Retrogram Hardware – Polak potrafił, czyli smutna historia Elwro

Komputer po polsku

Komputer po polsku

Komputer po polsku, Retrogram Hardware – Polak potrafił, czyli smutna historia Elwro

Czas na kolejny odcinek naszego działu poświęcony sprzętowi służącemu między innymi do grania. Naszą kolejną sentymentalną podróż odbędziemy jednak tylko w czasie – miejsce tym razem pozostanie to samo. Spróbujemy bowiem przyjrzeć się produktom, które w teoretycznych założeniach miały przyczynić się do informatyzacji naszego kraju. Mowa tu oczywiście o czasach peerelowskich, co – jak łatwo się domyślić – musiało oznaczać zarówno dla konstruktorów, jak i konsumentów ciężką walkę z rzeczywistością realnego socjalizmu. Temat zaznaczyłem już zresztą w tekście poświęconym klonom ZX Spectrum, opisując przy tej okazji serię Elwro Junior. Nie był to jednak jedyny produkowany przez tę firmę komputer, dlatego też warto chyba choć jeden odcinek naszego kącika wspomnień poświęcić konstrukcjom spod znaku Elwro. Zaczniemy jednak z zupełnie innej beczki. W nadwiślańskim kraju produkowano bowiem również... konsole.

Hokej i Videotraf Pod koniec lat siedemdziesiątych w zakładach Mera-Elwro rozpoczęto prace nad skonstruowaniem polskiego odpowiednika święcących tryumfy i niezwykle trudnych do kupienia po naszej stronie żelaznej kurtyny, elektronicznych gier telewizyjnych. Chodziło tu oczywiście przede wszystkim o słynnego Ponga, który sprawił, że firma Atari w ciągu kilku lat stała się potentatem tej nowej branży. Niestety nie dysponuję w chwili obecnej informacjami, kto stał za projektem polskiego klonu tej słynnej gry, ani też dokładną datą wdrożenia go do produkcji. Przyjęło się wszakże, iż pierwsze fabryczne egzemplarze TVG-10 powstały najprawdopodobniej około roku 1979, zaś w 1981 roku produkt był już z pewnością dostępny w nielicznych sklepach. Oczywiście wszystko odbyło się w typowo peerelowskim stylu: całkowity brak reklamy, większość egzemplarzy sprzedawana „spod lady” i wynikające z tego spore różnice między ceną sklepową, a czarnorynkową.

Najważniejsze jednak, że produkt taki w ogóle powstał i dla wielu młodych ludzi stanowił jedyną dostępną przepustkę do jakże kuszącej i wciągającej krainy elektronicznych gier. Podejrzewam, że tak jak dla mnie, dla wielu starszych graczy ta czarna obudowa z charakterystycznymi, pomarańczowymi pokrętłami stanowi dziś jeden z ważniejszych symboli dzieciństwa. Tym bardziej, że jak na rasową konsolę przystało, pozwalała bawić się zarówno jednemu graczowi, jak i równocześnie dwóm osobom. Sprawiło to, że dla wielu z nas deszczowe lato przestało być najgorszym z wakacyjnych koszmarów – całe dnie można było teraz spędzać z kumplami przed telewizorem i „symulować” z pomocą TVG-10 choćby mistrzostwa świata w piłce nożnej. Oczywiście dziś zarówno specyfikacja urządzenia, jak i oferowane przez nią możliwości mogą wiele osób śmieszyć, jednak w swoim czasie był to naprawdę bardzo solidny i oferujący sporo możliwości produkt.

Konsola zawierała bowiem kilka gier, choć oczywiście większość z nich oparta była po prostu na kolejnych mutacjach klasycznego Ponga. Oprócz odpowiadającego mu Tenisa mogliśmy bawić się w Hokej (po dwie „paletki” kontrolowane przez gracza), Squash oraz Pelotę. Gry obsługiwało się za pomocą okrągłych pokręteł charakterystycznymi kontrolerami, które wyciągało się z wbudowanych w boki konsoli „portów”. Więcej na temat trybów zabawy możecie znaleźć w tej oto oryginalnej instrukcji, w której szczególnej uwadze polecam pierwszy rozdział . To na wypadek, gdyby ktoś sądził, że w PRL gry telewizyjne uważano za przejaw szkodliwego, „zgniłokapitalistycznego” rozpasania. Nic bardziej mylnego – sprawdźcie sami. Wracając do zaimplementowanych gier - konsola posiadała jeszcze dwa tryby działania, jednak do skorzystania z nich potrzebny był dodatkowy kontroler. Cudo owo nazywało się Videotraf i nie było niczym innym, jak pistoletem świetlnym. Szczęśliwi posiadacze tego gadżetu mogli w dwóch dostępnych, ekscytujących trybach, „postrzelać” do poruszającego się po ekranie kwadratu.

