Battleborn - już graliśmy

Łukasz Wiśniewski
2016/03/10 17:00
0
0

2K ujawniło dziś szczegóły dotyczące trybu rozgrywki Incrusion w Battleborn. Tak się składa, że my już w niego graliśmy - oto nasze wrażenia...

Battleborn - już graliśmy

Wrażenia za chwilę, na wszelki wypadek najpierw opowiem, o co chodzi w Battleborn, czyli w najnowszej grze studia Gearbox Software. Jeśli jesteście na bieżąco z tym projektem, od razu możecie przeskoczyć kilka akapitów dalej, poniżej oficjalnego filmiku z rozgrywki. Dość oczywistą rzeczą jest, że gra stworzona przez ekipę odpowiedzialną za serię Borderlands nie może być śmiertelnie poważna. Mimo, że sednem zabawy jest sieciowa młócka, zakręcone poczucie humoru - swoisty znak firmowy studia - jest obecne na każdym kroku. Tak samo jak komiksowe przerysowania w sferze wizualnej.

Mamy więc świat odległej przyszłości, do tego przyszłości mrocznej w pełnym tego słowa znaczeniu. Oto bowiem w całym wszechświecie zaczęły gasnąć gwiazdy. Bynajmniej nie same z siebie, a za sprawą mrocznej siły. No i tak gasły sobie jedna po drugiej, aż pozostało tylko jedno słońce i jeden układ planetarny nadający się do życia. To chyba dosyć oczywiste, że wszelkie istoty, które do tego momentu jakoś przetrwały, odpaliły silniki i ruszyły, by bronić tej ostatniej reduty. Równie oczywistym jest to, iż na miejsce ściągnęły grupy o bardzo zróżnicowanych światopoglądach. Tak więc obrona systemu Solus przed nadchodzącą ciemnością przestała być dla nich jedynym celem. Kluczowe stało się pytanie, kto do owej obrony najlepiej się nadaje. Pięć potężnych frakcji wzięło się więc za łby...

Owe frakcje reprezentowane są w grze Battleborn przez największych swoich bohaterów. To istoty - czy może raczej szerzej: byty - o niesamowitych mocach i pokręconych osobowościach. Każda frakcja dysponuje piątką herosów, heroin lub hero-cośtam. LLC (The Last Light Consortium) to korporacja nastawiona na zysk, a jej przedstawicielami są przede wszystkim naukowcy i roboty. The Eldrid zrzesza prastare rasy, ich ogólny styl to swoiste techno-fantasy. UPR (United Peacekeeping Republics, ale jakże słodko ten skrót brzmi w naszym kraju) to wolność, demokracja i wygrzew, mają nawet bohatera, wyglądającego jak amerykański orzeł... The Jennerit Imperium ma w swych szeregach istoty, które kosztem istnienia całych światów dochrapały się nieśmiertelności. Nie zabrakło tez kosmicznych piratów, czyli frakcji The Rogues. W sumie do wyboru mamy aż 25 unikatowych postaci, póki co testowałem trzy z nich - i naprawdę każdą gra się inaczej.

Gatunkowo, jak przystało na twór Gearbox Software, Battleborn wymyka się prostym klasyfikacjom. To po trosze strzelanka FPP, po trosze MOBA... ogólnie połączono sporo elementów. W pewnym sensie najlepiej grę opisują dwa pojęcia: radosna jatka i wygrzew. Rozgrywka jest piekielnie dynamiczna, rozwój postaci opiera się na pozornie prostych decyzjach, bo na każdym poziomie wybieramy jedną z dwóch dostępnych opcji. Sęk w tym ,że dopalacze zwykle dotyczą różnych umiejętności i na pewno pierwsza postać dla większości graczy będzie wielkim nieudanym eksperymentem...

GramTV przedstawia:

Walczyliśmy w doborowym składzie dziennikarskim, przeciwko innemu doborowemu składowi dziennikarskiemu. Ponieważ zaproszono jedynie wybrane media z każdego kraju, ekipa była totalnie międzynarodowa. Nie byliśmy żółtodziobami, wcześniej trochę pograliśmy w Battleborn, ale sza! To tajemnica, póki co wolno mi jedynie opowiadać o trybie Incursion. Dla ułatwienia w każdej pięcioosobowej drużynie był też ktoś z Gearbox Software i siłą rzeczy robił trochę za dowódcę. Nie muszę chyba dodawać, że nasza drużyna wygrała mecz, prawda?

