Podstawowym zadaniem Inżynierów nie jest oczywiście walka w pierwszym szeregu, choć i w tak ekstremalnych sytuacjach potrafią sobie oni poradzić. Ich rola sprowadza się jednak przede wszystkim do technologicznego wspomagania liniowych jednostek oraz oddziałów specjalnych, podczas prowadzonych przez nie operacji. Dzięki swym umiejętnościom w dziedzinie deszyfracji, elektroniki i hakowania są w stanie dostać się do niemalże każdego systemu, odblokować zabezpieczone przejścia czy też przejmować kontrolę nad mechanicznymi przeciwnikami. W bezpośrednim starciu ich siła polega na zdolności znacznego osłabienia wroga. Potrafią doprowadzić do natychmiastowego przegrzania broni przeciwników, osłabić bądź też całkowicie zneutralizować ich tarcze, a nawet na kilka cennych chwil pozbawić ich przytomności. Mistrzowskie opanowanie omni-klucza zwiększa także skuteczność wszelkich napraw oraz pozwala na bardziej efektywne wykorzystanie medi-żelu. Inżynierowie są szczególnie cenieni przez żołnierzy oddziałów desantowych, często biorących udział w akcjach w światach silnie zurbanizowanych i przemysłowych. Obecność Inżyniera w takiej grupie to obecnie już standard, pozwalający każdej drużynie na swobodne poruszanie się po terenach fabrycznych, kopalniach czy nawet budynkach korporacyjnych.
Sierżant Hammill, Żołnierz: Nie pamiętam już dokładnie do jakiej korporacji należało to laboratorium. Tak czy inaczej, zacięliśmy się w cholerę. Ani w jedną, ani w drugą. Migają te cholerne światła, jakiś głos w kółko pieprzy o ewakuacji. Paranoja jakaś. Wtedy otwierają się drzwi, a w nich stoi ten Inżynier, Collins. Woła nas do siebie, więc biegniemy. Kombinuje tym swoim omni-cudeńkiem, otwiera kolejne grodzie, idzie jak po maśle. Docieramy do hangaru, a tam trzech krogańskich najemników w ciężkich pancerzach. Myślę: dupa zbita, nie przebijemy się we czterech, za twardzi są. Wtedy ten Collins coś zaczyna majstrować i syczy: na „trzy” strzelajcie. Wychylam się, walę pierwszą serię i, kurna, kroganin pada po chwili. Skubaniec Inżynier tarczę mu zdjął do zera! Pięć minut i wyjęliśmy resztę.
Technika wojskowa: karabiny szturmowy i snajperski
Gdyby spróbować określić rolę karabinów szturmowych na współczesnym polu walki, można byłoby śmiało pokusić się o stwierdzenie, że jest to podstawowe narzędzie pracy każdego żołnierza. Mimo kompaktowej budowy, broń ta wyposażona jest w bardzo wydajne akceleratory masy, pozwalające na osiągnięcie wyjątkowo dużej szybkostrzelności oraz energii kinetycznej pocisków. W połączeniu z wydajnymi systemami chłodzącymi i relatywnie długą lufą, pozwala to na uzyskanie niespotykanej siły ognia, przy jednoczesnym zachowaniu zadowalającej na krótkich i średnich dystansach celności. Tę ostatnią, w najnowszych, najbardziej zaawansowanych modelach, znacznie podniesiono przez zastosowanie zintegrowanych systemów stabilizujących broń. Specjalistyczny trening pozwala również na uzyskanie tak zwanej fali ognia, czyli krótkotrwałego zwiększenia celności, połączonego ze znacznie mniejszym obciążeniem akceleratora masy, co pozwala na strzelanie znacznie dłuższymi seriami.
