Pillars of Eternity - chwilę przed recenzją

No to chyba mam swojego kandydata na grę roku. A to dopiero jego początek...

Pillars of Eternity - chwilę przed recenzją

Serio. Jestem - co ostatnio zdarza się dość rzadko - bardzo pozytywnie zaskoczony faktem, jak dobrą grą jest póki co Pillars of Eternity. Spędziłem w niej jak na razie kilkadziesiąt godzin i jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem. No dobrze, może z tym "zaskoczeniem" nieco przesadziłem, bo głęboko wierzyłem w to, że robiący obecnie najlepsze erpegi Obsidian poradzi sobie bez problemu z dziedzictwem kultowego Baldura. I tak też, ku uciesze gawiedzi oraz mojej, się stało.

Na recenzję będziecie musieli jeszcze trochę poczekać, ciągłe odgrywanie zapisanych stanów rozgrywki by sprawdzić "a co będzie, jeśli..." jest wyjątkowo czasochłonne, a doba ma niestety ograniczoną liczbę godzin. Już teraz wiem wszakże jedno - to produkcja, na jaką od lat czekałem.

Na tym etapie nie będę jeszcze analizował fabuły, ponieważ po pierwsze za słabo ją poznałem, po drugie zaś boję się nawet mimowolnych spoilerów. Póki co ogólne odczucia przypominają właśnie serię BG - nasza postać jest w pewien sposób naznaczona przez siły wyższe, gdzieś w oddali dzieją się niewyjaśnione i tajemnicze rzeczy, a my zaczynamy przygodę od desperackich prób wyjaśnienia co się tak naprawdę dzieje, powoli wplątując się w sieć intryg i powiązań.

Świetne jest to, że bardzo mało tu - zarówno w konstrukcji świata, jak i opowieści - wyraźnych podziałów na dobro oraz zło. Oczywiście pojawiają się postacie, czy nawet grupy, których etos można by zamknąć w relatywnie prostych i jasnych ramach, jednak stanowią one wyjątki. Dużo więcej tutaj wszelakich "grup interesu", czy etosu wynikającego z wiary w konkretne bóstwo, sporo też postaci po prostu dramatycznych. Na ich motywację i działania wpływają więc zazwyczaj czynniki bardzo ludzkie, wszelakie słabości, uprzedzenia, czy nawet namiętność. Sporo tu zdrady, kłamstw, oszczerstw i powszechnego wykorzystywania innych do własnych celów. Jak w życiu. Pod przykrywką mistycznego fantasy kryje się bardzo dojrzała gra.

System zadań jest dość tradycyjny, z klasycznym podziałem na główny wątek oraz misje poboczne. Choć tych drugich nie liczymy w setkach, nadrabiają to zawsze jakąś ciekawą opowieścią w tle, nie raz potrafiąc zaskoczyć, czy nawet wzruszyć. Sporo tu co prawda zadań bardzo prostych (idź, pogadaj, zabierz, odnieś), jednak warto robić choćby dla wspomnianych historii. A nieźle napisanych dialogów tu nie brakuje, chociaż przyznam szczerze, że jak na razie trochę brakuje mi większej dawki dystansu twórców do własnego dzieła. W rozmowach dominuje raczej poważny nastrój, brak tu błyskotliwości znanej z Wiedźminów, czy inteligentnych żartów "Larianów". Pochwalę natomiast polską wersję językową. Jest po prostu świetna.

O mechanice rozgrywki napiszę bardziej szczegółowo w recenzji, jednak jest to kolejny wielki atut Pillars of Eternity. Mechanizmy stojące za rozgrywką są złożone i wielowarstwowe, zarówno w kontekście walki, czy rozwoju postaci, jak i - co szczególnie mnie ucieszyło - interakcji społecznych. Jedyną wadą może być dość wysoki "próg wejścia" dla osób nieobznajmionych z tego typu mechanizmami - już na starcie musimy przyswoić całkiem sporą dawkę wiedzy. Absolutnie genialnym posunięciem jest przyporządkowanie do niektórych kwestii różnych form nasycenia emocjonalnego, co z czasem, po odbyciu wielu rozmów, buduje reputację naszej postaci. I teraz uważajcie: od tejże reputacji może niekiedy zależeć, czy w ogóle jakiś BN zaproponuje nam zadanie! Rewelacja.

