NBA Live zmieniała się tak mocno, jak sama liga NBA. Ubiegła dekada upłynęła w niej pod znakiem globalizacji. Zyskała na tym marketingowo, szczególnie na Starym Kontynencie. Europejskie gwiazdy amerykańskich i kanadyjskich parkietów brały udział w kampaniach reklamowych gry. Nie inaczej stało się w tym roku. W gronie twarzy NBA Live 08 znalazła się spora grupa koszykarzy, wśród nich trzeci strzelec ubiegłego sezonu regularnego NBA, Gilbert Arenas. Jego wizerunek widnieje w większości krajów na okładce gry. Wyjątkiem jest pięć europejskich państw, które zdecydowały się dać na tapetę swoich rodaków. W Niemczech do kupna gry zachęca Dirk Nowitzki, w Hiszpanii Pau Gasol, we Francji Tony Parker i Boris Diaw, we Włoszech Andrea Bargnani, natomiast w Grecji Vassilis Spanoulis.
W NBA Live 08 udostępniono 11 trybów zabawy. Są to: gra natychmiastowa oraz przez Internet, sezon, dynastia, playoffy, mistrzostwa świata pod egidą FIBA, weekend gwiazd, zawody freestyle, gra jeden na jednego, trening i szkoła wsadów. Przełomem są rozgrywki reprezentacyjne, które po raz pierwszy pojawiają się w menu. W mistrzostwach świata możemy zagrać jedną z ośmiu czołowych drużyn narodowych (USA, Argentyna, Hiszpania, Włochy, Grecja, Niemcy, Francja, Chiny). Bez dwóch zdań jest to pomysł bardzo ciekawy, lecz forma, w jakiej został on oddany, nie budzi zachwytu. Sylwetki europejskich graczy są niedopracowane, ich umiejętności nie zawsze trafnie ocenione, a ponadto profile są pozbawione zdjęć. Niemniej wprowadzenie rozgrywek reprezentacyjnych to jedna z większych zalet gry. Dla osób, które nie preferują rozgrywania całego sezonu i oczekiwania na weekend gwiazd w trakcie jego trwania, stworzona została opcja bezpośredniego przejścia do rywalizacji koszykarskich tuzów na orleańskiej arenie. Podobnie jak przed rokiem, zostały nam oddane do dyspozycji cztery dyscypliny. Pierwszą z nich jest mecz debiutantów ligi przeciwko drugoroczniakom. Kolejnymi dwiema są konkurs wsadów oraz konkurs rzutów za trzy punkty. Repertuar dunków został nieco rozbudowany, zaś w konkursie rzutów zza linii położonej siedem metrów i 25 centymetrów od obręczy realizm utrzymany jest na niezłym poziomie. Na sam koniec zmagań podczas weekendu gwiazd mamy możliwość skonfrontowania sił Wschodu i Zachodu. Zadbano, by prezentacja zawodników wyglądała okazale, sporym minusem jest jednak brak nowych dyscyplin. Twórcy gry nie sprostali poza tym stworzeniu konkursu sprawności, który notabene nosi nazwę „PlayStation Skills Challenge”. Nie zmienił się kształt gry jeden na jednego, treningu i zawodów freestyle. Nie wrócono do rywalizacji na miejskich boiskach. Znów musimy zadowolić się salą, którą już dobrze znamy z poprzednich edycji gry. W trybie dynastii wcielamy się w rolę menedżera jednej z ekip NBA. Nasza kariera rozpoczyna się od draftu, w którym dobieramy dwóch zawodników z uczelni. W dokonywaniu celnych wyborów pomagają nam scouci, których zatrudniamy przy kompletowaniu sztabu szkoleniowego. Ponadto możemy przetestować kandydatów w grze jeden na jednego. Następnie uzupełniamy zespół o asystenta i trenerów, którzy czuwają nad rozwojem naszych koszykarzy.Niezmienną formę posiadają przygotowania do sezonu. Ustalamy obciążenia treningowe, rozkładamy czas zajęć pomiędzy ofensywę, defensywę a siłę, po czym zawodnicy udają się na zgrupowanie, by szlifować formę. Nasz asystent analizuje postępy wszystkich graczy i po obozie pokazuje nam raport, w którym przedstawia opinię na temat podopiecznych. Jest to bardzo pomocne, tym bardziej że nie zdecydowano się na wprowadzenie przedsezonowych sparingów. Zatem ruszamy „z kopyta” z grą na serio, co w tej edycji NBA Live, wymagającej dobrej znajomości predyspozycji poszczególnych graczy, może znacząco wpłynąć na osiągane przez nas wyniki.
Dynastyczny tryb staje się niezajmujący w perspektywie kilku sezonów. Niezbyt pomysłowe przygotowania można było nie tylko wypełnić przedsezonowymi sparingami, ale także zrobić kolejny krok do przodu, jakim byłoby niewątpliwie wykorzystanie w grze motywu „NBA LIVE Europe Tour”.
