Redakcja Gram.pl o Ostatnim Jedi, czyli dyskusja ze spojlerami

Ostrowski, Zagalski, Nowacki & Purczyński
2017/12/17 13:30

Zarówno tekst, jak sekcja komentarzy przeznaczone są tylko dla tych, którzy widzieli już Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi. Czujcie się ostrzeżeni.

Redakcja Gram.pl o Ostatnim Jedi, czyli dyskusja ze spojlerami

Kamil Ostrowski: Panowie, z moją opinią Czytelnicy i Wy również mogliście się zapoznać czytając recenzję, więc nie będę narzucał jeszcze bardziej swojej narracji i poproszę Was żebyście zaczęli. Krótko o swoich wrażeniach, mam nadzieję, że w naturalny sposób przejdziemy do dyskusji nad najważniejszymi elementami fabuły.

Jakub Zagalski: Ostatni Jedi to świetny, 90-minutowy film, który rozciągnięto na 152 minuty. Mam wrażenie, że o ile przy Przebudzeniu Mocy postawiono na uniwersalne widowisko (dlatego powstał quasi-remake Nowej Nadziei), tak z VIII epizodu chciano zrobić arcydzieło na miarę "Imperium kontratakuje". Niestety bez powodzenia.

Po wyjściu z kina pierwszy raz w życiu nie miałem ochoty na powtórkę Star Wars. Co mi nie pasowało? Wymienię tylko kilka najbardziej oczywistych zgrzytów. Po pierwsze, całkowicie niepotrzebny i idiotycznie poprowadzony wątek Finna i Rose, zakończony koszmarnie ckliwą sceną miłosną. Druga sprawa, dlaczego pani wiceadmirał Holdo czekała, aż skończy jej się paliwo, zamiast od razu wykonać samobójczy atak, którym rozpieprzyła wrogą flotę? Kompletna bzdura. Po trzecie, Ostatni Jedi ma masę żenujących i zupełnie niepotrzebnych dowcipów. Podobały mi się wygłupy Porgów, BB-8 i Luke też mają dobre momenty, ale reżyser ostro przesadził z takim rozładowywaniem napięcia. Przykład: Rey każe ubrać Benowi koszulę. Totalny cringe i zupełnie niezrozumiałe zepsucie podniosłego nastroju.

Jedyne, co mi się szczerze podobało, to walka z Pretorianami w sali tronowej i rozwiązanie kwestii rodziców Rey. Oraz to, że IX epizod zacznie się praktycznie od zera. Choć biorąc pod uwagę kierunek obrany w Ostatnim Jedi, mam coraz większe obawy o przyszłość filmów z głównej serii.

Piotr Nowacki: absolutnie nie zgodzę się, że film jest niepotrzebnie rozciągnięty. W filmach na ogół doceniam zwięzłość, ale tutaj dwie i pół godziny były w pełni uzasadnione. Wątków jest sporo, podobnie jak bohaterów, ale nie widzę tutaj niczego zbędnego, nikogo, kto byłbym piątym kołem u wozu. Wreszcie pozwolono rozkwitnąć postaciom z poprzedniej części, co szczególnie widać w wypadku Rey i Poe. Mam wrażenie, że w poprzedniej części ich osobowości nie zostały wystarczająco rozwinięte, teraz czuję, że to są wreszcie pełnowymiarowe postaci.

Sceny między Finnem i Rose nie postrzegam jako ckliwy wątek miłosny. Wręcz przeciwnie: nie było tam wielkiego pocałunku, tylko delikatny buziak, który ja odczytałem jako wyraz przyjaźni. Ba, mam wrażenie, że twórcy przynajmniej częściowo odpowiedzieli na głosy fanów, i największy wątek miłosny w filmie to jest pomiędzy… Finnem i Poe. Nie zostało powiedziane wprost, jakie uczucie łączy tych dwóch rebeliantów, ale jak się zwróci uwagę na spojrzenia i dotknięcia, które wymieniają, to widać, że Oscaar Isaac i John Boyega grali osoby w sobie zakochane.

