Niełatwe życie sędziego w czasach rewolucji francuskiej - wrażenia z dema We. The Revolution

Małgorzata Trzyna
2018/07/15 11:00
0
0

Sprawiedliwość to jedno, ale trzeba też pamiętać o własnym bezpieczeństwie...

Niełatwe życie sędziego w czasach rewolucji francuskiej - wrażenia z dema We. The Revolution

Lata 1789-1799 to dla Francji czasy głębokich zmian polityczno-społecznych - czasy Wielkiej Rewolucji. Przed rewolucją Francja była monarchią absolutną, prawo utożsamiano z osobą władcy. Systemem społeczno-politycznym był feudalizm, zgodnie z którym społeczeństwo dzieliło się na szlachtę, duchowieństwo i stan trzeci, obejmujący chłopstwo i mieszczaństwo (99% ludności Francji). W wyniku licznych wojen, niekorzystnych układów handlowych i pełnego przepychu życia dworskiego doszło do ogromnego zadłużenia skarbu państwa. Rosły ceny towarów, w dodatku kraj nawiedziły klęski nieurodzaju i panował głód. Pociągnęło to za sobą wzrost nędzy, bezprawia oraz falę buntów i powstań. Pod hasłami wolności, równości i braterstwa rewolucja francuska obaliła monarchię i ustrój stanowy, zniesiono obciążenia feudalne, ale rozpoczęcie nowej epoki zostało okupione ogromem ludzkiej krwi i cierpienia.

Krótki wstęp historyczny jest niezbędny, żeby wczuć się w realia We. The Revolution. W grze trafiamy w sam środek rewolucji francuskiej i obserwujemy wydarzenia z perspektywy jednego z sędziów Trybunału Rewolucyjnego. Do naszych zadań należy rozpatrywanie rozmaitych spraw i wydawanie wyroków na zwykłych mieszkańców, kryminalistów, rewolucjonistów oraz ich przeciwników. Możemy skazywać ludzi na śmierć przez ścięcie na gilotynie, wtrącać do więzienia albo ogłaszać niewinnymi. Praca sędziego wiąże się zarówno z pewnymi korzyściami - zapewnieniu rodzinie dostatniego poziomu życia - ale też ogromną odpowiedzialnością. Nie chodzi tu wyłącznie o osoby, które musimy osądzić i o to, że każdy wyrok śmierci obciąża nasze sumienie, ale też o zapewnienie bezpieczeństwa sobie i bliskim. Każda z frakcji działających w Paryżu pragnie zdobyć przewagę i zawsze musimy pamiętać, że łatwo narobić sobie wrogów. Doświadczeni sędziowie wiedzą, że sprawiedliwość nie zawsze jest rozwiązaniem, a opowieść o ślepej Temidzie można włożyć między bajki - w niespokojnych czasach liczy się instynkt przetrwania, nie dobro ludzi.

Pierwszym pytaniem, na które musiałam odpowiedzieć, dotyczyło sposobu opanowania zamieszek na ulicach Paryża. W jaki sposób zapewnić ochronę niewinnym, spokojnym obywatelom przed rozjuszonym, żądnym krwi tłumem? Gdy pokojowe metody przestają działać, użycie siły wydawało się konieczne. Kiedy uznałam, że niezależnie od okoliczności strzelanie do ludzi jest wykluczone, musiałam zmierzyć się z niemiłymi konsekwencjami. Za drugim razem uznałam, że Gwardia Narodowa ma prawo otworzyć ogień do tłumu, wiedząc, że z pewnością prędzej czy później też dojdzie do rozlewu krwi. Druga decyzja też nie okazała się idealnym rozwiązaniem, gdyż wkrótce komendant Gwardii Narodowej trafił na ławę oskarżonych za to, że na skutek jego działań zginęło kilkadziesiąt osób. Mogłam czuć się współodpowiedzialna i go uniewinnić albo zrobić z niego kozła ofiarnego, ciesząc się, że mnie nic nie grozi i że w ten sposób przypodobam się tłumom. To tylko jedna z licznych spraw, w której nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak trzeba postąpić.

W finalnej wersji We. The Revolution do rozpatrzenia będziemy mieli ponad 100 spraw - w udostępnionej do testów wersji alfa mogłam przyjrzeć się kilku z nich. Poza wspomnianym już kapitanem Gwardii Narodowej mogłam ocenić także postępowanie księdza szerzącego mimo zakazu "katolicką propagandę" (lub, jak on sam to określa - "katolickie wartości"), handlarza sprzedającego zepsute warzywa, a także samego króla Ludwika XVI.

