Rafał Dębski – „Czarny Pergamin”

Trashka
2006/12/30 23:55
9
0

Nietypowy artefakt

Nietypowy artefakt

Nietypowy artefakt, Rafał Dębski – „Czarny Pergamin”

Jest wiele historii o potężnych artefaktach, intrygach, ambicjach, nienawiści i sporach o tron. Opowieść Rafała Dębskiego – „Czarny Pergamin” – w zasadzie nosi znamiona historii jakich wiele. Ale przynajmniej ów potężny artefakt, mający ogromne znaczenie dla opowieści, jest bardzo nietypowy.

Sama fabuła do skomplikowanych nie należy, choć trzeba zarazem przyznać, iż sporo się dzieje. Oś tematyczną stanowi walka o władzę w królestwie noszącym miano Vereena. Dochodzą do głosu wielkie ambicje i namiętności, zadawnione urazy i nienasycona żądza bogactwa. W dodatku z różnych względów poszukiwany jest Czarny Pergamin, na którym zapisano los państwa – należy odczytać go w chwili wygaśnięcia prawomocnej dynastii. Oczywistym staje się więc, że nie powinien dostać się w niepowołane ręce, zaś właściciele owych rąk bardzo chcą go w nie uchwycić... W dodatku Vereena szarpana jest nie tylko przez animozje możnych i wewnętrznych wrogów, ale też przez przeciwnika z zewnątrz, wietrzącego łatwy łup i pragnącego poszerzyć swe włości...

Podczas lektury niniejszej powieści trudno oprzeć się wrażeniu pewnej schematyczności. Kraj, gdzie wierzy się w jedynego Boga, a wiara w innych, starszych, jest zakazana, automatycznie kojarzy się z historią alternatywną lub wariacjami na temat naszej historii w laboratorium innych, autorskich światów. „Oczywistym” przeciwnikiem staje się albo jakiś odpowiednik muzułman, albo ktoś, kto odwołuje się do mocy starych bogów bądź sztuki magicznej. Ci ostatni otoczeni są strachem, darzeni nienawiścią podsycaną przez Kościół, który upatruje w nich narzędzie Szatana. Ewentualnie – takie jest obecne, jak najbardziej rzeczywiste, stanowisko Kościoła – bezczelnych bezbożników sięgających po moc przynależną jedynie Najwyższemu. W „Czarnym Pergaminie” również mamy do czynienia z konfliktem pomiędzy Bezmagią, gdzie nie ma ludzi utalentowanych w tym kierunku, a ponadto czary tak czy owak są zakazane, a krainami magii, w których większość ludzi co nieco potrafi, zaś władzę dzierżą potężni magowie. Na szczęście sprawa okazuje się bardziej skomplikowana, a dychotomia stron i sama (konkretna) przyczyna konfliktu nie taka oczywista, jak mogłoby się wydawać. Wrażenie schematyczności i wtórności wzmagają za to realia. Stanowią one odwzorowanie najbardziej obrazowych elementów charakterystycznych dla Niemiec, Francji oraz Danii w XV wieku. To, jak również wspomniany konflikt, przypomina choćby cykl „Boże Monarchie” Paula Kerneya, a niestety książka Dębskiego została napisana bez rozmachu poszczególnych części owego pięcioksięgu.

Także większość postaci wykreowana została według pewnego schematu. Według zasady „duża wada i dla równowagi duża zaleta”, czy może raczej wzorca zakładającego, że nagle, niczym diabełek z pudełka, wyskakuje jakaś niespodziewana cecha. Jednakże wcale nie czyni to bohaterów prawdziwie wielostronnymi, „żywymi” osobami. Nie są w stanie wryć się na dłużej w pamięć czytelników i czytelniczek. Choćby baron Pillgrim – doskonały wojak, cyniczny twardziel, który okazuje się poczciwy i naiwny jak dziecko, Vallery d’Orenburg – bawidamek i chwacki oficer, który objawia nieoczekiwaną cnotę i wolę samopoświęcenia, mag Erhard – potężny, posępny mistrz, z rysem okrucieństwa, potem jednak wychodzi na jaw powód owej nieprzystępności, a tym samym bardzo pozytywna strona jego natury. Naturalnie Maive - szpetna, lecz inteligentna szlachcianka, okazuje się z czasem odważniejsza niż pułk wojska i bardziej szlachetna niż mniszka. I tak dalej.

