pojawiają się również m.in. zapowiadani przed premierą assassyni. Oprócz nich na naszej drodze stają opancerzeni wrogowie, wyposażeni w rozmaite działka (np. rażące prądem) czy też miotacz płomieni. Oczywiście nie zabrakło także bossów. Poza tym musimy szybko podejmować decyzje, korzystać z Woalu, biegać, uciekać, odrzucać granaty, a nawet unieszkodliwiać wrogów przy pomocy stacjonarnych broni i działek.

GramTV przedstawia:

”Są pewne niedociągnięcia” Jednym z najbardziej zauważalnych błędów nowego Wolfensteina jest Sztuczna Inteligencja przeciwników. Ewidentnie programiści założyli, że gracz na otwartym terenie będzie podążał środkiem ulicy. Wówczas wrogowie zachowują się racjonalnie, rzucają granaty, kryją się za zasłonami, potrafią się przegrupować, a nawet uciec. Jednak, gdy postanowiłem wejść do pomieszczenia pełnego nazistów, skryć się za zasłoną i kolejno eliminować nadchodzących wrogów, zaczynały się problemy. Wówczas potrafili oni wchodzić pod lufę mojego karabinu, przejść obok mnie, nie oddając nawet strzału. Innym razem, gdy zacząłem atakować z piętra budynku, wchodząc po drabinie, dopiero po kilku sekundach potrafili mnie zlokalizować. W zamkniętych lokacjach bardzo często zdarzało im się chować we wnęce znajdującej się z w zasięgu mojego wzroku.

Inspiracji ciąg dalszy Moim zdaniem dużym nieporozumieniem jest interfejs gry. O ile jestem w stanie zrozumieć kolorowy znaczek Woalu w lewym dolnym rogu ekranu, o tyle nie mogę przeżyć kompasu, który przywołuje na myśl Call of Duty: Modern Warfare i ewidentnie kpi z inteligencji gracza. Naprawdę znalezienie drogi do celu misji nie jest trudne. Wręcz przeciwnie. Poza tym w grze pojawia się znacznik granatu, gdy znajduje się on w pobliżu Blazkowicza. O zgrozo. To Wolf?

Wspomniałem już, że początek nawiązuje niejako do Half–Life’a 2. Na tym jednak nie koniec, gdyż kolorystyka wielu poziomów przypomina Prey'a, a pierwszy z trzech bossów mógłby z powodzeniem zostać przeniesiony do Dooma 3. Oprócz tego wspomniany przeciwnik zachowuje się na tej samej zasadzie, co pierwszy Berserker z Gears of War – na arenie mamy cztery kolumny. Musimy wroga kierować w ich stronę, by je zniszczył. Nieco na siłę można tutaj znaleźć także odniesienie do finału gry Harry Potter i Kamień filozoficzny.

B.J. PL

Polskim wydawcą gry jest LEM, który postanowił przygotować polską wersję językową (kinową – wyłącznie napisy) w wersji na komputery osobiste. Jest to dość dziwne posunięcie zważywszy na fakt, że wiele głośnych tytułów z oferty tego dystrybutora zostało wydanych po angielsku także na PC. Niemniej jednak spolszczenie prezentuje zadowalający poziom. Posiadacze konsol muszą zadowolić się oryginalną edycją.

Wolfenstein bazuje na silniku graficznym Dooma III, czyli id Tech 4, i wyciska z niego przysłowiowe „siódme poty”. Oczywiście nie można liczyć na wodotryski, jednak oprawa wizualna prezentuje się bardzo przyzwoicie, jednak zdecydowanie zbyt kolorowo. Return to Castle Wolfenstein jest mrocznym tytułem, wypranym z barw i nie ukrywam, że liczyłem, iż recenzowany tytuł również pójdzie tym śladem. Zastrzeżenia mam także do wyglądu głównego bohatera, czyli B.J. Blazkowicza. O ile w RtCW był rudym mężczyzną w średnim wieku, o tyle w Wolfenstein stał się ogolonym brunetem, przypominającym uczniaka. Na plus należy grze zaliczyć ścieżkę dźwiękową. Zastosowanie kilku motywów muzycznych z Return to Castle Wolfenstein to świetny pomysł, pozwalający na zbudowanie dobrego klimatu, którego w grze bardzo często brakuje.

