The Incredible Adventures of Van Helsing III - recenzja

Sławek Serafin
2015/06/20 17:11
2
0

Trzecia i prawdopodobnie ostatnia część przygód Katariny i Van Helsinga w mrocznej, ale rozbrajająco zabawnej Borgovii.

Szkoda mi trochę węgierskiego studia Neocore i serii ich gier The Incredible Adventures of Van Helsing. Wydawane w jakimś dziwnym formacie, ni to epizodycznym, ni to klasycznym z kontynuacjami co roku, rozdrobniły się, rozmyły, choć mogły zaoferować coś naprawdę fajnego i pamiętnego, gdyby ich twórcy bardziej zaryzykowali, poszli na całość i zebrali wszystkie pomysły w jedną, solidną, dopieszczoną grę. Widać, że potrafią taką zrobić, ślady i dowody na to można znaleźć we wszystkich trzech odsłonach Van Helsinga, nawet w tej trzeciej, najkrótszej i ewidentnie zrobionej pospiesznie, bez dopięcia wszystkiego na ostatni guzik kuloodpornej kamizelki. Widać wyraźnie, że w przygotowania do trzeciej wycieczki Katariny i Van Helsinga do Borgovii wkradło się sporo chaosu i po dotarciu na miejsce okazało się, że zapomniano kilku ważnych rzeczy, kilku par koszul na zmianę, bawełnianych patyczków do czyszczenia uszu oraz sznurowadeł do zielonych trampek. I Kevina też... choć akurat to dobrze, bo przynajmniej jego stare gagi zostały w domu i nawiedzają telewidzów w innych niż Borgovia krajach Europy Środkowej.

The Incredible Adventures of Van Helsing III - recenzja

The Incredile Adventures of Van Helsing III, podobnie jak dwie poprzednie części, miesza zasadniczo poważną, mrocznawą, gotycką i steampunkową scenografię oraz atmosferę z popkulturowym growym sitcomem, którego siłą napędową jest oczywiście para przeciwieństw, czyli główni bohaterowie. Katarina i Van Helsing nieustannie się przekomarzają i sypią żarcikami, jak z obszernego rękawa hipisowskiej koszuli w kwiaty. Nie jest to humor szczególnie wyrafinowany i lotów podniebnych, ale nie sposób się nie uśmiechnąć kilka razy, może nawet i szczerze, gdy gra w ten czy inny sposób do czegoś nawiązuje w bezpretensjonalny sposób. Dobrze to wyszło węgierskim twórcom i aż się żałuje, że nie postawili mocniej na ten niepoważny ton i nie zrobili po prostu z gry solidnej, hack & slashowej komedii. Nie mamy takowych w nadmiarze, wręcz przeciwnie, nawet strasznie kolorowe i wydawałoby się fundamentalnie wesołe produkcje w stylu Torchlight tak naprawdę od żartów stronią. Nie mówiąc już o sztywnych i poważnych jak krawaty przedsiębiorców pogrzebowych produkcjach w stylu Diablo III czy Path of Exile.

Mamy więc tutaj dobry humor. Dawka niewystarczająca zasadniczo, ale i tak mile widziana. A skoro już o tym mowa... Dobrze się na The Incredible Adventures of Van Helsing III patrzy. Gra jest ładna, może nie dzięki technicznym fajerwerkom, ale tak ogólnie, dla oka miła stylizacją, różnorodnością i pomysłowością w kreacji środowisk, w których przyjdzie Katarinie i Van Helsingowi mierzyć się ze stworami maści wszelakiej. Po części to zasługa tego, że gra nie jest zbyt obszerna, ale i tak należy docenić fakt, że scenografia zmienia się tu często i trzeci Van Helsing nigdy nie każe spędzać nam zbyt wiele czasu w tych samych okolicznościach przyrody, szybko zmieniając je na inne, zanim zdążą nas znużyć. Stałym elementem jest tylko nasza podziemna baza odziedziczona po poprzednich częściach razem z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Tegoż inwentarza mamy tutaj sporo, ale niestety nieszczególnie rozwiniętego. Teoretycznie nasza baza oferuje nam sporo różnych atrakcji, nie tylko kupców, dostawców misji i różnorakich rzemieślników. Jest tutaj również wierna, choć niegrzeczna chimera, którą możemy wysyłać na łupieżcze misje w magiczny świat Atramentu. Są też nasi żołnierze i ich dowódcy, którym możemy zlecać zajęcie się różnymi zadaniami i problemami, które są ważne, ale nie aż tak bardzo, byśmy musieli sami interweniować. I oczywiście mamy też kanały, których trzeba bronić przed atakami hord, tym razem nieumarłych. Wszystkie te dodatkowe opcje są bardzo fajną odskocznią od biegania po Borgovii z Katariną i sprzątania elementu mniej lub bardziej magicznego. Odskocznią fajną, ale mocno niedorozwiniętą...