Kamil Ostrowski: Teraz to już popłynąłeś, przecież Finn z zaskoczeniem, ale lekko oddaje pocałunek Rose. Ten wątek miłosny jest dosyć głupawy i przyznam, że sam też obstawiałem na jakąś większą relację między Finnem a Poe, ale jak widać reżyser postanowił przeciąć wszelkie spekulacje i zniszczyć jak największą liczbę fanowskich teorii. Scenariusz jest kompletnym zaprzeczeniem tego, do czego przyzwyczaiło nas duże, blockbusterowe, serialowe kino. Poza akcją na planecie-kasynie praktycznie brakuje tutaj side-questów - wątków jest sporo, ale więcej ich się zamyka, niż otwiera.

Jakub Zagalski: Dużo postaci – zgoda. Ale dużo wątków? Przecież cały film sprowadza się do dwóch: ucieczki przed flotą Najwyższego Porządku i szkoleniem Rey, zakończonym konfrontacją z Benem Solo. Powtórzę się, ale sidequest Finna i Rose mógłby dla mnie w ogóle nie istnieć, bo nie wnosi nic wartościowego. Postać grana przez del Toro dodana od czapy, wątek z kasynem był tanim efekciarstwem (klimatem nie umywa się do gumowych stworów z kantyny w Mos Eisley), podobnie jak ucieczka na wierzchowcach. Gdyby flota Ruchu Oporu o wiele wcześniej wylądowała na słonej planecie, cały scenariusz miałby o wiele więcej sensu. A tak mamy sidequest Finna, odwlekanie samobójczego skoku w nadprzestrzeń (niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego Holdo nie zrobiła tego wcześniej?) i "bitwę", która nie miała sensu przed przybyciem Luke'a.

Piotr Nowacki: absolutnie nie zgodzę się, że postać hakera pojawiła się od czapy. Bohater grany przez Benicia del Toro idealnie się wpisuje w ogólne założenie filmu. To, co wyróżnia Ostatniego Jedi to nieustanne podważanie oczekiwań fanów. Ludzie wychowani na Gwiezdnych wojnach mogli się spodziewać, że haker będzie kolejną postacią w stylu Hana czy Landa: szumowiny, która z czasem przechodzi przemianę, zaczyna myśleć o czymś więcej, niż tylko o własnym interesie. Del Toro zaskakuje wszystkich okazując się nie szumowiną o złotym sercu, tylko właśnie zwyczajną szumowiną.

I to właśnie wyróżnia ten film. Podczas gdy Przebudzenie mocy było swego rodzaju rekonstrukcją legendy Gwiezdnych wojen, Ostatni Jedi tę legendę kompleksowo dekonstruuje. Film jest pełen takich momentów (jak chociażby bezceremonialne zabicie Snoke’a), ale najbardziej wymowną sceną jest ta, w której święte teksty Jedi zostają spalone. Ostatni Jedi odrzuca starą legendę, by zbudować nową, własną, i robi to w przemyślany, kompleksowy sposób.

Kamil Ostrowski: Dla mnie zabicie Snoke’a, które było zupełnie niespodziewane w tej części to chyba najmocniejszy element Ostatniego Jedi. Było mocno w sithowym stylu - nie tyle pojedynek ze starym mistrzem i zdobycie tytułu Mistrza w sposób tak odległy od ścieżki Jedi (jakieś rady, próby, egzaminy? Pfff - zabić starszego stopniem!). Wykorzystanie słabości Snoke’a przez Kylo Rena było może delikatnie naciągane, ale w zasadzie czemu nie mamy w to wierzyć? Mistrz Sithów nie może się zdekoncentrować w momencie swojego wielkiego tryumfu? A przecież przejęcia schedy po zamordowanym nauczycielu a’la Ciemna Strona Mocy jeszcze w filmowych Star Warsach nie oglądaliśmy.

Natomiast jeżeli chodzi o hackera-artystę, to generalny zamysł mi się podobał, podoba mi się nawet nietypowe wykorzystanie go w opowieści (kto się spodziewał nowego Hana Solo, ten się srogo zawiódł!). Moje jedyne zastrzeżenie to fakt, że dostał trochę za mało czasu ekranowego.

