Europa Universalis - gra planszowa

Lucas the Great
2008/06/07 17:00
1
0

Zaczęło się od planszówki...

Zaczęło się od planszówki...

Zaczęło się od planszówki..., Europa Universalis - gra planszowa

Wyobraźcie sobie pudło zawierające dwie wielkie mapy (80cm x 60cm), prawie półtora tysiąca żetonów, blisko 200 stron instrukcji i rozbudowane arkusze sześciu państw. A patrzycie tylko na „podstawkę”, bo dodatek dorzucał jeszcze małe co nieco. Tak właśnie prezentowała się (i prezentuje tam, gdzie przetrwała) oryginalna Europa Universalis, której twórcą był niejaki Philippe Thibault. Co ciekawe, wiedza o tym, że istniał takowy produkt nie jest powszechna i często w sieci można zauważyć wypowiedzi recenzentów komputerowej wersji Europy Universalis, którzy wyczuwają planszowe korzenie szwedzkiej strategii, ale... szukają ich w tytułach takich jak Empires in Arms lub Risk. Tymczasem, jak widać, sprawa jest o wiele, wiele prostsza.

Sześć potęg i sześć godzin

Teoretycznie - według informacji na pudełku - rozgrywka w Europę Universalis miała zajmować doświadczonym graczom sześć godzin. Niemało, prawda? Na dodatek to jedynie teoria – tak "ekspresowe" sesje były wyjątkiem. W praktyce, zwłaszcza gdy wybrało się opcję Wielkiej Kampanii, gra wymagała osobnego pokoju, w którym można było ją zostawić na jakiś czas, do momentu gdy ekipa zbierze się ponownie – albo poświęcenia za każdym razem sporo czasu na wykonanie notatek z postępów. Zabawa więc ciągnęła się tygodniami. Dlatego gracze szybko opracowali system PBEM – czyli zmagania za pośrednictwem poczty elektronicznej...

Do wyboru mieliśmy sześć potęg: Austrię, Anglię, Francję, Portugalię, Hiszpanię, Turcję i Wenecję. Każda z nich posiadała mnóstwo specjalnych zasad, określających takie detale, jak na przykład liczbę zawodowego wojska w kolejnych okresach historycznych czy koszta zróżnicowanych akcji gospodarczych i politycznych. Opanowanie całości zasad nie było proste, zwłaszcza, iż angielskojęzyczna wersja została nieudolnie przetłumaczona. W praktyce ogrom Europy Universalis sprawił, że mało kto odważał się na jej zakup, spośród tych osób tylko części udało się rozegrać prawdziwą Wielką Kampanię, a co dopiero mówić o jej dokończeniu. Na sieciowych forach do dziś można znaleźć wpisy graczy czekających od lat na skompletowanie sześcioosobowej ekipy maniaków...

Po pojawieniu się na rynku komputerowej wersji gry rozgorzały dyskusje na temat jej sensowności. Część osób zdecydowanie była przeciw, zarzucając szwedzkim programistom nadmierne uproszczenie zasad w stosunku do oryginalnego projektu. Oczywiście koronnym zarzutem był też czas rzeczywisty – planszówka przecież rozgrywana była w turach. Spośród fanów planszowej Europy Universalis niewielu przekonało się do pecetowej, a i oni mieli specyficzny powód: otrzymali możliwość samotnego pobawienia się w ukochaną grę bez konieczności zebrania sześcioosobowej ekipy.

Polityka...

Czas opowiedzieć nieco o samej rozgrywce. Toczyła ona się w turach, z których każda odpowiadała czterem latom historii świata. Zabawa zaczynała się w momencie odkrycia przez Kolumba Nowego Świata a kończyła wraz z wybuchem Rewolucji Francuskiej (czyli obejmowała okres od 1492 do1792 roku). Jak łatwo zauważyć, rozegranie Wielkiej Kampanii wymagało 75 tur! A w każdej z nich działo się naprawdę sporo...

Tury podzielono na pięć faz. Pierwsza dotyczyła losów władcy (czy przeżył kolejne cztery lata i - ewentualnie - kto został jego następcą) oraz wydarzeń losowych. Ilość i rodzaj wydarzeń politycznych – dotyczących całego świata - zależały od epoki historycznej, zaś jedno wydarzenie ekonomiczne przysługiwało z automatu każdemu mocarstwu. Potem następowała faza dyplomacji – jedna z najzabawniejszych. W jej czasie wykonywane były akcje związane z neutralnymi (nie kierowanymi przez graczy) państwami i... negocjacje pomiędzy uczestnikami zabawy. Mniej lub bardziej jawne. Ta faza mogła się przeciągnąć, to w jej czasie wychodziło się "na papierosa", by wrócić z planami inwazji.

...gospodarka...

