Wersje demo powróciły. To jakiś cud

Kamil Ostrowski
2017/04/08 17:00
6
0

Znów możemy sprawdzić grę przez zakupem. Rynek zawrócił swój bieg. Gracze odzyskali utracony przywilej. Szok, niedowierzanie i miliony pytań bez odpowiedzi.

Wersje demo powróciły. To jakiś cud

Był taki okres, w którym dałbym sobie rękę uciąć, że wersje demonstracyjne na dobre zniknęły z rynku gier wideo. Wydawcom oczywiście taki trend był na rękę. Przygotowanie wersji demonstracyjnej to po pierwsze, relatywnie wysokie koszty, bo grę trzeba pociąć, przygotować i rozdystrybuować, a to wszystko „za darmo”. O ile dobrze pamiętam, właśnie na kwestie finansowe powoływała się spora część producentów, usprawiedliwiając odejście od przygotowywania próbek na potrzeby potencjalnych klientów. Drugim argumentem był czas i ubytek siły roboczej, bo przecież do przygotowania dema trzeba również oddelegować odpowiednią ekipę, najlepiej z teamu przygotowującego właściwy produkt. Po drugie, producent tracił niejako przedwcześnie kontrolę nad procesem reklamowania i dystrybucji informacji (nie daj Boże jeżeli demo wychodziło przed premierą!). Każdy mógł wyrobić sobie zdanie na własną rękę, opierając się o udostępnioną próbkę. Bez wersji demonstracyjnej laika, nie czytającego prasy, ani mediów branżowych, nie szukającego filmików i recenzji w sieci, łatwiej jest marketingowo zbajerować i namówić go na zakup pełnej wersji „w ciemno”.

Krótko mówiąc – brak wersji demonstracyjnych działa na korzyść producentów. Pomimo więc tego, że dystrybucja wersji demo była coraz łatwiejsza, gracze dali się przekonać i bezproblemowo poszli na rękę twórcom. Działania, które do pewnego momentu zostałoby uznane za swego rodzaju faux pas, które mogłoby sprowokować zirytowanych klientów do bojkotu, stały się powszechną praktyką. Rzecz jasna gracze, jak to gracze, łyknęli sprawnie wszystkie przygotowane naprędce tłumaczenia. Gorzką pigułkę gładką nowomową wepchnięto nam do gardła, uparcie twierdząc, że obniżenie kosztów i odciążenie deweloperów będzie równało się lepszym produktom.

Podsumowując - pogodziliśmy się już z brakiem możliwości wypróbowania. Fakt ten jest na rękę producentom, którzy dobrowolnie nie wrócą przecież do dawnych praktyk. Więc czemu do diaska ni z tego, ni z owego znów pojawiają się wersje demo? W ostatnim czasie dostały je między innymi Cywilizacja VI, Halo Wars 2, Mafia III, DOOM, NieR: AUtomata, Gravity Rush 2 czy ReCore, żeby tylko wymienić większe tytuły. Owszem – na próbki gier często czekamy dosyć długo, nie raz miesiącami (vide wspomniane Cywilizacja VI czy Mafia III), niemniej coraz częściej bezpiecznie jest założyć, że jakaś forma dema jest lub będzie dostępna.

Właśnie „jakaś forma dema”. Renesans przeżywają wersje demonstracyjne w starym znaczeniu tego słowa, ale także nowe formy udostępnienia możliwości wypróbowania różnych produktów przed zakupem. Subskrybenci usługi EA Access mieli jeszcze przed premierą najnowszej superprodukcji Bioware dostęp do aż pierwszych dziesięciu godzin Mass Effect: Andromeda. Regularnie, w stosunku do produkcji rozmaitego rodzaju, ale głównie oferujących bogaty multiplayer, organizowane są tak zwane „darmowe weekendy”. Swoistą formą udostępniania wersji demo są również niektóre formy dystrybucji free-to-playówek – mowa tu o przypadkach nieco agresywniej monetyzowanych produkcji. Pod wieloma względami jest więc nawet lepiej niż było, bo o ileż bardziej wartościowa jest możliwość rozegrania darmowego weekendu czy pierwszych dziesięciu godzin gry od krótkiego, okrojonego dema!

GramTV przedstawia:

Okej, moment, moment... Dlaczego wersje demonstracyjne coraz częściej się pojawiają, skoro nie jest to na rękę producentom? Bynajmniej nie jest to zasługa samej społeczności graczy, która jak już wspominałem, niczym rasowy pelikan łyknęła gorzką pigułkę i przeszła nad brakiem wersji demo do porządku dziennego. Co tu dużo gadać, najwięcej dla rynku zrobili sami producenci, którzy dostarczają nam zbyt dużo wysokiej jakości produktów. A wysoka jakość, to duża konkurencja.