I tak, i nie Reasumując, nowy Wolfenstein jako kontynuacja RtCW nie sprawdza się w żadnym stopniu. Jednak jako strzelanina jest wyśmienitą propozycją dla fanów gatunku, gdyż oferuje wszystko to, czego oczekuje zarówno przeciętny, jak i hardkorowy gracz: logiczną fabułę, masę przeciwników do pokonania, bogaty arsenał broni z możliwością ich ulepszania, efektowne walki z bossami, bardzo dobrą grafikę i stosunkowo niskie wymagania sprzętowe. Muszę jednak przyznać, że nie tego oczekiwałem od tej gry – liczyłem na bardzo mocną inspirację poprzedniczką.

7,0
Kontynuacja RtCW – nie, fajna strzelanka – tak
Plusy
  • woal
  • długość rozgrywki
  • logiczna fabuła
  • arsenał i upgrade broni
  • wymagania sprzętowe
  • muzyka
Minusy
  • inspiracje widoczne na każdym kroku
  • przestarzały silnik Dooma III
  • multiplayer
Komentarze
51
Artmaster88
Gramowicz
29/06/2014 19:20
Dnia 01.10.2009 o 14:14, Evil_Khan napisał:

Gram w grę od 3 wieczorów i mam zaliczone jakieś 50%. Gra naprawdę fajna. Ostatnio przeszedłem COJ2 (dwa razy) oraz Dark Sector i w tą gra się równie przyjemnie. Pewno mogła by być jeszcze lepsza ale jest naprawdę spoko. Podobać może się patent ze zbieraniem złota/materiałów/ksiąg. Wszystko na swoim miejscu - przyzwoity kawałek rzemiosła. Bałem się że gra będzie słaba ale nie zawiodłem się. Świetna konstrukcja poziomów (misja w kanałach pod farmą fajna a szczególnie ucieczka z walącego się obiektu przed mutantami).

Również uważam że ta część "Wolfa" jest fajna. Może nie taka jaka pozostałe, ale naprawdę dobrze się strzela do nazistów z "Kara" :). Fajne odgłosy broni (może mało wiarygodne, ale czuć moc praktycznie z każdej giwery), ich ulepszanie i mnóstwo dodatków do zbierania na plus. Może mało ciekawe jest przechodzenie przez ten sam etap miasta za każdym razem kiedy idziemy po misje (mimo że za każdym razem jest coraz trudniej) ale jest to mało istotny szczegół. Bałem się też że kwestia z woalem będzie kiepsko zbalansowania (na początku kiedy go już zbieramy, wydaje się że będziemy nie do pokonania) ale jednak można zginąć nie jeden raz. Miałem sporo obaw ale gra się bardzo przyjemnie.Dałbym jakieś 8/10

Usunięty
Usunięty
01/10/2009 14:14

Gram w grę od 3 wieczorów i mam zaliczone jakieś 50%. Gra naprawdę fajna. Ostatnio przeszedłem COJ2 (dwa razy) oraz Dark Sector i w tą gra się równie przyjemnie. Pewno mogła by być jeszcze lepsza ale jest naprawdę spoko. Podobać może się patent ze zbieraniem złota/materiałów/ksiąg. Wszystko na swoim miejscu - przyzwoity kawałek rzemiosła. Bałem się że gra będzie słaba ale nie zawiodłem się. Świetna konstrukcja poziomów (misja w kanałach pod farmą fajna a szczególnie ucieczka z walącego się obiektu przed mutantami).

Usunięty
Usunięty
19/09/2009 12:27

Gra na jeden raz, tylko. Nie warto kupować.




Trwa Wczytywanie