Recenzja GIGANTIC, średniaka na rynku bez miejsca dla średniaków

Kamil Ostrowski
2017/08/09 11:30
0
0

Świetne stało się dobrym, więc dobre stało się przeciętnym. Jakże mam w takim razie polecać dobre/przeciętne GIGANTIC, o którym nikt nie będzie pamiętał za kilka miesięcy?

Recenzja GIGANTIC, średniaka na rynku bez miejsca dla średniaków

Nie ma nie ma ujmy w zrobieniu gry, która zbierze w recenzjach solidne siedem na dziesięć. Można ją nawet z czystym sumieniem wpisać do portfolio, pokazać mamie czy namówić paru kolegów, aby spędzili z nią wieczór. Niestety czasy są ciężkie, więc produkcja taka na siebie w żadnym wypadku nie zarobi i z rynku oraz z pamięci graczy zniknie błyskawicznie – zwłaszcza jeżeli jest to MOBA free-to-play. W takiej sytuacji jedyny ratunek w pieniądzach od Microsoftu, który zapłacił za to, żeby GIGANTIC ukazało się na konsolach wyłącznie na Xboksie. Jak się okazuje, dla Motigi był to ruch na wagę złota, bo w przeciwnym wypadku studio mogłoby zbankrutować – taka jest w 2017 roku cena tworzenia przeciętniaków. Na szczęście deal z Microsoftem został przyklepany, więc można iść do przodu i zabrać się za coś nowego. Mi jednak przypada rola krytyka, który ma grę opisać, rozłożyć na czynniki pierwsze i doradzić Wam cóż zrobić z faktem istnienia tejże produkcji. Spoiler alert – nic nie musicie z tym faktem robić.

GIGANTIC to jedna z wielu gier MOBA, które powstawały trochę za długo i nie załapały się na szansę, aby wejść do grupy popularnych i opłacalnych z punktu widzenia wydawcy produkcji. Możliwe że między innymi z tego powodu deweloper postanowił skręcić mocno w stronę akcji i zabawy czysto zręcznościowej. Stąd widok zza placów bohatera, mapy rozbudowane również w pionie, możliwość skakania i dosyć wysokie tempo akcji. Jednocześnie gra pozostaje uwiązana z pewnym „core” gatunku, a więc pozostaje typową MOBA, w przeciwieństwie do np. Overwatcha, który zawiera w sobie tylko pierwiastek tego gatunku.

Założenia gry są dosyć skomplikowaną wariacją na temat przepychanek znanych z takich gier jak League of Legends czy DOTA 2. Zabawa oparta jest oczywiście o pięcioosobowe drużyny i walkę w formacie meczowym. Drużyny pojawiają się po przeciwległych stronach mapy, mając równoważne cele – pokonanie wrogiego Guardiana – ogromnego stwora, który jest odpowiednikiem głównej bazy. Wrogi olbrzym w normalnych warunkach jest niezniszczalny i potrafi ostro sprać każdego gracza, który pojawi się w jego zasięgu. Jeżeli jednak uda nam się zabić wystarczająco wielu wrogów, bądź nieprzyjacielskich pomniejszych stworów (stojących w jednym miejscu, pełniących rolę wież strażniczych), to nasz Guardian na kilkanaście sekund unieruchomi drugiego i sprawi, że na jakiś czas stanie się on wrażliwy na ataki. Chwilę tę należy odpowiednio wykorzystać i upewnić się, że zranimy przeciwnika. Trzy takie udane akcje kończą się zwycięstwem naszej drużyny.

W ramach każdego meczu oczywiście możemy się rozwijać i zdobywamy kolejne poziomy doświadczenia – w końcu jak już wspomniałem, GIGANTIC to MOBA z krwi i kości, przy czym odstąpiono od wielu rozwiązań, które stanowiły o głębi klasycznych gier z tego gatunku, w tym kupowania przedmiotów - zamiast tego mamy możliwość rozwijania kolejnych umiejętności i przyjmowania wariantów ulepszeń z mini-drzewka rozwoju. Kombinatorykę mocno ograniczono, likwidując także takie klasyczne rozwiązania jak buffy, wprowadzając szybką regenerację życia poza walką, itd., stawiając raczej na akcję i umiejętności typowo zręcznościowe. Nie ma w tym nic złego, przynajmniej nie in abstracto. W tym konkretnym wypadku natomiast zarzucić można Motidze brak polotu, a grze ciężko jest porwać nas na dłużej.

