Neal Stephenson - "Diamentowy wiek" - recenzja

Trashka
2008/01/19 19:43

Przekleństwa spełnionych marzeń

Przekleństwa spełnionych marzeń

Przekleństwa spełnionych marzeń, Neal Stephenson - "Diamentowy wiek" - recenzja

Spełnione marzenia, ziszczone sny i wysłuchane modlitwy czasem ukazują nowe, niespodziewane i niepokojące oblicze. Ich skutki mogą okazać się zupełnie inne, niż człowiek w swej naiwności sobie założył. To prawda stara jak świat, na różne sposoby wałkowana w wielu literackich utworach, jednakże zawsze warto ją sobie odświeżyć, zapoznając się z czyjąś nową autorską wizją dotyczącą jakiegoś interesującego problemu. Warto szczególnie wtedy, gdy wizja owa skłania do przemyśleń na różne tematy i ubrana została w porywającą fabułę. A jeśli autorem jest Neal Stephenson, twórca recenzowanej na naszych łamach cyberpunkowej Zamieci, historycznej fikcji znanej jako Cykl Barokowy i sensacyjnego Cryptonomiconu – erudyta o niespożytej wyobraźni, kreujący światy tak oszałamiające, że czytelnicy pozwalają się bez reszty pochłonąć rozgrywającemu się w ich wyobraźni przedstawieniu niczym zachwycone dzieci w cyrku – to już nie ma zmiłuj. Trzeba dać się porwać.

Interesującym problemem, który Stephenson porusza w niniejszym utworze, okazuje się relacja „człowiek a nanotechnologia”. Wyobraźmy sobie, że marzenia są na wyciągnięcie ręki dzięki kompilatorowi materii, wytwarzającemu wszystko, co tylko sobie zażyczymy. Jakie zmiany nastąpią w mentalności? Co stanie się celem nadrzędnym człowieka albo całych społeczności? Jak te społeczności będą wyglądały? W epoce, którą – zgodnie z tytułem książki – trudno nazwać nawet legendarnym „złotym wiekiem”, gdyż jest to już, nie przymierzając, „wiek diamentowy”, praca staje się nie koniecznością, lecz przywilejem, a przestępstwo teoretycznie należy do zamkniętej na głucho komnaty przeszłości. Czy jednak aby na pewno?

Po pierwszym wydaniu Diamentowego wieku Neal Stephenson okrzyknięty został „ojcem nanotechnologicznej sf”, a zarazem co poniektórzy zaczęli marudzić, iż wyczerpał konwencję. Jak widać, wszystkim trudno dogodzić. Jakby jednak nie było, z całą pewnością trudno przebić tego pisarza na „nanotechnologicznym poletku” (dzielnie próbuje jak na razie Kathleen Ann Goonan). Polscy czytelnicy i czytelniczki mieli już okazję poznać ową powieść w 1997 r. (wydana została przez Zysk i S-ka). Niniejsze wydanie stanowi wersję z pewnymi kosmetycznymi poprawkami (nad treścią pracował ten sam tłumacz).

Opowieść ta, nagrodzona Hugo w 1996 r., wręcz powala na kolana ogromem wizji, innowacjami, przemyślnymi szczegółami, z jakich zbudowano fabułę, i językiem obfitującym w karkołomne porównania i ekscentryczne neologizmy. Konstrukcja książki została starannie przemyślana: jednym z ciekawszych zabiegów jest specyficzny styl narracji i zmiana jej tempa - od leniwego do szaleńczej galopady. Pisarz maluje rzeczywistość, w której wymiana informacji stała się kwestią nadrzędną, o sile i możliwościach danej osoby decyduje przynależność do określonej grupy. Organizmy państwowe należą już do przeszłości, ich rolę przejęły tak zwane „plemiona”: różnorodne, zamknięte społeczności; wyłonione wprawdzie z rozmaitych nacji, lecz różniące się choćby posiadaną strukturą, filozofią, jak również etyką. Poznajemy na przykład Nowy Chusan, w którym Chińczycy powrócili do tradycyjnego konfucjanizmu, zaś potomkowie Brytyjczyków stali się Neowiktorianami. Ci ostatni, kierując się ową surową moralnością, starają się zapanować nad nowymi możliwościami i niebezpieczeństwami oraz uporządkować swój świat.