Oczywiście od samego początku był to produkt zdecydowanie „deficytowy”, co wynikało nie tyle z możliwości produkcyjnych zakładów Elwro, co po prostu wiecznego i permanentnego braku najbardziej nawet podstawowych podzespołów elektronicznych. Dziś aż trudno uwierzyć, że ten przecież naprawdę bardzo udany model, który mógł w swoim czasie bez problemu zawojować rodzimy rynek, produkowany był w ilościach nie przekraczających kilkuset sztuk rocznie! Sytuacja poprawiła się nieco, kiedy produkcja TVG-10 przeniesiona została w 1983 roku do prywatnej firmy Amperod. Wciąż jednak daleko było do całkowitego nasycenia rynku, który bez najmniejszego problemu wchłonąłby znacznie większą liczbę tego typu urządzeń.

Zawodnik wagi cięzkiej Informatyczna historia zakładów Elwro, to prawdziwa prehistoria – to właśnie tam konstruowano i produkowano począwszy od lat pięćdziesiątych słynne Odry. My jednak skupimy się na okresie, kiedy firma rozpoczęła seryjną produkcje komputerów biurkowych, dużo bliższych naszemu współczesnemu wyobrażeniu na temat sprzętu informatycznego przeznaczonego do normalnego użytkowania. Oczywiście zanim powstał projekt opartego na architekturze ZX Spectrum Juniora, priorytetem firmy było stworzenie komputera, który miał – oczywiście w teoretycznych założeniach – zapełnić i tym samym zinformatyzować polskie biura i urzędy. Pierwszy tego typu sprzęt skonstruowano już w 1983 roku.

Komputer powstał w oparciu o postulaty Stowarzyszenia Księgowych (sic!), jak więc nietrudno się domyślić, miał być przede wszystkim narzędziem pracy dla tej licznej grupy zawodowej. Z tego między innymi wynikała bardzo ciekawa konstrukcja maszyny, której wszystkie podzespoły (poza monitorem) zostały... na stałe wbudowane w biurko. Ów kompaktowy i naszpikowany elektroniką mebel nazwano Elwro 500 oraz wyposażono w sklonowany w Polsce 8-bitowy procesor Intel 8080, oznaczony jako MCY 7880. Układ ten zasługuje zresztą na szczególną uwagę, gdyż był jedynym kiedykolwiek produkowanym w naszym kraju mikroprocesorem. Cały zestaw, wyposażony (a jakże!) w fabrycznie zabudowaną drukarkę rozetową enerdowskiej firmy Robotron, jest przy okazji najcięższym chyba polskim komputerem osobistym, gdyż jego łączna masa wynosiła, bagatela, około 200 kilogramów!

Maszyna pracowała w oparciu o specjalnie dla niej stworzony system operacyjny EMOS (Elwrowski Mikrokomputerowy Operacyjny System), który był odpowiednikiem CP/M 2.2 i był z nim kompatybilny. W zależności od wersji – produkowano także modele 513 i 523 – komputer wyposażony był w 48 lub 64 KB pamięci RAM oraz 12 KB ROM. W 1985 roku w zakładach Elwro powstał kolejny typ mikrokomputera oznaczony numerem 600, który był po prostu wersją rozwojową poprzedniego modelu. Opierał się na tym samym procesorze, a jego parametry techniczne niewiele różniły się od „pięćsetki”. Konstruktorzy zdecydowali się jednak tym razem na jedną, bardzo istotną innowację – zrezygnowano ze stałej zabudowy na rzecz modułowego charakteru zestawu. Całość pracowała ponownie pod dyktando dobrze sprawdzającego się systemu EMOS, uzupełniono go wszakże nową funkcjonalnością. Otóż w pamięci ROM umieszczony został specjalny program monitorujący (Rezydentalny Program Sterujący), który zajmował się zawartością pamięci operacyjnej, sprawdzał rejestry, odczytywał programy z dyskietki oraz nadzorował funkcje związane z jej formatowaniem.

GramTV przedstawia:

Kolejnym projektem był Elwro 700 Solum, o którym warto wspomnieć choćby z uwagi na fakt, iż był jedną z dwóch maszyn (obok Juniora), które firma opracowała jako „komputery szkolne”. Choć konstrukcyjnie przypominał ZX Spectrum, to jednak jego największą wadą był brak pełnej zgodności z dziełem Sinclaira. Właśnie to sprawiło, że ostatecznie przegrał walkę o podbój szkolnych pracowni – podobnie rzecz miała się z nie mniej słynnym Meritum. Konstrukcja Soluma oparta została o procesor U880D, który był produkowanym masowo w NRD klonem słynnego Ziloga80. W związku z brakiem zainteresowania konstrukcją zakłady Elwro nie podjęły nigdy seryjnej produkcji tegoż modelu, skupiając wszystkie swoje możliwości na dużo bardziej uniwersalnym i udanym 800 Junior.

Prawie jak pecet

W 1987 roku zakłady Elwro postanowiły odważnie wejść na nie spenetrowany wówczas jeszcze teren standardu IBM PC/AT. Skonstruowany w oparciu o procesor Intel 80286 i tajwańskie podzespoły komputer Elwro 801AT wyposażono w 512KB/1MB pamięci RAM (zaprojektowana w Polsce płyta główna pozwalała na rozbudowanie jej do 16MB), 64/128 KB ROM oraz mający pojemność 20MB dysk twardy. Komputer działa w oparciu o wbudowany BIOS oraz system MS-DOS w wersji 3.3. Był to spełniający w owym momencie wszystkie standardy, a więc mogący korzystać z bogatej biblioteki oprogramowania, rodzimej produkcji komputer klasy AT. Oczywiście posiadał on jedną, dość istotną i charakterystyczną dla owego okresu wadę – jego dostępność dla szarego Kowalskiego była praktycznie znikoma.

