Tydzień z grą Left 4 Dead 2 - druga fala zarazy

Łukasz Berliński
2009/11/20 17:00
0
0

Ledwie wczoraj mój kompan opowiadał Wam o swych przeżyciach związanych z pierwszą falą zakażonych na terenie Stanów Zjednoczonych. Niestety, nie mam dla Was dobrych wieści. Prognozy analityków i epidemiologów sprawdziły się w 100 procentach. Pomimo interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich, który wymusił na rządzie zakupienie szczepionek dla wszystkich obywateli przeciwko wirusowi „zombie”, stało się to, przed czym przestrzegano od samego początku: szczepionki zamiast pomóc, większości populacji tylko zaszkodziły, pogarszając i tak fatalny stan całego kraju. Słowo "pandemia" staje się coraz mniej adekwatne do tego, co się dzieje na ulicach. Jest znacznie, znacznie gorzej... Zresztą, widziałem na własne oczy, jak wirus mutuje w coraz bardziej zaawansowane formy. I choć pojawiają się zmutowani zarażeni dobrze nam znani z pierwszej fali, to i na nowe znajdzie się sposób. Wystarczy, że zapoznacie się z krótkimi notatkami, jakie sporządziłem po starciach z tymi bydlakami. Sam fakt, że możecie je przeczytać w końcu o czymś świadczy, prawda?

Tydzień z grą Left 4 Dead 2 - druga fala zarazy

Ledwie wczoraj mój kompan opowiadał Wam o swych przeżyciach związanych z pierwszą falą zakażonych na terenie Stanów Zjednoczonych. Niestety, nie mam dla Was dobrych wieści. Prognozy analityków i epidemiologów sprawdziły się w 100 procentach. Pomimo interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich, który wymusił na rządzie zakupienie szczepionek dla wszystkich obywateli przeciwko wirusowi „zombie”, stało się to, przed czym przestrzegano od samego początku: szczepionki zamiast pomóc, większości populacji tylko zaszkodziły, pogarszając i tak fatalny stan całego kraju. Słowo "pandemia" staje się coraz mniej adekwatne do tego, co się dzieje na ulicach. Jest znacznie, znacznie gorzej... Zresztą, widziałem na własne oczy, jak wirus mutuje w coraz bardziej zaawansowane formy. I choć pojawiają się zmutowani zarażeni dobrze nam znani z pierwszej fali, to i na nowe znajdzie się sposób. Wystarczy, że zapoznacie się z krótkimi notatkami, jakie sporządziłem po starciach z tymi bydlakami. Sam fakt, że możecie je przeczytać w końcu o czymś świadczy, prawda?

Charger

Zacznijmy może od razu z grubej rury, bo to cholerstwo najbardziej potrafi uprzykrzyć nam życie. Wirus u zmutowanych zainfekowanych zwanych Chargerami wywołał asymetryczny przyrost masy mięśniowej oraz umożliwił dynamiczne przyspieszenie na krótkich dystansach. Na zdjęciu, jakie udało mi się zrobić, sami możecie zobaczyć, że jedno z ramion jest dużo większe od drugiego. Ma to niebagatelny wpływ na jego zdolności siłowe. Wydając okrzyki brzmiące jak odgłosy niewyżytego goryla, potrafi jednym celnym ciosem odrzucić nas na kilka metrów, a następnie mając w głębokim poważaniu honorową zasadę, która twierdzi, że leżącego się nie bije, przypieprzyć nam na dobranoc.

