Rozpocznijmy od tego, że w 2004 roku Rockstar Games wydało na X-BOX-a i PS2 grę pt.: Red Dead Revolver. Wprawdzie przez pewien okres developingu produkcją gry zajmował się Capcom, ale finalnie przejął ją zespół z San Diego. Choć zarówno tytuł, jak i tematyka mogłyby wskazywać, że Red Dead Redemption będzie sequelem Red Dead Revolver, nic bardziej mylnego. Twórcy jednoznacznie deklarują, że poza realiami, w jakich osadzone zostały obie historie, gier nic nie będzie łączyło. Troszeczkę to dziwne, zważywszy właśnie na rzeczoną nazwę i tematykę, ale cóż – musimy trzymać czarodziei z San Diego za słowo.
Bohaterem Red Dead Redemption będzie niejaki John Marston, były rzezimieszek, wyjęty spod prawa rewolwerowiec i zbir jakich mało, którego spotykamy w czasach, gdy… postanowił się ustatkować. Ma zatem Marston za sobą długą krwawą przeszłość i niewiadomą przyszłość, którą to gracze ukształtują wedle własnych oczekiwań. Akcja przeniesie nas w początkowe lata XX wieku, kiedy tradycja „wolnego i mitycznego” Dzikiego Zachodu zaczyna powoli zamierać. Ponieważ na horyzoncie widnieje rozwój kolei i industrializacja potężnych połaci terenu, „bezkresny” dotychczas krajobraz zaczyna niespodziewanie się kurczyć. A jako że finansującym modernizację Dzikiego Zachodu kapitalistom zależy na utrzymaniu względnego ładu i porządku, dla rewolwerowców zostaje też jakby nieco mniej miejsca. No, chyba że staną się najemnikami… Tyle teoria, bo w praktyce okazuje się, że „państwowe” Biuro, a więc instytucja, z której wykiełkuje kiedyś FBI, przysyła na teren Dzikiego Zachodu równie bezwzględnych co rewolwerowcy przedstawicieli „prawa”. I właśnie wtedy, i konkretnie z nimi, zaczynają się problemy Marstona. W Red Dead Redemption zetkniemy się, zdaniem autorów, z klimatem równie mrocznym i ciężkim, jak w filmie Aż poleje się krew, do którego nawiązań zespół z San Diego wcale nie ukrywa. Ponieważ Red Dead Redemption sytuuje się gatunkowo w tej samej kategorii co niezwykle udany, polski Call of Juarez, nie od rzeczy będzie dowiedzieć się, na co w grze możemy się natknąć. Sandboxowa i wysoce otwarta struktura zapożyczona bezpośrednio z GTA sprawi, że podróżować będziemy (pieszo, konno, dyliżansem, bryczką, koleją itp.) po ogromnych, rozległych, bezkresnych niemal połaciach terenu, w których granice wyznacza oddalający się ciągle horyzont i sterczące z piachu samotne kaktusy. Zawitamy do osad, wsi i miasteczek. Zwiedzimy kaniony, koryta rwących rzek, w których napoimy nasze wierzchowce, nieznane szlaki wijące się między ostrymi występami skalnymi, w których natkniemy się na bandytów. Po drodze uwikłać się możemy w gorące wymiany ognia, pojedynki z rewolwerowcami oraz w spotkania z charakterami, które odegrają w całej historii niebagatelną rolę (NPC-e). Opowieść zaserwowana przez scenarzystów ma bowiem mówić o „schyłku Dzikiego Zachodu, gdzie wszystko jest nieco przygasłe, zmatowione, bardzo niejednoznaczne i przez to paradoksalnie piękne” – jak wyjaśnia Sam Houser - założyciel studia Rockstar Games. Dodaje jeszcze: „Sądzimy, że Red Dead Redemption będzie grą, która na nowo pozwoli zdefiniować gatunek gier o otwartej strukturze, a zarazem będzie to największa gra, jaką dotychczas zrobiliśmy”. Przyznajmy, że brzmi obiecująco. Wzorem GTA IV dostępny obszar zostanie podzielony na trzy strefy. Zawitamy zatem do Meksyku, na Niziny i Granice. W tym zakresie żadne inne detale nie są jeszcze ujawnione, ale obietnica włodarzy studia z San Diego brzmi: każdy z obszarów będzie niezwykle urozmaicony pod względem graficznym, wszędzie zatroszczymy się o unikatowe detale, odrębną florę i faunę, tak aby nie nudzić graczy. Miejmy nadzieję, że również ta obietnica zostanie zrealizowana, choć