O Juniorze mogliście już przeczytać w tym miejscu, dlatego od razu przejdziemy do kolejnego modelu mikrokomputera Elwro, który... stał się urządzeniem legendarnym i mitycznym. Jak już wiecie, komputery Elwro 800 Junior we wszystkich swoich odmianach skonstruowane zostały wyłącznie z myślą o szkolnych pracowniach komputerowych. Tam też przede wszystkim trafiały, choć oczywiście część produkcji „wyciekła” mniej lub bardziej oficjalnymi kanałami na normalny rynek. Oczywiście w owym czasie istniało olbrzymie zapotrzebowanie na podobny (w pełni zgodny z popularnym Spectrum!) sprzęt przeznaczony dla normalnego użytkownika. Choć priorytetem były oczywiście wciąż szkoły, w zakładach Elwro rozpoczęto prace nad zaprojektowaniem „cywilnej” odmiany Juniora, przeznaczonej dla szerokich rzesz zapalonych informatyków-amatorów. W ten oto sposób pod koniec lat osiemdziesiątych narodził się Elwro 804 Junior PC.

Mam nadzieję, że nikogo nie zmylił dodany na końcu skrót – maszynka nie miała nic wspólnego z ustanowionym przez IBM standardem. Wciąż był to klon ZX Spectrum, oparty na 8-bitowym procesorze z rodziny Z80A, posiadający 64KB RAM i 23KB ROM. Technicznie był to klasyczny 800 Junior, poddany jednak kilku modyfikacjom, przystosowującym go do potrzeb prywatnych użytkowników. Przede wszystkim złącza sieci JUNET zastąpiono standardowym portem szeregowym RS-232, podobnie stało się w przypadku złącza drukarki – nietypowe 37-pinowe zastąpił port zgodny ze standardem Centronics. Co więcej maszynkę wyposażono standardowo we wbudowaną na stałe stację dyskietek 3,5”, co nadało obudowie charakterystyczny kształt. Poza tym mógł on oczywiście współpracować z różnorodnymi zewnętrznymi nośnikami pamięci, takimi jak napędy FDD, czy magnetofon.

Niestety, model ten nigdy nie trafił do masowej produkcji. Stało się tak z kilku przynajmniej powodów. Przede wszystkim wciąż wielkim problemem były możliwości zakładu, który na progu transformacji ustrojowej znalazł się w równie trudnej sytuacji, jak znakomita większość należących do państwa firm. Po drugie, jego premiera przypadłaby na początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy to standardy już wyznaczały komputery klasy IBM PC. W erze 32-bitów, Elwro 804 nie był niczym innym, jak tylko anachronizmem; reliktem epoki, która zakończyła się na całym świecie kilka lat wcześniej. Co najciekawsze wyprodukowano pilotażowo prawdopodobnie około stu sztuk tego modelu, z których niewiele przetrwało do dnia dzisiejszego. Model 804 jest w chwili obecnej prawdziwym kolekcjonerskim rarytasem, a na internetowych aukcjach osiąga ceny powyżej 1000 PLN! Jeśli więc gdzieś w waszych piwnicach, czy na strychach spoczywa zakurzony Junior PC, wyciągnijcie go stamtąd – dla wielu miłośników rodzimej myśli technicznej będzie to nie lada gratka.

Lata dziewięćdziesiąte, to okres powolnego upadku tej najbardziej chyba znaczącej dla polskiej informatyki firmy. Zakłady Elwro, jak wiele im podobnych, zaczynają tonąć w niebotycznych długach, i tak niewielka produkcja spada praktycznie do zera. W 1993 roku zapada decyzja o prywatyzacji zakładów, w wyniku czego ich właścicielem staje się niemiecki koncern Siemens. Nowy właściciel nie ma jednak zamiaru ratować upadającą firmę. Wręcz przeciwnie, łamiąc wcześniejsze umowy, w zamian za wysokie odprawy zwalnia większość pracowników, po czym przystępuje do... fizycznej likwidacji zakładów. Buldożery niszczą hale produkcyjne, kończąc w ten smutny sposób żywot ostatniego bastionu przemysłu komputerowego w Polsce.

Komentarze
10
Usunięty
Usunięty
27/07/2009 10:21

Dobry artykulik, przeczytałem z przyjemnością.

Usunięty
Usunięty
27/07/2009 09:18

Ja jeszcze gdzieś comodore mam :P

Usunięty
Usunięty
27/07/2009 07:51

Jednego "ponga" z pistoletem miałem, grało się super.Szczególnie w dwie osoby, bo jedna drugiej szturchała rękę albo zasłaniała "lufę" :)




Trwa Wczytywanie