Choć Charger nie jest tak silny jak Tank, należy na niego szczególnie uważać, trzymając się blisko siebie, gdyż kiedy zacznie już szarżę w naszą stronę, może za jednym zamachem zranić nawet kilka osób. Należy unikać także ślepych zaułków oraz starać się, by Charger nie zrzucił nas z dachu. Inaczej pozostanie nam albo liczenie na pomoc kompanów, albo szybkie zmówienie zdrowaśki. Jest jednak jeden skuteczny sposób na pozbycie się tego szkodnika w podartych ogrodniczkach – rżnąć ołowiem w jego stronę zanim zacznie swą szaleńczą szarżę. Poza tym wykorzystajcie asymetryczność jego budowy ciała. W końcu z jednym przerośniętym ramieniem oraz jedną nogą większą od drugiej ta kreatura jest mniej zwrotna od Was. Miejcie to na uwadze! Jockey

Kiedyś bardzo lubiłem chodzić z ojcem na wyścigi konne. Patrząc na dżokejów zasiadających w siodłach pięknych koni, widziałem w nich ludzi, którzy perfekcyjnie potrafią panować nad zwierzęciem i wykrzesać z niego ostatnie ilości energii, byleby tylko jako pierwsi ukończyć gonitwę. Dziś dżokej kojarzy mi się tylko z kolejną mutacją wirusa, która zamiast koni, ujeżdża zdrowych osobników.

Jockeya da się usłyszeć już z daleka. Przerażający, hienowaty śmiech mówi nam ni mniej ni więcej, by brać nogi za pas. W procesie mutacji u Jockeya silnie ewoluowały górne partie mięśni, które mogłyby się stać obiektem westchnień wszystkich rodzimych karków. Wirus spowodował także nienaturalne wydłużenie się rąk, a dłonie u takich osobników służą głównie do rozszarpywania gardeł. Podstawowym atakiem Jockeya jest skok „na barana”, na niczego niespodziewającego się człowieka. Potrafi on doskoczyć do nas z nieludzkich odległości, choć jego zasięg jest nieco mniejszy niż Huntera. Pomimo tego należy mieć się na baczności, gdyż jeśli już nas ta bestia dopadnie, pozostaną nam jedynie męczące próby zrzucenia z siebie takiego delikwenta. Dodajmy, że w większości wypadków nieskuteczne. Owszem, możemy próbować szamotać się, zmieniając kierunek chodu, ale nie ma co liczyć na efektywność tego typu działań.

Jeśli już Jockey dopadnie któregoś z naszych towarzyszy bądź, nie daj Boże, nas samych, najlepszym rozwiązaniem okazuje się zrzucenie Jockeya z ofiary za pomocą broni ręcznej (patelnia sprawdza się zaskakująco dobrze w tym przypadku), a następnie posłanie serii ołowiu w zmutowanego ujeżdżacza. Lepiej nie strzelać do niego od razu, gdyż przez przypadek możemy także trafić naszego kompana, a przecież nikt z nas nie chce mieć na sumieniu swojego kamrata. Jeśli jednak zdarzy się, że nikogo z ocalałych nie ma wśród nas (należy nie dopuszczać do takich sytuacji!), nie pozostanie nic innego jak próbować nie dać się wciągnąć w jeszcze większe bagno, jak ogień czy kwas Spittera. Lub co gorsza do Wiedźmy... Brrrr, aż mi ciarki po plecach przeszły... Spitter

Ostatnią z nowych mutacji wirusa, którą ostatnio zauważyłem, jest Spitter. Te biedne dziewczęta z wyżartą przez kwas twarzą atakują nas, wypluwając ze swojego żołądka toksyczną, płynną substancję. Choć początkowo może się wydawać, że to nic innego jak siostra Boomera, jej wydzielina jest dużo bardziej nieprzyjemna. Potrafi nas opluć, a na domiar złego kiedy już ją zastrzelimy, zostawi za sobą małe jeziorko własnego kwasu. Nie muszę chyba dodawać, że próby forsowania takiego „baseniku” nie są dla Waszego dobra wskazane.

