Najlepszy serial na początek 2018 roku: recenzja czwartego sezonu Black Mirror

Piotr Nowacki
2018/01/01 19:00
2
0

Black Mirror wciąż pozostaje jednym z najbardziej intrygujących seriali.

Brytyjski serial Black Mirror to zbiór niezależnych historii, które luźno łączy cyniczne spojrzenie na niedaleką przyszłość, w której nowe technologie zmieniają nasz świat w dystopię. Jednak teraz, 6 lat po premierze pierwszego odcinka, rzeczywistość pod wieloma względami przerasta fikcję. Zdają sobie z tego sprawę również twórcy serialu i dystrybuujący go Netflix: zarówno międzynarodowy, jak i polski zwiastun czwartego sezonu przeplatają sceny z serialu różnymi absurdami minionego roku, jak na przykład spotkaniem między Łukaszem Jakóbiakiem, polskim youtuberem i mówcą motywacyjnym, z sobowtórką Ellen DeGeneres. Najlepszy serial na początek 2018 roku: recenzja czwartego sezonu Black Mirror

Już pierwszy odcinek pokazuje, że twórca serialu, Charlie Booker, niekoniecznie chce wybiegać w przyszłość. Chociaż U.S.S. Callister osadzone jest w przyszłości, w której świat gier zaadaptował zaawansowaną wirtualną rzeczywistość, to odcinek służy jako bezpośredni komentarz do zjawisk ostatnich lat.

Głównym bohaterem odcinka jest Robert Daly (w tej roli znany z Breaking Bad Jesse Plemons), genialny programista, jeden z twórców szalenie popularnej kosmicznej gry MMO Infinity, a prywatnie fanatyk serialu Space Fleet, fikcyjnego odpowiednika Star Trek: The Original Series. Jednak pomimo tego, że on był główną siłą napędową firmy, jego znajomi z pracy ciągle nim pomiatają.

Ujście dla swoich frustracji znajduje we własnej grze. Praktycznie każdą chwilę spędza zatopiony w świecie Infinity, grając na prywatnym serwerze gry w zmodowaną wersję produkcji, do złudzenia przypominającej świat z ulubionego serialu. Jednak kiedy wciela się w rolę kapitana statku, bynajmniej nie przestrzega progresywnych, humanistycznych ideałów kosmicznej floty: swoją władzę wykorzystuje głównie do tego, by maltretować innych członków załogi, którzy tak naprawdę są awatarami jego współpracowników.

Robert Daly jest wyraźnie zainspirowany problemami trapiącymi środowisko fanów gier, a także fandom Star Treka. Pomimo tego, że od samego początku Gene Roddenberry przedstawiał w swoim serialu wyidealizowaną wizję przyszłości, w której zniknęły problemy rasizmu czy seksizmu, zapowiedzi Star Trek: Discovery wywołały falę niezadowolenia wśród fanów ze względu na rzekomy “terror politycznej poprawności”, mający się przejawiać tym, że główna bohaterka to czarnoskóra kobieta, a obecny na pokładzie lekarz jest gejem. Podobny problem ujawnił ruch Gamergate, który pośrednio wyniósł takie gwiazdy alt-right jak Milo Yiannopoulos, który zasłynął jako skrajny ksenofob i szowinista.

W świetle tych zjawisk i afery #metoo, główny bohater U.S.S. Callister to postać szalenie aktualna, trafnie obrazująca mechanizmy stojące za pojawiającą się w tych środowiskach przemocowością. Z drugiej strony, ten odcinek może nieświadomie powielać obecne w mediach stereotypy, według których wszyscy gracze to życiowe przegrywy, a cisi ludzie to sadystyczni psychopaci. Mimo wszystko, odcinek uważam za naprawdę udany, w dużej mierze dzięki świetnej roli Cristin Milioti, która grała jedną z ofiar przemocowego Daly’ego.

Konflikt między ludźmi a robotami do złudzenia podobnych do tych znanych z filmów Boston Dynamics jest tematem piątego odcinka, Metalhead. Jego akcja rozgrywa się w postapokaliptycznej Wielkiej Brytanii, a głównymi bohaterami są szabrownicy plądrujący opuszczone magazyny. Wszystko szło sprawnie, do momentu, gdy przebudzono Psa, czyli robotycznego strażnika tego przybytku.

