Łowcy

Curtiss
2007/11/14 16:11

Kwestia sprytu

Kwestia sprytu

Spryt - zdolność szybkiego, praktycznego radzenia sobie w trudnych sytuacjach Słownik języka polskiego PWN Wyjątki z dziennika inż. Teodora Bartteda, dotyczące kwestii zawiązania pierwszych stowarzyszeń pozafrakcyjnych.

Dzień 1Kwestia sprytu, Łowcy

Nazywam się Teodor Bartted. Jestem Brytyjczykiem, urodziłem się nad Tamizą osiemnaście lat temu. Wzorem wszystkich żołnierzy Imperium rozpoczynam ten dziennik w pierwszym dniu mojej służby, po zakończeniu szkolenia. Zamierzam zawrzeć w nim swe spostrzeżenia i zdobytą wiedzę, aby kiedyś następne pokolenia miały, być może, szansę wyciągnąć z nich jakąś naukę. Jak wielu mych poprzedników zdaję sobie sprawę, że nie mam szansy zmieścić tu całej wiedzy mojego pokolenia. Jednak tak jak i oni wierzę, że uda mi się zachować wystarczający obiektywizm, aby ten dziennik przedstawiał sobą w przyszłości jakąś wartość.

Najpierw jednak, nim przystąpię do opisania teraźniejszości, napisze parę słów o sobie, aby ci którym przyjdzie czytać te zapiski mogli mieć wyobrażenie zarówno o tym jakim jestem człowiekiem, jak i w jakich czasach przyszło mi żyć i dorastać. Kiedy przed rokiem nastąpiło Rozdarcie i z czeluści Piekieł wyległy hordy demonów, miałem niespełna siedemnaście lat i byłem zupełnie nieprzygotowany na czekający mnie horror. Przyjechałem do Londynu do mego stryja, czego wówczas nie wiedziałem, członka Stowarzyszenia. Organizacji, która stała się później odrodzonym zakonem Templariuszy. To dzięki stryjowi Williamowi przetrwałem Rozdarcie. Jego wiedza i umiejętności niosły ocalenie. Niestety, stryj, jak wielu dzielnych ludzi, poległ u wrót Piekła wraz z Wielkim Seneszalem.

Nie mam pewności, ale myślę, że reszta mojej rodziny juz wtedy nie żyła. Boże! Oby po prostu umarli. Następny rok to życie w nieustającym napięciu i strachu. Czy umocnienia wznoszone w oparciu o ślepą wiarę w nieomylność przodków wytrzymają, czy ktoś oszalały od cierpienia nie zrobi czegoś potwornego lub głupiego? Myślę, że w kategoriach ludzi sprzed Rozdarcia nie można nikogo z nas nazwać normalnym. Wszyscy jesteśmy odrobinę szaleni. Nikt kto widział, przeżył i robi to co my nie mógł zachować zupełnie zdrowych zmysłów.

Dorastanie w takich warunkach nie istnieje, teraz widzę to jeszcze lepiej. Patrzę na dzieci z oczyma starców, czekające na możliwość wywarcia pomsty na demonicznym rodzaju. Czułem to samo. Chciałem niszczyć i zabijać piekielny pomiot. Oczywiście najlogiczniejszą drogą do realizacji takiego postanowienia było zostanie templariuszem, ale było we mnie zbyt wiele wątpliwości, nie potrafiłem zrozumieć czemu dobry Bóg pozwolił na to wszystko. Próba zostania kabalistą okazała się porażką, chciałem niszczyć zło, ale nie podobało mi się obcowanie z nim. Pozostała tylko jedna ścieżka, przyłączyć się do łowców. Dzień 2

Dzień kontroli technicznej. Dziś w naszych kwaterach przeprowadzana jest kontrola sprzętu, zarówno inżynierskiego jak i strzelców. To zdumiewające, jak wiele tego posiada pojedynczy człowiek. No, przynajmniej w przypadku łowców.

