Tydzień z grą Left 4 Dead 2 - ofiary pierwszej fali zarazy

Sławomir Uliasz
2009/11/19 17:00
0
0

Zainfekowani i mutanci

Zainfekowani i mutanci

Zielona Grypa, zwana popularnie plagą zombie, rozszerza się w zastraszającym tempie, obejmując kolejne rejony Stanów Zjednoczonych. Fala za falą nadchodzi pomór, a niedługo później hordy zombie i nie tylko. Gdybyśmy mieli do czynienia tylko z tymi chodzącymi umarlakami, sprawa byłaby o wiele, wiele prostsza, jednak wirus mutuje niezwykle szybko i jego nowe szczepy tworzą kolejnych mutantów, jeszcze bardziej zajadłych i śmiercionośnych. Zainfekowani i mutanci, Tydzień z grą Left 4 Dead 2 - ofiary pierwszej fali zarazy

Ciężko się doszukiwać logiki stojącej za kolejnymi mutacjami. Na pewno nie chodzi tu o przetrwanie zarażonego organizmu. Być może przyczyną tych drastycznych zmian jest skuteczność w roznoszeniu infekcji? A może wojsko, obcy, Bóg, Szatan... ktokolwiek sprowadził na nas to piekło, tak zaprojektował wirusa by tworzył kolejne maszyny do zabijania? Nie to jest jednak naszym zmartwieniem. Dla nas liczy się jedno: przetrwanie. Słuchajcie mnie zatem dobrze, bo przebyłem już pół zainfekowanych Stanów i widziałem większość z koszmarów, które obecne mutacje wirusa są w stanie powołać do „życia”.

Zainfekowani

Słyszałem kiedyś od gościa, który był ponoć sanitariuszem w Atlancie, że na samym początku Zielona Grypa przypominała bardziej wściekliznę. Podobno pierwsi zainfekowani wyglądali na całkiem żywych, tylko dostawali ataków szału. To się jednak zmieniło, kiedy po pierwszej mutacji wirusa trupy zaczęły wyłazić z kostnic i rzucać się na żywych. Z początku myślano, że można im jeszcze pomóc, że to pomyłka, przypadki śmierci klinicznej. Jednak szybko wyszło szydło z worka. To już nie są ludzie, choć nieco ich przypominają - to bezmyślne, agresywne wory mięcha, które powinno się niszczyć bez litości i co do sztuki.

Pojedyncze egzemplarze są niegroźne. Wyczuwają ludzką obecność z odległości zaledwie kilku metrów i wolno zaczynają podążać w kierunku upatrzonej ofiary. Z łatwością można ich wyminąć i uciec. Niebezpieczni zaczynają być dopiero w grupach. Z niewyjaśnionych przyczyn kiedy zbierze się ich więcej, ich agresja jakby rośnie. Zaczynają być bardzo wyczuleni na głośne dźwięki i zdolni do krótkich, lecz bardzo gwałtownych szarży, bezbłędnie podążając za zdrowymi. To są najgorsze momenty. Idziesz ulicą, a tu nagle zaczyna wyć alarm samochodowy... I nagle wszystkie apatyczne dotąd truposze dostają amoku i biegną co sił w nogach w Twoją stronę... Powiedziałbym, że to prawdziwy koszmar, gdyby nie to, że już przywykłem... Z drugiej strony tą ich podatność na głośne dźwięki można wykorzystać, choćby uruchamiając alarm odległego samochodu i spokojnie wymijać duże grupy próbujące pożreć auto.

Jednak to nie te apatyczne truposze stanowią największe zagrożenie, a ich zmutowani koledzy i koleżanki. Do tej pory nie mogę zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, czemu jedne zachowują się jak starzy kumple, a inne walczą między sobą jak wściekłe psy o sukę z cieczką. Tak czy inaczej, pojawienie się mutanta zawsze zwiastuje kłopoty, zwłaszcza że z reguły towarzyszą mu spore hordy zainfekowanych. Boomer

Jednymi z najbardziej idiotycznych mutantów są Boomery, zwane też Rzygaczami. Wyobraźcie sobie nabrzmiałe niczym balony cielska grubasów wypełnione po brzegi obrzydliwym zielonym śluzem. Są powolne i z reguły łatwo je rozróżnić pomiędzy innymi zainfekowanymi, ale wystarczy, że podejdą blisko i robi się naprawdę niedobrze. Ich główną taktyką jest rzyganie... I co tak ryje cieszycie? W tym naprawdę nie ma nic zabawnego. Kiedy obryzgają Cię tym śluzem, to raz, że g@#%o widać, a dwa, że stajesz się żywym magnesem dla zainfekowanych. I co, zrzedły miny? Ano nie dziwię się. To nic zabawnego, kiedy nagle w Twoim kierunku biegną wszystkie zombie z okolicy... Mówię wam, kiepska sprawa...