GramTV przedstawia:

Dalsza część odcinka jest zaskakująco niezaskakująca, jak na Black Mirror. Metalhead wyróżnia się pięknymi, czarno-białymi zdjęciami i nietypowym, jak na postapokoalipsę, osadzeniem akcji. Jednak próżno tutaj szukać typowych dla tego serialu zwrotów akcji czy metafizycznych rozważań. Tak naprawdę jest to klasyczne starcie człowieka z maszyną, w którym słychać echa takich filmów jak Terminator czy Obcy. Nie oznacza to jednak, że jest Metalhead jest wtórny względem tych dzieł. To, co wyróżnia ten odcinek to kompletna dehumanizacja antagonisty. Prawie każde filmowe monstrum – od rekina ze Szczęk przez T-800 po Calvina z tegorocznego Life ma w sobie pewien ludzki pierwiastek. Nie byłem w stanie tego powiedzieć o robocie z tego odcinka, dla którego zabijanie było tak samo mechaniczną czynnością, jak odkurzanie podłóg dla Roomby.

Nie zaskakuje również ostatni odcinek serii, Black Museum. Widz może znaleźć wiele elementów, które już wcześniej pojawiały się w tym serialu: powraca motyw znęcania się nad wirtualnymi bytami, znany chociażby z wcześniej wspomnianego U.S.S. Callister, zaś szkatułkowa narracja pojawiła się w odcinku świątecznym White Christmas. Jednak to, co ciągnie ten odcinek w górę to postać Rolo Haynesa (Douglas Hodge), ekscentrycznego kustosza tytułowego muzeum zbrodni. Ta kreacja łączy w sobie science fiction i znanych ze starych filmów podejrzanych person oprowadzających po gabinetach osobliwości, w równej mierze udaje mu się odpychać i przyciągać widza swoją oślizgłą charyzmą.

Moim zdaniem najsłabszym ogniwem tej serii jest trzeci odcinek, Crocodile. Główną bohaterką tej historii jest Mia Nolan, wzięta architektka, która zrobi wszystko, by kompromitujące fakty z przeszłości nie zniszczyły jej kariery. To może okazać się trudniejsze, niż myślała: policja posiada urządzenia pozwalające zajrzeć do wspomnień każdej osoby…

Z całego czwartego sezonu to właśnie ten odcinek najwierniej podąża wypracowaną przez Black Mirror formułą. Jednak za wypracowanymi chwytami i zabiegami niewiele stoi. Próżno szukać tutaj intrygującego spojrzenia na człowieka, które charakteryzuje inne odcinki, niczym nie zaskakuje, nie chwyta za serce. Crocodile nie sprawdza się jako odcinek Black Mirror, ale jest równocześnie zupełnie sprawnie nakręconym futurystycznym kryminałem.

Black Mirror wyraźnie nie stoi w miejscu. Widać, że twórcy starają się ciągle eksperymentować z formułą. Serial czerpie z coraz to nowych gatunków: oprócz horroru w Metalhead i klasycznego sci-fi w U.S.S. Callister widać pewne inspiracje… komediami romantycznymi (Hang the DJ). Równocześnie wygląda na to, że San Junipero z poprzedniej serii ośmieliło scenarzystę, który teraz w aż trzech odcinkach pokusił się o swego rodzaju happy end. Mógłbym próbować na siłę doszukiwać się wad nowego sezonu, jednak moim zdaniem nie ma to za wiele sensu. Nawet najsłabszego odcinka, Crocodile, nie jestem w stanie określić jako zawód. Black Mirror wciąż pozostaje jedną z najciekawszych serialowych propozycji.

Mimo to, podobnie jak przy okazji poprzedniego sezonu, pierwsze opinie często zdradzają rozczarowanie. Czwarta seria jest nieustannie porównywana z dwoma pierwszymi, które stawiane są jako niedościgniony ideał. Moim zdaniem, niesłusznie. Niektórym z wcześniejszych odcinków również można było wiele zarzucić. Fifteen Million Merits z pierwszego sezonu wiele traci ze względu na niewiarygodność świata przedstawionego czy wkradający się banał, Waldo Moment nie było w stanie powiedzieć nic odkrywczego na temat polityki… Mimo to, pierwsze dwa sezony Black Mirror są stawiane jako telewizyjne arcydzieło.

