OPUS: Rocket of Whispers - recenzja - szeptem o śmierci

Katarzyna Dąbkowska
2017/12/25 16:00
2
0

Poważne tematy upchnięte w jedną, małą grę na smartfony.

OPUS: Rocket of Whispers - recenzja - szeptem o śmierci

Signo Inc. postanowiło kolejny raz zabrać nas na wycieczkę do fantastycznego świata pełnego duchów. Tym razem czeka nas bardzo dużo głębokich przeżyć i wiele przemyśleń. Czy OPUS: Rocket of Whispers wciągnie nas na długie godziny?

OPUS: Rocket of Whispers przenosi nas na fikcyjna planetę, gdzie poznajemy historię dwóch bohaterów. To jedyni ocalali po wielkiej pladze, jaka odwiedziła właśnie to miejsce. Starają się jednak nie załamywać rąk i w pocie czoła podążają za tradycją, którą jest odesłanie ze wspomnianej planety duchów wszystkich tych, którzy polegli podczas ciężkich czasów. Dusze zmarłych wciąż domagają się tego, by zabrać je z miejsca, w którym się znajdują. Jedynymi żyjącymi zostali John, który jako jedyny potrafi porozumiewać się z duchami, a także Fei – wierna tradycjom wiedźma, mająca zdolność odesłania duchów. Zanim jednak będą mogli pomóc zagubionym w świecie duszom, muszą zbudować tytułową rakietę. Problem w tym, że na ich drodze staje wiele przeciwności.

Fei jest średnio uzdolnioną wiedźmą, więc kolejne próby stworzenia rakiety ze szczątków znalezionych gdzieś w opuszczonych domach i fabrykach przydają się, ale jedynie na chwilę. Rakiety nigdy nie wzbijają się na tyle, by mogły dotrzeć na orbitę. John za to jest wiecznie sfrustrowany krążącymi i szepczącymi mu do ucha duchami. Jego zadaniem jest dostarczanie wszystkich niezbędnych części, które Fei używa do budowy rakiet. Duchy szepczą mu do ucha, tak więc często pomagają mu w znalezieniu potrzebnych elementów. Nie wszystkie dusze jednak są cierpliwe i często ranią Johna. Stają się szczególnie agresywne po zmroku, czym skutecznie utrudniają poszukiwania.

Mechanika rozgrywki jest niezwykle prosta. Fei zostaje na miejscu, w fabryce, gdzie stara się sklecić coś z wyszukiwanych części. Pospiesza przy tym Johna, który pałęta się tu i tam w poszukiwaniu kolejnych elementów niezbędnych do konstrukcji narzędzi czy części rakiety. Mapa jest mała, ale tylko pozornie. W rzeczywistości dla Johna to całkiem rozległy terem, który wymaga od niego długich, pieszych wycieczek. Warto jednak ten czas wykorzystywać, bo duchy stają się coraz bardziej niespokojne. John odkrywa kolejne lokacje, ale do niektórych nie ma wstępu bez latarki czy piły, dzięki której przetnie metalowe bramy. Oczywiście, takie rzeczy trzeba najpierw skonstruować ze znalezionych podczas wypraw gadżetów. Wyprawy takie trwają maksymalnie kilkanaście godzin. Powód jest prosty – po zmroku ciężej jest znaleźć cokolwiek, a poza tym duchy potrafią naprawdę dać nam w skórę.

Rozgrywka jest niezwykle prosta do opanowania. Gra oferuje widok z góry podczas naszych wypraw, a bohaterem kierujemy korzystając z wirtualnego analoga. Niekiedy natrafiamy na miejsca, gdzie trzeba coś wykopać, przeciąć czy przyświecić latarką. Takie czynności możemy wykonywać od 10 minut nawet do kilku godzin, w zależności od tego, jak ważny jest dla nas dany przedmiot w grze. Kiedy nadchodzi zmrok wracamy do naszej „bazy”, by porozmawiać z Fei o zdarzeniach, jakie nas czekają czy tym, co nas spotkało. Dzielimy się z nią znaleziskami i próbujemy stworzyć kolejne przedmioty czy naprawić zepsutą rakietę. Po tym udajemy się na spoczynek, a rankiem kontynuujemy poszukiwania. Od czasu do czasu jedynie sterowanie będzie przyprawiać nas do szału.