Jakub Zagalski: Ale spójrz, jak ten haker został wprowadzony do opowieści. Ekipa dzwoni do Maz, która mówi im, że przypadkiem w pobliżu znajduje się koleś, który na kilka godzin przed zagładą Ruchu Oporu poleci z nimi na najpilniej strzeżony statek w galaktyce (!) i przeprowadzi akcję dywersyjną (!!). Rozumiem, że chcieli nim pokazać odcienie szarości całej opowieści, ale sposób poprowadzenia tego wątku jest bardzo naiwny. Z tym mam największy problem.

Piotr Nowacki: Przecież widać, że oni są świadomi tej naiwności! Zwróć uwagę, że ten wprowadzany w życie przez pół filmu plan spalił na panewce w kilka minut po tym, jak znaleźli się na pokładzie statku. To nie jest przypadek, to się doskonale wpisuje w resztę filozofii filmu.

Jakub Zagalski: Jeżeli filozofią filmu jest cringe, to przyznaję ci rację. Ale na serio, Ostatni Jedi to dla mnie chaos. Film, który robi mnóstwo rzeczy w bardzo dobry i zaskakujący sposób, ale z drugiej strony mam ten festiwal wymuszonych żartów i naiwnych rozwiązań fabularnych. Ciekawe rozwinięcie postaci Rey i Bena, transformacja Luke'a, napisanie nowego rozdziału w historii Jedi i Sithów – to wszystko jest super. Próba ukazania ludzkich emocji na polu bitwy, w obliczu tragedii już tak dobrze nie wypada właśnie przez niezrozumiałe psucie nastroju.

Piotr Nowacki: Psucie (lub nie) nastroju to już dużo bardziej subiektywny aspekt, więc tutaj trudniej o jakąś kompleksową analizę. Z mojej strony mogę powiedzieć, że ja nie czułem, że przesadzali z ilością żartów, emocjonalnie również dla mnie wszystko grało. Jedyna prawdziwie nieudana scena w moim odczuciu to scena ataku na mostek statku rebelii. Leia latająca w przestrzeni kosmicznej nie wypadła przekonująco, a szkoda, bo ta scena miała spory emocjonalny potencjał. Nie zagrało to jednak zbyt dobrze.

Jakub Zagalski: Problem z odbiorem tej sceny może wynikać z naszych oczekiwań. Wiedząc o śmierci Carrie Fisher w grudniu 2016 roku pewnie każdy z nas spodziewał się, że Rian Johnson uśmierci ją także w swoim filmie. Miał ku temu doskonałą okazję, ale gdyby pogrzebał ją w przestrzeni kosmicznej, nie zobaczylibyśmy wzruszającej sceny spotkania z Lukiem. Ostatecznie cieszę się, że Leia przeżyła do końca (dla fanów ma to wymiar symboliczny), choć oczywiście jestem ciekaw, jak śmierć byłej księżniczki przedstawi scenariusz IX epizodu. Bo Disney już zapowiedział, że nie ożywi jej tak jak Tarkina w Łotrze 1.

GramTV przedstawia:

Pozostając w temacie zgonów i rozczarowań, bardzo zawiodłem się na sposobie przedstawienia kapitan Phasmy. Prawdziwa twardzielka, siejąca postrach w szeregach szturmowców i rebeliantów, przegrywa w pojedynku z Finnem? Zupełnie tego nie kupuję i uważam za kolejny scenariuszowy koszmarek.

Patryk Purczyński: pozwólcie, że wtrącę jeszcze swoje trzy grosze na temat wątku Finna i Rose. Kompletnie nie zgadzam się z tym, że był niepotrzebny. Tak, można zarzucać Rianowi Johnsonowi, że nie do końca miał pomysł na rolę Finna w tym Epizodzie. Oczywistym jest również, że dla historii opowiedzianej w samym Ostatnim Jedi plan tej dwójki jest bez znaczenia, ale reżyser użył tego fragmentu do pokazania konfliktu z perspektywy tych najmniejszych, ale też do bardzo istotnej rzeczy w kontekście przyszłości sagi. Luke uczy Rey czym naprawdę jest Moc; Leia kilkakrotnie wspomina o iskrze, którą jest ostatni bastion Rebelii. Wszystko to są tylko słowa, a faktycznie ci, dla których i za których wyzwolenie walczą przedstawiciele jasnej stronie Mocy są pokazani właśnie tam, na Canto Bight. Bez tego nie ma ostatniej sceny w filmie (a nie wierzę, że Johnson nie przygotowuje nią sobie gruntu pod czwartą trylogię), to pokazuje jak na dłoni i uwiarygadnia przekaz rodzeństwa Skywalkerów.

