Tales from the Borderlands: Escape Plan Bravo - recenzja

Paweł Pochowski
2015/08/21 16:00
0
0

Wycieczka kosmiczną rakietą do stacji kosmicznej Hyperionu, by zinfiltrować ją od środka jako Rhys-quez? To trzeba zobaczyć!

Tales from the Borderlands: Escape Plan Bravo - recenzja

Escape Plan Bravo to czwarty w kolejności i ostatni przed wielkim finałem odcinek Tales from the Borderlands. To także drugi z odcinków, który mogliśmy rozegrać podczas tegorocznego lata. Poprzedni - Catch a Ride - recenzowaliśmy bowiem pod koniec czerwca, mniej niż dwa miesiące temu. Jak na Telltale i odcinki Tales from the Borderlands, na kolejny nie musieliśmy nawet długo czekać.

Dla przypomnienia, trzeci epizod opowiadał o tym, jak cała wesoła ekipa (powiększona zresztą chwilowo o dodatkowe postaci) zwiedzała tajne laboratorium Atlasu w poszukiwaniu czegoś niezwykle cennego. I znalazła to. Szczęście nie trwało jednak długo, bo w całą aferę wplątał się ktoś jeszcze. Ktoś, to posiada w ręce spory argument, a wraz z nim podróżuje sporo innych argumentów, w związku z czym, w dyskusji miewa często rację. W ten oto sposób ekipa została zmuszona, by zapakować się na statek i razem polecieć w miejsce, w którym ukryty został ostatni z potrzebnych elementów do znalezienia poszukiwanego i wyśnionego przez wszystkich cennego skarbu. Wiecie co to za miejsce? Znajduje się ono na stacji kosmicznej Hyperionu... i jest nim cel wycieczek i kultu w postaci... biura Handsome Jacka. Tego samego, który towarzyszy nam w zabawie od samego początku w głowie Rhysa.

Pod względem scenariusza, w Escape Plan Bravo nadal część historii zakrywa kurtyna, która opadnie dopiero po wielkim finale. W końcu tak w ogóle to Rhys oraz Fiona od samego początku są porwani i przetrzymywani siłą, zdają się nie przepadać za swoim towarzystwem i muszą opowiadać o tym, co wydarzyło się wcześniej. Często prowokuje zabawne sytuacje, gdyż każde ma swój własny punkt widzenia. Generalnie jednak nawet po przejściu czwartego epizodu nadal trudno domyślić się, co tak właściwie stało się, że ta dwójka skończyła w takim, a nie innym położeniu. Czy faktycznie coś poszło nie po ich myśli, czy to może część ich własnego planu? Opcji jest kilka, prawidłowe rozwiązanie - tylko jedno, ale niestety nie poznamy go aż do jesieni.

Tymczasem wątki w historii osadzonej w przeszłości zmierzają w dobrym kierunku. Ostatni odcinek przyniósł więcej akcji, w tym także sporo się dzieje, ale nie są to już brutalne walki i dzikie pościgi. W Escape Plan Bravo poszczególne sceny rozgrywają się w wolniejszym tempie, jest na nie więcej czasu, ale akcja szybko biegnie do przodu. Rhys wpada na genialny sposób dostania się do Hyperionu, a już niedługo później, po krótkich przygotowaniach, prawie cała ekipa zaczyna montować się w kokpicie kosmicznej rakiety. Towarzyszy nam chociażby Scooter, którego z całą pewnością pamiętacie z jednego z poprzednich odcinków (i nie tylko). Poczciwy, zabawny, choć lekko zakompleksiony facet staje się zresztą niezbędnym ogniwem podczas podróży. Jako mechanik najpierw przygotowuje wszystko do startu, a potem towarzyszy nam w podróży do celu, ratując zresztą całą ekipę w odpowiednim momencie przed katastrofą.

Właśnie w tym miejscu odcinka twórcy przygotowali trzy, genialne sceny. Pierwsza, gdy Rhys szuka ciała swojego byłego szefa, by je zeskanować i wejść do Hyperionu jako Vasquez. W ten sposób powstaje Rhys-quez, ale to, co Rhys musi zrobić, by skompletować ciało swojego byłego szefa jest odrażająco wspaniałe i jeszcze spotęgowane przez cięte i dowcipne komentarze Przystojnego Jacka (nie brzmi tak dobrze, co nie?). Zresztą cały motyw z Rhysem wyglądającym (i brzmiącym!) jak Vasquez jest genialny i daje sporo śmiechu. Szczególnie w sytuacji, w której w siedzibie Hyperionu bierze on udział w przekomicznej i totalnie abstrakcyjnej strzelaninie na... wyimaginowane pistolety zrobione z palców. Scena powoduje absolutny opad szczęki, wbicie w fotel i banana na twarzy. Jeden z najmocniejszych punktów odcinka.

GramTV przedstawia:

Chwile później natomiast oglądamy już kolejną w tym sezonie scenę muzyczną, będącą każdorazowo intrem odpalanym gdzieś w 1/3 długości odcinka. Całość ponownie idealnie zrealizowano. Widzimy, jak cała ekipa w spowolnionym ujęciu zmierza w stronę rakiety. Wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, przygotowują się do wielkiego startu, a chwilę później ich rakieta unosi się i leci coraz wyżej i wyżej, ku Hyperionowi, oddalając się od przeklętej Pandory. Jest w tej scenie filmowa wręcz magia, która pokazuje, że Telltale nieprzypadkowo odnosi sukces z kolejną, wykonaną podobnie do poprzednich grą, która jednak ma swój unikatowy klimat i różni się od wszystkiego, co widzieliśmy w podobnych grach.

