South Park: The Fractured but Whole - recenzja - a co twój tata robi mamie w nocy?

Katarzyna Dąbkowska
2017/10/16 13:00
2
0

Kolejna porcja żartów fekalno-analnych w najgorszym wydaniu. Jesteście gotowi?

South Park: The Fractured but Whole - recenzja - a co twój tata robi mamie w nocy?

Pokazywanie aktów przemocy nie jest złem, póki nikt nie używa przy tym brzydkich słów – powiedziała Sheila Broflovski przemawiając do żołnierzy w filmie Miasteczko South Park. Jeśli brać pod uwagę te słowa, można wnioskować, że South Park: The Fractured but Whole będzie jedną z najbrutalniejszych gier tego roku. I z pewnością ohydnie zabawną.

South Park: The Fractured but Whole poprzedzał Kijek Prawdy. Z poprzedniej części mogliśmy dowiedzieć się, że nasi młodociani bohaterowie mają niezwykłe moce i mogą przywdziewać zbroje, by dokopać oponentom. Ile jednak można chodzić z zakutym łbem? Na pomysł zmiany profesji wpada Eric Cartman, który bierze się za ratowanie Mruczka, jednego z wielu kotów, które znikają nagle w tajemniczych okolicznościach z ulic miasteczka South Park. Nasza grupka bohaterów nie połasi się jednak na filantropijną pomoc biednym futrzakom, a na 100 dolców, które oferowane są w zamian za bezpieczny powrót Mruczka do domu. Jak wiadomo, rycerze słabo nadają się do ratowania kotów, tak więc Cartman wprowadza niezbędne zmiany do grupy – trzeba wdziać majtki na rajstopy i stać się superbohaterami. „Stówka” z pewnością pomoże na start wielkiej serii filmów i seriali z Szopem i Przyjaciółmi w rolach głównych. Oczywiście, wszystko ma się odbywać za zgodą potężnego Netfliksa, który, jak wiadomo, bierze teraz pod skrzydła każdy pomysł na serial, jaki można sobie wymyślić.

Pochodzenie mocy superbohaterów nie jest wytłumaczone w grze, choć w przypadku głównego bohatera Cartman ma na ten temat własną teorię. Otóż pewnej nocy Nowy, nasz bohater, obudził się i wszedł do pokoju rodziców, gdzie zobaczył, jak jego ojciec uprawiał seks z matką. Po tak traumatycznym przeżyciu dzieciak postanawia zostać superbohaterem i wraz z Cartmanem i spółką walczyć ze złem w South Park. Wraz z postępami w grze dowiedujemy się coraz więcej na temat naszego pochodzenia i na wzór Kijka Prawdy dopiero pod koniec gry dowiemy się, jak było naprawdę. Wierzcie mi, finał zaskakuje. Zresztą czego innego moglibyśmy spodziewać się po grze, w której twórcy robią sobie jaja z wycieczki matki Kanye'ego Westa do nieba czy pedofilskich zapędów wysoko postawionej persony z subwaya.

Mechanika rozgrywki w drugiej odsłonie serii uległa przemodelowaniu i, w moim mniemaniu, wyszło jej to na dobre. Kiedy pierwsza część przywodzi na myśl takie gry jak Paper Mario zmieszane z Earthboundem, tak druga przypomina bardziej serię Heroes of Might and Magic. Wprowadzono bardzo przydatną siatkę, po której poruszają się bohaterowie, a każdy z nich ma kilka ataków, które może wykonać jedynie na określonych polach. Każdy z nich ma też określone punkty siły, które wpływają na moc uderzenia.

Tym razem nie mamy strojów zmieniających nasze statystyki - odpowiadają za nie specjalne cechy charakteru zdobywane po drodze oraz artefakty (między innymi fidget spinner, Necronomicon czy dildo mamy). Podczas walki możemy korzystać z przydatnych pasków, informujących nas o tym, kto jest następny w kolejce, a także jakich ataków możemy użyć. Niestety, twórcy nie do końca przemyśleli rozłożenie pasków, bo w pewnych momentach zasłaniają one planszę powodując, że nie do końca widzimy, jaki jest zasięg danego bohatera.

