Zagadkowy powrót legendy - recenzja Ultra Street Fighter II: The Final Challengers

Jakub Zagalski
2017/06/07 10:00
0
0

Graficzny lifting, dwie dodatkowe postacie, kilka zmian w systemie i dziwaczne eksperymenty. Komu Capcom chce wcisnąć kultową grę z dopiskiem Ultra?

Zagadkowy powrót legendy - recenzja Ultra Street Fighter II: The Final Challengers

Kiedy w 1991 roku Capcom wypuścił na rynek automat z grą Street Fighter II: The World Warrior, chyba nikt się nie spodziewał rewolucji, którą wywoła ten niepozorny sequel. Ćwierć wieku później drugi Street Fighter jest słusznie uważany za przełomowe dokonanie japońskiego producenta. Grę, która nie tylko pochłonęła całe góry monet w wersji automatowej i doczekała się kilkunastu portów na domowe platformy (od ZX Spectrum, przez Amigę, po PSP), ale także tytuł, bez którego gatunek mordobić, nie tylko 2D, mógłby wyglądać dzisiaj zupełnie inaczej. Krótko mówiąc, Street Fighter II to jedna z najważniejszych gier w historii, sukcesywnie przypominana i rozbudowywana przez Capcom, który uwielbia odcinać kupony od swoich najbardziej dochodowych marek.

Zapowiedź Ultra Street Fighter II: The Final Challengers jako tytułu na wyłączność dla Switcha była dla mnie sporym zaskoczeniem, a dla innych dobrą podstawą do strojenia żartów. Co by nie mówić, "nowe" dziecko Capcomu jest marnym system-sellerem (a przecież tego Switchowi teraz najbardziej potrzeba, by przyciągnąć uwagę czymś innym niż Zeldą i Mario Kart 8 Deluxe), co oczywiście nie przekreśla potencjału na bycie solidną grą. Z dużym zaciekawieniem zasiadłem więc do Ultra Street Fighter II: The Final Challengers, by przekonać się, czy to po prostu kolejna inkarnacja klasyki z 1991 roku z kilkoma dodatkami możliwymi do zrealizowania wyłącznie na Switchu, czy nic nie wnoszący port, który szybko zniknie z kręgu zainteresowań fanów gatunku.

Ultra Street Fighter II: The Final Challengers to formalnie Super Street Fighter II Turbo z oprawą graficzną wprowadzoną do serii przez Super Street Fighter II: HD Remix oraz serią innowacji, o których szerzej za chwilę. Gra na Switcha oferuje dostęp do siedemnastu wojowników z Super Turbo (tym razem Akuma nie jest ukrytą postacią) oraz dwóch "nowych": Evil Ryu i Violent Kena. Obaj panowie debiutowali we wcześniejszych grach, przy czym dla Violent Kena, który stanowi krzyżówkę Kena Mastersa i M. Bisona, jest to debiut w serii Street Fighter (wcześniej pojawił się w crossoverze SNK vs Capcom: SVC Chaos). Evil Ryu, zbliżony charakterystyką do Akumy, objawił się światu w znanym i lubianym Street Fighter Alpha 2.

Wydłużanie listy grywalnych postaci to standard i w gruncie rzeczy esencja licznych bijatyk Capcomu. W przypadku Ultra Street Fighter II: The Final Challengers wybór Violent Kena i Evil Ryu jest niestety co najmniej kontrowersyjny – opanowanie obu panów i sprawdzenie ich możliwości w starciu z weteranami "dwójki" to oczywiście gratka dla fanów serii, jednak szkoda, że twórcy postawili na alter-ego doskonale znanych postaci. W idealnych warunkach Capcom stworzyłby zupełnie nowych wojowników na potrzeby wersji Ultra, ale nie obraziłbym się, gdyby zamiast Złego Ryu i Gwałtownego Kena pojawił się np. ktoś ze składu Street Fighter IV/V. Ale jak się nie ma, co się lubi...

Dwaj "nowi" chłopcy do bicia to nie jedyne zmiany wpływające na mechanikę ponad 25-letniej gry. Weterani serii z pewnością dostrzegą (nierewolucyjną) modyfikację balansu i timing combosów. Świetnym dodatkiem, uwspółcześniającym tradycyjną zabawę, jest możliwość "uciekania" z chwytów. Poza tymi elementami Ultra Street Fighter II: The Final Challengers to w dużej mierze to samo, czego zaznaliśmy w wersji Super Turbo. Oczywiście jeśli mówimy o klasycznych trybach pokroju Arcade i Versus.

Oprócz tych standardowych wariantów rozgrywki gra na Switcha oferuje sieciowy multiplayer (ze zdobywaniem punktów, rankingami etc.) oraz ciekawostkę kooperacyjną - Buddy Battle. W tym trybie, który jest powtórką Dramatic Battle ze Street Fighter Alpha, dwóch gracz łączy siły, by wspólnie pokonać przeciwnika sterowanego przez konsolę. Fajna ciekawostka i miła odskocznia.

GramTV przedstawia:

Niestety podobnych określeń nie można zastosować w przypadku zupełnie nowego trybu, noszącego nazwę Way of the Hado. Capcom eksperymentował tutaj z kamerą FPP i sterowaniem ruchowym. Mamy więc przed oczami ręce wojownika, który z naszą pomocą naparza Hadoukeny, Shoryukeny i inne Tatsumaki Senpukyaku, rozprawiając się z kolejnymi falami sklonowanych wrogów. Całość śmiga na trójwymiarowym silniku, przypominającym graficzny poziom Street Fighter IV/V, co może sugerować, że za jakiś czas Switch doczeka się portu którejś z tych gier. Póki co musimy się jednak zadowolić tą prostą minigierką FPP, która niestety ma niewiele wspólnego z przyjemnością. Sterowanie ruchowe jest chaotyczne i w gruncie rzeczy przypadkowe, a sam pomysł na rozwalanie kolejnych przeciwników maksymalnie kilkoma ciosami przypomina wirtualną strzelnicę niż sensowny eksperyment pod tytułem "mordobicie FPP". Mamy tu trzy poziomy trudności i rozwijanie naszego wojownika, ale i tak nie potrafię sobie wyobrazić osoby, która chciałaby spędzić z Way of the Hado więcej niż kwadrans.

