Tydzień z grą Grand Theft Auto IV - Historia serii: od GTA do GTA 2

mastermind
2008/12/01 19:00

70 millionów kopii poszło w świat!

70 millionów kopii poszło w świat!

70 millionów kopii poszło w świat!, Tydzień z grą Grand Theft Auto IV - Historia serii: od GTA do GTA 2

Październik to zazwyczaj nie najlepszy czas dla komputerowych graczy. Wrześniowy, powakacyjny wysyp gier już za nimi, a dystrybutorzy dopiero przymierzają się do nadchodzącej wielkimi krokami Gwiazdki. Najwięcej premier szykuje się zawsze przed świętami, więc w październiku na ogół hitów jest jak na lekarstwo. Nie zawsze jednak tak było. A już na pewno nie było tak w zamierzchłym roku 1997. Wówczas to na sklepowych półkach zagościły m.in. Star Wars Jedi Knight: Dark Forces II, Age of Empires, Riven, The Curse of Monkey Island. Ale na tym wcale nie koniec! Kto wie, czy nie najważniejszą premierą była podówczas gra Grand Theft Auto (GTA), przygotowywana od jakiegoś czasu w studiach firmy DMA Design. Seria, którą tytuł ten zapoczątkował, przetrwała po dzień dzisiejszy, towarzysząc wielu pokoleniom graczy i kolejnym generacjom konsol oraz PC. Stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek współczesnej rozrywki, przynosząc swoim twórcom miliony dolarów zysku, a fanom całe wiadra megagrywalności. Dość powiedzieć, że od tamtego pamiętnego października 1997 roku nabywców znalazło ponad 70 milionów pudełek z napisem GTA na okładce. Zapraszamy Was zatem na wyprawę w przeszłość. Powspominajmy...

Pierwsze, oryginalne Grand Theft Auto (GTA) wydane we wspomnianym 1997 roku z pozoru nie wydaje się tytułem nadzwyczaj zajmującym. Zwłaszcza dziś, gdy nie da się ukryć, że technologicznie gra... przynależy do epoki, w której powstała. Jej twórcami była niewielka szkocka grupa deweloperska znana jako DMA Design (z czasem firma ewoluowała i obecnie to już wielka korporacja zwana Rockstar North, należąca do megakoncernu Rockstar Games). Początkowo gra miała się nazywać Race N’ Chase, ale jak to często bywa, w czasie procesu produkcji nazwa została zmieniona. Ostatecznie stanęło na Grand Theft Auto, a zabawa – trzeba przyznać – była, hm... wielce kontrowersyjna. Wskakiwaliśmy mianowicie w buty przestępcy, a naszym chlebem powszednim stawały się rozboje, kradzieże samochodów i wykonywanie wszelkich szemranych zadań dla przestępczego światka. Należało piąć się w przestępczej karierze, pomnażając dzięki temu zera na dolarowym koncie. Robić można było doprawdy wiele rzeczy, począwszy od dostarczania zleceniodawcom trefnych wozów, przez uczestnictwo w strzelaninach na mieście, a na zabiciu prezydenta skończywszy. W sumie rozgrywka była odwróceniem znanej sprzed dziesięciu laty gry wydanej na Atari, a zatytułowanej A.P.B. (All Points Bulletin).

Tam musieliśmy ścigać przestępców, tu stawaliśmy się jednym z nich. Nawiasem pisząc, warto porównać screeny z obu produkcji, żeby zobaczyć, że autorzy "zerżnęli" sporo ze wspomnianego tytułu. Przyznajmy jednak, że uczynili to w sposób wielce twórczy. Cała zabawa odbywała się na kolejnych levelach, a terenem działań były trzy miasta, które stopniowo poznawaliśmy: Liberty City, Vice City i San Andreas (nazwy mocno znajome – prawda?). Każde z miast podzielone było dodatkowo na dwie części, a wszystkie te metropolie wzorowane były w pewnym stopniu na (kolejno): Nowym Jorku, Miami i San Francisco. Tendencja ta stała się znakiem rozpoznawczym niemal całej serii (za wyjątkiem GTA 2) i w kolejnych odsłonach uzewnętrzniała się jeszcze mocniej. W sumie dróg, po których się poruszaliśmy, było ok. 6000 mil, co jak na owe czasy było wielkością astronomiczną.