Zresztą, po raz kolejny przekonujemy się także, że jedną z cennych umiejętności studia Telltale jest żonglowanie napięciem. Jest słodko, radośnie, ekipa razem, zmierza w stronę swojego przeznaczenia z podniosłą muzyką w tle? No to trzeba trochę zmienić klimat, podsunąć graczowi coś zupełnie innego i przeciwnego. Nic więcej nie powiem ponadto, że tym razem to nie słońce przegoniło ciemne chmury, a to one nadciągnęły i zepsuły słoneczne popołudnie. Przygotujcie paczkę chusteczek, bo może się przydać. Takiego momentu w Tales from the Borderlands jeszcze bowiem nie było.

Dalej nie jest już tak emocjonalnie, choć nie mniej dramatycznie, bo nasi bohaterowie muszą poradzić sobie na miejscu, w siedzibie Hyperionu. A spotykają tam wiele niezbyt pozytywnie nastawionych twarzy. Jest to generalnie okazja do obejrzenia kilku śmiesznych sytuacji, ale przede wszystkim poznania przykrej prawdy o naszych bliższych i dalszych znajomych. Jeden z nich okaże się być zdrajcą od początku działającym na naszą niekorzyść. Drugi natomiast ma wobec naszej skromnej osoby pewne plany, które zrealizuje niezależnie od tego czy jako Rhys wyrazimy na to zgodę, czy wręcz przeciwnie.

Żeby jednak nie było zbyt kolorów, jest w Escape Plan Bravo kilka elementów, które mogłyby zostać lepiej wykonane. Po pierwsze, odcinek nie mówi nam zbyt wiele nowego o poszczególnych postaciach. Tak jak poprzedni stawiał na rozwój postaci i to zarówno tych pierwszo, jak i drugoplanowych, tym razem nie dowiadujemy się o nich zbyt wiele nowego. Co do postaci drugoplanowaych, w poprzednim odcinku dużo czasu spędziliśmy z Atheną i Loader Botem, ale teraz na pierwszym planie nie pojawiają się w ogóle. Ogromna szkoda. Idąc dalej, odcinek nie jest zbyt długi, trwa tylko półtorej godziny, a jednak znalazły się w nim lekko nużące elementy. Żeby było śmieszniej, dotyczyły one fragmentów typowo growych, w których gracz musi coś samodzielne wykonać (np. poszukać danej rzeczy), zamiast skupić się na byciu widzem i odbiorcą akcji. Nie ma szalonych scen walki, ale w to miejsce wstawiono kilka nudniejszych momentów poszukiwania danych przedmiotów wykonanych trochę bez pomysłu. A skoro już narzekam, jest w odcinku scena, w której prowadzone są dwie rozmowy. W jednej bierzemy udział, druga powinna powinna odbywać się znacznie ciszej, w tle. Ale tak nie jest, bo jest drugi dialog jest zbyt głośny i przebija się na pierwszy plan, zagłuszając to, co mówi i słyszy nasz główny bohater. Ale na szczęście błąd ten jest jednorazowy i nie trwa długo.

Reasumując, Escape Plan Bravo jako odcinek broni się świetnym żonglowaniem emocjami. Mamy tutaj zarówno radość, jak i smutek, elementy z humorem, jak i poważniejsze rozmowy. Mniej jest może walki, ale nie oznacza to, że odcinek jest nudnawy lub ciągnie się powoli, bo wprost przeciwnie, akcja dość szybko podążą naprzód, a zamiast walk twórcy przygotowali inne, emocjonujące sceny. Gdybym się miał do czegoś przyczepić, to poprosiłbym twórców o wykonanie ciekawszych trochę elementów typowo growych, w których musimy np. poszukiwać jakiś elementów, bo na tle innych świetnie wyreżyserowanych ujęć są one lekko słabe. No i ubolewam nad faktem, że nie położono tym razem takiego nacisku na rozwijanie naszej wiedzy o bohaterach, a ważne postaci z trzeciego epizodu tym razem nie pojawiły się w ogóle.

Nie zmienia to jednak faktu, że Escape Plan Bravo to kolejny, świetny odcinek Tales from the Borderlands, który tym razem nie tylko bawi mnóstwem gagów i dialogów, ale nawet potrafi wzruszyć i zasmucić. Na szczęście tylko na chwilę. Jest to świetne preludium do finalnego epizodu, który po tylu świetnych odcinkach daje szansę na naprawdę wielkie zakończenie opowiadanej historii i zapewne poinformowanie graczy o tym, że będzie kontynuacja w postaci kolejnego sezonu. Bo musi być. Wszystkie dotychczasowe epizody z osobna, jak i razem wzięte jako jedna całość, po prostu na to zasługują.

8,0
Odcinek broni się choćby sceną z palcami. A dobrych momentów jest znacznie więcej.
Plusy
  • świetne żonglowanie napięciem i emocjami
  • scena ze strzelaniną na palcowe pistolety
  • scena w kosmosie
  • pomysł na Rhys-queza
  • genialne intro
  • mniej akcji i walki przy zachowaniu dobrego tempa akcji
  • klimat
  • jak zwykle humor, dialogi i scenariusz
Minusy
  • elementy typowej rozgrywki miejscami trochę nudnawe
  • błąd z nakładającym się dźwiękiem w jednej scenie
  • zupełny brak ważnych osób z poprzedniego epizodu
  • niewiele dowiadujemy się o głównych postaciach
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!