Podzielam natomiast opinię, że latająca Leia to największy - obok zwieńczenia wątku Finna z absolutnie fatalnie odegraną przez Kelly Marie Tran sceną omdlenia Rose po ich pocałunku - niewypał VIII Epizodu. Znakomicie zapowiadało się też budowanie relacji Rey i Kylo poprzez ich kontakt telepatyczny, ale z czasem zaczęło mi to lekko trącić melodramą. Johnson nacisnął na hamulec właściwie w ostatnim momencie przed przepaścią. Phasma to zmarnowany potencjał albo całkowicie niepotrzebny dodatek. Ludzie wiele narzekają na Snoke’a, gdyż tak naprawdę nadal nie wiemy o nim nic - i jeśli tak już zostanie, to ja się do malkontentów przyłączę. Na razie wstrzymuję się od głosu, gdyż zwyczajnie ufam, że kwestia ta zostanie naświetlona w Epizodzie IX.

Zamykając kwestię minusów muszę poruszyć przemilczany dotąd temat - muzyki. John Williams zachwycał w oryginalnej trylogii i potrafił po mistrzowsku połączyć tradycję z nowymi, interesującymi motywami w prequelach. A tutaj… Czekam już drugi Epizod na pojawienie się jakiejś kompozycji, która zapadłaby w pamięć i… nic. Soundtrack ratowany jest przez odgrzewane kawałki, które nigdy nie wyjdą z mody, ale od nowych wieje nijakością. Dla mnie, jako wielkiego fana twórczości Williamsa jest to wyjątkowe rozczarowanie.

Jakub Zagalski: Finna czepiam się od Przebudzenia Mocy, bo to dla mnie kosmicznie niewiarygodna postać. Mówiłem o tym w dyskusji 2 lata temu i nadal nie przekonuje mnie, że indoktrynowany od małego szturmowiec, który nie pamięta nawet swojego imienia, potrafi w ułamku sekundy zmienić się w fajtłapowatego wesołka (vide prężenie klaty przed Rey, “zabawne” sceny z Poe i BB-8 itp.). A w nowym filmie ledwo co wychodzi z kliniki i bez większych problemów zabija byłą szefową, przed którą trząsł portkami. Serio?

A co do położenia nacisku na “iskrę Rebelii” - jeżeli ktoś ogranicza się do pełnometrażowych filmów Star Wars, to faktycznie może być to dla niego świeże podejście Disneya. Ja z kolei jestem na bieżąco z kanonicznym serialem Star Wars: Rebels (nota bene, Spark of the Rebelion to tytuł pilotażowego odcinka) i takie zagrywki nie robią na mnie żadnego wrażenia. To wszystko już było. Tym bardziej utwierdza mnie to w przekonaniu, że Johnson nie miał spójnego pomysłu na VIII epizod, a jedynie luźne koncepty. Chciał pokazać Moc, chciał pokazać szare odcienie wojny i tragedie jednostek - to wszystko jest, ale nadał temu bardzo chaotyczną i naiwną formę.

Kamil Ostrowski: Ja bym chciał zarzucić jeszcze jeden temat. Odejścia od zasady, że szalone, odważne plany zawsze mają rację bytu i zawsze kończą się sukcesem. Przecież wszystkie działania Poego i Finna niemalże doprowadziły do ostatecznego zniszczenia Rebelii. Rozzuchwalony początkowym sukcesem (później przedstawionym jako pyrrusowe zwycięstwo), żądny bohaterskich czynów, zdegradowany za nieposłuszeństwo, charyzmatyczny… toż Poe nadawał się idealnie na nieomylnego herosa. Tymczasem kierownictwo miało swój plan, o wiele bardziej sensowny i mniej ryzykowny od tego, który próbowali uskutecznić Awanturnicy i Spółka. Jakie piękne było przerażenie i rozczarowanie sobą w wykonaniu zarozumiałego pilota myśliwca. Wreszcie jakie wielkie było moje “ooo”, gdy to Najwyższy Porządek był górą, a good-guy’e musieli improwizować i liczyć na łut szczęścia. Piękne.

