Recenzja Blame!, czyli netflixowego anime bez charakteru

Kamil Ostrowski
2017/05/29 11:00
1
0

W zalewie świetnych gier, filmów, książek i seriali, szkoda tracić czasu na kiepską fabułę i parę ładnych obrazków z nieźle podłożoną muzyką.

Recenzja Blame!, czyli netflixowego anime bez charakteru

Doskonale pamiętam swój pierwszy kontakt z anime, chociaż było to dobrych paręnaście lat temu. Nie mogłem się oderwać od ekranu, wciągnąłem wtedy parę dosyć długich serii, w międzyczasie czytając również rozmaite mangi. Po trwającym parę miesięcy okresie fascynacji, zacząłem po prostu traktować „chińskie bajki” na równi z innymi formami wyrazu. Od czasu do czasu sięgam daleko na Wschód, w momencie gdy jakiś fenomen zatacza na tyle duże kręgi, żeby dotrzeć do naszej sfery kulturowej. Death Note, Attack on Titan i nowe filmowe produkcje studia Ghibli wciągnąłem z przyjemnością. Dlatego gdy tylko usłyszałem, że Netflix zekranizował znaną mangę Blame! , która łączy klimat postapokalipsy z cyberpunkiem, wiedziałem że muszę ten temat sprawdzić.

Niestety, Blame! w żadnym wypadku nie jest na tyle dobre, żeby przeciętny widz miał po nie sięgnąć. Ba, wątpię żeby nawet fani papierowego pierwowzoru byli usatysfakcjonowani!

Pierwsze minuty nie wskazują na nadchodzącą nudę i bezład. Widzimy grupkę nastolatków w dziwacznych kombinezonach, przemierzającą opustoszałe korytarze, pełne przeszkód i ciemnych zaułków. Są to jedni z ostatnich ludzi zamieszkujących Miasto. W cyberpunkowej, dystopijnej rzeczywistości ludzie stracili panowanie nad autonomicznymi systemami, które w pewnym momencie zamiast wspierać ludzką egzystencję, zaczęły traktować człowieka jako intruza. Na wszystkich poziomach Miasta nie brakuje więc niebezpieczeństw – od wieży strażniczych, przez roboty zajmujące się eksterminacją pozostałych przy życiu mieszkańców. Sztuczna inteligencja rządząca Miastem potrafi również snuć intrygi i działać niekonwencjonalnie. Krótko mówiąc – nie jest za wesoło, za to jest ciekawe.

Niestety, ten genialny „setting” rujnują bolączki, w kolejności największych do najmniejszych: postaci, koncepcja na budowę filmu i sama fabuła.

Postaci występujące w Blame! można opisać tylko słowami w rodzaju: wydmuszki, kukiełki, jednowymiarowe makiety. Ciężko o istoty bardziej schematyczne, niż cudem żyjący jeszcze mieszkańcy cyberpunkowej wioski. Każdego z nich można opisać jednym, góra dwoma słowami. Prosta duszyczka. Twardy szef. Delikatna dziewczyna. Cyniczna „prawa ręka”. Jakby tego było mało, to nawet ich proste emocje ukazywane są w taki sposób, że aż śmiać się chce. Zero autentyczności, idiotyczne odruchy i niezrozumiałe motywacje, nieprzystające do rzeczywistości. Szkoda gadać – lepiej skupić się na tłach i świecie przedstawionym.

GramTV przedstawia:

Kwestia druga - na dobrą sprawę przez większość czasu miałem wrażenie, jakbym oglądał zbitek odcinków dłuższego anime, a nie pełnoprawny film. Postaci pojawiają się i wchodzą w swoje role bez dłuższego wstępu czy przedstawienia, a widz ma wrażenie, że coś pominął, bo bohaterowie przedstawiani są w już ustawionych rolach, bez słowa wstępu. Film sprawia wrażenie fragmentu wyrwanego z kontekstu.

Po trzecie, ciężko było już chyba o bardziej sztampową historię, niż ta opowiedziana w filmowym Blame! Fabuła jest tak uboga i płytka, że z powodzeniem robiłaby co najwyżej za odcinek „zapychający” w porządnym anime. Brakuje tutaj jakiegokolwiek głębszego sensu, jakiejkolwiek ciągłości czy intrygi. Bohaterowie biegają z jednego miejsca na drugie, a kiedy uda im się skończyć „questa A” zaraz pojawia się grom z jasnego nieba, który wszystkie miesza, skutkiem czego zaczyna się „quest B”. I tak parę razy, aż do kliszowego, pozbawionego wyrazu zakończenia.

Sytuację ratuje nieco ciekawy świat przedstawiony. Manga rzuca ludzi w świat opanowany przez autonomiczne systemy, które z jakiegoś powodu przestały słuchać poleceń swoich twórców. Dziś ta wizja jest nam bliższa niż kiedykolwiek, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę jak blisko jesteśmy osiągnięcia poziomu rozwoju, w którym miasta faktycznie staną się przynajmniej częściowo autonomiczne. Do tego dochodzi naprawdę ładne wykonanie, chociaż nie wszystkim pewnie ten nowoczesny styl tworzenia anime się spodoba (więcej tu grafiki komputerowej, a mniej ręcznych animacji). Jak to ma zazwyczaj miejsce w przypadku produkcji od Netflixa - prezentuje ona też wysoki poziom techniczny. Poza tym pochwalić trzeba też osoby odpowiedzialne za artystyczną warstwę Blame! , bo klimatyczne tła i podłożona pod nie muzyka potrafią sprawić, że na moment zapominamy o papkowatej fabule i drewnianych bohaterach.

Niezłe animacje i rysunki, przyjemna ścieżka dźwiękowa i ciekawy świat przedstawiony to jednak o wiele za mało, aby z czystym sumieniem polecić Blame! , nawet biorąc pod uwagę fakt, że produkcja ta niepozbawiona jest paru zalet. Cyberpunkowo-apokaliptyczny świat ewidentnie zasługuje na więcej uwagi i parę kolejnych, lepszych filmów. Niemniej, ogólnie rzecz biorąc szkoda czasu – nie ma powodu, żeby dla kilku niezłych scen męczyć się przez dwie godziny.

Komentarze
1
DiabloStars
Gramowicz
31/05/2017 15:34

Szału może nie robi , ale całkiem spoko jest . Taki film na raz