Andrzej Sapkowski – „Narrenturm”, „Boży bojownicy”, „Lux perpetua”- recenzja

Szary Płaszcz
2007/09/15 23:52

Cykl husycki

Cykl husycki

Cykl husycki, Andrzej Sapkowski – „Narrenturm”, „Boży bojownicy”, „Lux perpetua”- recenzja

Kolejne wielkie dzieło Andrzeja Sapkowskiego – cykl, zwany husyckim, został ukończony. A to daje nam sposobność do recenzji i podsumowania go jako całości. Jak bardzo różni się od sagi wiedźmińskiej, która zapewniła ASowi sławę? Czy jest lepszy? Czy autor przebił najlepszego polskiego pisarza fantasy, czyli samego siebie?

Cykl husycki z sagą wiedźmińską łączy jedynie gatunek. Ale i to dość pobieżnie. I tu, i tam mamy do czynienia z fantasy. Jednakże nowe dzieło ASa to już fantasy, pełną gębą, historyczne. Wspólny dla obu typów twórczości pisarza jest także postmodernizm – można powiedzieć: jego znak firmowy. Choć to, co było odkrywcze w „wiedźminach”, teraz zdaje się już wtórne i drażniące. Historyczny postmodernizm nie sprawdza się nijak. Ale o tym później.

„Bohaterem” cyklu jest niejaki Reinmar z Bielawy, zwany także de Bielau, a dla przyjaciół – Reynevan. Cudzysłów tu nie bez przyczyny, okazuje się bowiem ten młodzieniec antytezą herosa. Wzięty medyk, uczony, gładysz łasy na uroki niewieście, miłośnik rycerskich romansów i poniekąd czarownik, jest Bielau skończonym głupkiem i nieudacznikiem. Poznajemy go w momencie, gdy zostaje przyłapany na cudzołóstwie z piękną żoną śląskiego rycerza. Pochwycony przez mściwych braci rogacza, musi uciekać przed ich wróżdą. A wkrótce także przed Inkwizycją, której doniesiono, że Reynevan para się czarną magią. Na pięty bohatera następują więc kolejno zawzięci rycerze, donosiciele, pospolici zbóje, najemni siepacze, śląscy raubritterzy. A „bohater” z każdą podjętą przez się decyzją wpada w coraz to większe tarapaty.

Fabułę pierwszego w cyklu Narrenturmu nie sposób streścić w jednym zdaniu. Fabuła ta bowiem rwie się, wije i zakreśla pętle niczym droga przemierzana przez Reinmara. Ale chaos ten poniekąd wynika z założeń gatunku powieści pikardyjskiej, historii łotrowskiej. Zgodnie z nimi jest więc bohater miotany na lewo i prawo przez wiatry historii. Porywany i odbijany, ucieka, by wpaść w kolejne sidła, z których ponownie zostaje (cudownie) uratowany. Różni się jednak Reynevan od typowych bohaterów takich opowieści – albowiem to nie tyle sprytny nicpoń, co pospolity osioł. I zapewne było by z nim niewesoło, gdyby autor nie przydał mu zacnej kompanii. Towarzyszem medyka zostaje niejaki Szarlej. I on to staje się już typowym bohaterem jarmarcznych powieści – demeryt, oszust, wichrzyciel. A nadto cwaniak, nicpoń i frant kuty na cztery nogi. Jego to spryt i obycie w świecie raz za razem ratują młodzieńca z opresji.

Trzecim „muszkieterem” okazuje się postać jeszcze bardziej niepospolita. Samson Miodek z wyglądu jest archetypicznym przygłupim osiłkiem. Lecz tak naprawdę w ciele masywnego tępaka kryje się przybysz z innego wymiaru. Tajemniczy do końca, mieszkaniec jakiejś astralnej krainy, bardziej anioł niż diabeł – patrząc na jego szczerość, uczciwość i łagodne usposobienie...

