DmC Devil May Cry: Definitive Edition - recenzja

Łukasz Berliński
2015/03/18 16:30

Dante na konsolach nowej generacji w końcu rozprawia się z demonami tak, jak powinien to robić od samego początku.

DmC Devil May Cry: Definitive Edition - recenzja

DmC Devil May Cry od samego początku budził kontrowersje. Nowe wcielenie Dantego zrealizowane przez studio Ninja Theory spotkało się przed premierą gry z krytyką wiernych fanów serii. Gracze ponarzekali, a twórcy mający w swoim portfolio m.in. takie udane produkcje jak Heavenly Sword czy Enslaved: Odyssey to the West robili swoje i w ostateczności zamknęli usta wszystkim malkontentom dostarczając bardzo dobry reboot japońskiego slashera.

Teraz, po ponad dwóch latach od premiery DmC Devil May Cry, ukazuje się na konsolach nowej generacji Definitive Edition, będąca pełnym pakietem zawierającym wszystkie dodatki, ulepszoną grafikę i kilka nowych trybów rozgrywki. Powiecie, że to wyciąganie pieniędzy od graczy? Być może, ale kompletna edycja DmC Devil May Cry to obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy do tej pory nie mieli okazji zagrać w najnowszą odsłonę przygód Dantego. Tym bardziej, że póki co na najnowszych konsolach Sony i Microsoftu brakuje porządnych slasherów. DmC, mimo upływu czasu od wydania pierwotnej wersji, doskonale wypełnia tę lukę.

Nie będę rozpisywał się o samej grze, bowiem publikowaliśmy na naszych łamach już obszerną recenzję DmC Devil May Cry , pod którą w dalszym ciągu podpisuję się obiema rękami i do lektury której gorąco zachęcam. W Definitive Edition trzon gry w zasadzie się nie zmienił - to w dalszym ciągu porządny, satysfakcjonujący slasher, z przyzwoitą fabułą w tle oraz schematycznymi walkami z bossami. Poza podstawową wersją gry w tej edycji znalazł się także dodatek Upadek Vergila, w którym wcielamy się w brata Dantego tuż po zakończeniu fabuły głównej gry i przez dwie godziny poznajemy nie tylko historię Vergila, ale przede wszystkim korzystamy z nowych zdolności i broni drugiego bohatera.

GramTV przedstawia:

W tym momencie pojawia się pierwsza nowość, czyli tryb Pałac Vergila, podzielony na 60 pięter, na których kolejno musimy pokonywać hordy przeciwników. Jakby tego było mało, co 20 fal zwiększa się poziom trudności, więc lekko nie jest. Wiele osób zarzucało Ninja Theory, że DmC Devil May Cry był zbyt łatwy. Owszem, na normalnym poziomie nie stanowił większego wyzwania, ale twórcy wsłuchali się w głos graczy i udostępnili w Definitive Edition poziom Bogowie muszą umrzeć, w którym wrogowie pojawiają się z aktywnym Diabelskim zawieszeniem, a nasz bohater w trakcie rozgrywki nie może korzystać z żadnych przedmiotów.

To jednak nie wszystkie nowinki modyfikujące rozgrywkę w DmC Devil May Cry: Definitive Edition. Przede wszystkim wróciło manualne namierzanie przeciwników, co już samo w sobie dla wielu jest sporym hardkorem. Bo zróżnicowanych wrogów w grze jest całkiem sporo, a żeby otrzymywać jak najlepsze noty za styl musimy korzystać ze wszystkich rodzajów broni i kombinacji ciosów. Mało? Dorzućmy do tego tryb Turbo Mode, który przyspiesza rozgrywkę o 20%. Doprawmy to jeszcze dodatkowym modyfikatorem hardcore zwiększającym siłę obrażeń zadawanych przez oponentów oraz dostępnym na każdym poziomie trudności i nagle okazuje się, że nie tylko znamy na pamięć zawartość słownika polskich wulgaryzmów, ale i moglibyśmy spokojnie napisać jego drugie, rozszerzone wydanie.

