Dwóch przeciw światu Zresztą cóż może być lepszego niż białowłosy mangowy bohater z mroczną przeszłością, wielkimi gnatami i jeszcze większym mieczem? Oczywiście dwóch takich bohaterów. Jednak bez obaw, Nero nie jest po prostu klonem Dantego. Ma on swoją własną osobowość i choć pod wieloma względami przypomina sławnego łowcę demonów, bez trudu można ich rozróżnić. Nero to młody kogucik, kontestujący wszystko dookoła, narwany i skory do gniewu. Dante to stary wyjadacz, niejedno już widział i nic go nie może zaskoczyć. Jego pokłady opanowania i cynizmu są wręcz nieprzebrane.
Na samym tylko konflikcie tych dwóch postaci można by zbudować świetną historię, jednakże scenarzyści z Capcomu poszli o wiele dalej. To, co zaczyna się jako pojedynek dwóch twardzieli, okazuje się skomplikowaną opowieścią o zdradzie, miłości, potępieniu i zbawieniu, a całość przedstawiona została w rytmie soczystego industrial metalu. Nie obawiajcie się jednak, nie zrobili z Devil May Cry 4 opery mydlanej, akcji tu z całą pewnością nie brakuje. Tak po prawdzie to jest tu głównie akcja, okraszona naprawdę pięknymi przerywnikami filmowymi. Jeśli ktoś by zapytał, o co tak naprawdę chodzi w tej grze, bez wahania można odpowiedzieć: "O styl i pozę". Myliłby się ten, kto uznałby tę produkcje za zwykłą platformową bijatykę. Oczywiście sprowadza się ona głównie do kopania tyłków piekielnym zastępom, ale trzeba robić to z fasonem. Widać to nie tylko w przerywnikach filmowych, ale również w samej rozgrywce. Nasi bohaterowie rozgrzewają się z każdym kolejnym ciosem, a na ekranie pojawia się licznik komba. Im wyżej go podniesiemy, tym więcej dostaniemy za to czerwonych sfer, które pozwalają nam na wykupienie kolejnych umiejętności i kombosów. Należy przyznać, że wciąga to potwornie. Już po kilku walkach robisz wszystko, by w jak najbardziej spektakularny sposób pozbawić przeciwników życia. Kiedy na ekranie pojawia się komunikat Deadly, już wiesz, że dobrze zacząłeś; kiedy widzisz Carnage, jesteś już na dobrej drodze do Super Smokin’, czyli momentu, w którym pokazujesz swym wrogom, czym jest prawdziwe piekło na ziemi. Co więcej, aby do tego doprowadzić, nie wystarczy po prostu spazmatycznie naciskać klawisz odpowiedzialny za atak. By wzbić się na prawdziwe wyżyny, musimy umiejętnie łączyć wszelkie ataki i umiejętności specjalne, do których mamy dostęp, no i przy okazji samemu nie zostać rannym. Jednakże wyobraźcie sobie tylko frajdę płynącą z oglądania, jak nasz bohater za pomocą wielkiego miecza wyrzuca demona w powietrze, sam podskakuje, zadając wrogowi serię szybkich ciosów, po czym opada, wirując i strzelając jednocześnie z dwóch spluw na raz – tylko po to, by tuż nad ziemią znów sięgnąć po kosę i przybić nią kolejnego przeciwnika do ziemi. Brzmi fantastycznie? Bo takie właśnie jest. Do krzywdzenia wszelkiego rodzaju paskud oddano nam całkiem niezłą kolekcję broni. Każdy z naszych dwóch bohaterów dysponuje nieco innym arsenałem. Obaj posługują się dwuręcznymi mieczami oraz pistoletami, na tym jednak podobieństwa ich uzbrojenia się kończą, gdyż obydwaj preferują zupełnie inne style walki.Nero eksterminuje demony za pomocą miecza zwanego Red Queen oraz dwulufowego rewolweru noszącego wdzięczne imię Blue Rose. Jednakże najpotężniejszą bronią, którą dysponuje, jest Devil Bringer, czyli jego prawa ręka. To właśnie dzięki niej potrafi chwytać i miażdżyć przeciwników oraz dostawać się w miejsca pozornie niedostępne. Również miecz naszego bohatera kryje w sobie niemiłą dla wrogów niespodziankę. Otóż w czasie walki możemy ładować go energią, by później ją wyzwalać i jeszcze skuteczniej zabijać wszelkie paskudztwo.
