Chińska tandeta - recenzja Sword of Shadows

Katarzyna Dąbkowska
2017/04/09 15:00
0
0

Snail Games pokazało, jak nie robić MMORPG.

Chińska tandeta - recenzja Sword of Shadows

Snail Games znane jest z klonowania gier innych producentów, tak więc kiedy Sword of Shadows pojawiło się na wirtualnych półkach App Store, nie spodziewałam się niczego wybitnego. Nie mniej jednak dalekowschodnia tematyka gry przyciągnęła moją uwagę. Żałuję tego bardzo, bo chińska firma zaserwowała mi tydzień przebieżki przez kompletny chaos.

Sword of Shadows to gra MMORPG, w której wcielamy się w jednego z kilku dostępnych bohaterów, różniących się od siebie wyglądem, płcią i klasą. Na jednym koncie możemy mieć kilka postaci i przełączać się między nimi w zależności od naszych aktualnych upodobań.

Jak to w niemalże każdej grze akcji bywa, sterowanie opiera się głównie o lewą gałkę wprawiającą bohatera w ruch i znajdujący się po prawej stronie ekranu wachlarz przycisków odpowiedzialnych za ataki. Tych jest naprawdę sporo i można pomiędzy nimi manewrować i odblokowywać kolejne wraz z postępem rozgrywki. Sterowanie nie wymaga specjalnych umiejętności - z doświadczenia mogę powiedzieć, że wystarczy walić na oślep w przyciski, aby wygrać potyczkę. Bywają jednak takie momenty, kiedy gra daje nam do zrozumienia, że coś podczas produkcji poszło nie tak. Stukamy wtedy w wirtualne przyciski i spodziewamy się reakcji, która nie nadchodzi.

Początkowo zaskoczyła mnie mnogość opcji podczas walki, jednak po jakimś czasie taka pajęczyna przycisków stała się niezwykle męcząca. Wygląda to tak, jakby twórcy mieli w głowie tysiąc różnych pomysłów, jednak nie mogąc zdecydować się co będzie najlepiej pasowała do rozgrywki, wrzucono po prostu wszystko naraz. Nie da się na to patrzeć, a tym bardziej komfortowo w to grać. Jak widzicie na załączonych zrzutach, miejsce na poruszanie się postacią na ekranie jest niezwykle ograniczone. Nawet chowając niektóre paski narzędzi ma się wrażenie, że postać dusi się gdzieś pomiędzy tabelkami i przyciskami. Może to kwestia wielkości ekranu i tytuł tworzono z myślą o tabletach, tylko czemu w takim razie można pobrać go na smartfony?

Wyobraźcie sobie teraz, że każda z tych ikonek za coś odpowiada i przenosi nas do pewnego działu, który jest dodatkowo podzielony na kilka zakładek. Wierzcie mi, nie będziecie w stanie ogarnąć tego nawet za milion lat. Twórcy mają świadomość tego, że Sword of Shadows jest skomplikowane. Skąd to wiem? Mam kilkadziesiąt poziomów za sobą, a gra wciąż prowadzi mnie za rączkę serwując kolejne porady samouczka w postaci „dotknij tu, a teraz tu, a teraz jeszcze kilka przycisków. Dotarłeś do celu”.

GramTV przedstawia:

O pomstę do nieba woła też mapa. Zadań w grze jest naprawdę sporo i ciężko połapać się, gdzie tak naprawdę mamy się udać na kolejną misję. Dostępna w grze mapa pokazuje jedynie główne obiekty i nie można zaznaczyć na niej położenia danego zadania.

Drzewko rozwoju postaci wygląda imponująco, ale właśnie z tego powodu również kuleje. Liczba umiejętności do odblokowania, ataków, broni, fatałaszków i drzewek w drzewkach sprawia, że tak naprawdę nie wiemy, w co inwestować zarobioną w grze walutę, jakie ulepszenia wybrać, a których już nie dotykać. Gracz pewnie przetrawiłby taką liczbę opcji, gdyby była ona serwowana w logicznym tempie. Niestety, ale czułam się jakby ktoś dał mi zapałkę i gumę do żucia i kazał z niej zbudować helikopter. A kiedy już byłam przekonana, że udało mi się to jakoś ogarnąć i zrozumieć - łup - kolejny nalot dywanowy w postaci dziesiątek nowych opcji.

Plusem Sword of Shadows jest to, że jest dostępne w modelu free2play, zatem można je wypróbować (choć tego nie polecam) za darmo. Gra nie zdziera z nas także haraczu za kolejne ulepszenie, choć od czasu do czasu sugeruje, że w sklepie znajdziemy promocję na walutę, a ta jednak przyda się do zdecydowanie prostszej rozgrywki. Nie musimy jednak wyciągać portfela za każdym razem, kiedy włączamy grę. Sword of Shadows to gra stosunkowo młoda i widać po niej, że potrzebuje jeszcze liftingu. Produkcja obfituje jeszcze w różnego rodzaju błędy. Do najważniejszych należy łączność. Tytuł ten wymaga od nas ciągłego podłączenia do sieci, jednak połączenie potrafiło zerwać się nawet wtedy, kiedy byłam w zasięgu LTE. Dużo mniej irytujące były za to błędy w animacjach, które wywoływały u mnie salwy śmiechu. Standard stanowi glitch powodujący, że postać, zamiast atakować, staje jak wryta w miejscu i zaczyna „dziobać” przeciwnika twarzą. O dziwo, zadaje przy tym sporo obrażeń.

Graficznie Sword of Shadows prezentuje się przeciętnie na tle nowych produkcji. Co jakiś czas wychodzą też niedociągnięcia w animacjach czy wszędobylskie błędy. Mogłabym pochwalić przywołującą na myśl Daleki Wschód muzykę, jednak wszystko psują dźwięki bitew rodem z tanich filmów akcji klasy C. Są monotonne i powodują, że prędzej czy później zdecydujecie się na wyciszenie dźwięku w smartfonie, bądź też puszczenie własnej muzyki w tle.

Jeśli lubicie dobre gry, MMORPG, klimat Dalekiego Wschodu czy mordobicia, to lepiej omijajcie ten tytuł szerokim łukiem. W cyfrowych sklepach na Waszych smartfonach są setki jak nie tysiące lepszych, darmowych gier, przy których będzie się po prostu dobrze bawić.

3,0
Chaos! Wszędzie chaos!
Plusy
  • kilka postaci do wyboru
  • muzyka w grze
Minusy
  • irytujące dźwięki walki
  • chaotyczny samouczek
  • zbyt dużo opcji
  • błędy
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!