Dziewczynka z zapalniczką - recenzja Little Nightmares

Paweł Pochowski
2017/05/02 13:00
3
0

Ma niewielki wzrost, żółte palto i zapalniczkę. Dzielnie stawia czoła mieszkańcom koszmarów, choć często z głuchym plaskiem ląduje na podłodze.

Dziewczynka z zapalniczką - recenzja Little Nightmares

Gdy tylko w dziecięcym pokoju gasną światła złowieszcze demony z szafy i włochate potwory spod łóżka wyciągają swoje brudne, zakrwawione łapska w stronę przerażonych dzieci – wiedzą o tym wszyscy, którzy choć raz w życiu mieli cztery lata. Bohaterka Little Nightmares nie zdążyła jednak nawet krzyknąć „mamaa!”, gdy taki stwór chwycił ją za kostkę i wciągnął do swojego przerażającego świata. Tak naprawdę wcale nie mam pojęcia czy faktycznie tak było, ale tak wyobrażam sobie początek historii, którą Little Nightmares opowiada trochę od połowy. Nie liczcie na wyjaśnienia kim jest Szóstka i dlaczego znalazła się w tak przerażających okolicznościach. Fakty są takie – ona sama jest niebywale mała, a wszystko dookoła strasznie wielkie.

I wielce straszne, choć Little Nightmares to bardziej "horrorek" niż horror pełną gębą - głównie ze względu na sposób budowania napięcia i straszenia graczy. Nie oznacza to jednak, że tytuł kierowany jest do dzieci. Dla większości spotkania z mieszkańcami poszczególnych lokacji byłyby zbyt straszne. Generalnie podczas zabawy nie ma czasu do stracenia – bierzemy nogi za pas, by dać dyla z przykrego miejsca i dzielnie brniemy przed siebie. Przeciskamy się ciasnymi kanałami przez stęchłe piwnice, pomieszczenia gospodarcze, a nawet przerażającą kuchnię, przyglądając się całości z perspektywy Calineczki. Z tej „wysokości” pewnie i zwykły człowiek byłby wystarczająco straszny, ale w Little Nightmares natrafimy na przedziwne bestie będące dość okrutną wariacją na temat naszego gatunku.

Oczywiście nie wdajemy się z nimi w walkę – przez 90 procent czasu rozgrywki naszym zadaniem jest ich sprytne unikanie, czasem lawirując im dosłownie pod nogami. Cały czas kombinujemy jak w jednym kawałku zwiać do następnej lokacji. Czasem wymaga to dostania się w konkretne miejsce, a czasem znalezienia klucza do kłódki. Kilkukrotnie zwiewamy w szaleńczym tempie przed wściekłą pogonią, ale niestety dość szybko okazuje się, że kolejne poziomy próbują zaskoczyć gracza korzystając z tego samego wachlarza zagrań, przez co mój entuzjazm względem Little Nightmares trochę malał wraz z pokonywaniem kolejnych sekcji.

To samo w sobie nie zawsze było prostym zadaniem. Jednak paradoksalnie wcale nie mam tu na myśli poziomu złożoności łamigłówek przygotowanych przez Tarsier Studios. Jeżeli szukacie bowiem wysiłku dla swoich szarych komórek, powiedzmy sobie szczerze – nie jest to odpowiedni adres. Każdorazowo dłuższy przestój w danej sekwencji spowodowany był niejasnością tego, co tak właściwie mam teraz zrobić albo problemami z poprawnym wykonaniem tego. Widzicie, grze zdecydowanie najbliżej do Inside studia PlayDead. O ile jednak Duńczycy zadbali o dopięcie każdego elementu na ostatni guzik, o tyle Little Nightmares jest pod tym względem produkcją o klasę gorszą. W Inside podążaliśmy głównie w prawą stronę ekranu, w Little Nightmares wykorzystujemy całą powierzchnię pomieszczeń, ale powoduje to problemy z precyzyjnym określeniem naszej pozycji względem innych obiektów. A to w platformówce to po prostu nie pomaga. Stąd częste restarty i kolejne próby.

GramTV przedstawia:

Inside stawiał na minimalizm i była to bardzo ważna cecha tej produkcji – uproszczone sterowanie, oszczędna narracja, ograniczony do minimum hud, a nawet okrojona paleta barw komponowały się w pewną całość. Little Nightmares podążą podobną ścieżką, ale nie potrafi porwać gracza z identycznym wdziękiem i minimalizmem. Momentami naprawdę przydałyby się lepsze podpowiedzi, gdzie pójść czy co zrobić, bo nie jest to jasne, a podczas pokonywania poziomów pojawia się dodatkowo sprytnie kamuflowany backtracking. Co jednak najsłabsze, Little Nightmares zawodzi także w warstwie narracyjnej. Inside było oszczędne w formie, ale bogate w treść – twórcy pozostawiali sporo śladów, z których można było tworzyć własną opowieść. Little Nightmares na tym tle wypada jak fragment wydarty z większej całości. Tło wydarzeń poznałem dopiero czytając informacje od deweloperów i jest to pewna niekonsekwencja. Jeżeli w jakiś sposób naszkicowali, co z czym i dlaczego się łączy – powinni umieścić to w grze, a nie tylko na stronie internetowej.