Najlepsze co można zrobić, to zastrzelić ich z możliwie dużej odległości, a na pewno w żadnym wypadku nie pozwolić na zbytnie zbliżenie się. I nie chodzi tu o ich razy, gdyż może i w tych krótkich raczkach drzemie trochę siły, ale nie to jest ich atutem. Te suczesyny mają w zwyczaju eksplodować po solidnym postrzale, zalewając wszystko tym zielonym ohydztwem, a do tego rozrzucają swoje resztki po okolicy z całkiem sporą siłą. Raz widziałem gościa, który stracił oko po tym jak wbił mu się w nie kawałek żebra Boomera. Tak po prawdzie to w chwilę później stracił życie, bo zombiaki z całej okolicy rzuciły się, by rozerwać go na strzępy... Wierzcie mi, najgorsze co może was spotkać, to Rzygacz spadający na ciebie z dachu. Co by się nie działo - masz przerąbane. Jak spadnie, to samą wagą może człowieka zabić. Jak nie zabije, to pewnie go odruchowo zastrzelisz, a wtedy... bum.

Hunter

Według mnie jednymi z najgorszych mutantów są Hunterzy, których jedna moja znajoma nazywa Kapturnikami. Nie chodzi tu nawet o ich siłę czy skoczność, ale o przebiegłość. Tak moi mili, mutancie, w przeciwieństwie do zainfekowanych, potrafią wykazywać się sprytem, a ci konkretni robią to aż nazbyt często. Ich podstawową taktyką jest skoczyć na niczego niespodziewającą się ofiarę, a następnie rozerwać ją swoimi szponami, uderzając raz po raz w gardło i twarz. Widzicie te blizny na moim ryju? To pamiątka po jednym naprawdę zajadłym osobniku. Czasem zastanawiam się, kim był za życia. Może prawnikiem... Hehehe...

Ale wracając do tematu, Kapturnicy są naprawdę silni i skoczni. Potrafią jednym susem przemierzyć kilkadziesiąt metrów naraz. Kiedy wylądują na ofierze, obalają ją z nóg i uderzają szponami. Aż do skutku. Wtedy jedynym ratunkiem jest kolega lub koleżanka, która zestrzeli go lub skopie z was nim będzie za późno. I właśnie dlatego warto pracować w grupach. Hunterzy mają w zwyczaju czaić się w sporej odległości od ofiar, gdzieś w cieniu lub na dachach budynków.

GramTV przedstawia:

Można ich łatwo rozpoznać po przygarbionej sylwetce i powarkiwaniu, które wydaje z siebie na moment przed atakiem. Wiecie co jednak mnie w nich najbardziej przeraża? Wcale nie to, że są szybkie, silne, skoczne i zajadłe, ale to, że nie mają oczu, tylko dwie czerwone, ziejące pustką dziury w twarzy... Oczywiście, ciężko to zobaczyć dopóki nie staniecie z nimi twarzą w twarz. Hehehehe. Smoker

Muszę przyznać, że ze wszystkich możliwych końców najbardziej przeraża mnie zaduszenie przez Smokera. Te mutanty wykształciły absurdalnie długie języki, które potrafią wystrzelić nawet na odległość kilkudziesięciu metrów i schwytać nic niespodziewającego się człowieka, po czym ciągnąć z niezwykłą siłą w swoim kierunku. Kiedy Cię oplącze, to jedyne, na co możesz liczyć, to twoi kumple. Ten drań zaciska swój jęzor z taką siłą, że powoli gruchocze kości i wyciska dech z piersi. Mówię wam, prawdziwy koszmar.

Jak o nim myślę, przed oczami staje mi Johny. Uciekaliśmy kiedyś mostem nad doliną, kiedy na skale pojawił się Smoker, złapał go jęzorem i ściągnął z mostu. Biedak wisiał na skalnej ścianie, pod nim było tak z 200 stóp do kamienistego, rwącego strumienia. Nad nim stał mutant ciągnący go do siebie i duszący powoli. Johny krzyczał byśmy mu pomogli, więc zrobiłem jedyne, co było w mojej mocy. Wpakowałem mu kulkę między oczy. Zrozumcie, to był coupe de grace - jakbym zastrzelił Smokera, to biedak roztrzaskałby się o skały, jakbym tego nie zrobił, to mutant zadusiłby go na śmierć. Kula była łaskawsza i mniej bolesna. Nie chcę skończyć tak jak biedny Johny, mam nadzieję, że w takiej sytuacji ktoś zrobi dla mnie to samo, co ja zrobiłem dla niego...

