Gamedec. Zabaweczki. Błyski - recenzja książki

Trashka
2010/10/20 15:00

Jeden, ale w trzech osobach

Jeden, ale w trzech osobach

Jeden, ale w trzech osobach, Gamedec. Zabaweczki. Błyski - recenzja książki

Nie, tytuł recenzji niniejszego tomu opowiadającego o kolejnych przeżyciach i peregrynacjach gamedeka o nazwisku Aymore wbrew pozorom nie nawiązuje do kwestii religijnych. Chociaż temat religii i symboli związanych z wiarą istnieje w książce, dostarczając dodatkowej pożywki intelektualnej. Opowieść nawiązuje do problemów współczesności, prognozując ich rozwój w przyszłości, ale na szczęście dla poszukiwaczy porządnej literatury rozrywkowej wciąż pozostaje przede wszystkim sensacyjno-kryminalnym cyberpunkiem o wartkiej akcji, miejscami przechodzącym w space operę. Komputerowi gracze z długim stażem dodatkowo docenią mnóstwo odwołujących się do rozmaitych gier gadżetów, apetycznie powrzucanych w fabułę niczym bakalie w ciasto - na przykład mechy i kolosalne kosmiczne motomby kojarzące się z Transformers.

Trzecia odsłona przygód Torkila ze względu na swą objętość została podzielona na dwie części: Gamedec. Zabaweczki. Błyski i Gamedec. Zabaweczki. Sztorm. Marcin Przybyłek rozpoczyna nową opowieść uderzeniem z grubej rury. Na początku tej historii nie mamy już do czynienia ze światami wirtualnymi czy realium na Ziemi, lecz wraz z głównym bohaterem i jego najbliższymi przyjaciółmi przenosimy się na kosmiczną ziemię obiecaną - Gaję w systemie Sigma Draconis. Niestety, jeden z kolonizacyjnych megastatków - "Medusa" - znika w tajemniczych okolicznościach. Na miejscu zaś szybko okazuje się, że nie jest tu tak pięknie, jak obiecywano w prospektach reklamowych. Między innymi bulwersującym może wydać się fakt, iż za sznurki pociąga tu firma odpowiadająca za istnienie tej właśnie Bestii, która zalęgła się w sieci i z którą nasi bohaterowie zmagali się w poprzednim tomie. Bestia została wprawdzie pokonana w światach sensorycznych, ale wszystko wskazuje na to, iż w jakiś sposób przedostała się do mózgów naukowców i innych pracowników rzeczonej korporacji. Nasz detektyw podejrzewa, że zaginięcie "Medusy" może mieć z tym coś wspólnego. Na domiar złego wkrótce istotne osoby, z którymi Torkil Aymore skontaktował się po przylocie w sprawach innych niż stricte towarzyskie, zaczynają ginąć.

To implikuje kilka postanowień powziętych przez głównego bohatera. Po pierwsze, Torkil odsuwa od siebie przyjaciół (a zwłaszcza przyjaciółki), by nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Po drugie, musi podjąć decyzję: lecieć w kosmos i tropić "Medusę", zostać na Gai, by wszystko rozgryźć, czy też badać sprawę (w tym momencie już kilka spraw) po powrocie na Ziemię. Na szczęście na początku XXIII wieku nie jest to tak trudna i ostateczna decyzja, jak mogłoby się wydawać (choć wiąże się z koniecznością wykazania hartu ducha, ale tego akurat gierczanemu detektywowi nie brakuje). W powieści Gamedec. Zabaweczki. Błyski Torkil stosuje gambit rodem z książek Richarda Morgana i niczym Takeshi Kovacs kopiuje swoją osobowość. Dwóch Torkilów zostaje wgranych do sztucznych mózgów i umiejscowionych w motombach, po czym jeden, ale w trzech osobach, wkracza do akcji, naturalnie wywołując reakcję. Zwykle nader wybuchową. Tak, to już nie ten sam dyskretny gamedec, którego pamiętamy ze zbioru opowiadań i okazjonalnie z drugiej odsłony jego przygód...

Ewolucja bohatera w stronę wybraną przez autora może nie przypaść niektórym czytelnikom do gustu. Torkil z pełnego wad, ale i uroku osobnika w stylu detektywa Marlowe'a przeistacza się bowiem w osobę nad wyraz wszechstronną, taką co to w każdej grupie dobrze się ustawi i w każdej formacji wysoko awansuje w hierarchii. Zaczyna przypominać karkołomne skrzyżowanie Stalowego Szczura z książek Harry'ego Harrisona i Neo z trylogii Matrix. Z drugiej strony, samej akcji to nie szkodzi, a nawet wręcz przeciwnie - dzięki temu pięknie przyśpiesza, gdzie trzeba. Poza tym czarny humor, cynizm i kąśliwe uwagi pozostały, co czytelnicy z pewnością docenią, w dodatku bohater został solidnie pogłębiony psychologicznie. Autor nie zapomina też o postaciach drugoplanowych, które może nie zawsze zasługują na określenie "wielowymiarowe", lecz trudno odmówić im barwności.