Pojawił się również prosty w obsłudze system craftingu, który zakłada tworzenie zarówno specjalnych napojów niezbędnych w krytycznych momentach walki, jak i zwykłych przedmiotów, rzeczy potrzebnych do wykonywania misji czy wspomnianych artefaktów. Stroje wciąż możemy kolekcjonować i zmieniać w trakcie rozgrywki, ale prócz dziwacznego wyglądu nie wprowadzą one żadnych konkretnych zmian do gameplayu - mają po prostu cieszyć nasze oko.

Nie można nie wspomnieć o tym, że praktycznie każdy atak naszego głównego bohatera sprowadza się do wypuszczania z siebie soczystych pierdów. To, co wychodzi spomiędzy naszych pośladków, ma ogromną moc. Pierdy potrafią nie tylko wpływać na zdrowie, a nawet życie przeciwników, ale również pomagają w odkrywaniu zamkniętych lokacji. Gazy przydadzą się do wzbijania się w powietrze, usuwaniu lawy, rozwiązywania problemów z elektroniką oraz przesuwaniu ciężkich przedmiotów. Jak na South Park przystało, wszystko okraszone jest sporą dozą obrzydliwości. Wspomniane umiejętności wymagają zatem „wypierdywania” salwy w celu uniesienia się w górę, wpuszczania gazów wprost w nozdrza Scotta Malkinsona czy wsadzania świnki morskiej pomiędzy pośladki i wystrzeliwaniu jej w górę. W krytycznych przypadkach nasze bździny zakrzywią czasoprzestrzeń, dzięki czemu będziemy mogli cofać i zatrzymywać czas.

GramTV przedstawia:

Dla fana South Park ważne jest jednak to, że ta gra przenika się niejako z serialowymi przygodami w taki sposób, iż obie historie świetnie się uzupełniają. Co więcej, Trey Parker i Matt Stone w grze wciąż starają się w brutalny sposób odzwierciedlać problemy społeczne dotykające Stany Zjednoczone. Ciemnoskórzy z miejsca zatem uznawani są przez (skorumpowaną zresztą) policję za największe zło, które trzeba koniecznie usunąć z tego świata, Meksykanie wciąż są parobkami wykonującymi najdziwniejsze zadania za psie pieniądze, a obywatele z łatwością są ogłupiani przez „narkotykowych” bossów. Kwintesencją jest tutaj sama osoba naszego bohatera, który posiada niezwykłą moc. Nie będę ujawniać, co dokładnie może robić Nowy, ale dodam jedynie, że sprowadzi to niemałe problemy na jego rodzinę.

Dużą wagę twórcy przyłożyli do odkrywania tożsamości rasowo-płciowej, co momentami jednocześnie niepokoi i bawi. Jeśli zdecydujemy się na osobę ciemnoskórą, gra z miejsca stawia nam pozornie wysoki poziom trudności. Im jesteśmy bielsi, tym łatwiej nam w życiu. Wybór płci również kończy się serią komicznych rozmów z belframi, które owocują zmianami w systemie edukacji mającymi na celu dostosowanie się do nietypowej sytuacji. Oczywiście, z każdym „odchylonym” od normy pomysłem jesteśmy atakowani przez bandę rednecków próbujących wyprostować naszą skrzywioną naturę. Wzorem powiedzenia „ze skrajności w skrajność” dyrektor szkoły pozwala nam na dodatkowe walnięcie przeciwnika na planszy, kiedy ten użyje w stosunku do nas obraźliwego słowa i stawia na nogach pół kadry pedagogicznej, która nie do końca potrafi poradzić sobie z orientacją seksualną bohatera. Trey i Parker bezlitośnie traktują zarówno lewicę, jak i konserwatywną prawicę trafiając idealnie w słabe punkty obu „frakcji”. Uderzają też w social media, choć tym razem odchodzą również od „szopiej” wersji Facebooka na rzecz Szopstagrama. Selfiaki stanowią ważny element rozgrywki, pozwalając nam na zdobywanie kolejnych znajomych, ale i uwydatniają też te ciemne strony portali społecznościowych.