Tank

Jeżeli macie pecha, to spotkacie na swojej drodze prawdziwe monstrum, przy którym wszystko, o czym wam do tej pory mówiłem, to betka. Tanki to wielkie przerośnięte mutanty, którym tkanka mięśniowa narosła na górnej połowie ciała do tego stopnia, że przypominają bardziej goryle niż ludzi. Są wielcy i diabelnie silni. Potrafią rzucać bryłami wyrwanego z ulicy betonu, a nawet samochodami. Jak was dorwą w swoje ręce to już po was. Ponadto są niezwykle wytrzymałe i potrafią przyjąć naprawdę sporo ołowiu zanim padną na glebę. Jak zatem je zabić? Możliwie jak najszybciej. Kiedy taki nadchodzi, słychać dudnienie ziemi oraz łoskot rozrzucanych na boki ciężkich przedmiotów. Najlepiej jest wtedy wspiąć się na jakiś daszek lub ciężarówkę i pruć w niego ze wszystkiego, co macie, licząc na to, że któraś z kul go w końcu wykończy. Ale przede wszystkim módlcie się, byście go nie spotkali. The Witch

Jednak najgorsze, co może wam się przytrafić, to spotkanie z Wiedźmą, zwaną niekiedy Płaczką. Wierzcie mi, przy niej nawet Tanki przypominają niegroźne puchate króliczki. Z początku wyglądają niegroźnie, po prostu siedzą gdzieś w cieniu i szlochają. Tak, właśnie - płaczą jak wystraszona dziewczyna. Wystarczy jednak do niej się zbliżyć, by bardzo szybko zrozumieć swój błąd. Pamiętam, że na samym początku Płaczki zgarniały niezłe żniwo, dopóki wieść o nich nie rozpowszechniła się i nie zaczęto wypisywać o nich ostrzeżeń w większości schronów. Zresztą nie dziwi mnie to specjalnie, sam za pierwszym razem prawie dałem się nabrać.

Pamiętajcie - kiedy usłyszycie głośny, przejmujący szloch, nie próbujcie pomóc, tylko od razu uciekajcie. W innym wypadku zobaczycie jej świecące oczy, a w chwilę później zapewne stracicie życie. Ta suka jest szybsza niż górska pantera. Niemalże rozmazuje się w oczach, kiedy rzuca się na swoją ofiarę. Może nie jest tak silna jak Tank, ale i tak swoimi szponami potrafi wypatroszyć dorosłego człowieka w kilka chwil... Jak z nią walczyć? Najlepiej wcale. Przekraść się obok, ominąć szerokim łukiem i mieć nadzieję, że was nie zauważy. Jeżeli jednak do tego dojdzie, to cóż... Trzeba strzelać się i modlić, by któraś z kul okazała się skuteczna... Nie sądzę, by jakakolwiek kobieta miała w dzisiejszych czasach jeszcze dość sił, by płakać, zatem nie dajcie się oszukać.

The Screamer

Wszystko, o czym wam dotąd powiedziałem, widziałem na własne oczy. Krążą jednak plotki i legendy o innych mutantach z Pierwszej Fali. Jednym z nich są Screamery. Jeden gość opowiadał mi, że jego kumpel znał kobietę, które te cudactwa spotkała. Było to w jakimś psychiatryku, gdzieś w środkowych Stanach. Większość pacjentów została zainfekowana i skończyła jako normalne zombie, ale kilku zamieniło się w Screamery. Siedzieli oni ponoć spokojnie zapięci w kaftany bezpieczeństwa, aż do nich nie podszedłeś, a wtedy zaczynali wrzeszczeć i uciekać co sił w nogach. Ich wrzask działał jak śluz Boomera, przywabiając wszystkie zombie z okolicy. Trochę jak skrzyżowanie Rzygacza z Wiedźmą, tylko tchórzliwe i nie bardziej groźne niż alarm samochodowy. W sumie to nawet zabawne, jeśli coś w tej całej pladze może być oczywiście zabawne. Jak widać, wirus ma też ślepe zaułki rozwoju, pewnie dlatego nie widuje się tych całych Screamerów.

To wszystko, co wam tu opowiedziałem, to są przeżycia z Pierwszej Fali zarazy. Analitycy wieszczą rychłe nadejście kolejnej, a zatem możemy spodziewać się nowych ohydztw i mutacji, jeszcze bardziej zabójczych niż do tej pory. No cóż, widać ja i moja panna Betty będziemy mieli jeszcze co nieco do roboty w najbliższych dniach...

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!