Zasadnicze różnice między zastosowaniem naszych dwóch formacji dziś i na początku wieku widoczne są właśnie w sprzęcie. Przeciętny strzelec odpowiada wyszkoleniem powiedzmy żołnierzowi SAS-u. Jednak na jego wyposażeniu znajdują się materiały i typy uzbrojenia, nie mówiąc o amunicji, o których piętnaście lat temu nie śniło się nawet jednostkom eksperymentalnym. Pewnie zresztą i tak wyśmialiby pomysł wsadzenia np. relikwii do karabinu...

Jeszcze lepiej widać to w przypadku inżynierów. Pod koniec poprzedniego wieku i na początku naszego w skład wojsk inżynieryjnych wchodziły jednostki: saperskie, budowlane i remontowe. Obecnie inżynier to skrzyżowanie McGyvera z Jamsem Bondem. Nafaszerowane elektroniką, zdalnie sterowane roboty wielozadaniowe i bojowe zapewniają kontrolę i panowanie na polu walki. Mogą zajmować się zwiadem albo osłanianiem i leczeniem sterującego nimi człowieka. Zdolne są do prowadzenia starć i eliminacji wrogów. Budujemy drony naprawcze i modyfikujemy na tysiące sposobów możliwości uzbrojenia modeli seryjnych. Wszystko po to, aby zwiększyć swoje szanse na wygraną.

Myślę, że różnice między nami a ludźmi sprzed rozdarcia widoczne są nie tylko w przypadku łowców. Mistrza Ostrzy mógłby ktoś porównać z florecistą, a Strażnika z policjantem z oddziałów interwencyjnych. To co nas wyróżnia, to nasze specyficzne umiejętności i talenty, które opracowywaliśmy i udoskonalaliśmy w celu walki z piekielnymi hordami.

Inne elementy łączą nas raczej z ludźmi, którzy żyli 100-150 lat temu. Z czasów, kiedy konflikty zbrojne spychały jakąś społeczność na skraj desperacji. Kiedy przestawało liczyć się życie jednostki, a ważne stawało się przetrwanie narodu, plemienia, danej kultury. Kiedy bohaterem stawał się człowiek, który czynił to co słuszne, niekoniecznie mądre. Mam nadzieję że Bóg da mi siłę, kiedy mi przyjdzie stanąć przed takim wyborem.

Dzień 7

Dziś w towarzystwie jeszcze dwóch łowców wyruszyłem po raz pierwszy z oficjalnym zadaniem. Sprawa nie miała być zbyt wielka. Ot, mieliśmy sprawdzić sieć czujników w rejonie Cannon Street. Zabrałem trochę podzespołów i moje boty, a Mark i Nill po wiązce granatów i karabiny. To co miało być niemal piknikową wycieczką przerodziło się w koszmar i horror. Mark nie żyje, a Nill stracił obie nogi. Ja wyszedłem bez draśnięcia, ale musiałem poświęcić wszystkie drony. Wyglądało to tak, jakby jeden z Piekielnych Lordów przygotowywał jakąś ofensywę, a my wpakowaliśmy się w sam środek zgrupowania sił. Wyjaśniło się więc, co nie tak było z czujnikami. Jedynym sukcesem wyprawy okazało się zniszczenie Lorda Po tym jak dokonałem zrzutu napalmu Mark wskoczył na kark demona z wiązką granatów, nie udało mu się niestety odskoczyć, demon schwytał go za uprząż...

Templariusze wysłali tam Pięść aby oczyścić rejon do końca. Wszyscy gratulowali mi ocalenia Nilla i zachowania zimnej krwi, ale ja czuję się jakoś tak podle. Czy gdybym poświęcił boty wcześniej, to Mark żyłby nadal? Może należało granaty zamontować na dronie i posłać ją na Lorda? Cholera, wiem, że teraz przez resztę życia będzie mnie to męczyć.

Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa, ale powstrzymam się na razie przed wysuwaniem wniosków. Taka opinia powinna być poparta wnikliwą analizą, a ja jestem jeszcze zbyt niedoświadczony aby mieć pewność, że się nie mylę.

GramTV przedstawia:

Dzień 728

Dawno temu, na początku swojej służby, napisałem po śmierci strzelca Marka, że jest coś co mnie zastanowiło. Powiedziałem też, że nie chcę wyrażać pochopnych opinii, że brak mi doświadczenia. Pojutrze wypada druga rocznica mojej służby pośród łowców. Nie jestem już nowicjuszem. Mam wyrobioną markę wśród kolegów. Znalazłem sobie kilku zaufanych przyjaciół, a jednak owa myśl pozostała.

Zauważyłem wtedy pewien problem. Nic, co by się bardzo rzucało w oczy, jednak według mnie jest dość istotne Chodzi mi o współpracę między frakcjami, a w zasadzie między starszyznami owych organizacji, ponieważ nie zaobserwowałem tego pośród młodszych członków poszczególnych hierarchii. Starszyzna zdaje się nie tylko nie dbać o współpracę pomiędzy frakcjami, ale wręcz podkreślać ich hermetyczność.

Wśród młodszego personelu kwitną przyjaźnie, ba, nawet czasami romanse, którym przynależność do różnych grup zdaje się nie przeszkadzać. Większość z tych sympatii powstaje na polu walki, ciężko jest nie cenić osoby, która dla ratowania twojej skóry naraża własne życie. Nie raz sam brałem udział w takich sytuacjach. Bywa, że nagle podczas patrolu nadchodzi wezwanie o pomoc. Nie raz samemu zdarzyło mi się takie nadać. W takich chwilach człowiek nie zastanawia się kto je wysłał, idzie po prostu ratować czyjeś życie.

Wiem, że pośród starszyzny takie przyjaźnie również istnieją. Ale sympatia kończy się w chwilki kiedy dochodzi do kwestii prestiżu ich organizacji. Każde wysłanie posiłków na wezwanie innych to czynienie łaski, każda taka prośba to upokorzenie. Przynajmniej sprawiają wrażenie jakby tak było. Pogłębiają je jeszcze takie sytuacje jakie towarzyszyły śmierci Marka. Sytuacja jak ze starego amerykańskiego filmu, kiedy na ekran wpada FBI z okrzykiem: ,,Przejmujemy sprawę’’. Dzień 1134

Przez ostatni rok z wielka starannością prowadzę obserwacje działań poszczególnych frakcji. Rozmawiam z młodszymi przedstawicielami kabalistów i templariuszy, prowadzę wywiady pośród własnych konfratrów. To nieco niebezpieczna gra, boje się, że może nie spodobać się Psychonadzorowi. No bo cała moja działalność podważa autorytet starszyzny. Wiem jednak, że postępuję słusznie. Wszystkie nasze zdolności i talenty zbyt dobrze się uzupełniają, aby marnować je w samotnej walce.

Odwaga i wiara templariuszy to pięść ludzkości. Wiedza i siła kabalistów to rękawica w którą tą pięść można odziać. Spryt łowcy to idealne serwomotory, które uczynią z nich narzędzie zniszczenia Piekła. Może stworzyłem nieco wydumaną wizję mego wyobrażenia na temat współpracy, ale doskonale oddaje ona moje poglądy.

Dlatego też dążę do tego aby ludzie, którzy kiedyś mogą stać się starszyzną uwierzyli w moją wizję. Jeżeli to mi się powiedzie będzie to największy sukces inżynieryjny od czasów wybudowania piramid.

Oczywiście o sukcesie moich dążeń decyduje zbyt wiele czynników. Prędzej Rozdarcie się zawrze niż ja stwierdzę, czy i kiedy powiedzie się moje zamierzenie. Jednak nie spróbować byłoby grzechem.

