Opinia: nie krzyżujmy jeszcze nowego Hitmana

Patryk Purczyński
2015/10/17 16:00
0
0

Model wydawniczy Hitmana wygląda na eksperyment, który może zakończyć się piękną katastrofą. Czy diabeł faktycznie jest jednak tak straszny, jak go malują?

Opinia: nie krzyżujmy jeszcze nowego Hitmana

Pomysł IO Interactive i Square Enix na nowego Hitmana od początku nie pachniał najlepiej - zwłaszcza wiernym fanom serii, przyzwyczajonym do rozbudowanej kampanii, gdzie scenarzyści nierzadko przecież raczyli dramatycznymi zwrotami. Twórcy gry najwyraźniej uznali jednak, że nie sama fabuła, a sztuka pozostawania niewidzialnym i zabijania celów w białych rękawiczkach jest tym elementem, który należy eksponować w sposób najbardziej wydatny.

Zaczęło się jednak od zawiłego oświadczenia szefa IO Interactive, Hannesa Seiferta, który tuż po pierwszym pokazie Hitmana na E3 2015 tłumaczył: - Na swoją premierę gra będzie w pełni kompletna, ale nie skończona. Miało to oznaczać ni mniej ni więcej tyle, że w dniu debiutu Hitmana konsumenci otrzymają pełnowartościowy produkt, który z czasem będzie wzbogacany o nowe misje i lokacje. Brzmiało to tym bardziej obiecująco, że zawartość premierowa miała być udostępniana za darmo. - Wydacie tylko 60 dolarów. Żadnych DLC, żadnych mikropłatności i tego typu rzeczy. Kupicie grę, która zapewni Wam zabawę na kilka miesięcy - mówił Seifert. Cytat ten jest o tyle ważny - i jeszcze do niego wrócimy - że koniec końców znalazł pokrycie w rzeczywistości.

Kilkanaście dni po E3 przedstawiciele IO Interactive tłumaczyli, że to, co zostanie udostępnione na premierę gry, będzie jedynie jej częścią, a scenariusz doczeka się finału dopiero w przyszłym roku. Wreszcie padło też stwierdzenie o podzieleniu produkcji na sezony, aczkolwiek to były informacje nieoficjalne. Tym niemniej atmosfera wokół nowej odsłony zmagań Agenta 47 zaczęła się coraz bardziej psuć. Obawy były zresztą uzasadnione. Gracze zdążyli już bowiem stracić zaufanie do producentów i wydawców, którzy niejednokrotnie swoje nowe pomysły ubierali w piękne słówka, by po czasie okazało się, że to kolejny skok na kasę. Dodatkowym czynnikiem robiącym IO Interactive i Square Enix koło pióra było przeciąganie ogłoszenia konkretów. Można było odnieść wrażenie, jakby twórcy bali się tego, co sami stworzyli i chcą zaproponować odbiorcom. Po oficjalnym ujawnieniu szczegółów atmosfera nieco się oczyściła.

GramTV przedstawia:

Gwoli przypomnienia owe konkrety przedstawiają się następująco: na start gracze otrzymają sześć misji fabularnych rozgrywających się w trzech sandboksowych lokacjach (Paryż, Sapienza, Marakesz), a na dokładkę ponad 800 celów w trybie kontraktów i cotygodniowe wydarzenia. Następnie co miesiąc udostępniana będzie nowa lokacja (kolejno: Tajlandia, USA, Japonia), a także misje fabularne i poboczne. Square Enix dotrzymało słowa w tym zakresie, że za całość będzie trzeba zapłacić 60 dolarów. Jest jednak opcja kupowania na dwie raty: zawartości podstawowej i dodatkowej. Wówczas łączna kwota podnosi się o 5 dolarów. Kupując tylko zawartość premierową gracze nie otrzymują pełnowartościowego produktu, ale też nie płacą za niego pełnej ceny. Mając to na uwadze można zatem powiedzieć, że oferta wydawcy Hitmana jest fair. Pozostają rzecz jasna wątpliwości dotyczące dzielenia scenariusza na część dostępną od razu i w zawartości popremierowej, ale nie można sprowadzać ich do ceny produktu. Zresztą, tak naprawdę gra przybierze tutaj styl quasi-epizodyczny, a dzielenie tytułów na odcinki żadną kontrowersyjną nowością w naszej branży nie jest.

Oczywiście można też poczekać do momentu, w którym IO Interactive udostępni całą zawartość do nowego Hitmana - wtedy zapewne ukaże się zbiorcza edycja. Duńczycy przygotowali jednak swego rodzaju zachęty do bycia z grą od samego początku. Mowa o misjach ograniczonych czasowo, które akurat oceniam jako pomysł bardzo trafiony i robiący krok ku urzeczywistnieniu rozgrywki. Jeśli przyjmujemy kontrakt na zlikwidowanie jakiegoś celu, może się zdarzyć tak, że najdogodniejsza ku temu okazja jest akurat w danym miejscu i czasie. Od graczy zależy, czy podejmą się wykonania tej misji i czy uda im się oddać śmiercionośny strzał. Tego rodzaju zadania będą podtrzymywały dynamikę zdarzeń, a w zamyśle twórców przede wszystkim zdopingują graczy do wzmożonej, regularnej aktywności.

Większe obawy niż o sam model wydawniczy miałbym o faktyczną jakość rozgrywki, a konkretniej mówiąc - o jej różnorodność, o to, czy uda się uniknąć monotonii. Kwestie ilościowe nie powinny być w nowym Hitmanie problemem - najlepiej świadczy o tym fakt, że na start otrzymamy 800 misji kontraktowych. Osiemset! Owszem, sześć misji fabularnych rozszerzonych o zapewne nie więcej niż kolejne pół tuzina w zawartości popremierowej nikogo na kolana nie rzuci, ale dzięki wszystkim tym aktywnościom pobocznym, jak również rozmaitym sposobom na wypełnienie danej misji (IO Interactive zapewnia, że ścieżek zawsze będzie przynajmniej kilka) rozgrywka powinna wystarczyć na bardzo długo.

Sęk w tym, że niebotyczne liczby, jeśli chodzi o zadania poboczne, mogą obrócić się na niekorzyść Hitmana. Jeżeli wszystko zostanie oparte na kilku schematach, to kontrakty zamiast ekscytować szybko wpędzą odbiorców w znużenie. To, a nie model wydawniczy, który - jeszcze raz podkreślę - według mnie jest sprawiedliwy, choć oczywiście nieco udziwniony, jest dla mnie na tym etapie większym powodem do trosk o nowe dzieło IO Interactive. Na tym etapie - bo przecież nie wiemy jeszcze, jak wypadnie to w praktyce. O tym, dlaczego zadania poboczne mogą zepsuć grę, w swoim felietonie przekonywał zresztą dziś Mateusz Mucharzewski; ja jedynie pragnę zasygnalizować, że podobne problemy mogą (ale wcale nie muszą, jeśli twórcy Hitmana staną na wysokości zadania) dosięgnąć Agenta 47. Dziś pewien jestem tylko tego, że daleko mi do ferowania wyroków i dlatego apeluję: nie krzyżujmy jeszcze Hitmana. Na sąd przyjdzie pora kiedy indziej. Gorąco wierzę, że w tej sprawie zapadnie wyrok uniewinniający.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!