Niestety, głupie pomysły nie umierają. Swordfish Studio widocznie się czymś zaraziło od Genuine Games i postanowiło zaserwować rzeszom graczy kolejny tytuł, który już w fazie produkcji znajduje się na równi pochyłej zmierzającej w kierunku miejsca oznaczonego jako "kolejny gniot".
Tym razem bohaterski, wszechwspaniały i niezwykle zajebisty 50 Cent oraz jego wierna niczym sfora psów ekipa G-Unit lądują na Bliskim Wschodzie, gdzie w pewnym pustynnym kraju toczonym przez wojnę grają koncert. Po tej artystycznej nirwanie, jaką raper zapewnia swojej widowni, przychodzi czas na finalizację zapłaty za pracę muzyków. Jak się okazuje, zamiast pieniędzy przygotowano dla raperów wysadzaną diamentami czaszkę – najlepszy bling-bling, jaki G-Unit widział na oczy. Błyskotka zostaje jednak doceniona nie tylko przez Afroamerykanów ze złotem na szyi, ale również przez międzynarodowy gang złodziei biżuterii. Biedni złoczyńcy tym samym narażają się na gniew bożyszcza rozentuzjazmowanych nastoletnich hip-hopowców. Jako że ten włada bronią palną lepiej niż oddział marines, walczy wręcz lepiej niż Steven Seagal i jest brutalny niczym James Earl Cash z Manhunt. W końcu życie rapera to nie bajka dla dzieci. Pomijając oprawę fabularną i ogólną koncepcję Blood on the Sand, spróbujmy, bez uprzedzenia w oku autora niniejszego tekstu, spojrzeć na plan rozgrywki, jaki autorzy będą chcieli zaimplementować do gry.Znaczna część akcji rozegra się na palonych słońcem bliskowschodnich ziemiach, władanych przez kartele narkotykowe, terrorystów i wrednych tubylców. W każdą z około dwudziestu misji 50 Cent zabierze ze sobą jednego z czterech dostępnych członków G-Unit. Każdy z nich zaopatrzony zostanie w unikatową dla siebie broń, co podobno ma pozwalać na obieranie indywidualnej taktyki.
Blood on the Sand będzie grą stricte arcadową. Pomimo systemu osłon, który dany zostanie graczom, jego używanie pozostanie jedynie opcją. Użytkownik sam zadecyduje, czy ma ochotę przejść produkcję jak taran, biegnąc i strzelając do wszystkiego co się rusza, czy też postara się popracować sprytem, pokonując kolejne lokacje kryjąc się za beczkami, skrzyniami i innymi elementami otoczenia. Gracz, kończąc każdy z etapów, otrzyma odpowiednią ilość punktów uzależnioną od sposobu, w jaki ukończył dany poziom. Punkty przyznawane są głównie za zabijanie. Każdy rodzaj śmierci, jaką zadamy wrogom, zostanie odpowiednio opunktowany i gdy zakończymy czyjeś życie w dany sposób, zostanie to odnotowane poprzez wyświetlenie na górze ekranu odpowiedniej informacji, przedstawionej w formie znaków drogowych. By zwiększyć swoją punktację, gracz będzie musiał postarać się łączyć zgony kolejnych wrogów w odpowiednie kombinacje, tworzące punktowe combosy. Co jakiś czas otrzymamy również minizadanie polegające na zlikwidowaniu oponentów w konkretny sposób w konkretnej kolejności. Wraz z kolejnymi ciałami leżącymi u stóp bohatera oraz punktami nabijanymi na licznik wzrastać będzie ilość pieniędzy umożliwiających rozwój postaci.Dobry beat Skoro w produkcję gry zamieszani są ludzie powszechnie uchodzący za muzyków, najlepszą stroną gry powinna oczywiście stać się ścieżka dźwiękowa. W części pierwszej nawet ten element lekko kulał z powodu złego doboru kawałków. Tym razem ma być zupełnie inaczej. Fani czarnych brzmień w wykonaniu G-Unit zostaną uraczeni nie tylko tymi już znanymi utworami, ale i kilkunastoma zupełnie nowymi. Ponadto kilku piosenek nie usłyszymy nigdzie indziej i zostaną one zarezerwowane jedynie dla Blood on the Sand.
Realizm urojony W stosunku do części poprzedniej kompletnej zmianie ulegnie grafika – nie jest to zaskoczeniem, w końcu poprzednik wydany został jeszcze na konsole poprzedniej generacji. Teraz czekają nas nowoczesne efekty świetlne i realistyczne miasta skąpane w piekącym świetle słonecznym. Ponadto już w chwili obecnej można dostrzec mocno nasyconą kolorystykę oraz zaskakująco podrasowaną muskulaturę głównych bohaterów. Ale nie wskazuję tego już na starcie jako błędu czy wady, bo chyba gra nie będzie pretendowała do miana symulatora czegokolwiek. Aczkolwiek, z nieznanych mi pobudek, autorzy przebąkują coś o realizmie, który chcą wprowadzić do gry. Tylko zastanawiam się, czym ma się ów realizm objawiać? Bicepsami a la Pudzian? Rozrywaniem przeciwników gołymi rękoma? Czy też kuloodpornym ciałem 50 Centa?
Mimo nienajlepszych prognoz liczymy, że 50 Cent: Blood on the Sand okaże się o wiele lepszy niż poprzednik.