Tryb Incursion jest najbliższy w swej naturze grom MOBA. W bazie drużyny generowane są kolejne fale minionów, których gracze muszą strzec jak oka w głowie. Pomagierzy mają bowiem to do siebie, że rzucają się na każdego przeciwnika, co byłoby bardzo miłe, gdyby nie fakt, że co innego jest ich przeznaczeniem. Otóż bowiem kawałek przed właściwą bazą każda drużyna ma rozstawionego Strażnika. To bardzo potężny przeciwnik, chroniony jeszcze potężniejszym polem. Dopóki jego tarcza jest aktywna, nasi herosi mogą sobie w zasadzie jedynie radośnie ginąć. A umieranie jest słabe, bo oprócz unieszkodliwienia tego bossa do punktacji liczy się liczba zejść z padołu łez zwanego Solus. Pomagierzy potrafią pozbyć się pola chroniącego Strażnika - i dlatego muszą być objęci programem ochrony.

Główna cześć walki koncentruje się wiec dookoła owych minionów - trzeba usuwać wszelkie siły, które mogłyby stać się ich celem. Aby nie było zbyt prosto, na mapie znajduje się też sporo punktów, w których da się dokupić dodatkowe stacjonarne uzbrojenie, generatory, nawet najemników, czyli kolejne wabiki na wrogich pomagierów. Dlatego dość szybko zdecydowaliśmy się oddelegować jedną osobę do obrony i prac budowlanych. Padło na mnie, bo moją postacią był Oscar Mike z UPR dysponujący szybkostrzelną bronią i atakami obszarowymi. Krótko mówiąc, mogłem sam sobie poradzić w wypadku pojawienia się wrogich minionów. Praca na zapleczu oznacza też bliskość bazy, a to w Battleborn oznacza możliwość szybkiego wyleczenia się (czyli nie karmienia wroga punktami). Bliskość bazy jest o tyle ważna, że po teleportacji do niej i uleczeniu, trzeba na pole walki zasuwać z buta.

Tak więc robiłem za dekownika, biegałem po okolicy bazy i zbierałem odłamki zgasłych gwiazd (to taka waluta w Battleborn), by za nie wznosić umocnienia. No i cały czas musiałem kręcić się blisko naszego Strażnika, na wypadek, gdyby w ferworze wyrzynania bohaterów wroga, moi towarzysze przegapili wycieczkę minionów. Dokupowałem najemników, gdy kończył się czas ich generowania, no, nie nudziłem się. Czasem byłem wzywany na front, gdy reszta ekipy szykowała się do szturmu na Strażnika. Wreszcie wykończyliśmy łobuza i od tej pory trzeba było pilnować co bardziej gorącokrwistych kompanów, by nie gnali na wrogą połowę boiska. Mieliśmy 50% przewagi punktowej, więc teraz wystarczyło nie dopuścić wroga do naszego Strażnika. Jak łatwo się domyślić, nie było to łatwe, bo ekipa się rozgrzała...

Tryb Incursion jest dynamiczny, a dzięki konstrukcji mapy bywa nieprzewidywalny. Trochę trudno mi sobie wyobrazić go bez komunikacji głosowej, bo entropia musi wtedy wzrastać do szalonego poziomu. Co ciekawe, tworząc drużynę zrobiliśmy eksperyment i nie zabraliśmy żadnego typowego lekarza. Od razu było wiec wiadome, że teleportacje i przegrupowania musza być sprawnie wykonywane, jeśli nie chcemy przeciwników karmić punktami za zgony. Daliśmy radę, co niewątpliwe świadczy na korzyść Battleborn, bo nie ma obowiązkowej funkcji w drużynie, bez której nie da się wygrać. To by było na tyle na dziś - więcej opowiem, gdy zostanie mi zdjęty knebel.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!