Piotr Nowacki: To jest właśnie największa siła Ostatniego Jedi. Film od początku do końca leci sobie w kulki z oczekiwaniami widzów. Zwrotami akcji z tego filmu dałoby się spokojnie obdzielić kilka innych produkcji, a równocześnie żadna z tych scen nie wydawała mi się naciągana czy niewiarygodna. Nie przypominam sobie żadnego innego blockbustera z ostatnich lat, który był mnie w stanie autentycznie zaskoczyć, a co dopiero w tylu momentach.

Patryk Purczyński: tak, zwroty akcji to mistrzostwo świata. Człowiek raczej oczekiwał wyjaśnienia pochodzenia Rey i być może odkrycia, że w jej żyłach płynie krew Skywalkerów, a tymczasem zaskoczenie przychodzi z zupełnie innej strony - i o to przecież chodziło. Jak dowiedziałem się już po seansie, wielu fanów przewidywało, że Kylo odetnie się od Najwyższego Porządku, a Rey od Rebelii i stworzą coś razem. Zabawne, że Johnson z tą teorią flirtuje przez dwie trzecie seansu, by następnie bezlitośnie ją zdeptać. Jeśli zaś chodzi o Poe i zburzenie jego wizerunku jako nieomylnego fightera, któremu wszystko się udaje, dodatkowym plusem takiego pociągnięcia scenariusza było to, że wreszcie zburzona została jednomyślność po jasnej stronie Mocy. W końcu w samych szeregach rebeliantów dzieje się coś interesującego!

Od siebie dołożę większy niż dotychczas nacisk na zrobienie bohaterów z postaci drugo- czy trzecioplanowych. Weźmy dla przykładu siostrę Rose czy wiceadmirał Holdo. Bez nich sukces czy przetrwanie Rebelii nie byłoby możliwe. Cieszę się, że reżyser podchwycił poniekąd motyw z Łotra 1, gdzie też takie anonimy zostają wyniesione na piedestał. Wojna ma licznych bohaterów, a nie tylko tych, których obserwujemy w głównych rolach - uwypuklenie tego faktu dodaje przedstawianym wydarzeniom wiarygodności.

Największym dobrem, jakie dostarcza ten film - oprócz fragmentu od pojawienia się Luke’a w bazie rebeliantów i powrotu Yody - jest jednak sama postać Kylo Rena. Umówmy się, w Przebudzeniu Mocy wywoływał on raczej salwy śmiechu niż grozę, ale pomijając wygląd nieprzystający ni cholery do mrocznego następcy Dartha Vadera już wówczas było widać zalążek znakomicie i nietypowo dla uniwersum napisanej postaci. Aby jednak odwrócić uwagę widza od nieszczęsnej facjaty, zarówno Rian Johnson, jak i Adam Driver musieli wzbić się na wyżyny - i to zrobili. Anakin i jego przejście na drugą stronę barykady wypadają wręcz karykaturalnie. Kiedy poznajemy Vadera w oryginalnej trylogii, on już jest ucieleśnieniem, symbolem zła. Kylo to zupełnie inna postać. Pierwszy raz mamy okazję obserwować kogoś, kto tak mocno balansuje między jasną i ciemną stroną Mocy; kogoś, po kim nigdy tak do końca nie mamy pewności czego się spodziewać; wreszcie kogoś, kto zostaje ukazany jako postać do cna tragiczna - do tego stopnia, że wywołuje w widzu współczucie. Emocje oddane podczas spotkania Luke’a na polu bitwy są niezrównane. Chapeau bas.

Piotr Nowacki: Wróćmy jednak do naprawdę ważnej sprawy: czy Finn i Poe będą parą? Czy buziak między Finnem a Rose to zmyłka dla fanów? Czy jesteście świadomi, że jeżeli nie trzymacie kciuków za tę parę, to popełniacie prawdopodobnie największy błąd w swoim życiu?

Patryk Purczyński: mnie bardziej zastanawia czy postać Finna po IX Epizodzie nie będzie postrzegana jako Jar-Jar trzeciej trylogii… Od razu zaznaczę, że sam jestem daleki od takich osądów, ale ogół jest na razie dość krytyczny.