Ścieżki tych trzech bohaterów los nierozerwalnie splótł ze sobą. I w kolejnych tomach obserwujemy, jak miota nimi po Śląsku i Czechach niespokojna historia. Trwają wojny husyckie. Heretycy domagają się gruntownych reform Kościoła. Domagają się z bronią w ręku, czyli na poważnie. Świat chrześcijański nie może ścierpieć istnienia państwa kacerzy i myśli poradzić sobie z nimi tak, jak uczynił to z heretyckimi Bogumiłami i Katarami. Ale trafiła kosa na kamień – kolejne krucjaty rozbijają się, dosłownie, o wozy bojowe taborytów. Obie strony walczą za wiarę. Dla Boga i w obronie słabych i pokrzywdzonych. Obie nie przebierają w środkach. A co na to Reynevan? Nieszczęsny medyk jest w środku zamieszania. Chcą go wykorzystać zarówno husyci, z mniej lub bardziej radykalnych frakcji, jak i Inkwizycja. Młodzieniec miota się, ale, jako typowy naiwny idealista, wierzy w sprawę reform. Jednak nade wszystko pragnie swojej ukochanej, z którą rozdzielił go los, i którą próbują wykorzystać przeciw niemu wszystkie walczące strony.

Reynevan jeździ, walczy, ucieka, zdradza, szpieguje. Innymi słowy robi wszystko, co konieczne, aby odzyskać wybrankę serca. Mądrzejsi od niego towarzysze już mu wybijają z głowy co głupsze pomysły, lecz radzi, nie radzi, nie zostawią przecież przyjaciela w potrzebie.

A więc romans? Tak. Ale bynajmniej nic podobnego do dojrzałego, lecz i pełnego namiętności związku Geralta i Yennefer. Zamiast tego młodzieńcze zakochanie i romans bardziej korespondencyjny, bo oblubieńcom nie dane zbyt wiele czasu spędzić razem. Jest tu i „character arc”, zmiana bohatera z gołowąsa naiwnego, nieporadnego, w człowieka dojrzałego, pozbawionego młodzieńczych złudzeń, ale trzymającego się własnych przekonań. Jednakże Reynevan nie zamienia się bynajmniej w jakiegoś mocarza czy wielkiego maga swojej epoki. Wypada na boczny tor historii nie dokonawszy niczego...

Co więc wnosi ta powieść i do czego prowadzi? Nie zdradzając zakończenia, dość rzec, że do niczego. Reynevan turla się to tu, to tam, coś zyskuje i wiele traci. Wojny husyckie toczą się tak, jak to miało miejsce w historii – ze zmiennym szczęściem i nie zwieńczone żadnym przełomem.

Po zakończeniu cyklu czytelnicy i czytelniczki zadają więc sobie pytanie: o czym to było? Co ta książka wnosi? Jedyna odpowiedź, płynąca z ostatnich stron tekstu, to kwestia poszukiwania Boga i wiary. Poszukiwania tym trudniejszego, że bohaterowi przyszło żyć w okrutnych czasach, kiedy niemal wszyscy, z imieniem Stwórcy na ustach, szli mordować bliźnich. Trudno, patrząc na mordy, na fanatyzm, na religijną obłudę wreszcie, nie utracić wiary. Jeszcze trudniej ją znaleźć. Kwestie te są o tyle wzniosłe, co przyznajmy szczerze, mało odkrywcze.

Jeszcze inne Sapkowski zadaje w tym cyklu pytanie. Jak w czasach wojny, wielkiego konfliktu, przepełnionego mordami, zdradą, cyniczną polityką i grą wywiadów, pozostać sobą. Lub inaczej: jak, pomimo wszystko, być porządnym człowiekiem. Jedyną odpowiedzią, jaką zdaje się dawać, jest: być wiernym w przyjaźni. Pozostać wiernym swoim ideałom, poglądom, nie zaś dogmatom. I jeśli się człowiek na takich zawiódł, to szukać dalej.

A jak czyta się nowego Sapkowskiego? Czy porywa jak poprzednie jego opowiadania? Czy może chociaż jak, słabsze już znacznie, powieści o Geralcie?

Niestety jest jeszcze gorzej.

