Crossing Souls - recenzja - kino nowej przygody

Katarzyna Dąbkowska
2018/02/13 15:00
0
0

Wirtualna wycieczka do lat 80.

Crossing Souls - recenzja - kino nowej przygody

Lata 80. to prawdziwa kopalnia kultowej zawartości. Goonies, Super Mario Bros., The Legend of Zelda, Terminator, E.T., Gremliny, Powrót do przyszłości... wszystkie te produkcje, kiczowate czy nie, miały ogromny wpływ na światową kulturę i na nasze młode umysły. Właśnie teraz nastał prawdziwy boom na odgrzebywanie tych perełek i serwowanie nam w zupełnie nowej odsłonie. W ten sposób powstało między innymi Stranger Things, odświeżone To czy debiutujące właśnie dziś Crossing Souls.

Jest rok 1986 w słonecznej Kalifornii. Grupa bystrych i odważnych dzieciaków wchodzi w posiadanie tajemniczego artefaktu, który umożliwia kontakt ze światem umarłych. Próbując odnaleźć ducha psa jednego z bohaterów Chris, Matt, Charlie, Big Joe i Kevin wikłają się w niezłą kabałę. Spiskiem kieruje pewien brutalny i bezwzględny major Oh Rus, który zrobi wszystko, by zdobyć panowanie nad światem. Nasi bohaterowie muszą wziąć się w garść i stawić czoła okrutnikowi. To od nich zależą losy ich uwięzionych rodzin. Ba! Całego świata! Jeśli miałabym porównywać warstwę fabularną, to starszemu pokoleniu przypomniałabym o Goonies wymieszanym z odrobiną Powrotu do przyszłości i The Legend of Zelda. Młodszym odbiorcom, którzy zapewne nie są zaznajomieni z tymi klasykami, gra może przypominać Stranger Things (choć akurat na tej produkcji twórcy się nie opierali, bo koncept gry powstał na długo przed premierą pierwszego sezonu serialu). Ważne jest tutaj jedno – powracamy do kultowych lat. 80!

Crossing Souls to pomieszanie RPG-a z elementami gry logicznej. Mamy tutaj zatem do czynienia z tradycyjną nawalanką i zagadkami, które pomagają nam w przejściu z lokacji do lokacji. W grze, jak już wspomnieliśmy, mamy 5 różnych bohaterów. Każdy z nich ma unikalne zdolności, które przydają się w nawalance lub rozwiązywaniu kolejnych łamigłówek. Podczas rozgrywki możemy się między nimi przełączać, choć nie zawsze jest to wygodna opcja. Miejscami przeskakiwanie z postaci na postać wykonujemy z pomocą jedynie jednego przycisku, co spowalnia proces „poszukiwań” odpowiedniego bohatera.

Warto tutaj zaznaczyć, że gra nawiązuje do lat 80. nie tylko stylistyką, ale i poziomem trudności, tak więc nie liczcie na taryfę ulgową - Crossing Souls naprawdę da wam popalić. Pierwsze lokacje to bajka w porównaniu z tym, co czeka nas już po godzinie rozgrywki. Gra nie serwuje nam też trybu dla niedoświadczonych, żyć do kupienia w wirtualnym sklepie czy dodatkowej zbroi. Lepiej zatem zapisywać stan rozgrywki przy każdej napotkanej dyskietce. Zagadki w grze również nie należą do najprostszych. Wymagają nie tylko przechodzenia z lokacji do lokacji, ale również ruszenia mózgownicą i poszukiwań, jak w starych, dobrych przygodówkach. Muszę przyznać, że jedna z nich mnie absolutnie pokonała i musiałam siać bombami na planszy „na czuja”, bo najzwyczajniej w świecie nie byłam w stanie jej rozwiązać.

GramTV przedstawia:

Crossing Souls wprost ujęło mnie tym, jak zanurza użytkownika w klimatach tamtych lat. Gra aż opływa w odniesienia do kultowych filmów jak wspomniane przygody Marty'ego McFly'a, Gremliny czy Goonies. Miejscami fabuła mocno opiera się na takich motywach, innymi razy daje nam małego pstryczka w nos, by nieco z humorem przypomnieć nam o klasykach. Najlepszym przykładem mogą być przekręcone nazwy gier, które znajdujemy w kolejnych koszach na śmieci czy konsolach. Innym razem musimy skryć się przed niebezpieczeństwem i znajdujemy pudło. Nasz bohater stwierdza jednak, że tylko głupi dałby się nabrać na taki przekręt i od razu ich znajdą (Snake z Metal Geara z pewnością kłóciłby się z tym stwierdzeniem). Kiedy indziej przez przypadek trafiamy do kanałów, gdzie wśród pustych pudełek po pizzy skrywa się szczurowaty mistrz karate czekający na zmutowane żółwie. Crossing Souls serwuje nam prawdziwą lawinę odniesień. Wszystko utrzymane jest jednak w dobrym smaku i z niesamowitym humorem.

Jeśli lata 80., to nie mogło tutaj zabraknąć odrobiny retro. Oczywiście, gra jest utrzymana w pikselartowej oprawie. Całość wygląda prawie tak, jakby była wyjęta z tamtych lat. Jaskrawa kolorystyka, ciekawie narysowane postacie i lokacje powodują, że na grę miło się patrzy. Prawdziwym majstersztykiem są tu jednak kreskówkowe cuscenki, przywodzące na myśl chociażby He-Mana czy Rycerzy Zodiaku. Dodatkowe filtry VHS podkreślają niesamowity klimat krótkich przerywników. Temu wszystkiemu przygrywa świetna muzyka inspirowana twórczością Johna Williamsa i Jerry'ego Goldsmitha. Cała oprawa audiowizualna jest dobrze dopracowana.

Choć nie jestem zwolennikiem retro, wielkich powrotów i odgrzewania tych samych kotletów, muszę przyznać, że Crossing Souls mnie ujęło. Gra ma niesamowity klimat, który przyciągnie do siebie zarówno młodych użytkowników, jak i weteranów, pamiętających czasy NES-a, SNES-a, czy też, nie oszukujmy się, Pegasusa. Właśnie tych, którzy z niecierpliwością wyczekują kolejnych odcinków Stranger Things i Twin Peaks, a później biegną do sklepu po konsole Nintendo w wydaniu Classic Edition. Ta gra garściami czerpie z lat. 80 i chociażby dlatego warto po nią sięgnąć.

8,5
Pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy mają w sercach lata 80.
Plusy
  • świetny klimat
  • oprawa audiowizualna
  • odniesienia do kultowych filmów i gier
  • ciekawa historia
Minusy
  • finałowy boss do poprawki
  • czasami potrafi chrupnąć podczas pojedynków
  • miejscami problematyczne przełączanie między bohaterami
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!