Mówiąc o konstrukcji postaci, warto też wspomnieć o konstrukcji samej opowieści. Marcin Przybyłek nie rezygnuje z zabiegu wprowadzonego w fabułę książki Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw - dostajemy reklamy i fragmenty wywiadów (niestety mniejszą dawkę niż poprzednio), które w interesujący sposób podsuwają czytelnikom elementy rzeczywistości, zarazem sprytnie łącząc się z kolejnymi etapami fabuły i pobudzając odbiorcę do przemyśleń. Generalnie opowieść Gamedec. Zabaweczki. Błyski jest nieco ciekawiej skonstruowana od poprzednich części (pomimo wspomnianej mniejszej liczby żywych wstawek ze świata). W tekst, pomiędzy sceny akcji, wkomponowane zostały partie filozoficznych rozważań i spostrzeżeń głównego bohatera, co dopełnia obrazu całości kreowanego świata. Jak poprzednio autor zadbał o odpowiednią terminologię, tu dotyczącą także zmian związanych z funkcjonowaniem na innych planetach - choćby inny kalendarz, inne miary czasu. Te ostatnie mają zresztą kolosalny wpływ na codzienne życie nowoprzybyłych. Ponownie na końcu książki znajdziemy bardzo przydatny Słownik neologizmów i trudnych terminów (z ostrzeżeniem, by czytać tylko hasła potrzebne w danej chwili, w przeciwnym wypadku można bowiem narazić się na spoiler) oraz spis osób, a dodatkowo jeszcze dokładny przelicznik czasu gajańskiego na ziemski. Warto wspomnieć, że i tym razem warsztat literacki pozytywnie zaskakuje, wyraźnie wskazując, że autor nie spoczął na laurach. Poszczególne sceny są bardzo plastyczne, uczucia i emocje wydają się wiarygodne, co nie pozostaje bez wpływu na odbiór erotycznych "momentów"... Co ciekawe, w monologach wewnętrznych Przybyłkowi udaje się wytworzyć lekko oniryczny, halucynacyjny klimat, a dialogi są żywe i ostre.

GramTV przedstawia:

Z rzeczy, które warto odnotować, jeśli chodzi o przekaz intelektualny powieści Gamedec. Zabaweczki. Błyski, rzuca się w oczy podkreślanie wpływu, jaki rozwój techniki wywiera na zmianę myślenia, sposobu życia (jak również podchodzenia do życia jako takiego) i wyznawanych wartości. Na przykład kwestia bezmózgów, czyli klonów umożliwiających transplantację mózgu prawdziwego lub sztucznego z osobowością klienta - umiejętność hodowania ich na zamówienie stanowi zapewnienie nowej formy potencjalnej nieśmiertelności. Już nie trzeba w tym celu funkcjonować w świecie wirtualnym - człowiek, a raczej bogaty człowiek, zyskuje możliwość wyboru. I przy okazji pojawiają się zmiany psychologiczne i społeczne - młody ojciec ze starym synem u boku nikogo nie będzie dziwić. Powtórna młodość umożliwia nowe samookreślenie, począwszy od nabycia nowych umiejętności, na wypróbowaniu nowych związków i zachowań seksualnych skończywszy (miło, że autor zauważa, że nie tylko mężczyźni nie muszą być monogamiczni, ale dotyczy to także kobiet). Lecz wystarczy się chwilę zastanowić, by dostrzec i zdecydowane minusy, choćby niebezpieczeństwo trwałej gerontokracji. Zmiany psychologiczne zaczynają dotykać wszystkie możliwe formy człowieka. Przybyłek wyraźnie mruga do miłośników filmu Blade Runner Ridleya Scotta, obarczając diginetów infantropizmem - obsesyjną potrzebą dziecięcych wspomnień. Autor z przymrużeniem oka dywaguje też na temat zmian w znanych nam religiach, ukazując np. zarys ewolucji chrześcijaństwa w pozornie dziwaczne formy.

W książce Gamedec. Zabaweczki. Błyski pokazane jest także dalsze mnożenie gałęzi na ewolucyjnym drzewie ludzkości. To już nie tylko rozdroże między Homo realium a Homo virtual, widzimy pierwsze błyski przyszłości, w której ludzie żyjący na różnych globach zaczną się różnić genetycznie i morfologicznie. Różnice pogłębią się do tego stopnia, że w końcu zniknie możliwość posiadania wspólnego potomstwa i staną się odrębnymi gatunkami. Od tego już tylko krok do niemożności porozumienia się. Czyżby czekała nas nowa Wieża Babel?