Moim zdaniem pierwsze dwa sezony stały się symulakrum, bytem istniejącym przede wszystkim w masowej świadomości, oderwanym od prawdziwego serialu, niedoścignionym wzorem serialowej perfekcji, pomimo wad, które go trapiły w rzeczywistości. Dlatego też niezależnie od tego, jak dobre będą kolejne odcinki, nie mają one szansy mierzyć się z Black Mirror istniejącym w wyobrażeniach widzów. I nie ma nic w tym złego: nie mógłbym sobie wyobrazić bardziej adekwatnego losu dla serialu egzaminującego nowe technologie, powstałego w erze internetowego memetyzmu.

Komentarze
2
Fang
Gramowicz
07/01/2018 15:44

Ja niestety należę do tej grupy która uważa że pierwsze dwa sezony są niedoścignione ale  nie oznacza to że te Netflix-owe uważam za jakoś szczególnie fatalne. Gdybym miał oceniać ten sezon to kolejność była by taka:

1. Hang the DJ (oglądając miałem wiele pomysłów jak to się skończy, początkowo myślałem że ten system od razu znajduje dobrego partnera a potem ma im pokazać stratę żeby umocnić związek, pod koniec myślałem że to się okaże "poradnia małżeńska" gdzie ludziom kasują pamięć a potem udowadniają że są dla siebie stworzeni :D)

2. ArkAngel (dziwne że w ogóle ten odcinek nie został wspomniany w tekście gdyż ta wizja [no prócz widzenia bezpośrednio z oczu oczywiście] już nie jest tak bardzo sf i pokazuje rzeczywisty problem społeczny a przecież o tym przede wszystkim jest ten serial)

3. Black Museum (podobał mi się motyw z opowiadaniem o artefaktach ale "główna" historia już tak średnio)

4. USS Callister (Ja widzę Black Mirror jako serial który pokazuje jak technologia może uszkodzić społeczeństwo, nie ważne że jesteś zdrową jednostką musisz się dostosować do zmian nawet kiedy rodzą patologie a ten odcinek po prostu opowiada o kolesiu który ma problemy z samym sobą)

5. Crocodile (W pełni zgadzam się z tekstem powyżej słaby odcinek. Stawiam go wyżej niż Metalhead bo były fajne pojazdy rozwożące pizze [żart])

6. Metalhead (Strasznie nudny odcinek podobało mi się to na co została również zwrócona uwaga w tekście - kompletna dehumanizacja maszyn ale... po pierwsze to w sumie nic świeżego, dwa to jest dobre na 10 minutową historie na YouTube robioną przez studentów a nie ponad 40 minutowy odcinek)

Fang
Gramowicz
07/01/2018 15:44

Ja niestety należę do tej grupy która uważa że pierwsze dwa sezony są niedoścignione ale  nie oznacza to że te Netflix-owe uważam za jakoś szczególnie fatalne. Gdybym miał oceniać ten sezon to kolejność była by taka:

1. Hang the DJ (oglądając miałem wiele pomysłów jak to się skończy, początkowo myślałem że ten system od razu znajduje dobrego partnera a potem ma im pokazać stratę żeby umocnić związek, pod koniec myślałem że to się okaże "poradnia małżeńska" gdzie ludziom kasują pamięć a potem udowadniają że są dla siebie stworzeni :D)

2. ArkAngel (dziwne że w ogóle ten odcinek nie został wspomniany w tekście gdyż ta wizja [no prócz widzenia bezpośrednio z oczu oczywiście] już nie jest tak bardzo sf i pokazuje rzeczywisty problem społeczny a przecież o tym przede wszystkim jest ten serial)

3. Black Museum (podobał mi się motyw z opowiadaniem o artefaktach ale "główna" historia już tak średnio)

4. USS Callister (Ja widzę Black Mirror jako serial który pokazuje jak technologia może uszkodzić społeczeństwo, nie ważne że jesteś zdrową jednostką musisz się dostosować do zmian nawet kiedy rodzą patologie a ten odcinek po prostu opowiada o kolesiu który ma problemy z samym sobą)

5. Crocodile (W pełni zgadzam się z tekstem powyżej słaby odcinek. Stawiam go wyżej niż Metalhead bo były fajne pojazdy rozwożące pizze [żart])

6. Metalhead (Strasznie nudny odcinek podobało mi się to na co została również zwrócona uwaga w tekście - kompletna dehumanizacja maszyn ale... po pierwsze to w sumie nic świeżego, dwa to jest dobre na 10 minutową historie na YouTube robioną przez studentów a nie ponad 40 minutowy odcinek)