Rozpoczynając zabawę, mogliśmy wybrać jedną z ośmiu postaci (Nikki, Divine, Travis, Kivlov, Kat, Bubba, Troy i Ulrika), ale nie miało to większego wpływu na rozgrywkę. Postaci te odrobinę się różniły, np. Bubba prowadził lepiej wozy, a Kivlov najlepiej posługiwał się bronią, ale nie były to jakieś kolosalne różnice. Ponieważ akcja ukazana była z góry, niezależnie od wyboru postaci i tak widzieliśmy ten sam charakterystyczny, żółty sweter naszego podopiecznego. Pierwsza część gry podbiła serca graczy nie tylko za sprawą kontrowersyjnej tematyki – stawaliśmy w szeregach „tych złych” – ale także, a może przede wszystkim za sprawą otwartego podejścia do rozgrywki. W Grand Theft Auto podejmowaliśmy bowiem te misje (w sumie było ich nieco ponad 200), które się nam podobały, a inne z powodzeniem mogliśmy sobie odpuścić. Ponieważ miasta, po których się poruszaliśmy, pełne były pieszych i samochodów (w sumie ok. 40 modeli – łącznie z... czołgiem), w każdej chwili mogliśmy skraść któreś z aut, by podjechać w docelowe miejsce. Nic oczywiście nie stało na przeszkodzie, by włóczyć się bez celu po okolicy.

Magia zabawy polegała na tym, że do niczego nie byliśmy zmuszani i na własną rękę odkrywać mogliśmy czekające nas wyzwania. Na ulicach nie brakowało też policyjnych patroli, które z werwą reagowały na przypadki łamania prawa. Ponieważ nasz ziomal mógł być uzbrojony w pistolet, karabin maszynowy, miotacz ognia bądź wyrzutnię rakiet, strzelanin i eksplozji nie brakowało. Inna sprawa (i na ten element zwracali najczęściej uwagę krytycy), że gry nie można było w żaden sposób zapisać. Stąd podróżowanie po mieście stawało się często dość uciążliwe, zwłaszcza gdy mieliśmy już wielu stróżów prawa na karku. Jedną z ciekawostek, która stała się również znakiem rozpoznawczym serii, był soundtrack (dostępny na płycie w wydaniu kolekcjonerskim). Otóż wszystkie utwory skomponowane do gry można było usłyszeć w jednej z siedmiu stacji radiowych, dostępnych po wejściu do wozu. Autorzy zastosowali też taki ficzer, że można było użyć własnej płyty CD-Audio, która była odtwarzana, ilekroć wskakiwaliśmy do auta. Co ciekawe, oryginał nie obsługiwał żadnych speechy. Postacie z ekranu "mówiły" do nas niczym Simsy w obecnych czasach, co rzecz jasna było podyktowane niską wydajnością komputerów. Już na tych przykładach widać, że magicy z DMA Design wiązali z serią duże nadzieje i stawiali na daleko posunięty realizm. Od 2004 roku GTA jest do ściągnięcia za darmo z oficjalnej strony twórców, a gra doczekała się dwóch dodatków: Grand Theft Auto: London 1969 i Grand Theft Auto: London 1961 (oba wydane w 1999 roku). Nie były to zbyt rozbudowane add-ony, a mechanika zabawy w zasadzie pozostała bez zmian. Jedyne usprawnienia dotyczyły tekstur oraz wprowadzenia lewostronnego ruchu ulicznego. Klasyczne GTA było wydane na PlayStation, PC i Game Boya Color.

Dwójka gorzej od oczekiwań

Naturalną koleją rzeczy po sukcesie jedynki jest wydanie sequela – to stara sprawdzona zasada w branży, która będzie zapewne wieczna. Wydana na PC, PlayStation, Game Boy Color i Dreamcasta dwójka ujrzała światło dzienne dokładnie dwa lata po premierze jedynki, w 1999. Gra twórczo rozwijała mechanikę prekursorki, ale była już dojrzalsza, zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i zastosowaną technologię. Historia opowiedziana w GTA 2 zaczynała się od tego, że wskakiwaliśmy w buty niejakiego Claude’a Speeda, prostego rzezimieszka, który właśnie wyszedł z pudła. Facet nie miał łatwego życia, ostatnio zapadł w śpiączkę, a wyjście z tego stanu zakończyło się amnezją. Czego by jednak nie mówić, Speed wiedział – a wraz z nim my – że jedynym celem jego życia będzie siać pożogę i zniszczenie.

W odróżnieniu od pozostałych gier z serii w GTA 2 akcja została osadzona w bliżej nieokreślonym mieście Anywhere City. Podzielone ono było na trzy dystrykty: Downtown, Residential District oraz Industrial District, pomiędzy którymi mogliśmy swobodnie się przemieszczać. Autorzy zastosowali sporo usprawnień. I tak – zabawę można było toczyć o zmierzchu albo w ciągu dnia, co było bardzo efektownie podkreślane przez podrasowany silnik graficzny. Ogólnie trzeba też stwierdzić, że oprawa stała na zdecydowanie wyższym poziomie niż w przypadku części pierwszej. Kolejną nowością była obecność gangów – na przykład tak ciekawych, jak rosyjska mafia czy członkowie Hare Krishna – oraz związanego z nimi systemu reputacji.