GramTV przedstawia:

Chimerę rozwiniemy maksymalnie gdzieś pod koniec pierwszego z trzech aktów i potem zabawa z nią staje się nudną formalnością. Misje dla żołnierzy, bardzo fajnie ujęte i sprytnie zrealizowane, kończą się tak w zasadzie w połowie gry. A zabawa w "tower defence", tak powszechna w poprzednich Van Helsingach i nadal przyjemna, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, gdzie jest sporym wyzwaniem, została sprowadzona do absolutnego minimum. Węgrzy zostawili te wszystkie "zdobycze cywilizacyjne" poprzednich części, ale zabrakło im czasu i/lub pieniędzy, by zrobić z nimi coś naprawdę fajnego. Pośpiech i niedbalstwo w tworzeniu zawartości widać nawet w czasie, który spędzamy z głównymi bohaterami - w pierwszych lokacjach mamy sporo dodatkowych atrakcji, misji pobocznych i żartów, ale potem im dalej w las, tym mniej drzew.

Nie inaczej sprawy się mają z największą nowością, jaką wprowadza The Incredible Adventures of Van Helsing III, czyli dodatkowymi klasami postaci, które zwiększają ich liczbę do sześciu. Wszystkie są ciekawie pomyślane i w miarę oryginalnie zaprojektowane. Każda jest jeżem z tego starożytnego przysłowia, które mówi, że lis zna wiele sztuczek, a jeż tylko jedną, ale za to bardzo dobrą. Różne rodzaje Van Helsingów w trzeciej części też mają swoją główną sztuczkę, bardzo dobrą właśnie, zdecydowanie odróżniającą je od pozostałych klas postaci. Każdą z tychże postaci gra się całkiem inaczej, świeżo i fajnie. Każda ma swoją mechanikę, czasem łatwiejszą, czasem trudniejszą do zastosowania, ale zawsze przyjemną i dającą satysfakcję z eliminowania wrogów za jej pomocą. Ale... nic więcej. Teoretycznie każda klasa ma dodatkowe umiejętności do odblokowania, jakieś aury, specjalne cechy, ale w praktyce jest ich mało i albo niewiele wnoszą, albo w każdym podejściu stosuje się ten sam ich garnitur, bo tylko on ma sens. To sprawia, że ta świetna, unikalna mechanika każdej odmiany Van Helsinga traci świeżość gdzieś tak w połowie rozgrywki i... i nic nie pojawia się w to miejsce, by ową świeżość przywrócić. Jeże się ciągle jeżą w ten sam sposób, nawet gdy już nam się to znudzi. Oczywiście, nie ma co się spodziewać, że taka relatywnie mała gra jak The Incredible Adventures of Van Helsing III da nam taką głębię elastycznego rozwoju postaci, jak Diablo III na przykład, ale naprawdę chciałoby się, żeby konkretna, akurat grana wersja Van Helsinga rozwijała się jakoś ciekawiej niż tylko stopniowo zwiększając siłę podstawowego zestawu ataków. Sprzęt mógłby chociaż wprowadzić odrobinę różnorodności, nie tylko wizualnej, ale też funkcjonalnej - niech choć te różne rodzaje broni głównej modyfikują nieco sposób, w jaki kładziemy wrogów pokotem. Ale nie, wszystko jest tutaj takie samo i nie ma chyba gracza tak niesłychanie spostrzegawczego, czujnego i operatywnego, który dostrzegłby jakąkolwiek różnicę w tym, jak się gra po wymianie wyposażenia postaci. Nowe zabawki trochę inaczej wyglądają i mają ździebko inne statystyki, ale to wszystko. Łupienie wroga zostało sprowadzone do postępu liniowego i niezauważalnego, co w grze tego typu jest niestety grzechem zaliczającym się do kategorii głównych. Ale nie śmiertelnych, na szczęście.

