Początki
Amirathal Mahariel – dalijski elf
Dalijskie elfy to ledwie cień tego, czym byli niegdyś ich dumni i praktycznie nieśmiertelni przodkowie. Po podbiciu i podporządkowaniu elfiego królestwa Elvhenan przez ludzkie Cesarstwo, rasa ta już nigdy nie podniosła się z kolan, choć próbowano tego wielokrotnie. Jedyne, co podczas swego powstania (nazywanego oczywiście przez ludzi zdradą) wywalczyła Andrasta, to enklawa dla elfów w Dolinach. Ich państwo i kultura nie odrodziły się już jednak nigdy; gnębione i niszczone zarówno przez ludzi, jak i kolejne Plagi, elfy miały jedynie dwie opcje: asymilację z ludźmi lub straceńczą walkę o zachowanie resztek godności. Część, pamiętająca dawne dzieje, czcząca czyny przodków i kultywująca dawną wiarę, wybrała tę drugą drogę. Drogę ku powolnemu zatraceniu wśród wrogów otaczających wierne dawnym ideałom rodziny. Drogę, która została wybrana, nie narzucona. Drogę, na której słowa takie jak wolność czy niezależność zachowały jeszcze swe pierwotne znaczenie. Po stokroć bowiem lepsza jest niespodziewana śmierć w dziczy, niż powolne dogorywanie w rynsztoku jednego z ludzkich miast. Każdego dnia, gdy budzisz się, ścierając rosę z ubrania i włosów, dziękujesz bezgłośnie swoim przodkom, którzy nie ulegli fałszywej pokusie i nie dali się zamknąć za „bezpiecznymi” murami ludzkich warowni. Wraz z pozostałymi myśliwymi przemierzasz resztki bezkresnych niegdyś, a zniszczonych przez wojny i ludzką rabunkową gospodarkę lasów i puszcz, które jak za dawnych lat dają ci wszystko, czego potrzebujesz. Ukojenie znajdujesz w cieniu wielkich drzew, w szumie krystalicznych strumieni, w godowych nawoływaniach zamieszkujących las zwierząt. To on jest twoim jedynym i prawdziwym domem, daje ci strawę, nocleg i poczucie bezpieczeństwa. Czasami zapuszczasz się daleko, na jego skraj, by pozostając niewidocznym dla i tak zazwyczaj ślepych ludzi, obserwować ich miałkie i ograniczone do kamiennych ścian życie. Widzisz tam również swych pobratymców, którzy sprowadzeni do roli udomowionych zwierząt, całkowicie już zatracili swoją tożsamość. Czujesz wtedy niesamowity żal i smutek, uczucia tak silne, że wywołujące niemalże fizyczny ból. Jesteś jednak realistą; wiesz, że tylko boski cud mógłby tej rasie przywrócić choć strzępy jej dawnej świetności. Odwracasz się i znikasz pośród pradawnych drzew, jedynych świadków niegdysiejszej potęgi twego ludu.
Kara Brosca – krasnolud plebejusz
Choć urodzenie i wynikająca z niego pozycja w hierarchii społecznej są elementami liczącymi się w każdej praktycznie kulturze, to z pewnością nie ma rasy, która podchodziłaby do tej kwestii z tak wielką powagą, jak krasnoludy. Przynależność do konkretnego klanu, to jednocześnie ściśle i wyraźnie określone miejsce w społeczności. To, czy będzie się kowalem, górnikiem, czy budowniczym zależy nie tyle od predyspozycji i umiejętności – tych przecież można się nauczyć – lecz od odziedziczonego po przodkach nazwiska. Bo wojownikami są tutaj wszyscy. Na samym dole drabiny społecznej znajdują się tak zwani bezkastowy, krasnoludy, których przodkowie nie potrafili zapewnić swym rodom odpowiedniej pozycji lub też z różnych przyczyn, wyrzuceni zostali poza nawias społeczeństwa. Zaludniając najbiedniejsze dzielnice miast, żyjący częstokroć w skrajnej nędzy, mają jedynie dwie drogi – żebrać lub kraść. Dlatego tak wielu z nich decyduje się służyć bossom lokalnego podziemia. Niejako na własne życzenie, ta potężna i dumna niegdyś rasa powoli stacza się po równi pochyłej.