Koszmarna kraina rozkoszy - recenzja Lust for Darkness

Małgorzata Trzyna
2018/06/14 13:40
6
0

Lust for Darkness zabierze cię do świata pełnego seksu, nagości i obrzydliwości.

Wyobraź sobie piwnicę. Kobieta budzi się, uwięziona w mrocznym pomieszczeniu. Na stoliku stoi flakonik z różą i szkatułka, leży też liścik - zaproszenie na randkę. Tak wygląda początek koszmaru Amandy Moon, która próbuje się wydostać z przeklętego miejsca, w jakim się znalazła. Nie ma szans uciec, zaczyna krzyczeć z przerażenia. Pozostaje tylko pytanie, co właściwie stało się z nią później?...

Rok później Amanda ciągle pozostaje zaginiona. Któregoś dnia ktoś podrzuca list do domu jej męża, Jonathana Moona. Mężczyzna rozpoznaje na kartce pismo swojej żony. Kobieta prosi o pomoc i błaga, by nie zawiadamiać policji. Od początku zaczyna się robić dziwnie. Światło na moment gaśnie, ale da się to wytłumaczyć zwykłą przerwą w dostawie prądu. Przez judasza w drzwiach dostrzegamy w mgle tajemniczą sylwetkę - zapewne osoby, która dostarczyła wiadomość. Dzwoni telefon, ale ktoś rozłącza się, gdy podnosimy słuchawkę. Niby nic szczególnego, ale dość, by zacząć odczuwać niepokój. To jednak dopiero wstęp przed prawdziwym horrorem...

Jonathan, kierując się wskazówkami zawartymi w liście, udaje się do posiadłości Yelvertonów. Jako nieproszony gość, mężczyzna musi uważać, by nie zauważyli go obecni tam kultyści. Choć teren wokół posiadłości jest strzeżony, pilnujący go strażnicy nie są zbyt rozgarnięci i poruszają się po prostych trasach, dając nam okazję do przemknięcia niepostrzeżenie za ich plecami. Bez mapy nie wiadomo od razu, w którą stronę skręcić, pole widzenia wartowników nie jest zaznaczone, więc raz udało się im mnie przyłapać na szwendaniu się bez zaproszenia. Nie mamy żadnych narzędzi, którymi moglibyśmy się obronić, nie możemy skorzystać nawet z własnych pięści. Wywołanie zamieszania zresztą do niczego by nie doprowadziło, więc kiedy zostajemy zauważeni, nie pozostaje nic innego jak zacząć od punktu kontrolnego. Mechanika skradania jest jednak bardzo prosta, a lokacje niezbyt skomplikowane, więc dotarcie do celu to właściwie tylko formalność.

Wkrótce znajdujemy przebranie i możemy swobodnie poruszać się wśród gości, przystanąć i posłuchać ich rozmów, a także przyjrzeć się ciekawym (czasem bardzo dziwnym) rzeźbom i posągom, których "wdzięki" zostały bezwstydnie wyeksponowane. Niedługo później wchodzimy do środka posiadłości, gdzie ma odbyć się ceremonia związana z krainą Lusst'ghaa. Lusst'ghaa nie jest piekłem ani niebem, to kraina wiecznej rozkoszy, której mieszkańcy są zajęci wyłącznie zaspokajaniem swych żądz. Jeszcze nic szczególnego się nie dzieje, ale Jonathan zaczyna zastanawiać się, co w takim miejscu robi jego ukochana żona? Zdaje się, że nasz bohater to jedyny normalny, trzeźwo myślący człowiek. Przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja, przecież nie przyzna się, że jest ciekaw nadchodzącej orgii...

Koszmarna kraina rozkoszy - recenzja Lust for Darkness

Podczas rozgrywki mamy okazję zobaczyć kultystów w akcji, w najróżniejszych pozach i konfiguracjach. Nie ma cenzury nagości, więc można przyjrzeć się każdej parze skupionej na sprawianiu sobie rozkoszy. Tu nie ma delikatnego grania na niedopowiedzeniach, jest wulgarnie i bez zahamowań, po prostu możemy patrzeć na sceny zbiorowego seksu. Przywykłam do grzecznych, starannie ocenzurowanych gier, więc lekki szok zmusił mnie do zatrzymania się na dłużej. O tym, że nie wypada się gapić, przypomniał mi przyspieszony oddech Jonathana.

