Szóstka jedna a jakby trzy. Szatan nie Civilization VI, w którą graliśmy

Sławek Serafin
2016/09/29 19:36
8
0

Civilization VI wydaje się być tym, na co wszyscy fani serii dzielnie, ufnie, pokornie czekali od lat. Od pierwszego wejrzenia zachwyca.

Jezus Maria, ile tu dobra! Hmm, no nie, w sumie niekoniecznie Jezus i Maria od razu. O Allahu, ile tu dobra! Ech, też nie tak. Kali Ma, shakti deh, by znieść to, ile tu dobra! No i znów nie. To może... o światły Buddo, wejrzyj w Civilization VI i obacz, jakże mało tu cierpienia. Jak w nirwanie prawie. Uch, no dobra, dajmy sobie spokój z tymi religiami. Każdy sobie wybierze jaką będzie chciał. Ja akurat grałem Hiszpanami, więc sami wiecie, decyzja była dość oczywista. Katolicyzm i do przodu, nawracać ludy zamorskie siłą, albo bardzo dużą siłą. Siłą pieniądza głównie. Tak się bowiem zabawnie składa, że ci podli Hiszpanie, pomijając ich konkwistadorów i nadgorliwych inkwizytorów, to są świetni żeglarze. I skubani mają takie plusy do handlu morskiego, że nic tylko brać ich na archipelagi i przerwach między klęczeniem tudzież leżeniem krzyżem w katedrze, liczyć kochane pieniążki płynące do skarbca wartkim strumieniem.

Szóstka jedna a jakby trzy. Szatan nie Civilization VI, w którą graliśmy

Civilization VI była grana. Kilkanaście godzin, w sumie tyle co nic jeszcze, ale już tam jakiś obraz nam się wyłonił z tego grania, w sam raz na krótki, a entuzjastyczny bardzo, tekst zamieszczony na trzy tygodnie przed premierą pełnej wersji. Czyli dziś. Nie musiało tak być. Wiecie, entuzjastycznie. Mogło być smutno. I znów z narzekaniem, że to, że tamto, że Firaxis schodzi na psy, że Civilization: Beyond Earth to okrutna pomyłka, że Sid Meier się skończył, i że nawet XCOM 2 nie jest taki dobry, jak się wszystkim wydawało, że będzie. Ale nie. Na szczęście ta szósta Civka okazała się być naprawdę, ale to naprawdę fajna. Przy czym "fajna" jest tylko eufemizmem, bo przecież nie napiszę tak publicznie, w poważnym portalu jakim jest Gram.pl, że Civilization VI jest zajebista. To by było nie na miejscu bardzo. Choć jest zajebista. Rany, naprawdę jest.

Ile tu dobra! Gdzie się człowiek nie obróci, na co nie spojrzy, w co nie kliknie, okazuje się, że tam jest coś nowego i fajnego. A po krótszym lub dłuższym zastanowieniu okazuje się również, że to coś jest nie tylko fajne i nowe, ale też wprowadza do gry elementy, które nadają jej znacznie większej strategicznej głębi, niż poprzedniczkom. Wszystkim poprzedniczkom. Tak, drogie panie z numerami od pięć do dwa, oraz ty, szanowna babciu jedynko. Ta nowa sztuka, nieśmigana jeszcze, jest bardziej atrakcyjna niż wy. Przykro mi bardzo z uwagi na was, współczuję i w ogóle, ale wybaczcie, zaraz o was zapomnimy i będziemy od teraz tylko z szósteczką, dobrze? I będziemy sobie żyli długo i szczęśliwie. A przynajmniej na to wygląda po tych kilkunastu godzinach, w trakcie których absolutnie wszystko mi się w Civilization VI podobało. A, nie, zaraz, w menu początkowym była jakaś zwyczajnie przyjemna muzyczka a nie kultowe Baba Yetu z czwartej części. To duży minus. Co prawda potem było sporo przyjemnego brzdąkania, w tym nawet takie nawiązujące do celtyckiego folku chyba, ale trzeba być twardym, mieć zasady i być wiernym najlepszej muzyce z menu w całej serii gier Civilization. A potem już można wrócić do zachwytów tą najnowszą.

