Recenzja serialu Wikingowie. Saga jakich mało

Kamil Ostrowski
2016/05/17 18:00
0
0

Jeżeli szukacie serialu historycznego, to nie znajdziecie lepszego niż Wikigowie. W ogóle ciężko znaleźć lepszy serial.

Recenzja serialu Wikingowie. Saga jakich mało

Ostatnie lata niejako przetarły szlaki dla Wikingów, oswajając nieco masy siedzące przed telewizorami z kulturą nordycką. Sukces marvelowskiego Thora i jeszcze większy sukces Gry o Tron (to w gruncie rzeczy średniowiecze plus smoki) zadziałały jako piękny podkład pod jakiś większy projekt związany z najeźdźcami z północy. Nic więc dziwnego, że włodarze zawiadujący stacją History postanowili wziąć tę tematykę na tapetę.

Irlandzko-kanadyska produkcja szturmem wzięła więc telewizję, a rzesza fanów pojawiła się praktycznie w mig. Obecnie mamy za sobą już trzy i pół sezonu, a więc łącznie trzydzieści cztery odcinki. Skąd taka dziwna liczba? Pierwszy sezon miał odcinków dziewięć, kolejne dwa po dziesięć, a najnowszy, czwarty jest podwójny. W połowie kwietnia zakończono emisję pierwszej połowy, mamy więc pewność, że Wikingowie wrócą do nas jeszcze w tym roku. Ciężko nie cieszyć się z takiego obrotu sprawy. Bo chociaż zaczynają być widoczne pierwsze oznaki zmęczenia materiału, to póki co im więcej tego znakomitego serialu, tym lepiej dla nas.

Akcja rozpoczyna się pod koniec VIII wieku. Ragnar Lothbrok, grany przez utalentowanego Travisa Fimmela, to spragniony lepszego życia łupieżca-chłop (popularne połączenie w tamtych czasach). Ciągłe najazdy na ludy zamieszkałe nad Bałtykiem w jego opinii nie dostarczają wystarczająco bogactw ani adrenaliny. Ludy północy nie mają łatwego życia. Ragnar ma jednak plan. Wraz z przyjacielem Flokim i paroma innymi wikingami planuje on popłynąć w drugą stronę – w kierunku Anglii. Na niepewnych wodach ma pomóc im nowy sposób nawigacji, a także ulepszone łodzie, za wykonanie których odpowiada właśnie drugi z wikingów. Do „ekipy” dołącza jeszcze brat Ragnara – potężny Rollo. W towarzystwie statystów wkrótce docierają oni na tereny królestwa Wessex, gdzie udaje im się złupić klasztor. Tam też Ragnar bierze jako jeńca mnich Athlestana, który z czasem zacznie odgrywać ogromną rolę w życiu głównego bohatera.

Oczywiście sielanka nie trwa długo. Pomimo tego, że pierwszy wyprawa kończy się sukcesem, Ragnarowi szybko przybywa wrogów. Od tego czasu, przez kolejne sezony, wikingowie nie przestają trzymać w napięciu – praktycznie zawsze jest coś „do roboty”. Wrogowie do zabicia, intrygi do wykrycia czy trudności do przezwyciężenia.

GramTV przedstawia:

W gruncie rzeczy jednak Wikingowie najbardziej intrygują w momentach, w których twórcy decydują się na pochylenie się nad kwestią starcia kultur czy wręcz starcia cywilizacji – chrześcijańskiej i pogańskiej/nordyckiej. Wikingowie prezentują bardzo specyficzny świat. Różnią się od Anglików czy Francuzów nie tylko językiem, ubiorem i wyglądem, ale przede wszystkim pomysłem na życie. Podczas gdy „cywilizowane” narody stawiają na budowanie, wikingowie zajmują się grabieżą. Spokojni, względnie pokojowo nastawieni mieszkańcy zachodnich krain szybko ustępują pola dzikim, silnym wikingom, o ile nie mają przewagi liczebnej, albo nie wykorzystają przewagi taktycznej. Takie przedstawienie sprawy to oczywiście pewne uproszczenie, aczkolwiek skądś wzięła się przecież opinia o wikingach jako bezwzględnych najeźdźcach.

Dużym atutem serialu jest w mirę wierne odwzorowanie realiów i obrządków mieszkańców północnej Europy. Co prawda historycy i znawcy tematu wskazują na rozmaite uchybienia, niemniej wartość edukacyjna zostaje zachowana. Oglądając serial można dowiedzieć się m.in. o szczególnej pozycji kobiet w społeczeństwie wikingów, jak również co nieco o ich zwyczajach „plemiennych” i strukturze politycznej. Co bardziej niewiarygodne i podejrzane informacje należy sprawdzać w Internecie, ale z grubsza całość trzyma się kupy. W najgorszym przypadku daję Wikingom plusa za zachęcanie do poszerzania swojej wiedzy.

Nie oznacza to bynajmniej, że serial nie broni się sam. Nic z tych rzeczy! Nawet nie zorientujecie się kiedy z zapartym tchem zaczniecie śledzić poczynania charyzmatycznej „gromadki”. Największym atutem Wikingów są właśnie postaci. Sama historia jest wtórna, a momentami nawet nudnawa, aczkolwiek aktorstwo i kreacja postaci nigdy nie zawodzi. Wspomniany już Travis Fimmel jako Ragnar Lothbrok to absolutne zjawisko, ale kroku bez problemu dotrzymuje mu Katheryn Winnick jako jego żona Lagrtha. Trochę zaniedbywany na początku Clive Sanden jako Rollo zaczyna sobie śmiało poczynać w czwartym sezonie. Nieco irytujące jest aktorstwo (a może postać?) George'a Bagdena, który wciela się w rolę wspomnianego już mnicha Athlestana, ale na szczęście z czasem i on zaczyna lepiej czuć swoją postać.

Świetne aktorstwo dobrze współgra z głównymi fabularnymi motywami, które można śmiało nazwać szekspirowskimi. Przewija się walka o władzę i jednoczesne rozczarowanie nią, zbrodnia, kara, zdrada, fascynacja i miłość. Sporo się dzieje.

Wikingowie są pod wieloma względami specyficzni, co jednak bardzo cieszy, to dosyć przyzwoita skala jaką udało się zachować twórcom. Pomimo relatywnie niskiego budżetu (w pierwszym sezonie wyniósł on jedynie czterdzieści milionów dolarów), ciężko nie odnieść wrażenia pewnego rodzaju monumentalności, ścierania się całych światów i kultur. Częściowo ten efekt udało się osiągnąć kręcąc ogromną część zdjęć w plenerach.

Śledzenie perypetii Ragnara Lothbroka i jego gromadki to zajęcie naprawdę przyjemne. Serial jest w tej chwili jednym z najbardziej wartościowych, a jednocześnie najlepszych jakie znajdziecie w telewizji. Nawet jeżeli najnowszy sezon potrafił czasami nieco przynudzić, to wciąż stymulująca rozrywka na godziwym poziomie. Nawet kiedy Wikingowie są najgorsi, to i tak są lepsi, niż większość tego, co znajdziecie w telewizji. To powinno Wam wystarczyć za powód, żeby sięgnąć po ten serial.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!