Z tego wzorca wyłamuje się niewiele person: hrabia Burghiese – zdeklarowany, makiaweliczny czarny charakter, książę Gernon i uzdrowiciel Horris – bodaj jedyne naprawdę przykuwające uwagę postacie w książce, oraz główny bohater, Alwen de Morano. O tym ostatnim jednak można powiedzieć przede wszystkim to, że jest... nijaki.

Kolejną dość irytującą kwestię (choć może nie dla wszystkich) stanowią wstawki rodem z brazylijskiej albo wenezuelskiej telenoweli. Książkę otwiera monolog Maive do lustra, w jednej z wczesnych scen dwa czarne charaktery wykładają swoje motywacje (czytelnicy zapewne radzi byliby otrzymać to w dawkach), Pillgrim opowiada niemalże historię swego życia, zamiast udzielić prostej odpowiedzi „tak” lub „nie” na pewne pytanie, z biegiem akcji pojawiają się niemal cudownie nawrócone grzesznice...

W sporej łyżce dziegciu mieszczą się także błędy rzeczowe. Nie są to wszakże błędy na tyle straszliwe, żeby przeciętni zjadacze chleba nie mogli przejść nad tym do porządku dziennego – nie spędzą im one snu z powiek i nie przeszkodzą w lekturze. Jednakże miłośnicy historii wojskowości, zdeklarowani militaryści i militarystki zazgrzytają zębami. Czytamy, co następuje: „...nawet lancknechci nie mieli jednakowo długich kopii, ale różnej wielkości drzewce od krótkich włóczni po kilkumetrowe sarisy.” Autor pomylił kopie z włóczniami. Lancknechci (de facto bardziej poprawnie: landsknechci) nie byli uzbrojeni w kopie, lecz w halabardy, piki, miecze dwuręczne i arkebuzy. Ponadto nazwy „lancknechci” nie można użyć w taki sam sposób jak na przykład „rycerze” lub „pikinierzy”. To specyficzna jednostka, powstała na skutek konkretnych wydarzeń w naszym świecie (równie dobrze można by użyć nazwy „Talibowie” dla określenia fantastycznego religijnego reżimu). Zainteresowani niech poszukają informacji choćby w encyklopedii PWN. Dziwi też, że nie ma ani słowa o Chrystusie ani o innym mesjaszu, noszącym inne imię, natomiast jeden z bohaterów czyni ręką znak krzyża, a jacyś nieszczęśnicy zostają ukrzyżowani na „urągowisko Niebu”.

Natomiast na osłodę warto powiedzieć, że książka Dębskiego posiada też niezaprzeczalną zaletę, która czyni z utworu miły wypełniacz czasu. Jest to pełen werwy styl autora. Opowieść generalnie czyta się dobrze pomimo „telenowelowych wstawek”. Co prawda opisy i dialogi bywają nazbyt patetyczne, ale to całkiem pasuje do potocznych wyobrażeń na temat piętnastego stulecia – czasu brudu, nędzy, krwawych wojen, a jednocześnie blichtru, przepychu oraz dworskiej, wykwintnej etykiety.

GramTV przedstawia:

Poza tym akcja jest dynamiczna, zaś pomysł autora dotyczący tytułowego artefaktu zasługuje na szczere oklaski.

Plusy: + świetny pomysł co do tytułowego artefaktu + pełen werwy styl + żywa akcja Minusy: - błędy rzeczowe - sceny rodem z telenoweli - pewna schematyczność fabuły

Autor: Rafał Dębski Tytuł: Czarny Pergamin Wydawnictwo: Fabryka Słów, 2006 rok Wydanie: oprawa miękka, 400 str Cena: 27,99 zł Strona WWW: http://www.fabryka.pl/ksiazki.php?id=124#searchkk

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
01/01/2007 17:24

Dom Wschodzącego Słońca może być fajna książką, ale raczej się na nią nie skuszę.

Thoor
Gramowicz
31/12/2006 14:50

Czasami warto czytać ze zrozumieniem. Mozna wyciagnac wiecej informacji niz sie wydaje.

Usunięty
Usunięty
31/12/2006 14:50

"Poza firewallem: Książki"- a jest coś innego niż książki :D, żartuje bardzo dobry pomysł... Ciekawe tytuły !!Szczęśliwego Nowego * :)))* * * * ** *** * *




Trwa Wczytywanie