Drugie życie najlepszej gry roku

Jakub Zagalski
2017/12/21 17:00
0
0

Słów kilka o DLC do The Legend of Zelda: Breath of the Wild.

Drugie życie najlepszej gry roku

Kilka miesięcy po premierze The Legend of Zelda: Breath of the Wild nikt nie powinien mieć wątpliwości, że debiutancka przygoda Linka na Switchu (i pożegnalna na Wii U) to coś więcej niż jedna z najlepszych gier roku. Produkcja Nintendo zgarnęła ostatnio kilka nagród, w tym tę najważniejszą, na dorocznej gali The Game Awards. Średnia ocen na Metacritic utrzymuje imponujące 97 procent i nie tylko zawodowi krytycy są zdania, że chociażby dla tej jednej gry warto kupić Switcha.

Pozostawiając oczywiste zachwyty za plecami, warto się przyjrzeć, co The Legend of Zelda: Breath of the Wild ma do zaoferowania dziewięć miesięcy po premierze i wydaniu dwóch dodatków, sprzedawanych w jednym rozszerzeniu za 20 euro bez jednego centa.

Na wstępie muszę przypomnieć/poinformować, że The Legend of Zelda: Breath of the Wild bez płatnych dodatków zapewnia 60-70 godzin grania bez solucji i zaliczania pobocznych questów. Jeżeli komuś to nie wystarcza, to nie musi się przejmować – Hyrule to ogromna i przebogata kraina, której poznanie wszystkich tajemnic (kolekcjonerstwo, crafting, szukanie skarbów i świątyń, walka z dodatkowymi bossami etc.) wciąga gracza nawet na 250 godzin. Teraz, po niedawnym wydaniu drugiego, a zarazem ostatniego rozszerzenia, ten czas wydłuża się o kolejne godziny. A co najważniejsze, nie jest on pożegnaniem z Hyrule, ale zachętą do ponownego przemierzania znajomych krain na nowych zasadach, z dodatkową motywacją i narzędziami.

The Master Trials

Każdy, kto zakupił Expanssion Pass, mógł pod koniec czerwca poznać zawartość The Master Trials, czyli pierwszego DLC z nowym trybem, szeregiem wyzwań i przydatnych przedmiotów. Głównym daniem tego dodatku jest niewątpliwie Trial of the Sword – mieszanka survivalu i challenge mode, w której nieuzbrojony i pozbawiony ekwipunku (w tym ciuchów) Link musi przemierzyć 45 komnat wypełnionych wrogami. Każda broń i jedzenie jest na wagę złota, co stanowi miłą odmianę dla graczy, którzy są świeżo po ukończeniu głównego wątku i przywykli do świetnie uzbrojonego, korzystającego z różnych mocy Linka. Są checkpointy, walki z bossami i nagroda w postaci permanentnego ulepszenia Master Sworda.

Wraz z pierwszym DLC otrzymujemy także Master Mode, czyli możliwość rozpoczęcia nowej przygody ze znacznie podniesionym poziomem trudności. W tym trybie każdy przeciwnik występuje w mocniejszej wersji (np. Red Bokoblin z normala to tutaj Blue Bokoblin), zwiększa się maksymalny poziom ich doświadczenia, ponadto wrogowie korzystają z regeneracji zdrowia, więc należy się z nimi rozprawić jak najszybciej. Ciekawym urozmaiceniem są latające platformy i dodatkowe skrzynie, których zawartość przydaje się w dalszej podróży.

W niektórych można natrafić na nowe ciuchy, zbroje, maski, tematycznie związane z poprzednimi odsłonami serii The Legend of Zelda. Jest też wyjątkowy przedmiot w postaci Korok's Mask, która informuje nas o bliskiej obecności Koroków. W grze jest ich chyba z 900, więc jeśli chcecie znaleźć wszystkie bez podpierania się solucją, ta maska będzie świetną pomocą. Nie mniej ciekawym gadżetem jest Travel Medallion. Służy on do ustawienia punktu na mapie, który będzie naszym przystankiem w szybkiej podróży. Można się spierać, czy taki artefakt nie powinien się znaleźć w podstawowej wersji gry, podobnie jak ostatni dodatek, zatytułowany Hero's Path Mode. Ten tryb ścieżki bohatera to nic innego jak zapis ostatnich 200 godzin naszej wędrówki po zakątkach Hyrule – odpalając mapę możemy szczegółowo prześledzić, gdzie, kiedy i jakimi drogami docieraliśmy do danych punktów. Gdzie spędziliśmy najwięcej czasu, a które miejsca czekają na eksplorację. Niby nic wielkiego, ale po kilkudziesięciu/kilkuset godzinach spędzonych z Linkiem taka wspominkowa analiza jest miłym uczuciem.

