Technobabylon - recenzja

Sławek Serafin
2015/06/22 20:07
2
0

Całkowicie pikselowa i uroczo staroszkolna historia rodem z mrocznej, ale i momentami zabawnej, niezbyt odległej przyszłości.

Ja wiedziałem, że Technobabylon będzie dobry. Nie dlatego, że gdzieś tam przeczytałem pozytywne opinie i entuzjastyczne zapowiedzi, choć to też, ale w zasadzie wystarczyło mi spojrzeć na obrazki i sprawdzić, kto za tym dziełem stoi. A stoi Wadjet Eye, czyli małe studio, które na przekór postępowi technicznemu i rosnącej mocy kart graficznych ciągle robi swoje przygodówki w wiekowym Adventure Game Studio. I robi je znakomicie, czego dowodem jest każda kolejna część ich flagowego cyklu Blackwell. Co więcej, Wadjet Eye pośredniczy także w wydawaniu podobnych gier tworzonych przez jeszcze mniejsze, najczęściej jednoosobowe studia. Z tego źródła fani przygodówek zaczerpnęli genialne Gemini Rue, pamiętne Resonance oraz fantastyczną Primordię. Znamy te gry. Wszystkie to absolutnie pierwsza liga jeśli chodzi o przygodowe pointowanie i clickanie. I dlatego wiedziałem, że następna produkcja wydawana przez Wadjet Eye, Technobabylon, też będzie bardzo dobra. Nie pomyliłem się.

Technobabylon - recenzja

Rzecz pachnie bardzo mocno klasycznym cyberpunkiem, ale szybko okazuje się, że choć faktycznie mamy tu do czynienia z megalomanią sztucznych inteligencji, biotechnologicznymi interfejsami, korporacjami żerującymi na wybitnie już niezdrowej tkance społeczeństwa i rajem zapomnienia oferowanym przez wirtualną rzeczywistość, to "dark future" w wydaniu Technobabylon jest o wiele bardziej realistyczne i wiarygodne niż chromowany, brutalny, kontrkulturowy szyk, jaki zadaje zwykły cyberpunk. Gra kreuje tak sugestywną wizję, niestety nieco ponurego świata przyszłości, że nawet gdy sobie żartuje, a robi to nie raz, jest trochę straszna w tym, jak trafnie przewiduje, co może się z nami wszystkimi dziać za jakieś pół wieku z hakiem.

Technobabylon to umiejscowione gdzieś na wybrzeżach Oceanu Indyjskiego wolne miasto Newton zarządzanie przez Centralę, jedną z najbardziej zaawansowanych na świecie sztucznych inteligencji. Ta przygnębiająca metropolia zamieszkana jest przez wszelaki asortyment ludzi z najprzeróżniejszych kultur, z czego my, jako gracz, bliżej poznajemy tylko kilka osób, głównie zaś trójkę naszych bohaterów. Zanim jednak do nich przejdę, chciałbym się chwilę pozachwycać tym, jak Technobabylon odmalowuje tymi swoimi pikselami i anachronicznymi animacjami tło całej opowieści. I nie chodzi mi o to, że gra jest śliczna, choć jest z całą pewnością. Większe wrażenie jednak niż powierzchowny wygląd robi tutaj sugestywność, głębia i bogactwo detali. Bardzo wiele pracy zostało włożone w przedstawienie nam tego świata mrocznej przyszłości. I to nie bezpośrednio, nie z pchaniem do gardła i stroboskopem efektów po oczach, ale elegancko, w warstwach dialogów, w opisach przedmiotów i lokacji, w folderach dysków i feedzie newsów. Technobabylon nie traktuje nas jak niepełnosprytnych konsumentów growej pulpy, którym wszystko trzeba wyłożyć jak kawę na ławę i jeszcze objaśnić przy okazji najprostsze zagadnienia. Tego w ogóle nie robi, pozostawiając fundamentalne sprawy, takie jak na przykład zasadę działania Transu, bez odpowiedzi i wyjaśnienia. Zamiast tychże, Technobabylon serwuje nam całą masę detali, z których układamy sobie wyjątkowo plastyczny, wiarygodny i z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej niepokojący obraz. Niepokojący, bo jakże prawdziwy. Wszystko naprawdę może się tak potoczyć. Na szczęście nie musi. Ale może...

Gra skonstruowana jest na zasadzie przejścia z chaosu do jako takiego ładu. Wątki i bohaterowie rozrzuceni są w czasie oraz przestrzeni i na początku tak naprawdę nie wiadomo w ogóle o co chodzi i w jakim kierunku zmierza narracja. Potem jednak wszystko zaczyna się zazębiać, splatać i wyjaśniać, by znów się splątać i rozwinąć w zaskakujący sposób i w końcu doprowadzić do dwóch alternatywnych zakończeń. Najlepsze w scenariuszu Technobabylon jest chyba to, że nie jest przewidywalny. Nie wiemy co się dalej wydarzy. I dzięki temu tak bardzo chcemy się właśnie dowiedzieć, co, kto i dlaczego. A przede wszystkim kto, bo choć Technobabylon bardzo mocno stawia na kreację świata, to nie można powiedzieć, że zaniedbuje swoich bohaterów.