Spittera ciężko usłyszeć w tłumie innych zarażonych, kiedy jeszcze nie zaczyna pluć swym jadem. Trzeba zatem mieć oczy dookoła głowy, gdyż nasz słuch zareaguje najprawdopodobniej w momencie, kiedy już mutant zacznie nas atakować zieloną mazią. Najlepiej takie jednostki eliminować z dystansu, jednak jeśli zajdzie konieczność walki w zwarciu, lepiej po unicestwieniu jak najprędzej odskoczyć od zwłok, by nie zostać oblanym przez kwas. Spitter potrafi atakować także swymi szponami, jednak nie wyrządzają one nam tak dużej krzywdy, jak taplanie się w śmierdzącej kałuży. Warto też nadmienić, że kiedy Spitter zamierza wymiotować, na chwilę zwalnia. Warto wykorzystać ten moment na posłanie celnej kulki prosto w łeb.

Ocaleni

Pierwsza fala ataku zarażonych doczekała się swojej czwórki herosów, o których dokonaniach słyszał niemal cały świat, ale słuch po nich zaginął. Tym razem zanosi się, że ludzkość przed globalną pandemią ocalą moi przyjaciele, bez których pomocy nie powstałyby te notatki.

Coach to facet o wielkim sercu. Swego czasu był jednym z najlepszym obrońców w swej szkolnej drużynie, jednak kontuzja kolana uniemożliwiła mu rozwój futbolowej kariery. Postanowił zatem oddać się szkoleniu nowych talentów. I choć posada trenera jurorów nie była spełnieniem jego marzeń, to dobrze czuł się w swym rodzinnym mieście Savannah. Do dnia, w którym ujrzał jak zainfekowani opanowują jego małą ojczyznę.

Z tego samego miasteczka co Coach pochodził także Ellis. Ten młodzieniaszek to dobry chłopak. Może i prosty, ale z pewnością nie prostacki. Lubił opowiadać o swej pracy jako mechanik samochodowy, o tym jak kręcił bączki, by zaimponować swym kumplom i laseczkom czy jak to co niedziela jadł obiady u swojej mamy. Normalny chłopak, prowadzący normalne, spokojne życie. Do czasu, kiedy nie pojawili się oni...

GramTV przedstawia:

Wśród nas była także pochodząca z Cleveland Rochelle – mało znana producentka pracująca w dużej stacji telewizyjnej. Choć jej praca na co dzień polegała na noszeniu kabli i parzeniu kawy, kiedy infekcje zaczęły ogarniać coraz większy obszar Stanów, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i przyjechać do Savannah, by nakręcić materiał z ewakuacji tego miasta.

Ostatnim z tych, którzy ratowali mój tyłek był Nick. Ciężko się z nim było dogadać. To stary hazardzista, który w swym życiu kierował się tylko jedną zasadą – nie ufaj nikomu. Do Savannah przyjechał w poszukiwaniu jakiegoś naiwniaka, którego mógłby okantować. Pech chciał, że przyjechał w trakcie największego piekła, jakie to miejsce kiedykolwiek widziało. By przeżyć, musiał nam zaufać oraz z nami współpracować.

Przejście na drugą stronę Spytacie zapewne, dlaczego ja dalej nie idę z czwórką moich przyjaciół. Choć dzielnie walczyliśmy i eliminowaliśmy hordy zarażonych, w pewnym momencie jeden z tych skur... mnie ugryzł. Kiedy schroniliśmy się w bezpiecznym miejscu, okazało się, że zostałem zarażony. Prosiłem ich, żeby ukrócili moje cierpienia, kończąc mój żywot. Ci jednak nie mieli na tyle odwagi, by tego dokonać i zostawili mnie samemu sobie. Powiedzieli mi, że do pełnej mutacji pozostało już niewiele czasu i że nie wiedzą, co będzie ze mną dalej. Kazałem im odejść jak najprędzej i nie oglądać się za siebie. Nie powiedziałem im wtedy, że z każdą kolejną godziną od zarażenia mam coraz większą ochotę na świeże ludzkie mięso...

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!