GramTV przedstawia:

Zdecydowanie brakuje w GIGANTIC elementów charakterystycznych, nowatorskich, odważnych, które mogłyby porwać nowego gracza i zająć miejsce klasycznej zabawy statystykami, przedmiotami czy rozwojem bohatera. System progresji międzymeczowej jest bardzo prosty, oparty na zadaniach i odblokowywaniu kolejnych postaci. Same mecze są po prostu łupaniną i przerzucaniem się nieskomplikowanymi buildami czy kompozycjami, które wzajemnie się kontrują. Ogólna mechanika meczów jest ciekawa i dosyć dynamiczna, ale w gruncie rzeczy mało porywająca, głównie ze względu na dziwaczny rozkrok – z jednej strony gracz jest uwiązany wyborem, który uczynił na początku wybierając bohatera/klasę postaci, a z drugiej strony nie mając możliwości rozbudowanego rozwoju czy bardziej zaawansowanych taktyk w trakcie meczu. Czym w tym momencie staje się GIGANTIC? Mieszaniną elementów za które pokochaliśmy Overwatcha i klasyczne MOBA, pozbawioną serca któregokolwiek z nich.

Pod pewnymi względami GIGANTIC może się podobać. Umiejętności poszczególnych bohaterów są bardzo zróżnicowane i faktycznie – zabawa każdym z nich jest unikatowa, oczywiście w ramach pewnych już znanych formuł: czołgu, zabójcy postaci leczącej, itp. Co prawda dostępny jest tylko jeden tryb rozgrywki (ehhh…) , ale za to oryginalny i wcześniej niespotykany. Ślicznie prezentuje się oprawa audiowizualna, nie mogę również narzekać na balans rozgrywki. Psioczyć mogę jedynie na to, że GIGANTIC to musztarda po obiedzie, zaserwowana o parę lat za późno.

W teorii jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdzieś w okolicach w które celowała Motiga znajduje się złoty punkt w którym będąc da się wykrzesać wystarczająco iskier, aby większa grupa graczy zapłonęła miłością do szalenie kompromisowej wariacji na temat gry akcji i MOBA. W obecnej sytuacji niestety nie mogę pozbyć się wrażenia, że ci którym brakuje akcji, a którzy chcą pozostać przy znanej sobie mechanice, sięgną raczej po Paladins (chyba że będzie im bardzo przeszkadzać widok z perspektywy pierwszej osoby) i to z wielu powodów, natomiast niszę „gry akcji z elementami MOBA” spożytkował już Overwatch.

Nie oznacza to, że GIGANTIC jest złą grą. To przyjemny free-to-playek, który potrafi wciągnąć na parę dni. Jest trochę akcji, jest trochę myślenia taktycznego, jest przyjemna dla oka grafika. Po prostu w nawale innych hitów, w czasach zagospodarowania naszego czasu do granic możliwości, w czasach bezmiaru innych pokus, ciężko jest usprawiedliwić sięganie po kolejną „tylko” dobrą produkcję, w dodatku pozbawioną jakichkolwiek charakterystycznych cech. Nie rzucam więc kamieniem, ale robię coś równie miażdżącego dla gry w roku 2017. Wystawiam jej słowną ocenę „meh”.

6,8
Dla zabicia paru wieczorów może być, ale za szybko się nudzi jak na free-to-play
Plusy
  • Przyzwoita zabawa przez pierwszych kilka godzin
  • Miła dla oka oprawa
Minusy
  • Nijakość
  • Średniość
  • Brakpolotność
  • Bardzo szybko się nudziość
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!