Zrywanie kolejnych masek - recenzja pierwszego sezonu The Expanse

Joanna Kułakowska
2016/12/07 17:00
1
0

Wielka polityka, kryminalne machlojki, budząca grozę zagadka i zimny kosmos, w którym czasem słychać twój krzyk, ale prawie nikogo on nie obchodzi.

Zapoznawszy się z trailerem, można by uznać, że serial The Expanse sprawia nader skromne, a zarazem jakby pretensjonalne wrażenie, w dodatku pozbawiony jest klimatu literackiego pierwowzoru i nie warto poświęcać mu uwagi. Nic bardziej mylnego. Stanowi on bowiem świetne połączenie hard sf, politycznego thrillera i horroru, a sposób jego realizacji, pomimo pewnych odstępstw, oddaje nie tylko ducha, ale i zasadniczą treść oryginału. Wykreowany został na podstawie literackiego pomysłu autorskiej spółki działającej pod pseudonimem James S.A. Corey, czyli Daniela Abrahama i Ty’a Francka. Pierwszy sezon The Expanse nie ogranicza się jedynie do wydanego w Polsce w dwóch tomach Przebudzenia Lewiatana, którego recenzję można przeczytać tutaj, jak również w nie tak dawno publikowanym Kąciku książkowym Gram.pl. Czerpie on z całego uniwersum, składającego się już w sumie z dziewięciu powieści i opowiadań (choć zaprezentowane w kolejnych odcinkach wydarzenia nie wykraczają zbyt daleko poza półmetek wspomnianej opowieści). Dlatego też w serialu nakreślono szerszą perspektywę, twórcy uwypuklili tło polityczne, przywołali (a nawet wyeksponowali i rozwinęli) też postacie nieznane jeszcze czytelnikom i czytelniczkom książek, które pojawiły się na naszym rynku.

Zrywanie kolejnych masek - recenzja pierwszego sezonu The Expanse

Świat The Expanse to ponura rzeczywistość przeżarta konfliktami. Mamy tu zimną wojnę (w każdej chwili grążącą gorącym wybuchem) pomiędzy planetami wewnętrznymi. Potężna, dekadencka Ziemia, której mieszkańcy nazbyt często marnotrawią i dewastują jej bogactwo, wyciągając chciwe ręce po zasiłki i narkotyki, kontra dumny Mars – republika wojskowa, której obywatele ze swym zdroworozsądkowym patriotyzmem, etosem pracy dla większego dobra i poczuciem wspólnoty mogliby stanowić sen teoretyków społeczeństwa obywatelskiego. Prymatu obu planet szczerze nienawidzą wycieńczeni niską grawitacją kosmiczni wyrobnicy, przez ręce których przechodzą zasoby całego układu słonecznego, ale oni sami ledwie mają co do garnka włożyć – mieszkańcy Pasa i ich wolnościowa, dążąca do secesji organizacja, tzw. Sojusz Planet Zewnętrznych (w serialu OPA – Outer Planets Alliance). Do tego wszystkiego dochodzą intrygi wpływowych korporacji, skorumpowani urzędnicy, zorganizowana przestępczość i brutalne gangi Pasa, a także wątek mormonów budujących imponujący statek, by udać się w głęboki kosmos w nadziei odkrycia ziemi obiecanej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to ostatnie stanowi ukłon wobec faktu, iż właśnie mormoni – szczególnie Orson Scott Card i Brandon Sanderson – od wielu lat dzielnie uprawiają poletko fantastyki.

W serialu, podobnie jak w Przebudzeniu Lewiatana, mamy do czynienia z przeplatającymi się perypetiami detektywa Joego Millera z Ceres i Jima Holdena z holowniczego statku Canterbury. Fabularna konstrukcja The Expanse opiera się przede wszystkim na czterech wątkach: śledztwie Millera (Thomas Jane), prowadzącym go poza asteroidę Ceres i ukazującym szokujący spisek, który w dodatku wyrwał się spod kontroli, losach Holdena (Steven Strait) i kilku osób z załogi Canterbury, co i rusz spadających z deszczu pod rynnę, prewencyjnych działaniach Chrisjen Avasarali (Shohreh Aghdashloo), wysoko postawionej urzędniczki w resorcie bezpieczeństwa ONZ, jak również dość szczątkowo przedstawionej, ale niezwykle ważnej, tajnej misji Julie Mao (Florence Faivre), która zerwała się ze smyczy korporacyjnego tatusia. Akcja ogniskuje się na dwóch fascynujących zagadkach – tajemniczych statkach wyposażonych w technologię Stealth i niezwykle groźnej broni biologicznej – i trzeba powiedzieć, że twórcy umiejętnie stopniują napięcie tudzież wodzą odbiorcę za nos, co chwilę zrywając kolejne maski. Chrisjen Avasarala (oryginalnie pojawiająca się dopiero w utworze Churn) i działacz OPA, Anderson Dawes (Jared Harris), to bohaterowie, których wątki zostały tu zmodyfikowane i solidnie rozwinięte.