GramTV przedstawia:

Poszczególne obszary miasta były opanowane przez siedem grup dbających o rozwój własnych interesów. Autorzy wymyślili to w taki sposób (by zbytnio nie gmatwać rozgrywki), że przez całą grę obecny był jeden z gangów, a na kolejnych poziomach dochodziły dwa nowe. My trafialiśmy w ten tygiel, mogąc, choć oczywiście przymusu nie było, wykonywać zadania dla poszczególnych frakcji. Rzecz jasna członkowie poszczególnych gangów za sobą nie przepadali, a co za tym idzie polowali również na nas, jeśli wykonywaliśmy zlecenie dla którejś z rywalizujących grup. To jednak nie wszystko. W odróżnieniu od pierwszej części na karku mogliśmy mieć nie tylko policję, ale również oddziały SWAT, agentów służb specjalnych, a nawet wojsko. Kiedy to ostatnie się pojawiało, ulice pustoszały i zaczynała się prawdziwa obława na Speeda.

W GTA 2 po raz pierwszy, na niewielką jeszcze skalę (ale zawsze), zastosowano opcje customizacji, które w dzisiejszym świecie konsol/komputerów i Internetu są nieodłącznym elementem niemal każdego tytułu. W ramach odpoczynku od robienia zadymy na ulicy mogliśmy dla przykładu: przemalować sobie auto, zamontować na nim broń, miny oraz olej, który wylany na ulicę powodował niemałe kraksy. Przy okazji dwójki rozszerzono również podręczny arsenał, w którego skład weszły teraz: koktajle Mołotowa, granaty, shotgun i broń nazwana Electrogun. W tej części gry zafundowano nam też smaczki, które z czasem były rozbudowywane w kolejnych odsłonach. Mogliśmy np. zostać taksówkarzem lub kierowcą autobusu, o różnorakich bonusach nie wspominając (np. taki za wykonanie najdłuższego skoku samochodem czy za zabicie określonej liczby członków SWAT). W każdym mieście znajdował się również specjalny dźwig, przy pomocy którego mogliśmy niszczyć samochody, wydobywając z nich przy tym ciekawe usprawnienia. GTA 2 wprowadziło również opcję zapisu stanu rozgrywki, z której skorzystać można było w kościołach. Również garaż został solidnie poszerzony i uzyskaliśmy dostęp do blisko 120 pojazdów. Mimo tych wszystkich usprawnień GTA 2 nie sprzedało się tak dobrze, jak oczekiwali tego twórcy. Choć do oficjalnych wyników trudno dziś dotrzeć, można przyjąć, że łącznie jedynka i dwójka sprzedały się w liczbie 4 milionów egzemplarzy. Ponieważ summa summarum nie można było mówić o finansowym fiasku, zapadła decyzja o kontynuacji. Ale nowa gra miała być już zupełnie inna niż jej prekursorki... /Ciąg dalszy nastąpi jutro/...

Komentarze
31
Usunięty
Usunięty
04/12/2008 21:11

Pierwsza i druga część GTA w momencie swoich premier były wprost rewelacyjne , pamiętam jakby było to wczoraj jak w obie te gry zagrywałem się dosłownie dniami i nocami , tak ogromną grywalność miały te tytuły , a grafika jak na tamte czasy bardzo mi się podobała. Niestety GTA 1 nie przetrwało próby czasu , próbowałem zagrać w to w zeszłym roku i byłem normalnie zaskoczony , grafika tak słaba , że aż w oczy kuje , a grywalność w ogóle gdzieś wyparowała. Niewiele lepiej było z GTA 2 , może grafika aż tak w oczy nie kuła , ale grywalność i tak pozostawia wiele do życzenia. Podsumowując GTA 1 & 2 kiedyś mega grywalne hiciory , teraz niestety bida z nędzą. Naprawdę wielka szkoda , ale i tak w mej pamięci nadal wspominam te gry bardzo miało i to jest w sumie w tym wszystkim najważniejsze.

Usunięty
Usunięty
03/12/2008 09:14

Wszystkich chętnych do gry multipayer w GTA2 zapraszam na stronę www.gta2.info oraz na forum www.gtatwo.fora.pl

Usunięty
Usunięty
02/12/2008 19:41

Artykuł - super :) Szybciej, niech wychodzi ten GTA IV bo już mnie skręca :)




Trwa Wczytywanie