Żyjąc od lat poza społeczeństwem i prawem, nauczyłaś się dwóch podstawowych prawd. Po pierwsze wykonywać bez szemrania i zbędnych komentarzy polecenia szefa. Po drugie zaś, starać się na tym ugrać jak najwięcej dla siebie. Przecież szef nie musi wiedzieć, że kupiec, którego komnaty właśnie po cichu opuszczasz, miał w swej sypialni znacznie więcej, niż zakontraktowane dwie szkatułki z klejnotami. Znasz doskonale każdy zakamarek dzielnicy, więc na pewno znajdziesz jakąś miejscówkę, żeby skitrać tam przytuloną nadwyżkę fantów. Kiedy towar nieco ostygnie, a sprawa przycichnie, pójdziesz do znajomego pasera, który znów zedrze z ciebie skórę, ale przynajmniej zamieni niebezpieczne precjoza na błyszczące monety. A to oznacza tydzień, może nawet dwa, spędzone w twojej ulubionej knajpie. Picie do upadłego, michy pełne tłustego żarcia i cowieczorne rozróby. Bogowie, jak bardzo ci tego brakowało. Może znów, tak jak poprzednio, uda ci się sprowokować jakiegoś szukającego przygód i „zwiedzającego” slumsy szlachciurę, który będzie próbował wsadzić łapsko między twoje cycki. Widok ostatniego, któremu jakiś miesiąc temu pociągnęłaś z bańki rozkwaszając nos, do dziś sprawia, że twoje usta wykrzywiają się w złośliwym, ale pełnym satysfakcji uśmiechu.Wieża Maginów, to miejsce owiane setkami, jeśli nie tysiącami legend, podań i niesamowitych opowieści, którymi straszy się dzieci i zadziwia na jarmarkach pospólstwo. Władający nią czarodzieje, to dla większości ludzi zamieszkujących Ferelden istoty niemalże tak samo mityczne, jak legendarne wielkie smoki; wszyscy o nich mówią, wszyscy się ich boją, jednak nikt nie widział ich na własne oczy. Jednak magowie istnieją, podobnie jak ich wyrastająca z jeziora Calenhad wieża. Jest to chyba jedyne miejsce, gdzie przynajmniej teoretycznie nie liczą się kolor skóry, czy kształt uszu, lecz uzdolnienia i wiedza. Jest to prawdziwy azyl i miejsce wytchnienia dla każdego, kto chce z dala od miejskiego zgiełku, polityki i chaosu wojny poświęcić życie zgłębianiu tajemnej wiedzy. Magowie sami w sobie nie są ani kastą społeczną, ani siłą polityczną, ani nawet do końca jednolitą grupą. Stoją niejako obok wszystkiego i wszystkich, choć prawdopodobnie o wiele bardziej pasowałoby tu określenie „ponad”. Jedno jest pewne – Krąg Maginów, to jedna z najbardziej tajemniczych, ale zarazem najpotężniejszych sił w Fereldenie. Choć twoja rodzina nie wyglądała na uszczęśliwioną, kiedy przekazałaś im swoją ostateczną decyzję, wiedziałaś, że strach przed magami z wieży nie pozwoli im cię zatrzymać. Mimo tego, że miałaś zaledwie kilka lat, wiedziałaś, że przynależysz do właśnie tego miejsca. Czułaś to każdą częścią swego ciała i umysłu, gdy tylko wysiadłaś z łodzi, która zacumowała przy niewielkim pomoście obok wieży. Było to samo uczucie, które towarzyszyło ci podczas wycieczki do krasnoludzkiej kopalni, na którą zabrał cię ojciec. To samo, jednak po tysiąckroć silniejsze, wręcz przenikające twoją jaźń, próbujące jednocześnie rozerwać twe ciało na atomy i złożyć je w nowym, lepszym porządku. Wiedziałaś, że teraz jesteś bezpieczna, że już nikt i nigdy ci tego nie dobierze. Dlatego każdą wolną chwilę poświęcałaś na pogłębianie swej wiedzy i ćwiczenie umiejętności w posługiwaniu się sztuką magii. Nie możesz pozwolić sobie teraz na porażkę, musisz być najlepsza, perfekcyjna, doskonała. Przed tobą najważniejsza próba, zbliża się czas Katorgi, owianego legendami testu twych zdolności i wiedzy. Już wkrótce przekonasz się, czy zasługujesz na miejsce w Kręgu.