Z kolei Dante niczym nie zaskoczy fanów serii. Tak jak zwykle nie rusza się on nigdzie bez swojego wiernego miecza - Rebeliona oraz bez dwóch pistoletów, Ivory i Ebony. Ponadto w zanadrzu trzyma on również specjalnie przystosowanego do walki z demonami obrzyna, którego nazywa Coyote-A.W czasie walki Dante posługuje się czterema różnymi stylami. Pierwszym z nich jest Sword Master, który pozwala na niezwykle efektywne wykorzystanie broni białej. Dzięki stylowi Gunslinger możemy w pełni wykorzystać nasz arsenał broni palnej. Royal Guard pozwala na skuteczne blokowanie ciosów przeciwników, a Trickster umożliwia nam wykonywanie uników i kontrataków.
Diabelskie opowieści Zdradzenie fabuły Devil May Cry 4 byłoby prawdziwym grzechem. Obfituje ona bowiem w bardzo wiele zwrotów akcji i w postacie, które, mimo iż wydają się dobre, często okazują się tak naprawdę działającymi na szkodę bohatera. Aby zatem nie powiedzieć zbyt wiele, ograniczymy się jedynie do przedstawienia najważniejszych postaci i ogólnego zarysowania konfliktu, będącego osią fabuły.
Należy przyznać, że gra ta potrafi zachwycić. Można ją oglądać w wysokich rozdzielczościach, a przy tym obsługuje ona zarówno DX 9, jak i 10. Tekstury są dobrze dopracowane, a postaci świetnie animowane. Widać to zwłaszcza na przykładzie olbrzymich przeciwników, takich jak na przykład płonący Berial. Co prawda lokacji nie jest bardzo dużo, ale wszystkie dopracowane są w najdrobniejszych szczegółach. Pełno tu gotyckich katedr i ponurych twierdz, a demony wyglądają naprawdę świetnie. Na pewno każdy znajdzie tu wiele scen, które na długo zapadną mu w pamięci, ot, choćby podniebny pojedynek z olbrzymią statuą, ukazany w prawdziwie mangowym stylu.
Również udźwiękowienie nie zawiodło. Dźwięki oddane są znakomicie, a aktorzy popisali się prawdziwym kunsztem w podkładaniu głosów. W dialogach udało im się zawrzeć całą gamę uczuć – od wściekłości, przez czułość aż do apatii. Do tego należy jeszcze dodać znakomitą industrialną oprawę muzyczną, która dodaje każdej potyczce dynamizmu. Wszystko to możemy usłyszeć dzięki Dolby Surround w systemie głośników 5.1, zatem melomani na pewno nie poczują się rozczarowani.Jedynym mankamentem, który można znaleźć w pecetowej wersji Devil May Cry 4, jest sterowanie. Grać za pomocą klawiatury jest ciężko, ale z drugiej strony stanowczo nie jest to gra, która była w zamyśle przeznaczona na klawiaturę. Niestety, występują też pewne problemy z konfiguracją popularnych pecetowych padów. Gra potrafi błędnie wykrywać klawisze i zanim uda się je dobrze dopasować, trzeba się z tym trochę naszarpać. Za to kiedy już uda nam się wszystko skonfigurować, wszelkie problemy znikają.
Devil May Cry 4 nie jest grą pozbawioną wad, ale z drugiej strony – czy w ogóle istnieje taki tytuł? Najpoważniejszym zarzutem, który można jej postawić, jest spora powtarzalność poziomów i bossów. Niestety, zarówno Dante, jak i Nero przemierzają zazwyczaj te same miejsca i, choć rozgrywają się tam inne wydarzenia, oraz mamy inne zagadki do rozwikłania, potrafi to trochę znużyć. Jednak tak naprawdę nie zwraca się na to specjalnej uwagi, gdyż w czasie walki z kolejnymi hordami demonów, gdy trzeba na bieżąco śledzić wartką fabułę, zwyczajnie nie ma na to czasu. Gra może nie należy do najdłuższych, można ją bez problemu przejść w kilkanaście godzin, jednakże autorzy zadbali o to, by zbyt szybko się nie znudziła. Przede wszystkim nie da się za jednym podejściem w pełni rozwinąć umiejętności bohaterów. Szczęśliwie mamy tu aż sześć różnych poziomów trudności, dzięki czemu każde kolejne przejście gry wciąż może być wyzwaniem. Ponadto dodano jeszcze kilka innych trybów gry oraz wiele dodatków, między innymi ukryte zakończenie. Tak więc gra szybko się nie nudzi i jeśli tylko złapiecie bakcyla, na pewno jeszcze nie raz do niej wrócicie.Tak więc pytanie "Grać czy nie grać?" tak naprawdę zupełnie nie ma tu racji bytu. Nie zagrać byłoby grzechem. Zwłaszcza że wśród gier przeznaczonych na pecety ze świecą można szukać produkcji podobnych do Devil May Cry.