No cudna jest niesłychanie. Ktoś tam, gdzieś tam narzekał, patrząc na fotki i zwiastuny, że się zrobiła kreskówkowa albo coś. O matku, a jakie to ma znaczenie? O tym, jak gra wygląda zapomina się w kilkanaście sekund, a potem liczy się tylko, jak bardzo wygodny w użytkowaniu jest interfejs i jak przejrzyste, czytelne jest to, co dzieje się na mapie. I jest wygodny. A wydarzenia są czytelne nawet aż do czasów renesansu, gdy przez okolicę zaczynają przetaczać się takie armie karawan zmierzających to tu, to tam, że zaczynamy się trochę gubić. Dobrze, że ci nowi budowniczy, ci od wycinania lasów, dłubania kopalń i rycia pól ryżowych, nie tłoczą nam się przed oczami, bo teraz po wykonaniu kilku zadań rzucają łopaty w piach i idą na emeryturę. Trzeba szkolić nowych, co jest z jednej strony trochę uciążliwe, ale z drugiej bardzo fajnie zmienia dynamikę rozgrywki, zwłaszcza w późniejszych jej fazach. Fakt, że w erze przemysłowej nie dysponujemy już armią roboli, którą możemy rzucić całą masą do ulepszania nowej okolicy, a potem znów uśpić do następnego razu, naprawdę sporo zmienia. Ogólnie wiele wiele zmienia w tej nowej Civilization.

GramTV przedstawia:

I zmiany są ewidentne od samego początku. I jest ich bardzo dużo. A najlepsze w nich jest to, że są dogłębne. Nie takie powierzchowne, z grubsza, ot, wprowadzają jakąś nową opcję i tyle. Nie, one wprowadzają nową opcję oraz dodatkowe opcje w tej opcji. Świetne. Weźmy na przykład rozwój. Wiadomo, teraz są dwie drogi rozwoju - jedna czysto techniczna, druga społeczna i ideowa. Pierwsza daje nam nowe zabawki, druga nowe metody maksymalnego wykorzystania potencjału tych zabawek. Bardzo dobrze pomyślane, brawa, owacja na stojąco i w ogóle. Ale to nie wszystko. Jest też pogłębienie. Każdy jeden wynalazek bowiem ma swoją eurekę, czyli określone działanie, które może przyspieszyć jego opracowanie. Weźmy najprostszy przykład z samego początku. Strzelanie z łuku. Jest taka technologia. Opracowanie jej zajmuje ileś tam tur, dajmy na to, że dziesięć. Ale możemy to zbić do pięciu, jeśli wcześniej wyszkolimy procarzy i tymi procarzami zabijemy jakąś inną jednostkę, najczęściej podłego barbarzyńcę, który się wyroił i zęby szczerzy, jak to ma w zwyczaju. Zabijamy więc tegoż plugawca kamieniami miotanymi z procy i nagle nadchodzi olśnienie, że fajnie jest zabijać wrogów z daleka. Więc może weźmiemy patyk, sznurek, wsadzimy patyk między patyk a sznurek i... łucznictwo, moi drodzy, łucznictwo za pół ceny! Wszystkie odkrycia w Civilization VI mają właśnie taką eurekę. Z czasem nauczymy się które ma jaką, tak jak nauczyliśmy się jakie dwie technologie są potrzebne do opracowania bardziej zaawansowanej w pierwszej Civilization, tak by móc odpowiadać na pytania zadawane w trakcie gry przez zabezpieczenie antypirackie i grać dalej na nielegalnej kopii. I będziemy mogli planować z wyprzedzeniem, starając się przygotować odpowiednie eureki przed czasem, tak, by maksymalnie przyspieszyć rozwój w interesującym nas kierunku. Fantastyczna sprawa, czyż nie? Civilization VI nie tylko zmieniło podejście do rozwoju technologii, ale też wbudowało w ten rozwój sprytną minigrę strategiczną, która nagradza najlepiej kojarzących graczy. Jak dla mnie, bajka. I to pierwsza z serii, bo prawie każdy aspekt gry został potraktowany właśnie w ten sposób. Czy to rozbudowa miast, czy gospodarka surowcami, czy handel, czy dyplomacja, czy cokolwiek. Każdy element gry na swoje drugie i trzecie dno, każdy ma swoje kolejne warstwy, jak ogr albo cebula. Naprawdę trudno jest się nie zachwycić tym, jak tym razem, dla odmiany, Firaxis dogłębnie wszystko przemyślało i poukładało. I jak w końcu zdołało sprawić, że im dalej w las, tym więcej drzew.