Piotr Nowacki: Zdecydowanie wątpię. Jak do tej pory większość krytyki pod jego adresem była podszyta rasizmem, więc takie głosy najlepiej po prostu zignorować. W Przebudzeniu Mocy Finn był zdecydowanie najciekawszą postacią z trójki nowicjuszy: Rey była wtedy bohaterką mocno niedookreśloną, zaś Poe nie było widać za wiele na ekranie. W Ostatnim Jedi Poe i Rey dostali ciekawsze wątki, ale wciąż Finn jest bardzo silną, ciekawą postacią.

Kamil Ostrowski: Dobra panowie, bo my tu gadu-gadu, ale tej ściany tekstu nikt nie przeczyta. Dlatego ostatni temat, byle krótko: wyciągamy szklane kule i obstawiamy co będzie motywem przewodnim i mocno promowanym motywem pobocznym kolejnej części. Osobiście stawiam na to, że kuszenie Rey przez Kylo Rena przybierze szaty a’la romansowe, a Poe i Finn będą się męczyć z piętnami bohaterów.

Piotr Nowacki: moim zdaniem epizod IX zdefiniuje ostatnia scena epizodu VIII, w której chłopiec sprzątający stajnię bierze do ręki miotłę… z pomocą Mocy. Wszystko wskazuje na to, że ta trylogia będzie kresem bohaterów, kresem Jedi zasiadających w wieżach z kości słoniowej. Imperium zostanie obalone nie przez garstkę herosów, tylko przez masowy zryw. Moc już nie będzie przywilejem elity.

Oryginalna trylogia była niejako konfliktem w rodzinie królewskiej: walka o władzę toczyła się między imperatorem i Vaderem a jego dziećmi. Teraz ród monarszy będzie reprezentował Kylo Ren, zaś po drugiej stronie stanie pochodząca z nizin społecznych Rey. I tym razem rewolucja będzie skuteczna, a Imperium się nie odrodzi, bo za Rey będą stali zwykli ludzie, a nie pseudo-arystokracja.

Patryk Purczyński: nie jestem zbyt dobry w przewidywaniach, więc może po prostu napiszę, czego oczekuję. Przede wszystkim mam nadzieję na godne pożegnanie Lei, coś patetycznego, ale bez przesady, utrzymanego w dobrym smaku. Może tu się wreszcie Pan Williams wykaże. Liczę na dalszy rozwój Kylo jako jednej z najlepiej - o ile nie po prostu najlepiej - napisanych postaci w filmowej sadze. Musi zostać wyjaśniony wątek Snoke’a, marzy mi się jakaś rozbudowana retrospekcja. Nie chciałbym też, żeby scenarzyści w kontekście pochodzenia Rey ograniczyli się li tylko do tego, co powiedział jej Kylo w VIII Epizodzie. Wolałbym za to uniknąć nakreślenia jej dalszych losów na wzór Luke’a jako nowego wielkiego mistrza. Wreszcie wyczekuję powrotu jeszcze jednej postaci ze starej trylogii, a moje pieniądze idą na Lando.

Jakub Zagalski: Szczerze mówiąc, bardziej niż na IX epizod czekam teraz na kolejną trylogię, która - mam nadzieję - przeniesie nas w czasie o kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset lat do przodu. Lucas kręcił swoje sześć filmów jako opowieść o Skywalkerach, więc jeśli Johnson nie chce podążać podobnym tropem (Ostatni Jedi to sugeruje), to powinien pokazać coś prawdziwie nowego, z zupełnie nowymi bohaterami i sytuacją polityczną. Może jakaś inwazja z innej galaktyki, która sprzymierzy odwiecznych wrogów?

Poza tym Ostatni Jedi narobił mi smaka na wszystkie poboczne publikacje (książki, komiksy, może kiedyś doczekamy się sensownych fabularnie gier), w których Disney może udzielić odpowiedzi na nurtujące wszystkich pytania. Nie wiem jak was, ale mnie bardziej niż przyszłość Rey i Bena interesuje teraz Zakon Rycerzy Ren, Snoke czy wiceadmirał Holdo. I Porgi. Porgi rządzą.