To wszystko jednak nie zagrałoby tak dobrze, gdyby nie usprawnienie strony technicznej gry. DmC Devil May Cry w końcu doczekał się wersji, która płynnie działa w rozdzielczości 1080p przy zachowaniu 60 FPS. Wielu graczy nie dostrzega różnicy w wyświetlanych klatkach na sekundę, sam zresztą do takowych należę, ale dla porównania odpaliłem DmC na PlayStation 3 i. różnicę w płynności rozgrywki widać gołym okiem. Na PlayStation 4 gra wygląda zdecydowanie lepiej, choć to w dalszym ciągu nie jest ekstraklasa pod względem graficznym, ale w tak dynamicznych grach, w których starcia pędzą na złamanie karku, ważniejsza jest płynność animacji od jakości samych tekstur. A ta, dzięki 60 FPS-om, została zdecydowanie poprawiona.

Czy warto inwestować w DmC Devil May Cry: Definitive Edition? Tak jak już wcześniej wspomniałem, jeśli jeszcze nie graliście, to najlepsza okazja by nadrobić zaległości. Jeżeli też brakowało Wam w DmC wyższego poziomu trudności, Definitive Edition będzie dobrym wyborem, bowiem do pełnego wymasterowania wszystkich trofeów grę trzeba przejść kilka razy. A w standardzie 60FPS/1080p to sama przyjemność.

8,5
60FPS i 1080p robi różnicę
Plusy
  • 60FPS i 1080p
  • nowe tryby i modyfikatory rozgrywki
  • całe DmC w jednym pakiecie
Minusy
  • schematyczne starcia z bossami
  • graficznie to nie jest ekstraklasa
Komentarze
19
Usunięty
Usunięty
19/03/2015 21:19

> 30 a 60 to jest różnica, ale 120 a 60 już tak nie widać różnicy. Na prawdę, 90% osób> może się dobrze bawić w 30tu klatkach :P> Ale 60fps i 1080p to oczywiście dobra wiadomość.Gdy w standard wejdzie 60 fpsów już na całość to uwierz że znajdą się osoby które będą mówić że 60 fpsów to pokaz slajdów i liczy się tylko 120 fpsów xD.

Usunięty
Usunięty
19/03/2015 13:10
Dnia 18.03.2015 o 21:08, Zekzt napisał:

To inaczej - dla mnie skok z 60 na 120 nie jest tym samym "ogromnym" przejściem co z 30 na 60. Dostrzegam go, doceniam też mozliwosci solidnych monitorów 144hz, ale nie czuję tu takiego parcia jakie mam na płynne 60 klatek [a tu już w wielu dynamicznych tytułach mnie "trafia" jak optymalizacja nie wyrabia i tytuł nie chce tych 60ciu utrzymać tylko się buja ciągle w dół i w górę]

I słusznie. Progiem jest mniej więcej 50-60 fps, do tego momentu różnice są dość drastyczne, powyżej już trudne do wyłapania dla większości ludzi. Owszem, niektórzy będą widzieli różnice między 60, 80 czy 100, ale wielu ludzi powyżej 60 już świadomie będzie miało z tym problem.60 Hz wystarcza do komfortowego i spokojnego oglądania. Wszystko co powyżej to już luksus :-)Ciekawostka, stare monitory kineskopowe wyświetlały obraz przez puszczanie wiązki elektronów, która leciała od lewego górnego rogu przez kolejne linie. A że możliwości techniczne nie pozwalały na to, by dało się coś takiego zrobić kilkadziesiąt razy na sekundę, fps wynosiły ok 25, czyli zauważalnie mało dla praktycznie każdego człowieka. Dlatego zastosowano sztuczkę i wyświetlano na przemian co drugą linię, obrazy się nakładały i w ten sposób osiągano 50Hz, a później 60Hz jakie mieliśmy. Widać to wyraźnie na monitorach, które zostały nagrane.

Usunięty
Usunięty
19/03/2015 08:53

30 a 60 to jest różnica, ale 120 a 60 już tak nie widać różnicy. Na prawdę, 90% osób może się dobrze bawić w 30tu klatkach :PAle 60fps i 1080p to oczywiście dobra wiadomość.




Trwa Wczytywanie