Bardzo ciekawie wypada za to warstwa technologiczna. Początkowo narzekałem na długie czasy wczytywania, ale premierowa łatka poprawiła sytuację do znośnego poziomu (mowa o wersji na Xbox One). Gdzieniegdzie zdarzają się mniejsze bugi czy przenikające przez siebie obiekty. Udało mi się także zablokować Szóstką w pozycji, z której uratował mnie jedynie restart gry do ostatniego checkpointu. Te na szczęście rozsiane są dość gęsto, choć systemu zapisy gry nie skumałem aż do końca zabawy. Każdorazowo wyłączenie konsoli powodowało cofnięcie znacznie dalej niż do ostatniego "szybkiego zapisu", przez co trochę musiałem nadrabiać.

Ale już warstwa dźwiękowa czy wizualna wypadają naprawdę dobrze. Szóstka jest świetnie animowana, porusza się w sposób charakterystyczny dla małych dzieci - jest szybka i zwinna, lekko niezdarna, ale z przyjemnością obserwuje się jej poczynania w znacznie większym od niej świecie. Ten natomiast bogaty jest w szczegóły i detale. Twórcy bawią się perspektywą, to przybliżając, to oddalając kamerę zabierając nas jednocześnie w podróż po całkiem urozmaiconych poziomach. Całości towarzyszy fajnie zrealizowana warstwa audio, z niepokojącymi odgłosami nadającymi tempu wydarzeń. Co ciekawe, prawie nie ma tu muzyki poza kluczowymi sekwencjami, jednak nie czuć jej braku - wszystkich innych dźwięków wydawanych przez świat i jego mieszkańców jest tyle, że warstwa dźwiękowa i tak jest bardzo bogata.

Z całą pewnością twórcy Little Nightmares nie unikną porównań z genialnym Inside i niestety nie jest to dla dzieła Tarsier Studios dobra wiadomość. PlayDead pozostaje niepokonane w swoim gatunku, a przygody małej Szóstki wypadają słabiej od konkurencji praktycznie pod każdym względem. Przejście Little Nightmares zajmuje graczowi jakieś pięć godzin i w pewien sposób nie jest to za mało. Szczerze powiedziawszy, długość gry w moich oczach wypada idealnie, bo przy kolejnych poziomach zaczałbym się już raczej męczyć i nudzić. Produkcję oparto na fajnym pomyśle, ale jego realizacja pozostawia trochę do życzenia. Bo po drodze czasem zbyt mało podpowiedzi, postacią czasem skakać zdecydowanie zbyt "trudno", a poszczególne etapy w środku raczej oparte są na tych samych pomysłach. To wszystko sprawia, że nie czuję się szczególnie ujęty Little Nightmares. Nie tak jak Inside. Jeżeli czujecie głód nowych produkcji w tym gatunku - możecie spróbować, ale momentów, które zapamiętacie na długo będzie tu jedynie kilka.

7,0
Jest całkiem nieźle, choć do Inside trochę brakuje
Plusy
  • design lokacji i stworów
  • niezły, mroczny klimat
  • kilka ciekawszych momentów
  • postać dziewczynki i jej animacja
  • oprawa audiowideo
Minusy
  • pomniejsze bugi
  • sterowanie sprawia problemy
  • z tego powodu czasem łatwo zginąć
Komentarze
3
MisioKGB
Gramowicz
31/07/2017 12:47
Artmaster88 napisał:
panicz1986 napisał:

Grę można skończyć szybciej niż przeczytać te recenzję.

Poważnie tak krótko? Ile tobie to zajęło?

 Nie wiem ile koledze, ale mi 2 godziny, patrząc z boku 60 zł za taką długość to dużo ALE dla mnie to były 2 godziny na pełnej petardzie. Mało do Inside? Ok może to nie jest gra od Playdead, ale Tarsier też potrafią robić gry i robię ja naprawdę dobre. To jest mały braciszek Inside, w którego gra się świetnie. Unreal Engine 4 też robi swoje, dźwięki i klimat również kozackie. Polecam, dla takich gier warto mieć sprzęt do grania. Dodam, że jest to pierwsza gra wypuszczona przez szwedzkie studio na PC.

Artmaster88
Gramowicz
03/05/2017 21:40
panicz1986 napisał:

Grę można skończyć szybciej niż przeczytać te recenzję.

Poważnie tak krótko? Ile tobie to zajęło?

Usunięty
Usunięty
02/05/2017 18:17

Grę można skończyć szybciej niż przeczytać te recenzję.




Trwa Wczytywanie