Całe piękno i absurd gry opiera się na tym, że poważne tematy poruszane są, jak w serialu, poprzez zabawę kilku chłystków. I kiedy już faktycznie wciągamy się w tę całą intrygę i patrzymy na to nieco poważniejszym okiem, gra doprowadza nas do łez przypominając, że tak naprawdę mamy tu do czynienia z dziećmi. Od czasu do czasu naszą krwawą walkę przerwie przejeżdżający po jezdni samochód albo niezdarny kuzyn Kyle'a, a stroje bohaterów pokazują, iż raczej nie pochodzą one z salonu Prady, ale z kuchennej szafki z przyborami typu folia aluminiowa i kawałek nici.

Już Kijek Prawdy wyglądał rewelacyjnie, naśladując animowany serial, tak więc przy The Fractured but Whole twórcy nie mieli zbyt dużo roboty - poprawili co trzeba było, wygładzili krawędzie i dodali trochę bajeranckich efektów, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do animacji. Nasi bohaterowie, tak jak w Kijku Prawdy, przemawiają dokładnie tymi samymi głosami co w serialu, tak więc nie ma się tu do czego przeczepić. Twórcy postawili też na świetne efekty dźwiękowe ataków, które sprowadzają się do dziecięcych „ziuuu”, „piu-piu” i innych tego typu zgrzytów. Idealnie pasuje to do klimatu rozgrywki.

Największą bolączką Kijka Prawdy była moim zdaniem długość rozgrywki - przejście trybu fabularnego zajęło mi około dziesięciu godzin. Aby zobaczyć napisy końcowe The Fractured but Whole potrzebowałam prawie 20 godzin, a warto dodać, że niespecjalnie zajmowałam się w tym czasie misjami pobocznymi i zbieractwem. Fakt, daleko South Parkowi do niektórych japońskich RPGów, gdzie po 90 godzinach wciąż błąkałam się po świecie gry, ale biorąc pod uwagę jak intensywną i przepakowaną ciekawymi pomysłami grą jest The Fracture but Whole, wydaje mi się to być idealnym wynikiem.

Na South Park: The Fractured but Whole czekałam ponad dwa lata, od kiedy pierwszy raz dane mi było zagrać w tę grę podczas targów gamescom. Nie wiem, czy nienawidzić twórców za to, że przesuwali premierę i kazali mi czekać jeszcze dłużej, czy ich kochać za to, że nie zawiedli moich oczekiwań. Ta gra jest do bólu brutalna, okrutna, politycznie niepoprawna i zafajdana bździnami. Jeśli nie lubicie South Parku, to nie macie tu czego szukać, to nie gra dla was. Jeśli zaś z niecierpliwością wyczekujecie następnego odcinka – lećcie w podskokach do sklepu – nie będziecie żałować.

9,0
Tylko dla graczy o mocnych zwieraczach.
Plusy
  • świetna i przemyślana fabuła
  • duża dawka żartów fekalno-analnych
  • oprawa graficzna
  • pomysł na superbohaterów
  • model walki
  • klimat rodem z South Parku
  • czy jest ktoś, kogo tu nie obrażono?
Minusy
  • nie do końca przemyślany interfejs podczas walki
Komentarze
2
Bambusek
Gramowicz
19/10/2017 21:05

Bohater gry akurat faktycznie widział, jak jego rodzice uprawiają seks - jest taki fragment w Kijku Prawdy :D 

Usunięty
Usunięty
16/10/2017 15:26

Gdyby ktoś miał ochotę zobaczyć recenzję wideo tej gry ;) https://www.youtube.com/watch?v=DxcMy-3mL-E