Najsłabiej w cyklu wypada konstrukcja samej fabuły. I już zamysł autorski sięgnięcia do powieści pikardyjskiej nie może służyć za jedyne wytłumaczenie. Czytając kolejne trzy książki, czytelnicy i czytelniczki mogą mieć nieodparte wrażenie, iż Sapkowskiemu zwyczajnie się nie chciało. Mozolnie zgromadził materiały potrzebne do odtworzenia śląskich, średniowiecznych realiów. Zbudował kolejne (świetne) postacie, sceny i przekomiczne dialogi. I dał sobie spokój z resztą.

GramTV przedstawia:

Doskonały okazuje się natomiast u Sapkowskiego obraz średniowiecznego świata. To prawdziwa uczta dla miłośników i miłośniczek tej epoki. Ze znawstwem i nieskrywaną lubością opisuje autor szczegóły strojów, zbroic, herbów i broni, nie szczędząc odbiorcom nazw łacińskich, niemieckich, francuskich. Nawet najwięksi fascynaci i eksperci od średniowiecza, otrzymawszy opisy różnej maści houppelandów, szaperonów, lentnerów, wamsów, chamfronów, crinetów, wreszcie zarzuceni cytatami z Béroula, Chrétiena de Troyes, Wolframa von Eschembach, Hartmanna von Aue, Gotfryda ze Strasburga, Bertrama de Born, będą musieli zrewidować swoje poglądy i wiedzę o epoce...

Ale cykl husycki to, jako się rzekło, nie powieść historyczna, a fantasy, nie mogło więc w niej zabraknąć baśniowych rekwizytów i postaci. Nie mogło zabraknąć magii. Mamy tu więc różne licha zaczerpnięte z baśni i klechd, zmiennokształtne potwory i istoty z innych wymiarów. A skoro bohater jest czarownikiem, mamy też możliwość podpatrzeć go podczas czynienia uroków. I znów Sapkowski błyska erudycją – cytuje magiczne formuły, łacińskie, słowiańskie, a nawet arabskie. Znajdziemy tu jednak pewien zgrzyt. Obok autentycznego Picatixa i księgi Zohar jednym tchem wymienia jeszcze Necronomicon i Liber Yog-Sothotis. A na co te „ktulizmy”? Chyba tylko by z postmodernistycznej nie wyjść wprawy.

Niestety, wszystkie elementy magiczne i fantastyczne kontrastują z resztą książki. Można nawet odnieść wrażenie, że powieść zupełnie obyłaby się bez nich. Co gorsza, magia według Sapkowskiego to niemalże kopia zaklęć Dungeons & Dragons, czyli polimorfia na zawołanie, kule ogniste i tejże klasy efekciarstwo. Do reszty książki ni przypiął, ni przyłatał. Można też wyrobić sobie opinię, że autor do magii i czarów podchodzi żartobliwie, jeśli wręcz nie kpiąco. Wszelkie rzeczy nadprzyrodzone traktuje po macoszemu. To tylko rekwizyty.

Najmocniejszą stroną cyklu jest zdecydowanie język, którym powieści są napisane. Język epilogusów, dialogów i opisów. Pięknie brzmi polszczyzna w wykonaniu Sapkowskiego. Czuć w niej znawstwo języka godne Brücknera i iście Glogerowski kult rzeczy starożytnych. Czuć charakterystyczny ton, swadę i nutę złośliwości zaczerpniętą z Długosza. Sceny batalistyczne to już rozmach i kunszt na miarę Sienkiewicza. Równie filmowe niczym u Mistrza, który wyprzedził był kinematograf. Nie zabrakło też markowego humoru oraz niezmiennie świetnych dialogów. Razi tylko trochę przybytek wygadanych postaci. Co któryś gębę otworzy, od razu znać, że erudyta. I tak cały Śląsk i Królestwo Czeskie – pełne poliglotów i mistrzów retoryki – przerzuca się facecjami i dykteryjkami. Ale to, powiedzmy, taka już tych książek uroda.

Niestety całą estetykę i końcowe wrażenie burzy postmodernizm. Kontrasty między starym a nowym, na początku może i śmieszne, stają się z czasem zwyczajnie męczące. Współczesne odzywki burzą nastrój scen, wybijają nas z opowieści i sprawiają, że przestajemy wierzyć w świat, o którym czytamy. Nie może być inaczej, gdy na jednej stronicy postać mówi językiem pięknie stylizowanym, wtrąca archaizmy i łacińskie sentencje, a na drugiej odzywa się jak polityk Sejmu V kadencji. Lub wygłasza poglądy na temat świata i religii człowieka z wieku XX.