Przybyłek zajmuje się nie tylko środowiskiem zewnętrznym Homo realium i Homo virtual oraz zmianami postaw i reakcji, ale i próbami zrozumienia struktury psychiki człowieka. Ostatecznie umysł stanowi program, w który może wniknąć i wypaczyć wirus, a tym samym który potrafi przejąć Bestia. Pojawia się też kwestia zdolności paranormalnych. Pisarz sugeruje, że jeśli spojrzymy na rzeczywistość przez pryzmat mechaniki kwantowej, okaże się ona połączeniem materii i relacji, pamięć - energią podległą fizyce kwantowej jak wszystko inne, a więc umysł również. Psychika może być zatem narzędziem dla komputera, jakim jest mózg, i bramą do innych światów (możliwość wnikania w czwarty wymiar była zaznaczona już w poprzednim tomie). I tu znów wkraczamy na teren ukochanej przez autora psychologii Junga, bo oczywiście pojawi się również sugestia, że bramy powiązane są z archetypami, z którymi korespondują symbole różnych religii, wyzwalając określone reakcje w podświadomości.

Powieść Gamedec. Zabaweczki. Błyski to bardzo ambitny utwór, który w barwny, ekscytujący sposób przedstawia banalną w sumie, lecz rzadko braną do serca myśl - jedyną stałą we wszechświecie i w ludzkim społeczeństwie stanowi zmiana, a czasem wręcz porażające błyski zmian. Jeśli zaś chodzi o niebezpieczeństwa zrodzone w przestrzeni kosmicznej i odmienne warunki na zasiedlanych przez ludzkość planetach, to i tak nie mogą równać się one z korporacyjnymi machlojkami, które czynią z ludzi zabaweczki i z którymi ciężko się mierzyć. Nawet gdy jest się w trzech osobach. Wszystko okazuje się relatywne... ale co budujące, porządnym człowiekiem, takim, który próbuje pomóc tym, którzy owej pomocy potrzebują, można być zawsze.

Tytuł: Gamedec. Zabaweczki. Błyski Autor: Marcin Przybyłek Wydawnictwo: superNOWA 2008 rok Wydanie: okładka miękka, 528 str. Cena: 34 zł.

Komentarze
16
Melchah
Gramowicz
22/10/2010 06:57

Sorry za post pod postem, ale pora na spóźnioną erratę. Nie wiem co mi się ten M. Przybyłek tak z "Science-Fiction" kojarzy i z uporem maniaka wspominam o tym piśmie :/. Oczywiście to co czytałem było publikowane w "Nowej Fantastyce", tak jak mówi ZygmuntS.

Melchah
Gramowicz
21/10/2010 16:16
Dnia 21.10.2010 o 12:50, ZygmuntS napisał:

Ferowanie opinii o pisarzu na podstawie wspomnień debiutanckich opowiadań gdzieś z początku wieku (opowiadania drukowano chyba w 2002?), podczas gdy Przybyłek napisał już 4 książki to... przesada.

Och, są "pisarze", którzy tłuką książki na zasadzie "co tydzień jedna", co dalej nie przekłada się na jakość :).Ale rzeczywiście moje wspomnienia sięgają takich właśnie opowiadań Przybyłka, więc żadnych wyroków nie feruję, raczej opisuję co myślę i czuję na podstawie tego co pamiętam. I nie chodzi mi o to, że warsztat miał słaby. Spokojnie dało się to czytać bez bólu głowy, nawet jako debiutanta (a w SF debiutanci potrafili pisać, ho ho... aż przestałem kupować). Tak, że podejrzewam, że pod tym względem na pewno jest lepiej. Mnie po prostu postać detektywa i jego przygód kompletnie nie ujęła, w przeciwieństwie do historii bohaterów z "W kraju niewiernych" Dukaja czy "Gniazda światów" Huberatha" i dlatego właśnie piszę, że trochę mi nie pasuje w zestawieniu z tymi nazwiskami w jednym wydawnictwie, znanym z wydawania raczej trudnej i interesującej fantastyki. ALE ponieważ na bieżąco już nie jestem to może nie wiem co tracę i moja opinia to tylko moja opinia, nie trzeba brać jej sobie do serca :).

Usunięty
Usunięty
21/10/2010 12:50

O, tak, stara dobra Supernowa...Jeszcze Brajdak, Batko..Ale ja, w przeciwieństwie do Melchaha, Przybyłka zaliczyłbym do nazwisk wartych poznania. Na marginesie: opowiadania o Torkilu drukował w NF, nie w SFFiH. Ten autor się rozwija, zresztą recenzentka to wyraźnie zaznacza. Ferowanie opinii o pisarzu na podstawie wspomnień debiutanckich opowiadań gdzieś z początku wieku (opowiadania drukowano chyba w 2002?), podczas gdy Przybyłek napisał już 4 książki to... przesada.Co do zaufania w stosunku do Fabryki itd., zgadzam się z Melchahiem :).




Trwa Wczytywanie