Pora na jeden z najbardziej złożonych elementów: ekonomię. W fazach trzeciej i czwartej zbierało się i wydawało kasę. Źródeł potencjalnego dochodu istniało całkiem sporo (nic więc dziwnego, iż zwłaszcza pierwsza Europa Universalis nie zadowoliła fanów planszówki), ale też i wydatki nie należały do bagatelnych... Nie ma sensu wdawać się w detale mechaniki i dokładnie analizować wpływ poszczególnych elementów na budżet kraju, ograniczmy się więc do pobieżnej wyliczanki. Podstawowym, ale nie wystarczającym źródłem były podatki z kontrolowanych prowincji (własnych i wasalnych). Nieco inaczej rozliczało się kolonie, które posiadały sześć stopni rozwoju. Prawdziwym motorem napędzającym imperium pozostawał jednak handel. Lokalny, zagraniczny i związany z Ośrodkami Handlu. Dochodziły do tego zyski z ulepszeń i szereg innych drobiazgów. Wiele z tych elementów nigdy nie pojawiło się w szwedzkiej grze komputerowej – na przykład złoto z kopalni na ziemiach Inków i Azteków, które trzeba było bezpiecznie dostarczyć do Europy (kłania się słynna hiszpańska Złota Flota).

Cała przyjemność z podliczania kasy wpływającej do imperialnego skarbca psuł jeden element – wydatki następujące w fazie administracyjnej. Przede wszystkim trzeba było opłacić wojska. Zależnie od wybranego kraju i momentu w historii było to mniej lub bardziej przerażające. Samo powoływanie pod broń nie pociągało za sobą drastycznych kosztów, ale... na tym polegała pułapka. Bo potem trzeba było regularnie opłacać wojaków, a dopiero to poważnie drenowało skarbiec. A dodajmy do tego otwieranie faktorii handlowych, rozwijanie kolonii, rozbudowę infrastruktury... Żeby nie było za prosto (ot, taki sarkazm), każdy kraj miał limit potencjału gospodarczego, więc trzeba było wybrać, na czym priorytetowo się koncentrować. A nawet i wtedy wystarczył nieudany rzut kością, by zniweczyć ambitne plany...

GramTV przedstawia:

...i wojna

Ostatnia faza w turze dotyczyła działań militarnych. Zastosowano tu bardzo ciekawe rozwiązanie: swoisty margines nieprzewidywalności. Otóż po przemieszczeniu pojedynczej armii rzucało się kością – o ile wynik był wyższy lub równy liczbie akcji wykonanych w tej fazie, wszystko było OK. Jednakże wynik niższy oznaczał, iż w tej fazie (a co za tym idzie i turze) więcej się nie pohula. Rozstrzał całkiem spory, trzeba przyznać, bo nie było wiadomo, czy da się radę wykonać tylko dwa posunięcia, czy aż jedenaście. Jak łatwo się domyślić, wybór dwóch kluczowych akcji był bolesny, zwłaszcza w późnej fazie gry.

Zasady walki wymagały nieco czasu na opanowanie. Uwzględniały bardzo wiele elementów, w tym odległość, do jakiej na terytorium wroga mogą operować armie nie ryzykując przerwania zaopatrzenia i śmierci głodowej (przy słabym dowódcy straty mogły sięgnąć nawet 80% stanu liczebnego!). Skoro już wspomniane zostało o dowódcach, to warto zaznaczyć, że w grze pojawiało się ponad 200 historycznych generałów – zwykle znacznie lepszych od standardowych, bezimiennych, dostępnych dla danej nacji. Oczywiście, tak jak wszędzie w Europie Universalis i tu krył się haczyk... Dowódcy mieli przypisane do siebie współczynniki "ważności". Największa armia musiała być dowodzona przez kogoś z najwyższym priorytetem – a nie dla każdego kraju był to najlepszy współczynnikowo zawodnik. Ot, taka lekcja historii, w której nadęci buce prowadzili często na zatracenie najlepsze wojska, mimo iż kraj posiadał lepszych speców.

Czas przeszły

Nie bez powodu opisując planszową Europę Universalis, używamy czasu przeszłego. Szczyt popularności przeżywała bowiem dekadę temu, a dziś jest produktem niemal zapomnianym. Nigdy nie doczekała się nowego wydania po angielsku, które posiadałoby profesjonalne tłumaczenie zasad. Dziś trudno znaleźć kogoś, kto posiada egzemplarz gry, a jeszcze trudniej kogoś, kto dalej w nią grywa. Europa Universalis doczekała się jednego rozszerzenia, dodającego kolejny stosik żetonów i wprowadzającego nowe zasady. W sieci można też znaleźć nieoficjalne modyfikacje zasad, a sam Philippe Thibault przygotował nową ulepszoną graficznie mapę, na którą przy odrobinie szczęścia da się trafić, przeszukując nieliczne istniejące jeszcze strony fanowskie.

Być może dzięki temu artykułowi pojawi się ktoś, kto posiada francuską lub angielską edycję gry i od lat nie ma z kim w nią się pobawić. Być może napisze tu na forum i znajdzie chętnych do podboju świata. Być może... ale to raczej wątpliwe. Planszowa Europa Universalis to już przeszłość. Przykre to, ale prawdziwe...

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
10/06/2009 07:20

Dlaczego nie zrecenzowaliście jakiejś nowszej, dostępnej gry!?