Ocenianie każdej sprawy zaczyna się od zapoznania się z aktem oskarżenia oraz dowodami. Podczas czytania możemy zaznaczać kluczowe słowa w tekście (łatwo je dostrzec, są wypisane odrobinę jaśniejszym kolorem). Kiedy je odnajdziemy, przechodzimy do etapu łączenia kluczowych słów ze sobą. Im więcej poprawnych połączeń odkryjemy, tym więcej pytań możemy zadać oskarżonemu oraz świadkom. Z jednej strony nie powinniśmy tworzyć połączeń na chybił-trafił, bo po dwóch pomyłkach zablokujemy sobie dostęp do wątku, z drugiej strony i tak musimy zgadywać, jeśli nie mamy pojęcia, co zaplanowali autorzy i zawodzi nas intuicja. Uzyskanie dostępu do jak największej liczby pytań nie jest jednak kluczowe, wyrok można wydać na podstawie niepełnych informacji - a że będzie niesprawiedliwy, to już inna kwestia. Ba, przeciąganie rozprawy i wyczerpywanie puli pytań bywa wręcz niewskazane, bo publiczność szybko zaczyna się niecierpliwić.

W zależności, które opcje wybierzemy, opinia ławy przysięgłych będzie się zmieniać. Jeśli osądzimy oskarżonego zgodnie z wolą pozostałych, zyskamy ich przychylność. Czasem zdarzy się, że prokurator po podsumowaniu rozprawy w ostatniej chwili zmieni podejście ławy. Oczywiście, możemy też całkowicie zignorować opinie innych i postąpić wedle widzimisię. Przykładowo, możemy posłuchać żony i syna sędziego, którzy tuż przed rozprawą wstawili się za oskarżonym. Choćby wszyscy domagali się ścięcia na gilotynie, możemy po prostu uznać, że dany człowiek jest niewinny. Jednakże idąc pod prąd, musimy liczyć się z takimi konsekwencjami, jak ściągnięcie na siebie gniewu wszystkich zgromadzonych, a nawet lincz. Trzeba jednak (na szczęście?) sporo dobrej woli, żeby wykrzesać odrobinę współczucia wobec oskarżonych. Może sędzia ich zna, może liczy się z opinią członków rodziny, ale ja, widząc każdą z tych postaci po raz pierwszy, nie czułam żadnych emocji.

GramTV przedstawia:

Kiedy skażemy kogoś na śmierć, możemy przed wykonaniem egzekucji przemówić do tłumu. W ten sposób zdobędziemy aplauz... albo ośmieszymy się przed publicznością, jeśli nasza przemowa okaże się bezsensowna. Możemy próbować różnych sposobów, od schlebiania zgromadzonym przez podburzanie ich po próby manipulowania nimi na inne sposoby. Ciągle musimy pamiętać, że na szali leży nasza reputacja i powinniśmy starać się nie dopuścić do sytuacji, w której będziemy musieli wezwać strażników. Jeśli nie mamy ochoty ryzykować, równie dobrze możemy od razu przystąpić do egzekucji.

Rozgrywka nie polega jednak wyłącznie na przesiadywaniu w sali rozpraw, analizowaniu dokumentów i wypowiedzi świadków oraz wydawaniu wyroków i ucinania głów. Nasze drugie, nie mniej ważne zadanie to kontrolowanie sytuacji w Paryżu. Poszczególne dzielnice miasta znajdują się pod wpływami różnych frakcji, w każdej z dzielnic możemy zyskać pewne bonusy - pieniądze bądź reputację. Z pomocą posiadanych agentów możemy zbierać surowce, szpiegować, walczyć z wrogimi agentami i próbować tłumić zamieszki. Nie da się jednak dowolnie wykorzystywać swych ludzi - każda akcja wiąże się z poniesieniem pewnych kosztów. Nasz agent może zostać schwytany i jeśli zechcemy go odzyskać, będziemy musieli wykazać się jako wspaniali mówcy albo użyć argumentu pieniądza. Jest zatem w grze także warstwa strategiczna, w której musimy mądrze wykorzystywać dostępne zasoby. Czy w praktyce będzie to ciekawy element, trudno ocenić, bo po dwóch turach, jakie mogłam wykonać, nie odczułam zbytnio ani pozytywnych, ani negatywnych aspektów swych działań.