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że w posiadłości Yelvertonów kultyści oddają się po prostu niekończącym się przyjemnościom. To miejsce jest połączone ze światem Lusst'ghaa, które tak naprawdę jest obrzydliwe, paskudne i niebezpieczne, gdzie nie czeka wieczny, radosny seks z kim popadnie, lecz prawdziwy koszmar i śmierć. Trup ścieli się gęsto, widok okaleczonych, nagich, poprzebijanych, oplecionych mackami ciał wywołują gęsią skórkę. Dodajmy wszędzie oślizgłe ściany, błotniste (zalane krwią?) podłoża. Czasem wystarczy odwrócić się na moment, by eleganckie pomieszczenia i meble zamieniły się właśnie w takie ohydztwa, pojawiły się portale przypominające kształtem waginę. Doskonale dobrane dźwięki budują napięcie. Strach obejrzeć się za siebie, kiedy piszę te słowa...

GramTV przedstawia:

Czego jednak nie robi się, by odnaleźć ukochaną. Jonathana nie zniechęcają ani ohydztwa Lusst'ghaa, ani morderstwa dokonywane niemal pod jego nosem. Dokładne przetrząśnięcie wszystkich szafek i skrzynek pozwala bohaterowi dowiedzieć się paru smutnych faktów o jego żonie, ale i to nie powstrzymuje go przed szukaniem kobiety. W trakcie rozgrywki dowiaduje się też wielu innych, szokujących rzeczy. I tu znów nie ma żadnego owijania w bawełnę, po prostu dostajemy informacje w sposób, jakbyśmy zostali uderzeni cegłą w łeb. Jonathan jest jednak wyjątkowo silny psychicznie i nie poddaje się, choć cały świat wokół niego okazuje się coraz bardziej parszywym koszmarem. Ogarniały mnie coraz większe wątpliwości, czy - nawet jeśli uda mu się ocalić Amandę - ich życie jeszcze kiedykolwiek będzie normalne.

Napięcie sprawia, że podskakujemy na krześle za każdym razem, kiedy rozlegnie się niespodziewany hałas albo coś wyskoczy znienacka. Czasem będzie to coś niewinnego, jak zegar, który zaczyna wybijać godzinę akurat w momencie, gdy znajdujemy się w pobliżu, czasem oszalały wróg, przed którym trzeba uciekać na oślep. Twórcy potrafią nie tylko zbudować klimat, ale też wystraszyć jump-scare'ami. Bywa, że jedyną drogą ucieczki jest portal do Lusst'ghaa. Jonathan wcale nie ma ochoty się tam zapuszczać, ale jaki właściwie ma wybór? Jeśli chce cokolwiek osiągnąć, musi iść do przodu.

Podczas rozgrywki natkniemy się na nieliczne, prościutkie zagadki, których rozwiązanie nie powinno nikomu sprawić problemu. Ułożenie w odpowiedni sposób puzzli, znalezienie dźwigni czy kodu do otwarcia skrzynki z narzędziami to kwestia starannego rozejrzenia się po otoczeniu czy przyjrzenia się jakiemuś przedmiotowi. W grze można przetrząsać wszystkie meble, otwierając szuflady i szafki. Warto tu dodać, że podczas otwierania czegoś trzeba przeciągnąć myszką do siebie lub od siebie, jakbyśmy naprawdę złapali za uchwyt. Trzeba też uważać, żeby nie stać za blisko i nie zablokować drzwi ciałem albo przypadkiem nie zasunąć szuflady z powrotem - z tego właśnie powodu otwieranie przejść i obsługa mebli staje się odrobinę (tylko odrobinę) kłopotliwa. W większości przypadków nie znajdziemy niczego, z czym moglibyśmy dokonać interakcji, ale bywa, że natkniemy się na różne, osobliwe rzeczy, które można podnieść i obejrzeć ze wszystkich stron.