The Incredible Aventures of Van Helsing III zbywa swoje niedostatki wesołą miną i zawadiacką manierą. Mimo tego, że jest to trzecia teoretycznie taka sama gra osadzona w tych samych nierealiach, udaje się jej zachować oryginalność i odróżnić trochę od konkurencji. Podstawowa mechanika eliminacji wrogów nadal jest bardzo solidna i przyjemnie się ich kosi, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, gdzie można znaleźć odpowiednie wyzwania. Dobrze się gra po prostu. Jasne, można by było o wiele lepiej. Ba, wydaje mi się, że nawet tak właśnie być powinno. O wiele lepiej, znaczy się. Ale w sumie to dobrze, że nawet jeśli trzeci Van Helsing nie poszedł do przodu, to przynajmniej się nie cofnął, albo, nie daj boże, gdzieś się stoczył. Nie ma się na co rzucać, pomrukując z ukontentowania i śliniąc się łapczywie, to prawda. Ale gdyby gdzieś, kiedyś, jakoś wam The Incredible Adventures of Van Helsing III wpadło w ręce, to można przy tej grze spędzić kilkanaście godzin, których nie uzna się później za stracone. Zwłaszcza jeśli grało się w dwie poprzednie części i z jakiegoś niewiadomego powodu chciało się poznać ostatni rozdział trochę przerysowanej opowieści o tym, jak to duch Katariny i Van Helsing pogromca bydląt wszelakich zrobili w końcu porządek w Borgovii.

7,0
Borgovia last minute, non all-inclusive
Plusy
  • nadal oryginalny, ciekawy klimat
  • Katarina i Van Helsing to świetna para
  • cały legion dziwacznych stworzeń do wybicia
  • sześć różnych klas postaci
  • dobre tempo akcji
  • solidny, bogaty w nawiązania humor
  • ładnie wygląda i nieźle brzmi
Minusy
  • tylko wysokie poziomy trudności warte uwagi
  • niedorobione atrakcje poboczne
  • klasy postaci trzymają się jednego combo
  • kampania krótsza i uboższa niż w "dwójce"
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
21/06/2015 21:00

Poszczególne części chyba wychodziły cyklicznie mniej-więcej co rok.Podzielam opinię recenzenta - trochę szkoda, że studio poszło na łatwiznę i już tylko odcina kupony od stworzonej marki. Jedynka była świeża, ciekawa i klimatyczna. Przy okazji wychodziła akurat, gdy panowała pewna posucha w gatunku H''n''S, a przynajmniej dla każdego, kto chciał czegoś innego niż drogiego Diablo 3 i cukierkowego Torchlight 2. Miała pewne niedoróbki i brakowało jej trochę zawartości, między innymi szerszej palety animacji czy większych różnic pomiędzy umiejętnościami, ale pod każdym innym względem była bardzo przyjemną grą.Już przy dwójce otrzymaliśmy odgrzewany kotlet z nieco większą zawartością klas i pobocznych dodatków, ale miałem wrażenie, że to ta sama gra co jedynka (włącznie z soundtrackiem poszerzonym raptem o kilka utworów), tylko wtórna, mniej przełomowa i mniej ciekawa.Nie wiedziałem o premierze trójki, zobaczyłem tę recenzję i pomyślałem sobie - "Znowu?! Przecież dopiero co grałem w dwójkę".Niestety, pomimo że lubię Van Helsinga i poświęconą mu serię gier, ostatnią część odpuszczę sobie bez żalu, bo wygląda na to, że nie ma nic ciekawego do zaoferowania. W sumie wyszłoby na to samo, gdybym odpalił teraz jedynkę albo dwójkę.

Usunięty
Usunięty
21/06/2015 15:19

Dla mnie to rozczarowanie. Kiedy odpaliłem grę, musiałem sprawdzić, czy przypadkiem nie włączyłem dwójki. Interfejs identyczny, grafika też.Fajnie poznać dalszy ciąg historii, fajnie zobaczyć znane postacie, ale... Twórcy poszli na łatwiznę. Nawet się nie starali. Wiele modeli jest żywcem przeniesionych z dwójeczki. Poza tym, nie podoba mi się rozdrobnienie klas. W 2 było mniej, ale przynajmniej było więcej możliwości rozwoju, a tu mamy cały czas praktycznie jeden zestaw skilli. To już w Diablo 3 jest o niebo lepszy system.Ogólnie, jeżeli NIE graliście w poprzednie części, to można się skusić, ale nadal dwójka jest lepsza - bo więcej contentu. Jeżeli graliście, to warto, ale tylko jeżeli wam zależy na fabule itp.