GramTV przedstawia:

Ta gra to prawie że książkowy przykład, jak za pomocą ograniczonych środków i ani trochę realistycznego przedstawienia jeśli chodzi o technologię, wykreować żywe, prawdziwe postacie. Takie, które mają jakąś przeszłość, które mają charakter, motywacje, lęki i pragnienia. I choć wydaje się, że Technobabylon bazuje na stereotypach, takich jak uzależniona od wirtualnej rzeczywistości hakerka czy zgorzkniały stary technofobiczny glina i jego czująca się jak ryba w wodzie w postinternetowym świecie młoda partnerka, to gra umiejętnie nadaje każdej z tych postaci jakieś rysy, przemyca między pikselami tyle naturalnej, wiarygodnej osobowości, że wydają się one jak najbardziej prawdziwe. Nie ma tu żadnego problemu ze skracaniem dystansu i nawiązywaniem emocjonalnej więzi z bohaterami. Technobabylon osiąga bez trudu coś, czego mogą jej pozazdrościć wielkobudżetowe, opatrzone prawie że fotorealistyczną oprawą produkcje - automatyczne zawieszenie niewiary. Jasne, wiemy że to gra, ale przeżywamy ją, jakby to była historia całkiem prawdziwa. To znaczy w tych momentach, gdy nie próbujemy wykopać sobie z głowy palcem rozwiązania następnej łamigłówki.

A za zagadki też się należy Technobabylon pochwała. Są trudne, to trzeba przyznać. To nie jest lekka, przyjemna przygodówka, która skupia się na narracji i łamigłówki dodaje tylko po to, żeby można było sobie bezstresowo poklikać. Nie, nie, tu trzeba momentami ostro przydumać nad rozwiązaniem problemu. Są tu zagadki proste i oczywiste, są też konstrukcje wielostopniowe, posiadające potencjał wstrzymania rozgrywki na dobrych kilkadziesiąt minut, potrzebnych do rozgryzienia wszystkich ewentualności i zależności. Ale są za to eleganckie i logiczne. Nie musimy tutaj stosować losowej metody klikania wszystkim we wszystko, w celu odkrycia jakiegoś połączenia, na które nikt zdrowy na umyśle by nie wpadł bez odurzenia substancjami różnymi. Nic z tych rzeczy. Wszystko ma sens i jest częścią logicznych ciągów przyczynowo-skutkowych. Czasem trzeba mocno szarpnąć za struny wyobraźni, to prawda, ale ani razu nie poczujemy, że je niebezpiecznie naciągneliśmy w rejony absurdu. Za to wielokrotnie będziemy mieć satysfakcję ze zgryzienia twardego orzecha bez trwałych uszkodzeń w umysłowym uzębieniu.

Trudno jest mi powiedzieć, jak Technobabylon plasuje się pomiędzy innymi przygodówkami Wadjet Eye. Gemini Rue chyba jednak bardziej mi się podobało i mocniej mną wstrząsnęło. A Primordia ujęła mnie emocjonalnie i wizualnie. Ale tej kreacji świata, tej kapitalnej namacalności, jaką oferuje Technobabylon, można szukać ze świecą nie tylko w dzierganych AGSem przygodówkach, ale i w grach w ogóle. Ta produkcja przenosi nas na jakieś dziesięć godzin do swojej rzeczywistości i pozwala przeżyć w niej coś bardzo, bardzo fajnego. I przy okazji pokazuje, jaki postęp w dziedzinie narracji, a nawet konstrukcji łamigłówek nastąpił w ostatnich latach w obrębie tej fanatycznie trzymającej się retro-stylizacji niszy gatunkowej. Żyjemy w czasach wielkiej świetności gier przygodowych, w nowym ich złotym wieku, gdzie tryumfy święcą nowatorskie rozwiązania z The Walking Dead czy Life is Strange na przykład. Ale obok nich mamy też takie wierne kanonicznym rozwiązaniom gry, jak Technobabylon właśnie, wcale nie gorsze, ba, można nawet powiedzieć, że lepsze od wielu innych propozycji.

Krótko mówiąc więc, zdecydowanie Technobabylon polecam. Wadjet Eye znów udowadnia, że nie potrafi wydać nie tylko słabej, ale też i zwyczajnie przeciętnej przygodówki. Co nie wezmą do ręki, to umieszczają na najwyższej jakościowo półce. Ki diabeł, Midasy jakieś, czy co... Ale nie żebym narzekał, o co to, to nie!

8,5
Wadjet Eye trzyma formę ponad normę
Plusy
  • świetnie wykreowana, plastyczna dark future
  • sporo humoru, czasem bardzo gorzkiego
  • prawdziwi, żywi bohaterowie
  • trudne, ale perfekcyjnie logiczne łamigłówki
  • przemyślnie splątana, nieoczywista fabuła
  • i do tego ładnie wygląda
  • i dobrze brzmi też
Minusy
  • no nie wiem... polskiej wersji nie ma?
  • ... i może ktoś nie lubi pikseli też?
Komentarze
2
porckypizgus
Gramowicz
23/06/2015 15:15

Patrzę na te screeny to zaraz robi mi się ciepło na sercu, zupełnie jakbym przeglądał stary numer Secret Service ;)

Usunięty
Usunięty
22/06/2015 20:23

Gemini Rue i Primordia to jedne z najlepszych przygodówek w jakie kiedykolwiek grałem. Ich jedyna wada to długość. Gdyby powstały w czasach świetności point&click to były by wymieniane obok największych hitów Lucasa.Wiedząc przez kogo jest robiona te grę mogę brać w ciemno.