StarCraft II: Heart of the Swarm - betatest

Sławek Serafin
2013/01/03 22:59

Prawdopodobnie wielu z Was dostało od nas ostatnio kod dostępu do bety Heart of the Swarm, nowej części StarCraft II. Czy warto ten kod wykorzystywać, czy też może lepiej o nim zapomnieć, bo jest to strata czasu?

Wiadomo, fani StarCrafta II znają już odpowiedź na to pytanie. Ale oni znają odpowiedzi na wszystkie pytania wiążące się z Heart of the Swarm, nawet na takie, o których my, zwykli profani, którzy do tej pory StarCrafta II omijali szerokim łukiem, nawet nie pomyślimy. Nie dla nich jest ten tekst poniższy, lecz dla nas, tych, którzy chcieliby wiedzieć, czy warto teraz zaczynać swoją przygodę z tą grą, skoro wpadł nam w ręce kod.

StarCraft II: Heart of the Swarm - betatest

Rozsądek podpowiada, że to nie jest dobry moment. StarCraft II to tryb sieciowy - tylko i wyłącznie. Owszem, była jakaś tam singlowa kampania w pierwszej części, w Wings of Liberty, i będzie też w Heart of the Swarm. Parę godzin zabawy w starym (a niektórzy powiedzieliby "archaicznym") stylu, nic jeżącego włos na głowie. Co innego jednak rozgrywki wieloosobowe. Jakie szanse ma nowicjusz, który próbuje do nich wkroczyć teraz, po dwóch latach? Bliskie zeru, prawda? Tak na chłopski rozum - ludzie którzy w to grają, mają setki godzin praktyki, nie licząc nawet weteranów pierwszego StarCrafta, więc gdzie my się będziemy między nich pchać, co nie? Przecież nas zniszczą. Tak właśnie myślałem na początku, gdy siadałem do tej bety...

I choć lubię zwroty akcji i bardzo chciałbym powiedzieć, że po spędzeniu z grą kilku godzin zmieniłem zdanie diametralnie, to niestety, w tym przypadku będę musiał się zadowolić potwierdzeniem pierwszych przypuszczeń. Rzeczywiście, nowicjusz nie ma czego szukać w świecie StarCrafta II. Chyba, że jest gotów do poświęceń, wyrzeczeń, upokorzeń i tym podobnych niemiłych rzeczy, przez które będzie musiał się przebić, by nauczyć się jako tako grać i może nawet od czasu do czasu wygrać jakiś tam mecz. Czy warto? To zależy. StarCraft II, czy to w podstawowej wersji, czy teraz jako Heart of the Swarm, to najbardziej rozbudowana, najgłębsza sieciowa strategia czasu rzeczywistego wszech czasów. I doskonała jako elektroniczny sport. Zbalansowana, przemyślana, zaskakująco widowiskowa nawet dla laików - bo wcale nie trzeba być znawcą, by emocjonować się transmisjami z turniejów. Ale jeśli chcemy sobie po prostu pograć po sieci? Cóż, do tego akurat, sądząc po becie Heart of the Swarm, się nie nadaje. Dlaczego?

Dlatego, że StarCraft II jest nudny. Tak, nudny, nie trudny, tylko nudny właśnie. Choć trudny też jest, o matku, trzeba dziesiątków godzin ćwiczeń, by wypracować sobie zdolności manualne niezbędne do ogarnięcia podstaw gry. Ale to nie problem. Jest nim nuda. A bierze się ona z tego, że w tej grze generalnie nic ciekawego się nie dzieje przez znakomitą większość czasu. Znawcy od razu zakrzykną zgodnym chórem, że plotę bzdury - i będą mieli rację ze swojego punktu widzenia. Ale patrząc okiem laika? StarCraft II jest nudny jak flaki z olejem. Przez pierwsze pięć do dziesięciu minut rozgrywki, w zależności od tego jak bardzo ostrożni lub agresywni będą gracze, nie dzieje się nic. Ot, budujemy bazy, wydobywamy surowce, szkolimy wojska. Jakieś tam zajęcia niby mamy, ale na prawdziwą akcję trzeba czekać niemiłosiernie długo... i kończy się ona niemalże w mgnieniu oka. Starcia rozstrzygają się w ciągu kilku sekund i jeśli trwają dłużej, to tylko dlatego, że jeden z graczy jeszcze się nie zorientował, że przegrywa i w porę się nie wycofał, by przegrupować siły. Dziesięć minut zbierania się w sobie i przygotowywania do trzydziestosekundowej bitwy. I często na tym się kończy. Jeśli to nie jest idealny przykład nudy, to ja już nie wiem co nim jest.

