The Witness - recenzja

Adam "Harpen" Berlik
2016/02/02 15:00
0
0

Co prawda mamy dopiero początek lutego, ale już teraz możemy wskazać jednego z faworytów do nagrody w kategorii "Gra Roku".

The Witness - recenzja

Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tak wysokich ocen dla The Witness. Kiedy w ubiegłym tygodniu zobaczyłem, że nowa gra Jonathana Blowa i jego studia (to ten sam człowiek, który dał światu niesamowitego Braida) zbiera nawet maksymalne oceny (choć nie brakowało także kilku "szóstek") byłem mocno zaintrygowany. Pisząc te słowa wiem, że 10/10 to lekka przesada, ale oczko mniej to nota, która należy się The Witness jak psu buda. To nie tylko najlepsza produkcja ostatnich lat, ale i ciekawy eksperyment. Blow pokazuje, że w dobie wysokobudżetowych gier AAA, które powielają rozwiązania konkurencji, a czasem nawet zjadają własny ogon, jest także miejsce na kreatywne i nowatorskie tytuły.

Nie wiedziałem, czego powinienem spodziewać się po rozgrywce w The Witness. Lakoniczny opis sugerował, że jest to nieliniowa przygodówka z akcją osadzoną na wyludnionej wyspie, gdzie zadanie głównego bohatera polega na rozwiązywaniu zagadek logicznych i odkryciu tajemnic skrywanych przez to miejsce. Tak faktycznie jest, ale pod tym wszystkim kryje się zdecydowanie coś więcej. Coś, co sprawia, że najnowsze dzieło Jonathana Blowa to gra, której nie da się pomylić z żadną inną i która nijak nie wpasowuje się w definicje gatunku.

The Witness opiera się na nieskomplikowanym, wręcz prostackim koncepcie. Każda zagadka (a jest ich w grze kilkaset!!!) wymaga przejścia przez labirynt od punktu A do punktu B na określonych zasadach. Wydawać by się mogło, że będzie ciężko zatrzymać gracza na kilkadziesiąt godzin przed telewizorem, serwując mechanikę opartą na tak banalnym pomyśle. Początkowo musimy po prostu omijać przeszkody, by dotrzeć do celu, rozwiązując zagadki umieszczone na panelach znajdujących się na wyspie.

Z czasem, gdy poziom trudności zaczyna powoli wzrastać, a zagadki są dostępne nie tylko na panelach, ale także w innych, ukrytych miejscach, okazuje się, że The Witness to po prostu majstersztyk. Produkcja zaczyna wymagać nie tylko logicznego myślenia, ale i kreatywności. Zmusza do szukania wskazówek, bowiem na pierwszy rzut oka wydaje się, że jedynym wyjściem zastosowanie metody na "chybił-trafił". Rozpoczyna się szukanie podpowiedzi (tych nie znajdziemy; możemy natomiast liczyć na wskazówkę, która pozwoli nam odgadnąć klucz do rozwiązania), obserwowanie otoczenia i zabawy z perspektywą. Nie obejdzie się również bez kartki, na której rozrysujemy rozwiązanie danej zagadki, by skorzystać z niego po chwili w grze.

Dobrze, tylko co w takim razie daje rozwiązywanie tych wszystkich łamigłówek? The Witness to gra z otwartym światem. Po ukończeniu krótkiego samouczka trafiamy na główną część wyspy i możemy udać się w dowolnym kierunku. Wszystkie lokacje są dostępne od początku, ale niektóre drzwi czy skróty zostały zablokowane na rozmaite sposoby. Dzięki rozwiązywaniu zagadek możemy na przykład przywrócić zasilanie w danym miejscu, co pozwoli nam przejść do kolejnego pomieszczenia; za sprawą łamigłówek otwieramy także zablokowane bramy lub aktywujemy określone mechanizmy.

Wszystko to sprawia, że metodą małych kroczków osiągamy postępy w rozgrywce, zbliżając się powoli do rozwiązania tej ostatniej, najważniejszej łamigłówki. Zanim to jednak nastąpi, czeka nas prawdziwie długa i wymagająca przygoda. The Witness, choć jest grą niezależnego studia, w przeciwieństwie do wielu popularnych "indyków" nie da się przejść w jedno popołudnie. Czas rozgrywki jest tak naprawdę uzależniony od zdolności gracza, ale trzeba poświęcić grze co najmniej kilkanaście godzin, by dotrzeć do wielkiego finału. Chcąc natomiast rozwiązać wszystkie zagadki, należy zarezerwować sobie znacznie więcej czasu. Nie wspominając już o sekretach, których na wyspie jest całe mnóstwo.