O wiele więcej czasu można (i moim zdaniem warto) spędzić na oglądaniu około 1400 grafik pochodzących z oficjalnego artbooka SF20: The Art of Street Fighter (piękny album do dostania w fizycznej wersji na przykład na Amazonie). Dla melomanów przygotowano również możliwość odsłuchu wszystkich motywów muzycznych, w wersji klasycznej i zremiksowanej, jakie występują w grze. Tryb Color Edit to zaś nic innego jak zabawa w kolorowanie ulubionego zawodnika. Jeśli nie podoba nam się jedna z domyślnych kolorystyk ciuchów, możemy wybrać i zapisać własną, a następnie wykorzystać ją w trybie Online, Arcade i VS. Mała rzecz, a cieszy.

Pod względem wykonania Ultra Street Fighter II: The Final Challengers naśladuje większość remasterów obecnych na rynku, które oprócz uwspółcześnionej oprawy audio-wizualnej dają graczowi do wyboru prawdziwy powrót do korzeni. Domyślnie gra jest więc prezentowana w rozdzielczości HD (1080p i 60 FPS, gdy konsola siedzi w "podstawce") z obrazem w standardzie 16:9. Wszystkie tła i wojownicy zaliczyli lifting (zasługa ekipy Udon Entertainment), który znamy już ze wspomnianego Super Street Fighter II: HD Remix. Puryści mogą kręcić nosem na "nowy" styl graficzny, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by błyskawicznie (kilka kliknięć w menu) przenieśli się do początku lat 90., kiedy ekran 4:3 i wyraźna pikseloza były na porządku dziennym. Przyznam szczerze, że uwielbiam retro klimaty, a w mojej kolekcji znajduje się sporo sprzętu z minionych epok, jednak granie w Ultra Street Fighter II: The Final Challengers z klasycznymi ustawieniami budziło niesmak. Zdecydowanie bardziej wolę podpiąć SNES-a z oryginalnym Street Fighterem II do telewizora kineskopowego, by prawdziwie poczuć ten klimat. W Ultra wybieram więc współczesne ustawienia, które zdecydowanie lepiej pasują do panoramicznych odbiorników.

Ultra Street Fighter II: The Final Challengers wykorzystuje multiplayerowy i przenośny potencjał Switcha (odpinamy dwa kontrolery i pojedynkujemy się, gdzie tylko chcemy), choć wygoda sterowania pozostawia wiele do życzenia. Weteranom serii nie trzeba tłumaczyć, że kręcenie F/DF/F czy F/DF/D/DB/B na niewygodnym d-padzie to prawdziwa zmora. Joy-Cony od Switcha nie posiadają tradycyjnego "krzyżaka", tylko cztery oddzielne przyciski, więc grając solo musimy polegać wyłącznie na tych guzikach lub niezbyt wygodnym (w przypadku bijatyk) analogu. Jedynym ratunkiem jest więc w tej chwili zakup Pro Controllera, który powinien się już znajdować na wyposażeniu każdego posiadacza Mario Kart 8 Deluxe. Moje narzekanie nie oznacza, że w Ultra Street Fighter II: The Final Challengers nie da się grać na Joy-Conie, ale jeśli ktoś myśli na poważnie o bijatykach, a nie wyłącznie w kategorii imprezowej atrakcji, to zdecydowanie musi zainwestować w bardziej precyzyjny, większy (a przez to wygodniejszy) kontroler z d-padem.

Ostateczny odbiór i ocena Ultra Street Fighter II: The Final Challengers zależy od kilku czynników. Dla jednych będzie to oczywisty skok na kasę i niepotrzebne wskrzeszanie legendy, która przez ostatnie 26 lat pojawiła się w rozmaitych konfiguracjach i odsłonach. A tym samym kto chciał zagrać w Street Fightera II, to już to dawno zrobił. Z drugiej strony, w środowisku fanów bijatyk nie brakuje osobników, którzy tylko czekają na dodanie do ukochanej gry nowej postaci czy na pozór drobnego elementu wpływającego na ogólną rozgrywkę (vide uciekanie z chwytów). Nie da się ukryć, że Ultra Street Fighter II: The Final Challengers to typowe dziecko Capcomu. Producent uwielbia mnożyć wersje swoich hitów i czasami nie można mieć mu tego za złe. W tym kontekście najnowsze wcielenie legendarnej bijatyki sprawdza się jako ciekawostka dla fanów, która w umiejętny sposób zachęca do ponownego zgłębiania systemu. Jeżeli pominąć nieudany eksperyment pod tytułem Way of the Hado i biorąc poprawkę na problematyczne sterowanie Joy-Conem, Ultra Street Fighter II: The Final Challengers to świetny prezent dla miłośników gatunku. Gracze liczący na imprezowe mordobicie muszą poczekać na kolejną inkarnację Super Smash Bros.

7,0
Klasyka w nowym wydaniu raczej dla fanów niż bijatykowych laików
Plusy
  • Płynnie i ładnie
  • dodatkowe postacie zawsze na plus
  • zmiany systemowe
Minusy
  • Way of the Hado to pomyłka
  • sterowanie Joy-Conem
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!