Wspomniane już poszerzenie teatru działań odbyło się oczywiście pewnym kosztem – wypadło nieco kryminalnych motywów i lokalnych organizacji z Ceres. Jest to jedna z różnic wymuszonych odmiennością medium – w książce było na to dość miejsca, w filmie, gdzie liczy się każda sekunda, a akcję trzeba umiejętnie komponować, lepiej było skoncentrować się na sprawach budujących ramy uniwersum i przez to dla widza istotniejszych. I tak choć wiele scen nie zostało przez to oddanych jeden do jednego, The Expanse znakomicie przekazuje ich ideę, specyficzne znaczenia, a narracja biegnie całkiem wiernie względem pierwowzoru. Jedną z istotnych zmian jest uczynienie Millera przystojniejszym i sympatyczniejszym, a w każdym razie strawniejszym charakterologicznie, zapewne po to, by zagwarantować empatię oglądających (w filmach „lubienie” postaci zdaje się mieć większe znaczenie). Co do idei, pierwsze sceny serialu dokładnie oddają, kim są obserwowani przez nas bohaterowie.

GramTV przedstawia:

Uchwycona została także niemal fundamentalna odmienność Pasiarzy i Ziemian – zarówno dzięki klimatycznym kadrom prezentującym deformacje budowy mieszkańców asteroidy (zastanawiające, czy dobrano odpowiednich aktorów i statystów, czy też był to delikatny efekt specjalny), jak i dialektowi (w książce nieprzetłumaczony dialog tylko konfudowałby odbiorcę, w serialu taki obrazek tylko podkręca atmosferę). Warto tu wtrącić, iż rzeczywistość wykreowana w serialu budzi ulotne skojarzenia z cyklem Unia/Sojusz C.J. Cherryh, a zarazem filmem Pamięć absolutna Paula Verhoevena (wersja z 1990 r.). Odmiennością medium spowodowany jest również sposób przedstawienia powierzchni mieszkalnej lub przemysłowej. Zgodnie z zasadami ergonomii w kosmosie powinna być dużo mniejsza (i w książce opis ciasnoty aż budził ciarki), lecz praca kamery ma swoje wymogi. Poza tym elementem The Expanse charakteryzuje się wielką dbałością o stronę naukową – zobaczymy tu np. efekt Coriolisa i realistyczne działanie próżni albo starannie ukazaną procedurę postępowania w zerowej grawitacji.

Strona wizualna The Expanse (pomimo znacząco większych pomieszczeń) przejmująco oddaje duszny, klaustrofobiczny nastrój świata, w którym tylko włos dzieli człowieka od śmierci, czy to wskutek źle działających filtrów, rozhermetyzowania przegrody, terrorystycznego zamachu, ataku piratów, czy cudzych interesów. Obojętność ludzi i kosmicznej otchłani podkreśla ciemna kolorystyka w zimnej tonacji z wyjątkiem miejsc, które przez kontrast miały zostać ukazane jako tętniące życiem i opływające w luksusy. Na uwagę zasługują kostiumy (np. ociekające przepychem hinduskie stroje Avasarali) i obłędne fryzury (zwłaszcza Millera i inżynier Naomi Nagaty (Dominique Tipper)). Specyfika wyglądu postaci także wpływa na podtrzymanie wrażenia „życia na krawędzi”. Jeśli chodzi o grę aktorską – nie ma tu kogoś, kto nie udźwignął swej roli, na szczególną pochwałę zasługują zaś charyzmatyczna Shohreh Aghdashloo, niejednoznaczny Thomas Jane i niepokojący, przewrotny Wes Chatham (w roli psychopatycznego załoganta Amosa Burtona). Obsada przekonująco zaprezentowała stronę psychologiczną kreowanych postaci, łączące je relacje i ewolucję osobowości (a czasem wręcz „rewolucję” pod wpływem szokujących przeżyć).

Podsumowując, The Expanse to bardzo udana seria. Oferuje intrygującą, wciągającą fabułę i przekonująco (z dbałością o szczegóły) stworzony świat odległej przyszłości z odniesieniami do przeszłości. Twórcy wzięli na warsztat temat wielkiej polityki i zakulisowych gier, neokolonializmu i kontroli nad zasobami, zjawisko zanikających więzi między macierzą a koloniami, tworzenie się tożsamości narodowej, a nawet historiotwórczą rolę przypadkowej jednostki, która nie aspiruje do pozycji gracza. Słowem: solidna rozrywka, której towarzyszy odrobina refleksji. Warto.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
14/12/2016 19:11

bardzo warto! imho to obok robota i niedawnego westworlda najlepsza seria ostatnich lat!