Karabiny snajperskie to chyba najbardziej skuteczna broń stosowana w walce na duże odległości. Zintegrowane systemy optyczne pozwalają na wyjątkowo precyzyjne celowanie, nawet przy oddawaniu strzałów do celów usytuowanych powyżej dwustu metrów od snajpera. Jest to broń raczej nieporęczna, dlatego mało przydatna w bezpośrednich starciach, jednak na otwartych przestrzeniach potrafi zapewnić przytłaczającą przewagę nad przeciwnikiem. Gabaryty broni wynikają z zastosowania potężnego akceleratora oraz długiej lufy, pozwalającej nadać pociskowi odpowiednią prędkość i zapewniającej wyjątkową celność. Wadą jest bez wątpienia niska szybkostrzelność, wynikająca przede wszystkim z gwałtownego nagrzewania się akceleratora masy. W pełni jednak rekompensuje to siła, z jaką pocisk opuszcza lufę – odpowiednio wyszkoleni mistrzowie są w stanie jednym zabójczym strzałem położyć nawet silnie opancerzony cel.
Kapral Morse, Żołnierz: Żołnierz bez karabinu to... nie żołnierz. Dostajesz giwerę na szkółce i już do samego końca służby jest ona twoją najwierniejszą towarzyszką i kochanką. Bo z automatem to w sumie jest jak z fajną dupą. Na początku masz spontan, wszystko jest świeże i w ogóle, ale brakuje czasem zgrania. Więc ćwiczysz do upadłego, próbujesz raz za razem, aż w końcu znajdujesz ten właściwy rytm, zgrywacie się. Tadam, tadam, tadam, tadam, oh yeah! Wiesz o czym mówię, nie?
Podporucznik Morrison, Szpieg: Jam jest śmierć. Jam jest snajper. Karabin jest przedłużeniem mego oka. Zabijam swym morderczym spojrzeniem.
Galaktyczny przewodnik: Mgławica Końskiego Łba
Choć w samej mgławicy znajduje się olbrzymia liczba układów gwiezdnych, w chwili obecnej poznaliśmy i skolonizowaliśmy zaledwie dwa: Pax i Strenuus. Jest rzeczą raczej oczywistą, że w jej obrębie znajdują się wciąż nieaktywne przekaźniki, których odkrycie może otworzyć nam drogę do nowych światów. A może właśnie ktoś z was, pełniąc zaszczytną służbę w którejś z flotylli zwiadowczych, dokona tego epokowego odkrycia? Wróćmy jednak do poznanych już układów. Strenuus to pięć planet: Yunthorl, Antitarra, Trelyn, Xawin i Thesalgon. Z całej piątki, jedynie Xawin posiada stabilną powierzchnię, pozwalającą na w miarę bezpieczną eksplorację. Niestety, warunki panujące na planecie trudno nazwać przyjaznymi dla człowieka, gdyż średnia temperatura sięga tutaj -131 stopni Celsjusza. Dodatkową przeszkodą są wyjątkowo groźne i gwałtowne burze lodowe, szalejące niemalże bez przerwy na powierzchni całej planety. Mimo to dotarły do nas wieści o podjętych przez kilka korporacji badaniach i odwiertach, mających na celu odnalezienie złóż rzadkich surowców.
Drugi z układów, Pax, składa się z zaledwie czterech planet; są to kolejno: Svarog, Noveria, Morana i Veles. Nas najbardziej interesuje druga z nich, należąca do Noveria Development Corporation i będąca w zasadzie prywatną własnością tejże firmy. Wyjątkowy status prawny planety sprawia, iż leży ona praktycznie poza jakąkolwiek jurysdykcją zarówno władz Przymierza, jak i Rady Cytadeli. Oficjalne oświadczenia mówią o prowadzeniu tam mało znaczących i zupełnie legalnych badań oraz eksperymentów. Jednak zarówno tak zwana obiegowa opinia, jak i raporty naszych ekspertów i analityków, mówią o dużym prawdopodobieństwie posiadania tam przez NDC tajnych, podziemnych kompleksów badawczych, w których naukowcy prowadzą nielegalne i zakazane przez wszystkie przyjęte przez nas konwencje badania. Co najciekawsze, wśród plotek pojawiły się też głosy świadków, jakoby widzących lądujące w zamkniętej strefie portu kosmicznego statki należące do turiańskiej floty wojennej.