Tak jakby nie można było zacząć grać od razu, prawda? Zepchnąć to całe głębokie, skomplikowane, wymagające niezwykłych umiejętności, ale przerażająco rutynowe zarządzanie surowcami na jakiś drugi plan i pozwolić się bić od samego początku. Jak w Company of Heroes na przykład albo w World in Conflict, sieciowych strategiach czasu rzeczywistego, które dla odmiany nie są nudne. Jasne, przeniesienie ekonomii na dalszy plan w tych grach sprawiło, że są prostsze i płytsze, ale czy to aż takie straszne jest, że dzięki temu każdy może siąść i grać? I tak doświadczony gracz rozłoży nowicjusza na łopatki, ale przynajmniej ten drugi będzie mógł w tym czasie zrobić coś więcej oprócz klikania w kryształki i stawiania budynków, jak w StarCraft II. I nie ma sensu zasłaniać się drabinkami rankingowymi, które teoretycznie powinny dobierać nam przeciwników na takim jak nasz poziomie doświadczenia - grając w betę Heart of the Swarm zaobserwowałem, że ten system w ogóle nie działa, jeśli dopiero się zaczyna. Cały czas trafia się na gości, którzy umieją więcej od nas. Nie na mistrzów jakichś, ale i tak praktycznie nie mamy szans, bo to nie strzelanka, która wielkiej filozofii za sobą nie ma, tylko gra, w której między poszczególnymi stopniami zaawansowania są prawdziwe przepaście. Przerzucenie mostów na ich drugą stronę zajmuje mnóstwo czasu i kosztuje dużo wysiłku. I, jak już wspomniałem, jest nudne.

GramTV przedstawia:

Ale nie to mnie najbardziej rozczarowało w becie Heart of the Swarm. Generalnie spodziewałem się, że będzie właśnie tak - perfekcyjnie technicznie, na najwyższym poziomie i kompletnie nieprzystępnie dla zwykłego zjadacza chleba. Z tym trzeba się pogodzić. Ale ja osobiście, gdybym był fanem StarCraft II, nie zgodziłbym się z tym, jakie zmiany Heart of the Swarm wprowadza. A raczej jakich nie wprowadza. Takie drobne, nieistotne rzeczy, jak licznik robotników w bazie czy nowe skałki, które można zniszczyć by chwilowo odciąć jakiś fragment mapy są w porządku. Ale cała reszta? Przecież ta cała reszta to tylko kilka map i parę jednostek dla Zergów i Protossów, bo Terranie dostają tak naprawdę całą jedną nową zabawkę. I choć te miny są bardzo sympatyczne z twarzy i w ogóle, to w porównaniu do naprawdę mocnych rzeczy, które wpadają w ręce Zergów, a zwłaszcza Protossów, jedynie rozśmieszają. A i sama ilość zmian jest żenująco śmieszna. W sumie sześć nowych jednostek plus jedna modyfikacja starej. Serio? Dodatek, który kosztuje ponad stówkę i tylko tyle? Wybaczcie, jestem przyzwyczajony do rozszerzeń do Dawn of War, które wprowadzały oprócz jednostek także całkiem nową armię, albo dwie od razu. I kupowało się dodatek tylko i wyłącznie dla tej nowej armii, bo jednostki w dniu premiery dostawali wszyscy, tak by dodatek był kompatybilny z resztą gry. Wiecie, by nie dzielić społeczności na tych, którzy mają i na tych, którzy nie mają. Po takim rozpieszczaniu to, co łaskawie oferuje Heart of the Swarm zbyłbym wzruszeniem ramion, gorzkim uśmiechem i ewentualnie cyniczną uwagą w stylu "ktoś tu kogoś nieźle robi w balona"...