Ciekawość to nie jedyny powód, by grzebać w każdym możliwym zakamarku. Drobiazgowość jest wskazana, jeśli chcecie wycisnąć z Lust for Darkness wszystko, co tylko możliwe i dowiedzieć się więcej o świecie gry, odblokowując historie poboczne. Choć dość dokładnie przeszukiwałam każde miejsce, pod koniec pierwszego przejścia nie udało mi się znaleźć wszystkich elementów pozwalających na odblokowanie dodatkowych historii. Trochę za późno uświadomiłam sobie, że powinnam korzystać ze specjalnej maski, oglądając podnoszone przedmioty, żeby dostrzec ukryte wiadomości. Zbyt wzięłam sobie do serca ostrzeżenie, że korzystanie z maski prowadzi do szaleństwa, więc używałam jej tylko w ostateczności. Cofać się do raz odwiedzonych lokacji nie można (choć co rusz wracamy z Lusst'ghaa do posiadłości), więc przetrząśnięcie każdego zakamarka oznaczało rozpoczęcie gry od nowa. Postępy, niestety, resetują się po każdym restarcie.

Lust for Darkness oferuje niesamowity klimat, jest strasznie, jest nagość i gore - co jest wielkim plusem, jeśli lubicie tego typu rzeczy. Gra wygląda bardzo dobrze, dźwięki i muzyka potęgują napięcie. Wieczorem można zasiąść przed monitorem, zgasić światło, nałożyć słuchawki i wybrać się do koszmarnej Krainy Rozkoszy. Niesamowite wrażenia gwarantowane. A jakie wady? Voice-acting może mógłby być nieco lepszy, a fabuła - bardziej rozbudowana, bo kiedy pojawiają się napisy końcowe, na usta ciśnie się pytanie "ale jak to, już?" Niemniej warto sięgnąć po ten horror, jeśli ukończyliście 18 lat.

Lust for Darkness jest krótkie, liniowe, całość można ukończyć raptem w dwie godziny. Gra jest bardzo łatwa i choć Movie Games Lunarium nie oferuje szczegółowych instrukcji, jak zrealizować wyznaczone cele, nie da się zabłądzić ani utknąć przy rozwiązywaniu zagadek. Dwie godziny to trochę mało, ale za to rozgrywka zapewnia sporą dawkę emocji. Zaczyna się od obietnicy wejścia do Krainy Rozkoszy, ale im dalej brniemy, tym jest straszniej i obrzydliwiej. Jeśli nieobce są wam prace Gigera i Beksińskiego, wiecie, jakich widoków należy się spodziewać. A jeśli te nazwiska niewiele wam mówią, nie szkodzi - wystarczy rzucić okiem na załączone screeny.

8,3
Horror, gore, nagość i seks. Koszmarna Kraina Rozkoszy czeka na osoby 18+.
Plusy
  • nagość i gore
  • mnóstwo ciekawych rzeźb i przedmiotów do obejrzenia
  • obrzydlistwa rodem z najgorszych koszmarów, inspirowane pracami Gigera i Beksińskiego
  • klimat i oprawa audiowizualna
  • potrafi wywołać gęsią skórkę i wystraszyć
Minusy
  • niezbyt rozbudowana fabuła i przewidywalne zakończenie
  • bardzo krótki czas potrzebny na ukończenie gry
  • voice-acting średnich lotów
Komentarze
6
Gregario
Gramowicz
23/06/2018 20:10

Całkiem zgrabna recenzja i fajnie, że napisana przez kobietę (kobieca perspektywa). Nie są to do końca moje klimaty, ale gra wygląda ciekawie, tym bardziej jeśli ma to czego zabrakło Agony. Jak będę miał okazję to dam jej szansę.

piomink
Gramowicz
21/06/2018 16:17

przewidywalne zakończenie? Oświeci mnie ktoś odnośnie jego znaczenia, bo nie bardzo wiem co się tam od**ło i o czym właściwie była gra.

piomink
Gramowicz
21/06/2018 16:00

Szkoda, że nie wspomniano o beznadziejnych "potyczkach" z przeciwnikami typu bieganie dookoła filara, nielogiczne elementy skradankowe gdy przeciwnik z 2 końca mapy nas zauważa i ogólnie nudnym zwiedzaniu krainy, w którym nie ma co robić poza wbiciem noża w otwór otwierający drzwi raz na kilka minut pustego korytarza.




Trwa Wczytywanie