Obywatel Vitous, były doker: Przysięgam, że je tam widziałem. Żeby to raz było, to bym może i pomyślał sam, że mam jakieś haluny ze zmęczenia. Bo i nieraz się po 12 godzin zasuwało bez przerwy żadnej. Przy podejściu miały wciąż włączone te pola maskujące, czy jak się to nazywa. Dość, że ledwie je było na tle gwiazd widać, a na skanerach pusto, nic, jakby wyparowały. Ale wiecie, przy tej robocie, jak się lata całe w porcie pracuje, to nie trzeba widzieć statku. To się wyczuwa jakoś. Wibracja w powietrzu, te cząstki od tych całych napędów masowych może tak wibrują – nie wiem. Ale czujesz całym sobą, że coś wielkiego się zbliża. I jak się przypatrzyłem, to od razu poznałem, bo ojciec na Wojnie był, hologramy mi pokazywał. Turiańska korweta pościgowa, wszędzie bym cholerę poznał.
Z dziejów Przymierza: Wojna Pierwszego Kontaktu
Kiedy nasi naukowcy rozpracowali większość zapisków i informacji zdobytych w ruinach proteańskiej placówki obserwacyjnej na Marsie, rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania i uaktywnianie kolejnych przekaźników. Dzięki temu, w ciągu kilku dziesięcioleci, ludzkość osiągnęła to, co normalnie zajęłoby jej zapewne stulecia – w kolejnych układach powstawały coraz to nowe kolonie, nasza ekspansja nabrała niespotykanego dotąd tempa. W oparciu o proteańskie technologie budowano kolejne statki, które teraz miały nie tylko transportować kolonistów i surowce, ale również bronić nowo zdobyte tereny przed ewentualnymi zagrożeniami z zewnątrz. Istny szał uruchamiania przekaźników miał się jednak okazać przyczyną zgoła niespodziewanego wydarzenia. Podczas aktywacji jednego z nich, w 2157 roku, okręty Przymierza ostrzelane zostały przez niezidentyfikowane jednostki. Wywiązała się bitwa, w wyniku której ocalał tylko jeden z naszych statków. Jego kapitan w obliczu nieuchronnej klęski podjął decyzję o wycofaniu się do pobliskiej kolonii na planecie Shanxi.
Turianie, bowiem to oni okazali się agresorami, ruszyli w pościg i niemalże z marszu zmietli zorganizowaną naprędce obronę kolonii. Rozpoczęła się pierwsza i jak na razie jedyna okupacja należącej do ludzkości planety. Turiańskich dowódców, przekonanych o tym, że właśnie wyeliminowali trzon ziemskiej floty, spotkała jednak przykra niespodzianka. Do Shanxi przybyła bowiem dowodzona przez admirała Dreschera nowoczesna Druga Flota, która dla odmiany tym razem rozniosła turiański patrol. Odzyskano ponownie kontrolę nad kolonią i rozpoczęto szeroko zakrojone przygotowania do obrony przed ewentualnym kontratakiem. Przez około dwa miesiące los ludzkości wisiał na włosku, bowiem stojący na straży pokoju we wszechświecie Turianie zmobilizowali większość swej potężnej floty. Na szczęście ruchy te zostały dostrzeżone w porę przez Radę, która po zbadaniu sprawy postanowiła ujawnić się i jednocześnie zdusić w zarodku rodzącą się totalną wojnę. W jej wyniku zginęło zaledwie 623 ludzi oraz niewielu więcej agresorów, jednak do dziś jest ona przyczyną dość chłodnych stosunków między nami a Turianami.
Obywatel Banks, emerytowany generał, historyk: Na początku wszyscy łamali sobie głowy nad przyczyną ataku. Nie mogliśmy pojąć, co skłoniło Turian do tak zdecydowanego i agresywnego zachowania. Strzelali przecież bez ostrzeżenia; to nie było wypowiedzenie wojny czy normalny atak – to był bandycki napad. Dopiero po rozmowach przedstawicieli naszego Parlamentu i dowództwa floty z Radą Cytadeli wszystko stało się jasne. Oni postępowali jedynie zgodnie z wytycznymi, chroniąc siebie, resztę wszechświata i być może nas samych przed nieznanymi zagrożeniami. To my byliśmy nieodpowiedzialni i aktywując losowo odnalezione przekaźniki, narażaliśmy resztę społeczności na niewyobrażalne ryzyko. Wtedy byłem wściekły i gotów walczyć do ostatniej kropli krwi. Dziś to rozumiem. W imieniu całej ludzkości wybaczam. I proszę o wybaczenie.