Inną metodą pozyskiwania zasobów jest mieszanie się w konflikty między różnymi osobistościami. Każda ze stron może nam coś zaoferować, ale musimy też uwzględnić szanse powodzenia, zanim zdecydujemy, za kim się opowiedzieć. Podejmując różne działania, zwiększamy prawdopodobieństwo wygranej. Nie doczekałam jednak finału żadnego z konfliktów, więc i w tym przypadku nie mogłam się nacieszyć zwycięstwem ani złościć na ewentualną porażkę.

Po zakończeniu pracy w sądzie przenosimy się na ulice Paryża, gdzie mamy okazję zobaczyć na własne oczy (na statycznych planszach), jak wygląda sytuacja i przekonać się, że krew niewinnych leje się strumieniami. Czasem wystarczy jeden głupiec, który krzyknie o słowo za dużo, inny wypali z muszkietu i doprowadzi do tragedii. Widzimy ludzi leżących w kałużach krwi, ludzi uznanych za zdrajców i powieszonych, zabite dzieci. I co? I nic... Widoki te nie robią wielkiego wrażenia, przecież ginący ludzie są dla nas obcy. Bywa czasem jednak tak, że sami jesteśmy pośrednio odpowiedzialni za sytuację i dopiero wtedy czujemy ciężar, jaki spoczywa na naszych barkach.

W ramach odstresowania po pracy możemy zajrzeć do szulerni i spróbować szczęścia w grze w kości. Sędzia Fidèle nie odznacza się niczym szczególnym, ale jest powszechnie postrzegany jako pijak i hazardzista. Podczas gry można postawić przeciwnikowi kolejkę, by go osłabić, ale wiąże się to także z ryzykiem, że ludzie będą plotkować o naszych uzależnieniach. W drodze do domu mamy też okazję wtrącić się na przykład w sprzeczkę dwóch pijaków walczących o ostatnie łyki trunku - albo ich zignorować. Pozostaje pytanie, czy mieszanie się w nie swoje sprawy ma sens i czy jako dumny sędzia powinniśmy w ogóle się zniżać do poziomu zwykłych szumowin. W zależności od decyzji czekają nas kolejne konsekwencje.

Kiedy już znajdziemy się w domu, możemy spędzić nieco czasu w rodzinnym gronie i porozmawiać o przeszłości, o pracy i zagrożeniach, jakie się z nią wiążą. W ten sposób przekonujemy się, że sędzia Fidèle nie jest po prostu maszynką do wydawania wyroków, ale człowiekiem, któremu niełatwo przychodzi skazywanie kogokolwiek na śmierć - nawet jeśli nikt nie ma wątpliwości co do winy oskarżonego.

We. The Revolution to przede wszystkim gra o byciu sędzią - analizowaniu dokumentów i wypowiedzi świadków oraz wydawaniu wyroków. W realiach rewolucji francuskiej nasze zadanie jest o wiele trudniejsze niż gdyby akcja toczyła się w spokojnych czasach. Nawet w ciągu godziny gry (tyle zajmowało ukończenie udostępnionej wersji alfa) można było popełnić wiele poważnych błędów, a całkowitą beztroską doprowadzić do zlinczowania sędziego Fidèle. Musimy pamiętać, by przede wszystkim utrzymać się przy życiu i nie narażać się zbytnio frakcjom działającym w Paryżu, ale przy wydawaniu wyroków trzeba też uwzględniać opinię ławy przysięgłych i prokuratora. Często nie istniało rozwiązanie, które zadowoliłoby wszystkich i nie zawsze udawało się przewidzieć konsekwencje, ale generalnie dało się utrzymywać w miarę dobre relacje z poszczególnymi stronami. Skupienie się na maksymalizowaniu własnych korzyści było o tyle proste, że wobec oskarżonych udawało mi się wykrzesać odrobinę współczucia tylko przy maksimum dobrej woli. Każde działanie wpływa na reputację i szybkość zdobywania zasobów, które pozwolą nam dyskretnie pociągać za sznurki i kontrolować sytuację w mieście. Mimo, że nie mogłam w pełni docenić wszystkich mechanik, jakie zaplanowano w grze - szczególnie tych związanych z warstwą strategiczną - pomysł na We. The Revolution bardzo mi się podoba i trzymam kciuki za ekipę Polyslash.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!