Wracając do wspomnianej już walki, powiem tylko jedno - to jest to, co najbardziej lubię. Choć darzę wielką sympatią systemy turowe, to jednak aktywna pauza jest zdecydowanie moim ulubioną formułą walki w grach cRPG. Potyczki są szybkie, gdy przeciwnik jest łatwy do pokonania, natomiast w przypadku większych zagrożeń możemy bez problemu pobawić się w koronkowe taktyczne planowanie. Dodatkowym atutem jest fakt, że zarówno mechanika walki, poziom trudności potyczek, jak i system zdrowia oraz zmęczenia są na tyle restrykcyjne, by z szacunkiem podchodzić do każdego wroga i szukać alternatywnych, bezkrwawych sposobów wykonania niektórych zadań. Obsidian wziął sobie też mocno do serca krytyczne uwagi odnośnie bety i w chwili obecnej interfejs gry jest relatywnie wygodny i przejrzysty.

Świat gry nie poraża może jakimś spektakularnym ogromem, jednak jest na tyle duży, by upakować w nim dużą liczbę ciekawych i różnorodnych miejsc. Nie zrażajcie się po odpaleniu gry małą ich liczbą widoczną na mapie - już po kilku godzinach odkryjecie nowe obszary. Całość przypomina najbardziej chyba BG2, teren został bowiem podzielony na mniejsze instancje, łącznie z obszarami "przejściowymi", czyli wszelakiej maści lasami, głuszami i borami. Poszczególne instancje nie są zbyt wielkie (znów kłania się BG2), jednak nie psuje to w żaden sposób zabawy.

GramTV przedstawia:

O tym, jak przemyślana i bogata jest to gra doskonale świadczy także, zazwyczaj kiepsko wykonany w grach cRPG, motyw związany z posiadaniem własnej bazy wypadowej. Dość szybko mamy bowiem okazję przejąć kontrolę nad niewielkim zamkiem. Co prawda nieco zrujnowanym i podupadłym, ale nie na tyle, by nie dało się go odbudować. Zarządzanie nasza twierdzą to niemal gra w grze, zresztą znacznie ciekawsza i bardziej angażująca (przynajmniej na etapie na jakim jestem), niż jej całkiem przecież niezły odpowiednik z Inkwizycji. Obsidian poszedł jednak na całość, dając nam tyle opcji, możliwości i aktywności, że zabawa w kasztelana osiągnęła poziom zaawansowania niemal bliski Twierdzy.

Oprawa graficzna to połączeni trójwymiarowych modeli ze starym, dobrym 2D w tle. Jest przejrzyście, estetycznie, bardzo podoba mi się też stonowany, realistyczny design zarówno architektury, jak i broni oraz pancerzy. Jedynym małym zgrzytem jest fakt, że gra nie jest dostosowana do proporcji ekranu 16:10, w efekcie czego na górze i dole ekranu uraczono mnie czarnymi paskami, na których pozostają zazwyczaj paskudne powidoki po okienkach Steama. Jakiś patch, panowie? Całość uzupełnia mocno kojarząca się z Baldurami muzyka i całkiem niezły dubbing najważniejszych kwestii dialogowych. Szkoda tylko ,że tak niekonsekwentny (lub zabugowany), wyniku czego między ekranami tej samej konwersacji potrafi nie raz zapaść cisza.

Na koniec jednak najlepsze. Obsidian. cRPG. Skomplikowana mechanika i wybory w dialogach. Póki co żadnego błędu.