Civilization VI jest fajna na samym początku. Odkrywanie nowych terenów, zakładanie miast, pierwsze kontakty z innymi cywilizacjami czy miastami-państwami, które zresztą odkrywają teraz bardzo często kluczową rolę strategiczną. Ale każda gra z tej serii jest fajna na początku, w fazie eksploracji i ekspansji. Trochę gorzej bywało z tym, co działo się potem. Gry traciły tempo, stawały się jednostajne i jednorodne, brakowało im dynamiki. Trzeba było wywoływać wojny, żeby się coś zaczęło dziać w końcu. A w Civilization VI? Tutaj dzieje się cały czas. Nadchodzi renesans, świta era przemysłowa, a my mamy coraz więcej problemów do rozwiązania, coraz więcej ważnych decyzji do podjęcia, coraz bardziej się wszystko komplikuje. I nie mówię tu o takim sztucznym komplikowaniu, czyli zarzuceniu gracza mikrozarządzaniem, tak, żeby myślał, że nagle zrobiło się znacząco a on jest wielkim strategiem. Nie. Odsłaniają się warstwy po prostu. Pojawiają się nowe wyzwania. Zaczynamy się ścierać z innymi cywilizacjami na różnych polach, nie tylko militarnie. Próbujemy krzewić naszą religię i plenić inne za pomocą teologicznego odpowiednika okładania się pałami po łbach. Wciskamy się z naszym handlem gdzie tylko się da, bo ten handel jest taki dobry i zyskowny, że aż wstyd się nie pchać gdzie nas nie proszą. Szpiegujemy ile wlezie za plecami, a z przodu całujemy się ze wszystkimi po policzkach i w ogóle dyplomacją próbujemy zgarnąć jak najwięcej pod siebie. I cały czas staramy się wyrwać pozostałym cywilizacjom z zębów nowe cuda świata i nowych geniuszy. Zwłaszcza tych ostatnich, bo w szóstej części są oni diabelnie ważni i ich ewoluujące zdolności są ekstremalnie przydatne na każdym etapie rozgrywki. Zwłaszcza jeśli chcemy zdominować świat kulturowo, co nie obędzie się bez wielkich epopei, pięknych rzeźb czy też cudnie brzmiących symfonii. No, wiem, wiem, zawsze nasz archeolog może wygrzebać z piachu jakieś popiersie, które potem przemycimy przez granicę korumpując urzędników z kraju trzeciego świata, a następnie wystawimy w naszym muzeum ku uciesze gawiedzi. Ale porządna opera czy też poemat też się przyda.