GramTV przedstawia:

The Champions' Ballad

Nintendo nie mogło wybrać lepszej daty premiery The Champions' Ballad niż w nocy 7 grudnia, kiedy The Legend of Zelda: Breath of the Wild otrzymało tytuł najlepszej gry 2017 na dorocznej gali The Game Awards. Producent cieszył się z prestiżowego wyróżnienia (Zelda łącznie zgarnęła nagrody w trzech kategoriach), a gracza mieli kolejny powód, by powrócić do Hyrule. I tym razem dowiedzieć się czegoś więcej o świecie gry i jej bohaterach – z tytułowymi czempionami na czele.

W przeciwieństwie do pierwszego DLC, The Champions' Ballad rzeczywiście zawiera szczyptę fabularnych nowości, nowe cutscenki i nieinteraktywne wspomnienia. Jednak jeżeli ktoś liczył, że ostatnie DLC zdominuje wciągająca narracja, spychająca zręcznościowy model rozgrywki na drugi plan, to srogo się zawiedzie. The Champions' Ballad to bardziej challenge mode niż story mode, choć jak wspomniałem, pojawiają się tu sceny dialogowe i filmiki z udziałem starych znajomych.

Aby móc rozpocząć głównny wątek w The Champions' Ballad, trzeba mieć ukończone w podstawce cztery misje z udziałem Divine Beasts. Pewnie większość graczy je zaliczyła (znacząco ułatwia to finałowe starcie), choć formalnie nie są one wymagane do ukończenia gry. Jeżeli spełniliśmy ten jeden warunek, wystarczy wrócić do miejsca, w którym Link zbudził się ze snu i rozpocząć ciąg zupełnie nowych wyzań.

Cała zabawa zaczyna się od otrzymania potężnej broni - One-Hit Obliterator, która zgodnie z nazwą zabija każdego przeciwnika jednym uderzeniem. Niestety ma to swoją cenę, gdyż Link dzierżący ten oręż także ginie od pojedynczego ciosu. Nie ważne, czy będzie to strzała Bokoblina, czy szturchnięcie nietoperza – jedno dotknięcie kończy zabawę. Zabawa z One-Hit Obliterator to swoisty survival, po którym następuje ciąg kolejnych questów i wyzwań z nowymi świątyniami do zaliczenia, skarbami do odkrycia, bossami do pokonania itp. Jest nawet dodatkowy dungeon, który działa na takiej samej zasadzie jak Divine Beasts z podstawki. Po zaliczeniu tych wszystkich wyzwań, rozpisanych na sześć głównych questów, otrzymujemy nie lada nagrodę – mechanicznego rumaka Master Cycle Zero.

Jakby tego było mało, The Champions' Ballad to także kilka pobocznych questów, za które otrzymujemy nowe stroje i elementy pancerza, a nawet "zbroję dla konia" (ktoś jeszcze pamięta casus niesławnego DLC do Obliviona?), czyli Ancient Bridle i Ancient Saddle.

Zawartość The Champions' Ballad wystarcza spokojnie na 8-10 godzin, a dodając do tego późniejsze szaleństwa na Master Cycle Zero, ten czas może się znacznie wydłużyć. Drugie DLC zawodzi pod względem rozwinięcia fabuły, ale jest świetnym przykładem endgame'owej rozgrywki. Nowe świątynie, labirynt i wyzwania wystawią na próbę niejednego weterana. Choć formalnie przygodę z Balladą Czempionów można rozpocząć zanim odkryjemy zaledwie część sekretów Hyrule i pokonamy Głównego Złego.

Hyrule zaprasza!

Dwa dodatki sprzedawana w ramach pojedynczego Expanssion Passa to bogate, choć niespecjalnie pomysłowe DLC do "najlepszej gry roku". Nie da się ukryć, że część elementów powinna trafić do podstawowej wersji gry (vide Travel Medallion, Master Mode). Z drugiej strony rozmach The Legend of Zelda: Breath of the Wild, bogactwo świata, liczba pobocznych aktywności rekompensuje te minimalne niedobory. Zakup The Master Trials/The Champions' Ballad (dostępne tylko w pakiecie) jest obowiązkowy dla weteranów, którzy zwiedzili każdy kąt i wydeptali ścieżki, o jakich się twórcom gry nie śniło. Oba dodatki fajnie rozwijają endgame lub zachęcają do podjęcia wyjątkowo trudnych wyzwań w zupełnie nowej przygodzie. Dla każdego coś miłego.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!