Jasne, to że Heart of the Swarm wnosi do gry tyle, ile powinien jakiś większy darmowy patch, można tłumaczyć tym, że StarCraft II to esport, że nie można ot tak dodać nowej armii czy rasy, bo to zburzyłoby delikatną równowagę i tak dalej. Nie będę się kłócił, lepsza kiepska racjonalizacja niż żadna. Faktem natomiast jest, że biedni fani StarCrafta II będą musieli kupić Heart of the Swarm, czy tego chcą, czy nie - dalsze granie po sieci będzie po prostu wymagało tego dodatku. Dodatku z sześcioma nowymi jednostkami. Wychodzi po 20 złotych za jedną, tak? Cóż, oto wymierna wartość tego, jak Blizzard traktuje swoich fanów. Gdyby zachowali się fair, nie wymuszali tak siłowo zakupu Heart of the Swarm, z okazji jego premiery po prostu oddali te jednostki i nowości wszystkim dotychczasowym graczom, a zawartość dodatku ograniczyli do kampanii dla Zergów, takiej porządnej, rozbudowanej, na jakieś 10-12 godzin, to nawet ta stówka by tak w oczy nie gryzła. Ale nie, Blizzard jest zdecydowany doić graczy. Ciśnienie mi samo skacze, gdy o tym myślę... a ja nawet nie gram w tę grę. Pewnie gdybym grał, to właśnie teraz bym przestał. Przecież do premiery Company of Heroes 2 już wiele nie zostało, a Relic, w przeciwieństwie do Blizzarda, nie robi swoich klientów w... tutaj już sami sobie dopowiedzcie w co.

Podsumowując więc, z bety Heart of the Swarm dowiedziałem się, że ten dodatek jest drogi i obowiązkowy choć niewiele wnosi do gry. A także tego, że jest w zasadzie tylko dla fanów i nowi gracze nie mają tutaj czego szukać. Tyle samo sensu ma spóźniony start w wyścigu, w którym reszta uczestników jest już na półmetku. Niewesoła konkluzja, nie?

Komentarze
449
Usunięty
Usunięty
12/02/2013 17:02
Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

Widzę, że ślepi fanatycy Starcrafta bronią swej religii zaciekle i nie chcą zaakceptować faktu, że dla wszystkich prócz nich ta gra jest nudna.

Biale jest biale, czarne jest czarne :] Domysl sie sam o co chodzi.

Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

IEMach nie ma porównania. W LoLu na raz ilość osób na streamie przekracza 200k, zaś ogólna ilość wyświetleń idzie w grubych milionach. Dlaczego? Bo każdy woli obejrzeć futbol amerykański niż szachy. W tym i w tym jest strategia, ale tylko jedno da się oglądać.

Bla bla bla, Wisniewski jest bardziej utalentowany od Mozarta bo sprzedal wiecej plyt. Bayerfull (czy jak to sie tam pisze) poszedl na chiny, pogonil miliony plyt jest lepszy niz cala muzyka klasyczna razem wzieta.

Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

Jeśli zaś chodzi o cena/jakość dodatku, to nie sposób przemilczeć. 6 jednostek, parę pierdół do ladderu i lepszy matchmaking. Mnie to brzmi jak duży patch...i jeszcze płać pan jak za nową grę. Takie rzeczy only by Activi...oops by Blizzard ;)

Tia, tylko jak pozniej pojda darmowe patche to beda wieksze niz platne DLC w innych grach.

Usunięty
Usunięty
12/02/2013 16:21
Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

od 1996 roku na arenie esportu.

Od 1998.

Dnia 12.02.2013 o 13:26, Kawira napisał:

Jeśli zaś chodzi o cena/jakość dodatku, to nie sposób przemilczeć. 6 jednostek, parę pierdół do ladderu i lepszy matchmaking. Mnie to brzmi jak duży patch...i jeszcze płać pan jak za nową grę.

A nowa kampania single?

Usunięty
Usunięty
12/02/2013 13:26

Widzę, że ślepi fanatycy Starcrafta bronią swej religii zaciekle i nie chcą zaakceptować faktu, że dla wszystkich prócz nich ta gra jest nudna.Nie mówię tylko o nudzie klikania i openów niczym w szachach, ale przede wszystkim o ziewaniu będąc widzem. Jeżeli oglądasz jakiś sport, to mając podstawową wiedzę (lub nawet i nie) czerpać przyjemność z widowiska. Na poparcie moich słów mam jedno. Starcraft - od 1996 roku na arenie esportu. Takie coś jak League of Legends od dwóch. Publika na IEMach nie ma porównania. W LoLu na raz ilość osób na streamie przekracza 200k, zaś ogólna ilość wyświetleń idzie w grubych milionach. Dlaczego? Bo każdy woli obejrzeć futbol amerykański niż szachy. W tym i w tym jest strategia, ale tylko jedno da się oglądać.Jeśli zaś chodzi o cena/jakość dodatku, to nie sposób przemilczeć. 6 jednostek, parę pierdół do ladderu i lepszy matchmaking. Mnie to brzmi jak duży patch...i jeszcze płać pan jak za nową grę. Takie rzeczy only by Activi...oops by Blizzard ;)




Trwa Wczytywanie