Podobnie rzecz się ma z epatowaniem scenami przemocy i kolejnych mordów na wielką skalę. Pomińmy, że nie można średniowiecznych roczników i kronik traktować dosłownie. Chodzi o efekt, który w zamyśle miał być wstrząsający, a zwyczajnie odstręcza. Jedna rzeź robi ponure wrażenie. Gdy masakra goni masakrę, czytelnicy obojętnieją. Opisy tryskającej krwi i rozczłonkowanych ciał stają się nudne i męczące.

Jak widać, sporo tu było argumentów kontra i wytykania słabości. Czepialstwo recenzenta? Może i tak, ale pamiętajmy, że mowa tu nie o dziele jakiegoś debiutanta czy trzecioligowca. Andrzej Sapkowski zrewolucjonizował polską fantasy i przyzwyczaił nas do fantastyki najwyższych lotów. Rozpieścił poprzednimi utworami i teraz mamy prawo oczekiwać od niego więcej.

Na zakończenie recenzji aż prosi się napisać, że cykl husycki warto przede wszystkim polecić miłośnikom i miłośniczkom wiedźmina. Ale jest wręcz odwrotnie. Miłośnicy Geralta z Rivii nie znajdą tu nic dla siebie. Nie ma tu twardego, nieugiętego bohatera, niepokonanego mistrza miecza i magii. Reynevan coś tam czaruje, lecz to bardziej amator i daleko mu do takiego Merlina. Sceny walki są, a jakże, ale zamiast widowiskowych piruetów ze srebrnym mieczem jest brutalne mordobicie, huk dział i smród prochowego dymu. Nie ma tego uroku odkrywania tajemnicy, gdy śledząc wędrówki białowłosego wiedźmina, poznawaliśmy jego samego i jego świat. Pojawiają się fascynujące postacie, jednakże tylko na chwilę. Aż żal, bo wielu tych epizodycznych „aktorów” dużo bardziej nadawało się na pierwszoplanowych bohaterów. Wystarczy tylko wspomnieć samego Zawiszę Czarnego z Garbowa, niecnotę Szarleja, Kunza „ruk-cuk” Aulocka, bluźnierczo zowiącego się Kyrieleison, czy Hayna von Czirne, starego gracza na miecze, mocarza na topory.

Dla kogo więc są Narrenturm, Boży bojownicy i Lux perpetua? Przede wszystkim dla miłośników średniowiecza i opowieści rycerskich. Dla czytelników i czytelniczek ceniących piękną, stylizowaną polszczyznę i historie o tym, jak „drzewiej bywało”.

Plusy: + świetny język + humor i dialogi + znawstwo średniowiecznych realiów Minusy: - fabuła w strzępach - drażniący postmodernizm - nużące epatowanie przemocą

Autor: Andrzej Sapkowski Tytuł: Narrenturm Wydawnictwo: wydawnictwo SuperNowa, 2002 rok Wydanie: oprawa miękka, 594 strony Cena: 38 zł Strona WWW: tutaj

Autor: Andrzej Sapkowski Tytuł: Boży bojownicy Wydawnictwo: wydawnictwo SuperNowa, 2004 rok Wydanie: oprawa miękka, 594 strony Cena: 38 zł Strona WWW: tutaj

Autor: Andrzej Sapkowski Tytuł: Lux perpetua Wydawnictwo: wydawnictwo SuperNowa, 2006 rok Wydanie: oprawa miękka, 564 strony Cena: 40 zł Strona WWW: tutaj

Komentarze
22
Usunięty
Usunięty
27/09/2007 00:37

jak dla mnie genialne.

zawcia
Gramowicz
23/09/2007 00:02

Jak dla mnie świetne :) "Narrenturm" był pierwsza książką Sapkowskiego jaką przeczytałem, później poszło wszystko po kolei :P

Usunięty
Usunięty
22/09/2007 21:14

Badziew i tyle.




Trwa Wczytywanie