Ogromna inflacja cen gier wideo, rozmaite usługi abonamentowe oferujące dostęp do sporej i „darmowej” biblioteki i powrót wersji demonstracyjnych mają te same źródło. Źródłem jest potok świetnych produkcji, który zalewa nas od lat. Gigantyczna, nadmuchana już wręcz bańka gamedevowa, wkłada w ręce każdego chętnego środki i czas niezbędny do stworzenia porzadnej gry wideo. Zyski inkasują też wielcy wydawcy, którzy zresztą są obecnie oceniani wysoko przez inwestorów. Jeżeli już mają jakieś problemy, to związane z ewentualnym wrogim wykupem przez inne firmy, które mają jeszcze więcej kasy (vide Ubisoft). Oczywiście w związku z tym gracze na całym świecie dostają do swojej dyspozycji ogromne ilości wirtualnego dobra. Nie raz już pisałem o tym, że nawet mocno zaangażowany gracz nie ma obecnie fizycznej możliwości sprawdzenia chociażby ułamka gier wartych uwagi.

Klęska urodzaju trwa od około 2015 roku, ale nasiliła się ostro w ubiegłych kilkunastu miesiącach. Chyba wszyscy gracze na całym świecie odnoszą wrażenie przesytu, potwierdzają to zresztą dane chociażby ze Steama. W takim wypadku role się odwróciły – czasy traktowania graczy byle jak się skończyły, zaczęło się dopieszczanie i namawianie. Stąd między innymi wersje demonstracyjne, darmowe weekendy i inne formy zachęty dla miłośników wirtualnej rozgrywki. Klienta nierzadko trzeba zachęcić chociażby do tego, aby w stronę danego tytułu raczył spojrzeć. Stąd twórcy często dopieszczając produkcję już po premierze, nie ustają w wysiłkach aby poprawić wyniki sprzedaży. Musicie przyznać, że takie traktowanie jest odświeżające. Formą takiego „głaskania” jest również wypuszczanie wersji demo.

Mamy wyjątkową sytuację. Gracze odzyskali coś, co stracili. Po wielu latach ukracania kolejnych „przywilejów” branża zrobiła krok wsteczna ścieżce do dalszego wyciskania konsumenta, dzięki czemu kupowanie gier wideo mniej przypomina kupowanie kota w worku. Mam tylko szczerą nadzieję, że takie praktyki producentów znajdą odbicie w wynikach sprzedaży, bo w przeciwnym wypadku możemy zaliczyć powtórkę z historii. Chyba nikt z nas tego nie chce. Czemu jednak mam wrażenie, że w przypadku pojawienia się kryzysu i cięcia kosztów znów musielibyśmy pożegnać się z wersjami demonstracyjnymi?

Powyższy felieton wyraża osobiste poglądy autora/autorki i nie może być utożsamiany z całą redakcją portalu.

Komentarze
6
Usunięty
Usunięty
10/04/2017 10:45

W pewnym momencie gry stały się zbyt dużym biznesem i uczciwość zaczęła zanikać. A właśnie pozwolonie zagrania w swoją grę graczom jest wobec nich uczciwe. Na chwilę szczerze pozwalamy klientom zapoznać się z produktem i wybrać czy chcą go kupić czy nie. DOOM? Cywilizacja? Wybitne gry, więc dlaczego bać się wydać demo?

Oczywiście demo może przekłamać, na niekorzyść (co oznacza że po prostu trzeba się postarać tworząc demo) albo na korzyść (wielu mówiło że pierwsze godziny z No Man's Sky były świetne, więc demo pokazujące początek gry mogłoby zachęcić do kupna jeszcze bardziej).

zadymek
Gramowicz
08/04/2017 23:48

" W ostatnim czasie dostały je między innymi Cywilizacja VI, Halo Wars 2, Mafia III, DOOM, NieR: AUtomata, Gravity Rush 2, ReCore czy Doom, żeby tylko wymienić większe tytuły. "

Ja: Wymieniłeś DOOM dwa razy.

Autor: Lubię DOOM.

;)

Gregario
Gramowicz
08/04/2017 22:54

Kiedyś wersje demonstracyjne pojawiały się przed premierą gry a teraz jest odwrotnie. Trochę to dziwne ale... Kiedyś też dema potrafiły wyglądać  zupełnie inaczej niż późniejsza pełna wersja gry (np. zawierały unikalne poziomy zaprojektowane specjalnie dla dema) a teraz to na 99% początek gry. Dla mnie współczesne dema zaczynają też trochę wyglądać jak znak od twórców gry: "połataliśmy grę, usunęliśmy bugi, da się grać bez zgrzytania zębami, możecie sprawdzić".




Trwa Wczytywanie