na tym wcale nie koniec. Będzie wszak jeszcze coś, co sprawi, że na nudę narzekać nie sposób. Chodzi o losowo generowane wydarzenia, które możemy napotkać podczas przemierzania stepów i sawann w Red Dead Redemption. Wyobraźcie sobie sytuację, w której wjeżdżacie na wzgórze, by w dole ujrzeć rozłożony niewielki obóz indiański. Po chwili okazuje się, że jakaś banda niemilców napada nań, zabijając mężczyzn, kobiety i dzieci. Co zrobicie? Czy udacie się w ślad za zbirami, czy raczej unikniecie konfrontacji? A jeśli już się na nią zdecydujecie, to czy będzie otwarta, czy raczej prowadzona skrycie? W tym zakresie wybór pozostawiono graczom. Albo jeszcze jeden przykład: na drodze widzimy przewrócony dyliżans i kobietę wzywającą pomocy. Oczywiście można udać, że nie zauważyło się jej tragedii, albo podjechać i… natknąć się na rzezimieszków, którzy w oparciu o damskie wdzięki przygotowali wyszukaną pułapkę. Takich wydarzeń w czasie gry ma być bardzo dużo i mają uaktywniać się w losowych momentach. Sprawi to z kolei, że każda rozgrywka w Red Dead Redemption różnić się będzie od poprzedniej. Gra powstaje na bazie sławnego już silnika autorskiego Rockstar, a więc RAGE (Rockstar Advanced Game Engine). Gwarantuje to jedno: prastare krajobrazy, oszałamiające swym dziewiczym pięknem i różnorodnością, wyglądać mają niezwykle realistycznie i atrakcyjnie. Autorzy twierdzą, że możemy sobie wyobrazić, co tylko chcemy ze znanych westernów, i to właśnie ujrzymy w grze. Jak zawsze w przypadku studia z San Diego cała praca twórcza została poprzedzona niemałymi badaniami i studiowaniem tematu, co oznacza, że jak jakiś dyliżans miał w rzeczywistości 13 szprych w kole, to tak będzie i tutaj. Do tego dochodzi realistyczne i naturalne zachowanie postaci. Ot, choćby podczas strzelanin, które stanowić będą kwintesencję zabawy. Postrzeleni przeciwnicy będą padać w różnorodny sposób, gubiąc przy tym elementy ubioru (np. kapelusz) lub broń (wypadająca z ręki strzelba może za chwilę stać się naszą własnością). Trafieni lekko, niemal muśnięci, będą próbowali się podnieść i ukryć za pobliską osłoną, trafieni ciężej będą starali odczołgać się w bezpieczne miejsce. Z kolei jeśli w czasie pościgu trafimy w konia, to padnie on, zrzucając przy okazji jeźdźca, co już obecnie wygląda obłędnie. Autorzy szczycą się także, że animacja zwierząt, w tym głównie koni używanych jako środek transportu, przebije wszystko, co widzieliśmy dotychczas. Będzie dynamiczne animowanie mięśni pod skórą zwierząt w czasie galopu, rany, o maści naszych rumaków nie wspominając. Do tego poszczególne ogiery, niczym wozy w GTA, mają się różnić „osiągami”, co oczywiście oddane zostanie wizualne. Innymi słowy, już na oko widać będzie, że wychudzony wierzchowiec może nam paść za najbliższym zakrętem. Powiedzieliśmy „animacja zwierząt”? Nie zapomnijmy też o animacji wszelkich postaci ludzkich – ta będzie co najmniej tak dobra, jak w przypadku flagowego dzieła Rockstara. Widać to zwłaszcza w przypadku głównego bohatera. Ubrania oraz elementy wyposażenia, które John ma na sobie, poruszają się niezależnie od ruchów wykonywanych przez bohatera i zachowują się w sposób niezwykle naturalny, dopasowany do sytuacji. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby połą płaszcza zahaczył o kaktusa, ale przecież za takie smaczki kochamy gry Rockstar.Generalnie, Red Dead Redemption pretenduje do roli tytułu, który przyjdzie i porozstawia konkurencję po kątach. Ogromny świat do eksploracji, mnóstwo wyzwań, minigierek i misji, a do tego interesujące, nieczęsto wykorzystywane scenerie. To może się udać, a znając umiejętności programistów i artystów z Rockstar Games, nie wierzymy, że będzie inaczej.