Pomysł ten powinien wszystkim graczom przypaść do gustu, jednak chwilami może irytować nadmierna skuteczność koszykarzy z ich ulubionych pozycji. Największym gwiazdom w umieszczeniu piłki w koszu nie przeszkadzają blokujący rywale. Patrząc z drugiej strony - każdy jest w stanie pomylić się z miejsca, w którym nie czuje się dobrze, mimo czystej pozycji. Hot Spots możemy dokładnie sprawdzić na oficjalnej stronie ligi NBA w dziale statystyk. Znajdziemy tam podobny schemat, jak ten, który udostępniony został w grze, rozwinięty o dane procentowe skuteczności i liczbę celnych rzutów w stosunku do oddanych.
Bardzo dobrze została odwzorowana technika rzutowa poszczególnych graczy, co w fazie poznawania gry utrudnia nam nasze zadanie. Musimy wyczuć, jak długo należy przytrzymać przycisk naszego kontrolera przy oddawaniu rzutu. Większa waga przywiązywana jest do defensywy. Rywale bezlitośnie wykorzystują braki w kryciu. Efektowniejsza stała się walka na tablicach. Zapowiadano zwolnienie tempa gry, by nabrała ona rzeczywistego kształtu, ale twórcom nie udało się dokonać tego w pełni. Poprawione zostało kozłowanie, natomiast nie rozbudowano gry tyłem do kosza ani gamy zwodów. Przy utrudnionym szybkim przejściu do ofensywy niełatwo jest stworzyć sobie dogodną pozycję bez zważania na taktykę rywala. Niedogodnością jest zrezygnowanie z rozdzielenia na dwa klawisze lay-upa i wsadu. Niejednokrotnie skazujemy przez to akcję na niepowodzenie, gdyż system nie zawsze wybiera najlepsze rozwiązania. Wynagradza nam to rozbudowana liczba rzutów spod kosza. Realizm gry zwiększa utrudnienie przechwytów oraz podań nad kosz (alley oop). NBA Live 08 prezentuje się bardzo przyzwoicie od strony graficznej. Poprawiono wygląd zawodników, skupiając się na detalach, takich jak zarost czy akcesoria. Lepiej wyrażona została przestrzenność hali, nie zadbano jednak o udoskonalenie otoczenia boiska. W trakcie gry na ławce rezerwowych znów znajduje się tylko czterech graczy. Gdzie są pozostali czterej? Pozostaje to tajemnicą. O ile ten fakt możemy przeboleć, to drażnią trzy takie same sylwetki obok siebie na trybunach, siedzące w kolejnych rzędach. Przy małym zróżnicowaniu kibiców zostali oni pozbawieni symboli i barw klubowych, popcornu czy będących trendy boom-booms (dmuchanych pałek). Zachwytu nie wzbudzają też odgłosy dochodzące z trybun. Paleta okrzyków nie została urozmaicona w stosunku do NBA Live 07. Zupełnie nie przypominają one tych, które prezentowano w trailerach przed premierą gry. Powielono również komentarze, które trudno było uznać za ciekawe nawet wtedy, gdy słyszeliśmy je po raz pierwszy. Nie przypominają one znacząco stylu prezentowanego przez sprawozdawców zza oceanu.Mimo szeregu niedociągnięć gra zrobiła postęp od strony wizualnej. Na szczęście nie poszły za tym znacznie w górę wymagania sprzętowe. Wydawca zapewnia nas, że nie powinniśmy mieć problemów z uruchomieniem gry przy procesorze 1.3 GHz, 256 MB RAM, karcie graficznej 64 MB i przestrzeni dyskowej około 4 GB. W zależności od posiadanego przez nas sprzętu mamy oczywiście możliwość ustawienia szczegółów otoczenia.
W dziale „My NBA Live” możemy odblokowywać kolejne trofea, buty czy tatuaże. Możemy zadecydować, jaką muzykę chcemy usłyszeć w tle. Z jej akceptacją nie będzie raczej problemów. Klimat utrzymany jest w kręgu kultury koszykarskiej. Możemy posłuchać utworów dobrze znanych wykonawców, jak Eve czy The Hives, a całość okraszona jest wielkim hitem Timbaland i Keri Hilson „The Way I Are”. NBA Live 08 przełamuje barierę pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, będącymi kolebką basketu, a resztą świata. Wprowadzenie rozgrywek reprezentacyjnych, mimo wielu niedociągnięć, można śmiało uznać za największy plus gry. Wręcz przełomowa jest funkcja Hot Spots. Wprawdzie potrzebuje ona udoskonaleń, niemniej już w tym momencie poprawia realizm. Pomimo tych plusów trudno wybaczyć sporą nieaktualność rosterów. Tym trudniej przychodzi to nam, Polakom. Choć Marcin Gortat związał się z Orlando Magic pod koniec lipca bieżącego roku, naszego rodzynka nie znajdziemy w składzie drużyny. Na szczęście pozostaje nam opcja tworzenia własnego gracza, dzięki której możemy puścić wodze fantazji. Mimo wszystkich minusów jesteśmy przekonani, że spotkanie z NBA Live 08 dostarczy dobrej zabawy i z radością wyrzucimy z siebie hasło przewodnie ligi – „I love this game!”.