Kody lekarstwem na rynek wtórny gier?

Zaitsev
2008/08/04 13:09

Nie tylko piraci uderzają w kieszenie studiów tworzących gry. Paradoksalnie także gracze kupujący oryginalne gry. Wszystko przez rynek wtórny, ale jak widać i na to znajdzie się rada.

Może w Polsce ten zwyczaj nie jest aż tak rozpowszechniony, ale w USA największe sieci sklepów z grami już od dawna umożliwiają swoim klientom sprzedawanie używanych gier. To oczywiście rozwiązanie dobre dla graczy, ale niezbyt dobre dla deweloperów, gdyż ogranicza uzyskiwane przez nie przychody. Jednak radę na to ma David Braben, założyciel studia Frontier Developments (mającego na koncie takie tytuły jak RollerCoaster Tycoon 3, Wallace and Gromit in Project Zoo czy LostWinds). Kody lekarstwem na rynek wtórny gier?

"Inną możliwością jest oferowanie dodatków, lub nawet części gry, za pomocą kart-zdrapek albo unikalnych kodów wsadzanych do pudełek. W ten sposób te dodatki będą możliwe do zdobycia tylko raz".

Naturalnie nie jest to odkrycie Ameryki - podobny system zastosowano przy chociażby Battlefield Bad Company, gdzie można zdobyć dodatkowe bronie np. za zarejestrowanie się na stronie internetowej Electronic Arts. Niemniej szaremu graczowi pozostaje liczyć, że te "dodatki" zostaną ograniczone właśnie do takich, niemających większego wpływu na zabawę, atrakcji jak ładniejsze pukawki czy jeden bonusowy poziom.

GramTV przedstawia:

Z drugiej strony niektóre tytuły aż żal sprzedawać i dlatego przez ładne lata zbierają kurz na półce. Dlaczego? Być może dlatego, że są dobre. Ale to tylko domysły...

Komentarze
56
Usunięty
Usunięty
07/08/2008 20:23

Rynek gier wtórny to ogromna machina , która pewnie na skale ogólnoświatową przynosi zyski idące w miliardy dolarów i właśnie to są miliardowe straty finansowa dla producentów gier , więc nic dziwnego że producenci chcą jakoś z tym walczyć. Moim zdaniem pomysł z kodami jest bardzo dobry , ja i tak nigdy nie kupuje używek , więc tylko bym na tym zyskał.

Usunięty
Usunięty
06/08/2008 13:01

> W czasie rozmowy z techsupportem gry nikt Ci nie powie " nie interesuje mnie jak to zrobicie,> ma działać albo zwracacie kasę",a przecież przy zakupie licencji tak to powinno wyglądać.Wydaje mi się, że to akurat niekoniecznie ma z licencją cokolwiek wspólnego. Jeżeli meble, które zamówiłam, nie spełniają wyznaczonych wymagań mogę truć stolarzowi, a kiedy ktoś wykonuje dla mnie usługę i robi to źle, idzie się i klaruje sprawę choćby dlatego, żeby potem móc być "klientem niezadowolonym". Z żadnym z tych ludzi nie mam umowy licencyjnej. Czemu nie robi się tego w przypadku gier? Bo klientom się nie chce (niezależnie od tego jaka jest ich relacja z licencjodawcą). Powszechnie akceptowana jest fikcja w postaci "minimalnych wymagań sprzętowych", krąży po branży przekonanie, że "liczy się gra a nie producent/wydawca" więc producent lub wydawca nie bywa zbyt często karany za prowadzenie niewygodnej lub wręcz nieprofesjonalnej polityki. A to oznacza, że czy będziesz nabywcą rzeczy, czy licencji, i tak nie będziesz traktowany poważnie. Bo o ile złe potraktowanie przez firmę X która robi zegarki, może się potem jakoś na firmie odbić, o tyle złe potraktowanie przez producenta/wydawcę Y, który nie wypuszcza łat i nie optymalizuje silnika, niewiele zmieni. Wydaje mi się, że właśnie na tym polega różnica.

Usunięty
Usunięty
06/08/2008 09:55
Dnia 05.08.2008 o 17:57, pkapis napisał:

> Licencja może zawierać nie tylko takie obostrzenia, np. może być ważna tylko w danym > kraju (soft kupiony legalnie w USA będzie piratem w Polsce), może być ważna tylko z danym > komputerem (Windows). Sorry, ale to nie jest prawdą. Licencja nie może Ci zabronić korzystać z softu w innym kraju ...

Dokładnie takie restrykcje narzucają np. licencje od Adobe (przynajmniej było tak jakieś 2 lata temu), ma to mniej więcej takie samo zadanie jak np. regiony w DVD czy gry PAL i NTST (przecież dla programu jest obojętne jak go będzie hardware wyświetlać). Przez takie zapisy, firma która chce być legalna zamiast kupić jakiś soft w USA za np. 3000 dolarów musi go kupić w Polsce za np 12 000 złotówek.Licencja jest tak naprawdę zwykłą umową, nie można z góry twierdzić,że czegoś nie może, bo to wszystko zależy od jej treści, np. ograniczona ilość instalacji danego programu (Bioshock, Mass Effect od EA), problem polega na tym, że nikt EULA nie czyta, a czasami aż włos się jeży na co się zgadzamy tylko po to aby pograć w gierkę...




Trwa Wczytywanie