Komentarze
16
MisioKGB
Gramowicz
22/12/2017 08:25

Ja to przeczytałem /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" /> Daisy grająca Rey sama powiedziała, że przeszłość się nie liczy, mówiła to w którymś z wywiadów i stawiam 10 orzechów do 1, że mówiła to w kontekscie swojej osoby i jej pochodzenia. Johnson również stwierdził, że nikt nie musi wiedzieć kim był Snoke, to już nie jest ważne, w oryginalnej trylogii o pochodzeniu imperatora też nikt nie wiedział i jakoś się żyło. Hamill przeżył swoją przemianę tak samo w filmie jak i poza sceną, od zawsze był przecież bohaterem i to na nim skupiała się fabułą, teraz to się zmieniło i pomimo, że mi się ten zwrot akcji nie podoba to tak jak jeden z kolegów w dyskusji napisał to może tylko pomóc przy ukazaniu oblicza Gwiezdnych Wojen jako zryw zwykłych ludzi przeciwko rządom tyranii. Potęga Jedi, ich mury, wzniosłe budynki i bogactwo przeminęło, swoją pychą sami do tego doprowadzili no i teraz to będzie totalna partyzantka imo. Oj ja mam mieszane uczucia wobec filmu, ale i tak większość motywów szalenie mi się podobała. Hamill otwarcie powiedział, że moment wyrzucenia swojego lighsabera za siebie uważa za zbyt drastyczny i Johnson mógł to pokazać inaczej, ale no nie wszystko musi pójść zgodnie z planem prawda?

Co do Vadera, ojciec nieznany, mały zrodził się z midichlorianów, których przecież miał więcej niż sam Yoda, chłopaki no dajcie spokój /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" />

MisioKGB
Gramowicz
22/12/2017 08:25

Ja to przeczytałem /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" /> Daisy grająca Rey sama powiedziała, że przeszłość się nie liczy, mówiła to w którymś z wywiadów i stawiam 10 orzechów do 1, że mówiła to w kontekscie swojej osoby i jej pochodzenia. Johnson również stwierdził, że nikt nie musi wiedzieć kim był Snoke, to już nie jest ważne, w oryginalnej trylogii o pochodzeniu imperatora też nikt nie wiedział i jakoś się żyło. Hamill przeżył swoją przemianę tak samo w filmie jak i poza sceną, od zawsze był przecież bohaterem i to na nim skupiała się fabułą, teraz to się zmieniło i pomimo, że mi się ten zwrot akcji nie podoba to tak jak jeden z kolegów w dyskusji napisał to może tylko pomóc przy ukazaniu oblicza Gwiezdnych Wojen jako zryw zwykłych ludzi przeciwko rządom tyranii. Potęga Jedi, ich mury, wzniosłe budynki i bogactwo przeminęło, swoją pychą sami do tego doprowadzili no i teraz to będzie totalna partyzantka imo. Oj ja mam mieszane uczucia wobec filmu, ale i tak większość motywów szalenie mi się podobała. Hamill otwarcie powiedział, że moment wyrzucenia swojego lighsabera za siebie uważa za zbyt drastyczny i Johnson mógł to pokazać inaczej, ale no nie wszystko musi pójść zgodnie z planem prawda?

Co do Vadera, ojciec nieznany, mały zrodził się z midichlorianów, których przecież miał więcej niż sam Yoda, chłopaki no dajcie spokój /uploads/emoticons/smile.png" srcset="/uploads/emoticons/smile@2x.png 2x" title=":)" width="20" />

Headbangerr
Gramowicz
19/12/2017 00:33

1. "Święte teksty" nie zostały spalone. Wykradła je Rey. Yoda żartuje z tego, przy nieświadomym niczego Luke'u.

2. Snoke w pewnym momencie oznajmia Rey i Kylo, że potrafi przejrzeć ich myśli i wszystko przewidzieć. Chwilę później daje się oszukać jak dziecko i ginie.

3. Azjatka przeszkadza Finnowi w próbie uratowania bazy rebeliantów, bo stwierdza, że jej miłość (znają się od kilkunastu godzin) jest ważniejsza. Trochę kiepski wybór, jak na bohaterkę oddaną rebelii.

4. "Prawda" o rodzicach Rey nie musi być prawdą. 




Trwa Wczytywanie