Dzień 1683

Jestem w szoku. Moje działania zaowocowały. Zrobiły to jednak w sposób dla mnie zupełnie niespodziewany. Powstają stowarzyszenia poza frakcyjne. Ludzie nie chcą zmian wewnątrz swych skostniałych organizacji, wolą pozostawić je w niezmienionej postaci i niejako obok, równolegle stowarzyszać się, aby realizować moją wizję. Obłęd, ale czyż wszyscy nie jesteśmy szaleńcami?

W tym wszystkim niepokoi mnie tylko jedno: powstawanie stowarzyszeń wewnątrz frakcji. Jaki to ma sens? Może służyć tylko i wyłącznie zaspokajaniu ambicji co niektórych młodych członków poszczególnych organizacji. Jest absolutnym wypaczeniem mojej idei. Podtrzymuje i wzmacnia hermetyczność frakcji. Zdumiewające, jak małą kontrolę nad daną ideą zachowuje jej twórca. Najdalej za rok nikt nie będzie pewnie pamiętał skąd w ogóle ona pochodzi.

Nie sadzę, żeby udało mi się osiągnąć w tej sprawie coś więcej. Dalsza krucjata nie odniesie już raczej żadnego skutku. Piramida powstała. Dziwi tylko, że postawiono ją na wierzchołku. Ja natomiast muszę się zastanowić co dalej.

Komentarze
17
Usunięty
Usunięty
16/11/2007 18:17

Dużo ludzi w to gra, między innymi dzięki diabloklimatowi unoszacymu się nad tą grą.

Usunięty
Usunięty
14/11/2007 20:59
Dnia 14.11.2007 o 18:45, Curtiss napisał:

W wojskach w których językiem urzędowy jest angielski istnieje funkcja (nie stopień, rodzaj pełnionych zadań) o nazwie marksman. W WP tą samą funkcje pełni osoba nazwana "strzelcem"

Marksman to strzelec wyborowy. Synonimem jest "sharpshooter". Na marginesie jeszcze dodam, że nie jest to to samo, co snajper, wbrew temu, co wiele osób myśli.W instrukcji do Hellgate Marksman przetłumaczony jest jako Strzelec właśnie, ale moim zdaniem nie pasuje to trochę do klimatu gry, i chyba lepiej by było, gdyby tłumacz lekko zmienił tłumaczenie i użył zwrotu "snajper".Co do przekonywania się do Hellgate, to ja jakiś czas temu odpuściłem sobie tę grę (z przyczyn różnych, ale głównie przez błędy i monotonność), lecz lektura książki Hellgate London: Exodus ( http://www.simonsays.com/content/book.cfm?tab=1&pid=522371 ) sprawiła, że z chęcią do niej wróciłem. Wprawdzie nie na długo (Crysis...), ale jednak:)

Usunięty
Usunięty
14/11/2007 20:59
Dnia 14.11.2007 o 18:45, Curtiss napisał:

W wojskach w których językiem urzędowy jest angielski istnieje funkcja (nie stopień, rodzaj pełnionych zadań) o nazwie marksman. W WP tą samą funkcje pełni osoba nazwana "strzelcem"

Marksman to strzelec wyborowy. Synonimem jest "sharpshooter". Na marginesie jeszcze dodam, że nie jest to to samo, co snajper, wbrew temu, co wiele osób myśli.W instrukcji do Hellgate Marksman przetłumaczony jest jako Strzelec właśnie, ale moim zdaniem nie pasuje to trochę do klimatu gry, i chyba lepiej by było, gdyby tłumacz lekko zmienił tłumaczenie i użył zwrotu "snajper".Co do przekonywania się do Hellgate, to ja jakiś czas temu odpuściłem sobie tę grę (z przyczyn różnych, ale głównie przez błędy i monotonność), lecz lektura książki Hellgate London: Exodus ( http://www.simonsays.com/content/book.cfm?tab=1&pid=522371 ) sprawiła, że z chęcią do niej wróciłem. Wprawdzie nie na długo (Crysis...), ale jednak:)




Trwa Wczytywanie