Ciężkie życie dzielnicowego - recenzja gry Beat Cop

Piotr Nowacki
2017/03/29 12:00
0
0

Praca policjanta to nie tylko strzelaniny i pościgi.

Jack Kelly to nowojorski detektyw, który nie może narzekać na nadmiar szczęścia. Rutynowe wezwanie do włamania okazało się mieć nieoczekiwane konsekwencje - z sejfu senatora zniknęły diamenty, a domniemany złodziej, którego Kelly zastrzelił nie miał przy sobie skradzionych łupów. Cała sprawa zakończyła się dla byłego już detektywa postępowaniem dyscyplinarnym i przeniesieniem na krawężnik. Dlatego też przez najbliższe tygodnie jego najbliższym przyjacielem będzie bloczek do wypisywania mandatów. Ciężkie życie dzielnicowego - recenzja gry Beat Cop

Na ulicy będziemy musieli pogodzić różne grupy o sprzecznych interesach. Nasz podstawowy obowiązek, czyli wlepianie mandatów za złe parkowanie może wywołać niechęć ze strony mieszkańców patrolowanej przez nas ulicy. Z kolei jeśli będziemy przymykać oko na tych, co zapomnieli wrzucić drobnych do parkomatu, możemy narazić się na gniew przełożonego. Na dodatek na ulicy wieczną wojnę toczą ze sobą dwa gangi - zachowanie neutralności może być trudnym zadaniem. Do tego regularnie na jaw wychodzą nowe wątki w aferze, przez którą Kelly wylądował na ulicy. Dlatego też każdy dzień to niełatwa żonglerka, gdzie musimy z jednej strony wypełnić wszystkie nasze policyjne obowiązki, a z drugiej uważać, żeby nie narazić się nikomu ważnemu.

Podczas pierwszej sesji z grą na ubiegłorocznych targach PGA Beat Cop oczarował mnie. Rozgrywka w pewnym stopniu skojarzyła mi się z Papers, Please, gdzie również sednem były rutynowe czynności. Jednak w tamtej grze rutyna była męcząca, a sama gra nie sprawiała przyjemności w tradycyjnym sensie, co też współgrało z poruszaną tematyką. Beat Cop z kolei chciało z pomocą tej rutyny opowiedzieć bardziej tradycyjną historię, w którą wpisana jednak będzie wieczna presja i konieczność podejmowania niełatwych wyborów.

Jednak po świetnym pierwszym wrażeniu na dłuższą metę rozgrywka się nie broni. Mimo tego, że gra nie jest bardzo długa - przejście Beat Cop powinno zabrać około pięciu godzin - dość szybko wkrada się nuda. Wlepianie mandatów nie jest zadaniem zbyt pasjonującym, a inne zadania to najczęściej po prostu konieczność dojścia z punktu A do B w określonym czasie. W innych grach konieczność robienia za kuriera uprzyjemnia na przykład walka, jednak tutaj pistolet na ogół pozostaje w kaburze.

Rozgrywki nie ratuje fabuła. Z początku wątek główny wydał się całkiem interesujący, ale jest on niestety trapiony przez kilka problemów. Przede wszystkim, pojawia się on zbyt rzadko - nowe informacje w sprawie pojawiały się nie częściej niż co kilkadziesiąt minut rozgrywki. Co gorsza, bug uniemożliwił mi doprowadzenie tej sprawy do końca, więc mimo przejścia gry, nie byłem w stanie poznać finału historii.

GramTV przedstawia:

Zawiodłem się także na humorze gry. Beat Cop momentami wywołuje uśmiech - na odprawie przed wyjściem na ulicę możemy posłuchać dowcipnych złośliwości wymienianych między glinami czy też dość zabawnych wywodów posterunkowego-erotomana. Jednak im dalej w las, tym gorzej. Wśród licznych nietrafionych i wymuszonych żartów na szczególne wyróżnienie zasługuje jedno zadanie poboczne, w którym pomagamy “przyrządzić” porcję narkotyków, co jest niezbyt błyskotliwym nawiązaniem do Breaking Bad. Po przyniesieniu większości składników wywaru jesteśmy proszeni o dodanie ostatniego: spermy. Zmuszony koniecznością główny bohater sięga do spodni, by dostarczyć brakujący element wywaru. Gdybym powiedział, że to jest gimnazjalny humor, to tylko niepotrzebnie obraziłbym gimnazjalistów.

Rozgrywkę psuje także niedopracowana ekonomia. W zasadzie jedynym powodem do zarabiania pieniędzy są alimenty dla byłej żony - co tydzień z naszej wypłaty jest potrącana odpowiednia suma. Poza tym możemy wydawać pieniądze na jedzenie w ciągu dnia i a także, by spróbować obłaskawić sowitą sumką gangsterów, jeśli sobie u nich przeskrobaliśmy. Jednak w trakcie gry nie korzystałem na ogół z usług restauracji - posiłki u nich są czasochłonne, a minuty w Beat Cop lecą nieubłaganie. Dlatego zwykle uzupełniałem węglowodany na stoisku z hot-dogami, które są zdecydowanie tańsze i można je zjeść w biegu. Jeśli chodzi o łapownictwo, to podczas całej gry nie byłem zmuszony z niego korzystać ani razu. Ostatecznie pod koniec gry zostałem z hałdą niepotrzebnej forsy. Nie świadczy to zbyt dobrze o balansie gry.

Kiedy jakiś czas temu zobaczyłem, że można zamówić specjalną edycję gry ze ścieżką dźwiękową na kasecie magnetofonowej (sic!), liczyłem w duchu, że to będzie kolejny po Hotline Miami czy Lichstspeer indyk ze świetną muzyką. I muszę przyznać - muzyka nie jest zła. Problem w tym, że jest jej straszliwie mało. Na dobrą sprawę muzykę słychać w menu głównym, na początku nowego dnia oraz jeśli pójdziemy pod okno miłośnika lokalnego miłośnika heavy metalu. Poza tym - cisza. Nie byłoby to aż tak dużym problemem, gdyby nie to, że dialogi występują tylko w formie tekstowej. Ze względu na to przez większość gry towarzyszy nam tylko cisza.

Zanim przystąpiłem do pisania recenzji porozmawiałem przez chwilę z twórcami gry. Zapewnili mnie, że bugi, na które natknąłem nie powinny się pojawić w wersji, która będzie dostępna po jutrzejszej premierze. Jednak obawiam się, że wyeliminowanie bugów nie wystarczy, by uratować Beat Cop. Na korzyść gry przemawia oryginalny koncept, klimat i rozpikselowana grafika, jednak zawiodła pozbawiona głębi mechanika rozgrywki i nieciekawy scenariusz. Niestety, tym razem nie skończy się na upomnieniu.

5,0
Lepiej pooglądać Policjantów z Miami.
Plusy
  • Przyjemna grafika
  • Ciekawy koncept
Minusy
  • Wybrakowana rozgrywka
  • "Humor"
  • Fabuła
  • Niedobór muzyki
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!