Wciąż przecieram oczy ze zdumienia...

I odpowiadam wszystkim nadal wątpiącym. Tak! Brać! O-bo-wiąz-ko-wo!

Zapraszam i polecam. Myszasty.

Zaś kupić Pillars of Eternity możecie oczywiście w naszym sklepie

Komentarze
45
Skoorzasty
Gramowicz
31/03/2015 14:21

Czekałem na tą grę chyba od roku, nawet specjalnie kupiłem dla niej laptopa. Pograłem na razie 3 czy 4 godziny i mogę powiedzieć, że jest bardzo fajna, jedynie modele postaci trochę mi się gryzą, jakoś tak mi nie pasują do klimatu, ale to może dlatego, że ostatnio przypominałem sobie Baldura, a tam wygląda to inaczej. Co mnie denerwuje? Czytane dialogi przeszkadzają w czytaniu, zwłaszcza, że w napisanym tekście często jest jeszcze opis co dana postać w trakcie mówienia robi.

Usunięty
Usunięty
30/03/2015 21:57

> Jak nie dajesz sobie rady to zawsze jest poziom easy. Nikt Cię nie zmusza do grania na> średnim, czy trudnym.> Póki co poziom trudności jest w sam raz.Nie chodzi o dawanie rady, ale polecam przejść całe od nua na trudnym wzwyż + ekspert, to wtedy może zobaczycie o co mi chodzi i jest różnica między wyzwaniem, a byciem upierdliwym bo rozumiem, że zwiększając poziom trudności dochodzi więcej przeciwników a na path of the damned dochodzi jeszcze podwyższenie statów ale dowalenie do tego 2 odpoczynków sprawia, że żeby dojść do checkpointu musimy czesto wracać do góry co wiąże się z backtrackingiem przez 2 levele. O ile grą jestem zachwycony to pathfinding postaci i konieczność ich niańczenia wydaje się być nawet gorsza niż w baldurze, hitboxy postaci są ogromne co oznacza, że klinują się wszędzie nawet jak między nimi widzisz sporą lukę to i tak nic się w nią nie zmieści, a biegają często równie pokracznie co w świątyni pierwotnego zła. Zauważyłem, że zwiedzając nieznany poziom musze się gapić jak sroka w gnat czy tank biegnie przodem bo jak go coś przyblokuje to bywa nieciekawie. To wszystko sprawia, że podczas walk czuję pewien niesmak, oczywiście jest dużo bardziej taktycznie niż DA:I co nie znaczy, że nie mogłoby być lepiej. Na koniec nie chodzi o to żeby zmniejszać na easy, tylko żeby gra z kolejnymi poziomami trudności była większym wyzwaniem, szczerze powiedziawszy walki nie są dużo trudniejsze po prostu wymagają więcej "surowców" bo i przeciwników jest więcej, po prostu nie lubie przypadków jak DA:I gdzie zwiększenie poziomu skutkuje walką z grą a nie z przeciwnikami. Poza tym gra jest moim spełnieniem marzeń o BG3:P /rant

Kijkowaty
Gramowicz
30/03/2015 15:10

>> > No właśnie całkowicie z sensem.> > Gdyby nie było ograniczeń w korzystaniu z magii, to ta gra byłaby trywialna.>> Ale tu nie chodzi o to, że jest potrzebny odpoczynek tylko o to ze odpoczynki sa dwa> co zmusza nas do ciagłego wracania na powierzchnie, co irytuje szczegolnie na wyżych> poziomach trudnosci gdzie czesto ledwo po kilku walkach trzeba odpoczywać, a konieczność> powrotu jak jesteśmy w połowie poziomu i dzieje się cos ciekawego niesamowicie wkurza.>Jak nie dajesz sobie rady to zawsze jest poziom easy. Nikt Cię nie zmusza do grania na średnim, czy trudnym.Póki co poziom trudności jest w sam raz.




Trwa Wczytywanie