Najważniejszymi, interesująco zaprezentowanymi postaciami, których poczynania nieoczekiwanie mogą przewrócić ugruntowany porządek do góry nogami, są John Persival Hackworth i sierota o imieniu Nell. Hackworth to członek elity, wybitny nanotechnolog, który porzucił zasady i stworzył nielegalną kopię „Ilustrowanego lekcyjonarza każdej młodej damy” – interaktywnego urządzenia dla kobiet, przeznaczonego między innymi do intensyfikacji zdolności i usprawnienia procesów umysłowych. Nell zaś to sierota z nizin społecznych. Dziewczątko wywodzi się z grupy tak zwanych „Iturystów” – osób, które zadowalają się minimum socjalnym, zapewnianym dzięki istnieniu wspomnianych kompilatorów materii (w przeciwieństwie do ambitnych członków plemion, rozwijających cywilizację). Dziewczynka nielegalnie zdobywa Lekcyjonarz, a konsekwencje owego zdarzenia okazują się niezwykłe.

Autor sugeruje, że rozbuchana nanotechnologiczna cywilizacja nie będzie w stanie stłamsić ambicji czy negatywnych emocji, zmniejszyć wagi uczuć i relacji międzyludzkich. Pewnym jednostkom nie wystarczy narzucona rola ludzkiego procesora w informacyjnej sieci. Niezależnie od rozwoju technologii postfeudalne zależności będą istnieć nadal, a modyfikacje rzeczywistości nie zmienią fundamentalnie ludzi. Zawsze wytworzą się „elity”, pojawią się też niepokorni chcący zmienić swój status lub nawet cały świat wokół siebie. Pozostaną też stada „przeżuwających trawę owiec”, którym wystarczy minimum i pusta egzystencja. Pojedynek między tymi pierwszymi kategoriami stanowi o przyszłości i rozwoju. Przewrotnie przyszłość spoczywa w rączkach dziecka...

Ogólnie rzecz ujmując: książka jest świetna. Owszem, trudna, ale jeszcze trudniej się od niej oderwać. Bardzo polecamy jej lekturę. Na zakończenie należy, niestety, wspomnieć o mankamencie – niniejsze wydanie sprawia bardzo dobre wrażenie (solidna oprawa, imponująca objętość), które – podobnie jak w przypadku Zamieci – zostaje nieco osłabione wskutek jakości papieru.

GramTV przedstawia:

Plusy: + świetny, oryginalny pomysł na fabułę + niesamowita kreacja świata + interesujący bohaterowie + wciągająca akcja + specyficzny styl i pomysłowe neologizmy Minusy: - jakość papieru, szczególnie w stosunku do solidnego wyglądu okładki i grubości książki

Tytuł: Diamentowy wiek Autor: Neal Stephenson Przekład: Jędrzej Polak Wydawnictwo: ISA, 2007 rok Wydanie: oprawa twarda z obwolutą, 496 str. Cena: 49,90 zł Stronawww: tutaj

Komentarze
21
Usunięty
Usunięty
20/01/2008 13:01

I am legend to naprawdę fajny film. Nie jakiś mega wybitny ale na pewno po jego obejrzeniu nie stwierdzicie że zmarnowaliście czas.Ekstra wrażenie w filmie robi ... CISZA !Tak, cisza. Trudno sobie ją wyobrazić w wielkim mieście, ale cisza króluje w mieście w którym żyje tylko jeden człowiek ;>

Usunięty
Usunięty
20/01/2008 12:48
Dnia 19.01.2008 o 22:16, fryderykwiktor napisał:

"Jestem Legendą" To śwsietny film podobał mi się bardzo tylko płakałem troche gdy musiał udusić swojego pieska:( Ale cóż musiał pod koniec wysadzić się granatem i zabic skarzonych lekarstwem na raka ,które nie było lekarstwem tylko Wirusem zakaźnym!

Tja, dzięki za cudnego SPOILERA

Usunięty
Usunięty
20/01/2008 12:03

Przeczytałem książke wcześniej i bardzo mi sie podobała a film też jest bardzo dobry mimo wspomnianych dziur w logicznym ciągu. Nalezy odróżnić horror Mathesona od Dramatu Lawrenca. A najlepsza informacja to taka że Matheson wraca do swojej powieści pisząc scenariusz dla WB, oby zaowocowało to nie tylko nowym filmem.




Trwa Wczytywanie