Gru, Dru i Minionki to niestety slapstickowa i kiepska animacja

Kamil Ostrowski
2017/07/02 11:00
2
0

Do ekipy składającej się z: Gru, Minionków, adoptowanych dziewczynek i Lucy dołącza zaginiony brat-bliźniak, tytułowy Dru. Czy z takiego zatrzęsienia postaci może wyjść coś dobrego?

Gru, Dru i Minionki to niestety slapstickowa i kiepska animacja

Będę walił prosto z mostu, bo pewnie wielu z Was trzyma młodsze rodzeństwo pod pachą i jest w połowie drogi do kina. Trzeciej części serii brakuje luzu i polotu swoich poprzedniczek. Do tego zupełnie przestrzelono z tematem podwójnego kryzysu tożsamości Gru i jego brata Dru, który występował przecież w tej czy innej formie w poprzednich odsłonach, wobec czego kolejna wypada powtarzalnie, a do tego niewiarygodnie. Bardzo szkoda, że nie poświęcono więcej miejsca np. siostrom: Margo, Edith czy Agnes, albo chociażby Lucy. Zamiast tego dostajemy poprawną, ale sprawiającą wrażenie wymuszonej i wyrwanej z innej bajki relacji Gru i jego nieznanego dotąd brata-bliźniaka. Ten ostatni jest grubo ociosany, mało charyzmatyczny, wobec czego ciężko jest w ogóle zwracać na niego uwagę, kiedy w tle biegają znane i lubiane postaci.

Dodatkowym problemem jest fakt, że o ile w Despicable Me 2 wprowadzono nową bohaterkę pozytywną (Lucy), która z miejsca spodobała się widzom, tak Dru zwyczajnie nie da się lubić i często irytuje, zajmując dużo czasu antenowego, a wnosząc do historii niewiele. Z nowych postaci sytuację ratuje nieco świeży arcywróg, którym jest Balthazar Bratt – wyrośnięty aktor dziecięcy z lat 80-tych, który stale odgrywa swoje serialowe alter-ego, stając się postacią komiczną i nacechowaną tyloma oryginalnymi przymiotami, że praktycznie staje się znakiem rozpoznawalnym filmu, chociaż teoretycznie powinien być nim Dru. Kocie ruchy Bratta odpowiadały za około dziewięćdziesiąt procent mojego śmiechu na sali kinowej.

Skoro przy śmiechu jesteśmy, to muszę skarcić scenarzystów i reżysera za kierunek w którym poszli w Despicable Me 3. Pierwszą odsłonę kochałem za to, że potrafiła zgrabnie rozśmieszyć mnie slapstickowym humorem, ale też przemycić coś więcej, trochę materiału dla widza powiedzmy, starszego. Przy czym mówiąc starszego, mam na myśli starszego niż kilka lat. Obecnie zdecydowanie więcej jest miejsca na humor właśnie dla kilkulatków – spadanie, uderzanie się w ściany, latanie z gołym tyłkiem, dziwne miny i okrzyki rodem z najgorszych telewizyjnych kreskówek (szczególnie na myśl przychodził mi znienawidzony przeze mnie Spongebob Kanciastoporty, który w moim mniemaniu odpowiada za dużą część przypadków diagnozowania ADHD na świecie). Ogólnie rzecz biorąc całość nie jest po prostu najwyższych lotów – praktycznie nie śmieszy Gru, Lucy ani dziewczynki, chociaż to przecież postaci z ogromnym potencjałem. Cały komediowy ciężar spada na arcywroga, swoje trzy grosze dokładają też Minionki, które rozśmieszyły mnie raz czy dwa.

GramTV przedstawia:

Również fabularnie Gru, Dru i Minionki rozczarowują. Całość jest poszatkowana na wiele wątków, przy czym żaden z nich nie jest satysfakcjonujący. Relacja Gru i Dru odpowiedniej dynamiki dostaje na chwilę w samej końcówce filmu, a w tak zwanym „międzyczasie” poruszane jest chyba z dziesięć wątków, a każdemu z nich poświęcono dwie, czasami trzy sceny. W ten sposób załatwiane są: konfrontacje dziecięcych marzeń Agnes z rzeczywistością, kiełkujące dojrzewanie Margo, matczyne zapędy Lucy, nowa szefowa agencji super-agentów i parę innych. To się nie godzi. Ktoś powinien powiedzieć scenarzystom, że mniej to więcej.

Marudzę i marudzę, ale czy Despicable Me 3 to naprawdę aż takie dno? Powiem tak: tragedii nie ma, oglądać można bez bólu. Uczciwość wymaga przyznania się, że parę razy się zaśmiałem. Przy tym na plus trzeba zaznaczyć, że film trzyma przyzwoite tempo, więc raczej nie będziecie się nudzić. Fajna jest choreografia tańców Bratta i muzyka w ogóle. Problem w tym, że tam gdzie film nie jest słaby, tam jest średni, a średni z plusem to za mało, żeby usprawiedliwić wyjście do kina.

Największą zaletę Despicable Me 3 stanowi fakt, iż jest wciąż przyzwoitym zamknięciem serii. Zdaje się, że i twórcy o tym wiedzą, bo worek z historią nietypowej rodzinki sznurują mocno, aby przypadkiem nie tworzyć wrażenia, że w najbliższym czasie powinniśmy spodziewać się kolejnej odsłony. Powiem szczerze – to bardzo dobrze. Jeżeli marka ma zaliczać spadek formy, to lepiej żeby największy superzłoczyńca/superagent na świecie trochę odpoczął, albo w ogóle przeszedł na emeryturę. „Minionki” dobrze się kojarzą, osobiście wspominać będę tę serię ciepło, ale wszystko wskazuje na to, że materiał się zmęczył na dobre. Do kina iść nie doradzam, ale skoro już musicie, to pamiętajcie tylko, aby nie spodziewać się zbyt wiele.

Komentarze
2
Blackhand
Gramowicz
03/07/2017 17:21

No to poczekam aż na DVD wyjdzie i kupię z jakąś "gazetą" albo w Biedronce :D. Po pierwszym trailerze osobiście humoru wysokich lotów się nie spodziewałem (Gru w negliżu, fuj), za to Baltazar mnie zaintrygował, wygląda, że najlepszy arcyłotr w serii :D.

Szczerzcie się, ponoć sequel Minionków powstaje więc tak ostatecznie temat Gru i jego wesołej paczki chyba nie został wyczerpany.

Usunięty
Usunięty
02/07/2017 15:48

jak kasa sie zgadza to i scenariusz sie znajdzie na nastepne czesci