Civilization VI w bardzo umiejętny sposób w toku rozgrywki przenosi ciężar gry na coś innego, coś nowego, co nas dodatkowo zajmuje i daje nam nowe pola do popisu. Poprzednie części serii też próbowały to robić, owszem, ale zwykle w drugim albo trzecim dodatku dopiero. I nie zawsze się udawało. A tutaj wygląda mi na moje chyba jednak dość wprawne oko, że udało się już w pierwszym podejściu. Oczywiście, kilkanaście godzin to za mało, żeby być tego pewnym. Kilkadziesiąt by trzeba, tak wstępnie. Ale ta nowa Civilization wydaje się być właśnie tą, która nie będzie się robiła nudna w okolicach XVIII wieku, wręcz przeciwnie, zacznie się robić bardziej ekscytująca i ciekawsza. Także dlatego, że warunki poszczególnych rodzajów zwycięstw są tak pomyślane, że wcale nie musi wygrać państwo największe i najbardziej ludne, jak do tej pory to bywało. Gra oferuje wiele różnych dróg rozwoju. Pozwala formułować różne strategie i podejścia do każdej rozgrywki. Także w oparciu o dane nacje, które tym razem wydają się naprawdę różnić dość istotnymi cechami, które dają im konkretne predyspozycje. I, co ciekawe, nie ma nawet tak, że jest sobie jedna nacja, która jest najlepsza na przykład do próby osiągnięcia zwycięstwa kulturalnego. We wczesnej wersji gry nie było dostępu do nich wszystkich, wręcz przeciwnie, ale już widać, że na przykład w kulturę można się bawić z powodzeniem nie tylko Grekami. Kongo też ma cechy specjalne bardzo dobrze dobrane w tym kierunku, na przykład. Nie wiedzieć dlaczego tak w sumie. Ale ma. I to jest super. I cała gra jest super też. A przynajmniej tak mi się wydaje.

Civilization VI może nie będzie najlepszą częścią z serii. Mogę się mylić w tej materii. Powtarzam, grałem tylko kilkanaście godzin w niby-pełną-ale-nie-do-końca wersję gry. Mogę trwać w fazie początkowego zachłyśnięcia się nowościami i zachwytu cielęcego tym spowodowanego. Może być też tak, że po rozegraniu kilku następnych partii, po jakichś pięćdziesięciu czy stu kolejnych godzinach, okaże się, że jednak ta "seksowna szósteczka" ma jakieś wady, których na razie nie widzę. Zdziwiłbym się, gdyby tak było, ale nawet ja nie jestem nieomylny przecież. Dlatego jeszcze nie otwierajcie szampana. Jeszcze trzy tygodnie do premiery. Jeszcze tylko dwadzieścia i kilka dni, dopóki nie zagramy w pełną wersję i nie będziemy mogli się wspólnie, wszyscy razem, przekonać, czy Civilization VI jest najlepsza, czy brakuje jej tylko troszeczkę. A że dzięki temu sprawdzaniu będziemy mieli wieczory i weekendy zarezerwowane do końca roku... albo do wiosny... wiosny 2018... to już szczegół.

Komentarze
8
Bambusek
Gramowicz
01/10/2016 19:02

Grafika w ghrze nei odbiega specjalnie od tego, co było w piątej części. Szczerze nie wiem z czegoi wynika taki a nie inny wygląd na screenach, ale właśnie oglądam stream z gry i o tym, że to Civ V a nie VI przekonałem się dopiero jak zobaczyłem Roosvelta na ekranie dyplomacji.

KadwaO
Gramowicz
30/09/2016 19:14

Cena zaporowa, przebija nawet ceny gier od blizzarda :P No cóż niektórzy wydawcy chcą sprzedać grę szybko po premierze, a niektórzy na promocji XDJak się pokarze po jakiejś normalnej cenie to wezmę, a do tego czasu orana będzie 5 :)EDIT:DUPLIKAT DO USUNIĘCIA

KadwaO
Gramowicz
30/09/2016 19:10

Cena zaporowa, przebija nawet ceny gier od blizzarda :P No cóż niektórzy wydawcy chcą sprzedać grę szybko po premierze, a niektórzy na promocji XDJak się pokarze po jakiejś normalnej cenie to wezmę, a do tego czasu orana będzie 5 :)




Trwa Wczytywanie