Zabrakło mi w The Witness jakiegoś systemu nagród (nie licząc własnej satysfakcji, bo ta jest ogromna po przejściu trudnego fragmentu gry). Zamiast tego otrzymałem niekoniecznie dobrze zrealizowany projekt świata, a konkretniej mam na myśli rozmieszczenie zagadek. Co rusz towarzyszyło mi jedno i to samo uczucie. Po rozwiązaniu danej łamigłówki nie mogłem na chwilę odetchnąć, bo gra od razu atakowała mnie kolejnymi mówiąc "o, fajnie, że Ci się udało, ale wiesz co? Mam tutaj dla Ciebie jeszcze kilka takich samych, tylko że trudniejszych plansz do zrobienia". Rozumiem, że rozmieszczenie kilkuset zagadek na małym obszarze musiało się tak skończyć, ale czy nie lepiej byłoby zrezygnować z niektórych łamigłówek po to, by nie atakować nimi gracza bez przerwy?

GramTV przedstawia:

Poza możliwością eksplorowania wyspy na piechotę w The Witness (o ile rozwiążemy odpowiednie zagadki) będziemy mogli także wybrać się w podróż łódką. Zapewni ona nie tylko chwilę relaksu, ale i pozwoli na spojrzenie na wyspę z innej perspektywy. Kto wie, być może nawet dzięki temu odkryjemy jakiś sekret? Dostrzeżemy drzwi, których zlokalizowanie byłoby niemożliwe w trakcie pieszego zwiedzenia? Warto również dodać, że sama mechanika podróży łódką została ciekawie zrealizowana (mapy mapę na której możemy zaznaczyć trasę, a obok specjalny wskaźnik pozwalający na ustalenie prędkości poruszania się) i idealnie wpasowuje się w mechanikę oraz styl produkcji.

Ciężko powiedzieć, że The Witness posiada fabułę. Zamiast historii opowiedzianej wprost za sprawą przerywników filmowych i dialogów (no bo z kim tu rozmawiać na wyludnionej wyspie?), mamy tutaj tło fabularne, które możemy odkryć w trakcie zabawy poprzez obserwację otoczenia i zbieranie audiologów, by zinterpretować je na wiele sposobów. Zakończenie również jest otwarte i zostawia po sobie więcej pytań niż daje odpowiedzi. Dla jednych będzie to z pewnością wada i oznaka lenistwa twórców, dla innych natomiast bodziec, dzięki któremu uruchomią oni swoją wyobraźnię.

The Witness to nie tylko bardzo wciągająca, ale i po prostu śliczna gra. Wszystkie obrazki, które znajdziecie w niniejszym tekście, pochodzą bezpośrednio z rozgrywki. Niezależnie od tego, gdzie się obrócimy podczas zabawy, będziemy mieli gwarancję, że ujrzymy coś pięknego. Choć udostępniony obszar nie jest pokaźnych rozmiarów, to pod względem zróżnicowania lokacji autorzy stanęli na wysokości zadania. Mamy tutaj kolorowy las, zamek, fragment pustyni, strefę przemysłową, góry czy nawet świątynię.

Szkoda tylko, że radość z eksploracji psują niewidzialne ściany, których jest tu zdecydowanie za dużo - postać nie może skakać ani też nigdzie spaść, więc chcąc pokonać dany fragment musimy poruszać się po z góry wyznaczonej ścieżce. Nie zmienia to jednak faktu, że The Witness jest pięknie wykonane, ale i zarazem estetyczne. Nawet jeśli dana łamigłówka sprawia problemy, możemy na chwilę odetchnąć i zająć się eksploracją świata. Tak bez celu - po prostu żeby tam być.

The Witness można odbierać na wiele sposobów. Tylko od gracza zależy, czy będzie w stanie zobaczyć w niej coś więcej niż zwykłą grę logiczną, czy doceni kunszt twórców, którzy umiejętnie żonglują jednym pomysłem przez kilkadziesiąt godzin sukcesywnie wystawiając zdolności użytkownika na kolejne próby. Najnowsze dzieło Jonathana Blowa to również inspiracja dla kolejnych twórców - udowadnia, że wystarczy odpowiednio zrealizowana idea (bez ogromnego budżetu), by stworzyć grę, która pozostanie na długo w pamięci miłośników elektronicznej rozrywki.

9,0
Pomimo kilku niedociągnięć to najlepsza gra ostatnich lat
Plusy
  • świetna realizacja niesamowitego pomysłu
  • nieliniowość
  • długa i wciągająca rozgrywka
  • ciekawie zaprojektowany świat
  • ogromna satysfakcja po rozwiązaniu trudnych zagadek
  • odpowiednie stopniowanie poziomu trudności
  • wycieczka łodzią
  • piękna oprawa graficzna
Minusy
  • niewidzialne ściany
  • zbyt gęsto rozmieszczone łamigłówki
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!