GramTV przedstawia:

Brzmi jak niezwykle nudna i powtarzalna gra. Taka by była, gdyby nie głęboka i przejmująca historia, jaka się za nią kryje. OPUS: Rocket of Whispers dotyka wielu bardzo poważnych tematów, w tym głównie śmierci, przemijania czy tradycji. Historia przedstawiana w grze przypomina kolejne puzzle w pełnej wrażeń układance. Wszystko składa się na niezwykle wzruszającą całość, którą trudno będzie zapomnieć po zakończonej rozgrywce.

OPUS: Rocket of Whispers graficznie stoi na bardzo dobrym poziomie, jednak to muzyka i dźwięki w grze to to, co naprawdę przykuwa uwagę podczas rozgrywki. Na początku możemy zobaczyć komunikat, że warto podłączyć podczas gry swoje słuchawki. Również polecam włączenie dźwięków, bo powodują one wiele dreszczy emocji. Możemy wsłuchać się nie tylko w głosy bohaterów i muzykę w tle, ale także skrzypienie śniegu pod butami czy szepty duchów, kiedy się do nich zbliżamy. To dodaje magii w grze.

Plusem OPUS: Rocket of Whispers jest to, że nie napotkamy się tutaj na żadne mikrotransakcje. Gra ma wersję demonstracyjną, która, oczywiście, jest dostępna za darmo. Po kilku kolejnych misjach gra informuje nas o tym, iż możemy pobrać pełną wersję (jedną z dwóch dostępnych). Nie ma tu kruczków czy niedomówień.

OPUS: Rocket of Whispers nie należy do zwykłych klikadełek. To gra, która z pewnością wciągnie nas swoją bogatą i bardzo smutną historią. Produkcja zachwyca swoim światem i wciąga w religijną, duchową dysputę. Czy warto? Jak najbardziej. Jest wersja demonstracyjna, ale jeśli szukacie głębokich historii, najnowsza gra Signo Inc. powinna was zadowolić.

9,0
Poważnie w jednej, małej grze.
Plusy
  • oprawa dźwiękowa
  • wciągająca opowieść
  • dotyka powaznych tematów
  • kreacja bohaterów
Minusy
  • miejscami irytujące sterowanie
Komentarze
2
Colidor
Gramowicz
27/12/2017 11:09

„Od czasu do czasu jedynie sterowanie będzie przyprawiać nas do szału.”

W tym kontekście przyprawia się ludzi "o coś", a do czegoś to się "doprowadza". Pani Kasiu, wypadałoby się zdecydować na jedną z tych form, bo powyższe zdanie jest bez sensu...

„...że nie napotkamy się tutaj na żadne mikrotransakcje...”

I znowu... albo "nie napotkamy mikrotransakcji” albo „nie natkniemy się na mikrotransakcje". Poloniści uczący Panią Katarzynę w szkolnych latach za głowę się pewnie łapią...

Colidor
Gramowicz
27/12/2017 11:09

„Od czasu do czasu jedynie sterowanie będzie przyprawiać nas do szału.”

W tym kontekście przyprawia się ludzi "o coś", a do czegoś to się "doprowadza". Pani Kasiu, wypadałoby się zdecydować na jedną z tych form, bo powyższe zdanie jest bez sensu...

„...że nie napotkamy się tutaj na żadne mikrotransakcje...”

I znowu... albo "nie napotkamy mikrotransakcji” albo „nie natkniemy się na mikrotransakcje". Poloniści uczący Panią Katarzynę w szkolnych latach za głowę się pewnie łapią...